DOM Z PAPIERU



sobota, 30 kwietnia 2011

Zaczęło się tak niewinnie...

Alle Condie Dobrani - wydawało mi się, że to łatwa, bezproblemowa lektura
o życiu w Społeczeństwie w nieokreślonej przyszłości. Romans Cassii i Xandera - partnera dobranego w wyniku selekcji, z którym miała żyć długo i szczęśliwie. Pewnie tak by się stało, gdyby na ekranie nie pojawiła się przez pomyłkę twarz innego chłopca. Za tym wątkiem podąża większość nastolatek (wystarczy kliknąć na recenzje). Finał przewidywalny, ale pewności nabierzemy po ukazaniu się kolejnych tomów.
W trakcie czytania próbowałam się wpasować w nakreśloną rzeczywistość. Parę rzeczy - nie powiem - super. Miałabym zapewnione dobre życie do osiemdziesiątki. Bez chorób, zmartwień, bo o wszystkim myślą "oni". To nic, że na pożegnalnym bankiecie dostałabym truciznę, ale ta gwarantowana 80-tka brzmi całkiem nieźle. Nie musiałabym się odchudzać. Kalorie policzone, a zbilansowane  cieplutkie jedzenie podjeżdża prosto do domu. Po pracy rozrywka. Wybór między kanonem 100 Wierszy, 100 Piosenek, 100 Opowieści. Reszta to eliminowane relikty przeszłości. Artefakty można obejrzeć w muzeum. Długo by tak wyliczać, bo świat przedstawiony jest bardzo realistyczny. I od razu dodaję - zaciekawia. W którymś momencie jednak pojawia się niepokój. Oczami Cassii obserwujemy stopniowo odsłanianą maszynerię: stała obecność funkcjonariuszy, podsłuch, wszechobecna kontrola (nawet snów), manipulacje. Nie wolno biegać, nie wolno się denerwować, brak możliwości dokonywania wyborów...  Czas na słowo najważniejsze - wolność. A właściwie jej brak.
I myślałam, że moje rozważania pójdą w tym kierunku. Można przecież porównać utopie i antyutopie. Można nawiązać do filmów. Właśnie obejrzałam The Book of Eli (Księga Ocalenia), gdzie toczy się walka o ostatni egzemplarz Biblii. Postapokaliptyczny świat 30 lat po totalnej wojnie. Samotny bohater Eli jako strażnik Księgi broni nadziei. Znamienny dialog:
- Czytujesz?
- Codziennie.
- Ja też. Zabawne.(...) Jesteśmy przyszłością.
Wzruszająca Solara -  w tej roli Mila Kunis (partia w "Czarnym łabędziu").

Tyle pięknych książek, filmów, więc o co mi chodzi? Najbardziej o to, że wszyscy sytuują przytaczane wydarzenia w dalekiej przyszłości. Czy naprawdę nie widać, że to  już się dzieje?
Sortowanie, dobieranie, eliminowanie... - słowa-klucze powieści Dobrani.  Duże koło musiałam zatoczyć, żeby połączyć tę książkę z eugeniką. Pewnie nie przyszłoby mi to do głowy, gdybym przypadkiem (!) nie obejrzała dokumentalnego filmu Grzegorza Brauna. Pełny tytuł to Eugenika - w imię postępu. Przedpremierowy pokaz i rozmowa z reżyserem tkwią w myślach i każą szukać.
Przeczytałam prawie wszystko to, co udostępnia Internet. Kupiłam już książkę E.Blacka Wojna przeciw słabym. Czym zatem jest tytułowa eugenika? To ideologia rozwijająca się od stu lat, według której należy dokonywać selekcji ludzi według określonych cech i reglamentować ich prawa - łącznie z prawem do zawierania małżeństw i posiadania dzieci. Z greckiego eugenes znaczy dobrze urodzony. Selektywne rozmnażanie było już sugerowane przez Platona, który utrzymywał, że reprodukcja człowieka powinna być kontrolowana przez władze. W historii świata wynaturzenia takie mogliśmy obserwować w postaci segregacji rasowej, przymusowej sterylizacji, eksterminacji upośledzonych umysłowo, a dzisiaj w zakres eugeniki wchodzą też poradnictwo genetyczne i świadome rodzicielstwo. Film G.Brauna wychodzi od przemilczanej historii i trafia w centrum współczesnych kontrowersji wokół procedur zapłodnienia in vitro. Warto mieć swoje zdanie, dlatego dla zaciekawionych informacja, że telewizyjna premiera będzie miała miejsce 14 maja w drugim programie o godzinie 16.50.

Nie byłabym sobą, gdybym i na tę okoliczność nie znalazła poetyckiej strofy. Nie przychodzi mi nic innego do głowy, niż mamrotanie siwego staruszka podwiązującego pomidory w Miłoszowej Piosence o końcu świata:

Innego końca świata nie będzie.
Innego końca świata nie będzie.

10 komentarzy:

  1. Ja nie wiem ile masz lat, ale jeżeli nie jesteś polonistką to koniecznie idź na polonistykę. Twoje profesjonalne recenzje trafiają do serca.

    OdpowiedzUsuń
  2. ~Piotrze miły! Piszę o tym, co myślę i czuję, dlatego akurat na profesjonalistę się nie nadaję. Dlatego również nie zamieszczam wielu swoich opinii, żeby nie sprawić przykrości autorom, bo czasem najlepszą recenzją jest jej brak. Pewnie i tak by tu nie zajrzeli w moje skromne progi, ale nie mam prawa krytykować kogoś, jeśli innym się podoba. Dzięki za podtrzymywanie mnie na duchu, że ta pisanina ma sens! :):):)

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja droga, a właśnie powinnaś pisać to co myślisz.Ludzie czytają i kierują się opiniami, a obrazić autorów? chyba podatni są na krytykę jeżeli piszą.
    pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Montgomerry, to trudne. Czasem lepiej chyba milczeć niż pisać, że coś się nie podoba. Mam właśnie problem, bo na spotkanie DKK powinnam przeczytać "Cukiernie...". Jestem w połowie pierwszego tomu i nie mogę się przekonać. Mam być też na spotkaniu autorskim, kobieta jest bardzo miła, medialna. Jak tu źle napisać, gdy wkoło same ochy i achy? Wolę sto razy "Noce i dnie" albo "Lalkę". Ot i problem. Ale się staram. Pozdrawiam cieplutko:):):)

    OdpowiedzUsuń
  5. Masz rację, Nowy Wspaniały świat nas dogonił, i już tu jest.
    Czytadła z bioetyką w tle to w pewnym sensie mój konik. Co jakiś czas sięgam, i kończy się to wielkim zgrzytaniem zębów (link2,
    link).
    Rozejrzę sie za filmem (premiera TV nie dla mnie, gdyż nie mam TV).

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Izo, ważny temat! Zajrzałam do Twoich recenzji. Jestem po lekturze dwóch książek Picoult: "Krucha jak lód" i "Bez mojej zgody". Więcej nie przeczytam - głównie ze względu na powtarzalność tematu. Opinie o autorce entuzjastyczne i za najbardziej niebezpieczne uważam to, że czytelnik ustawia się po stronie pokrzywdzonych, owszem, ale nie podkreśla się faktu, dlaczego zaistniała taka sytuacja. Nie doczytam potępienia in vitro ani aborcji na życzenie. W Polsce też już są procesy z tytułu "niedobrego urodzenia", ale dość cicho (poza panią A.T.), a taka literatura ma nas oswoić i wprowadzić na barykady do walki z ciemnogrodem. Tak to odbieram. Dużo by można...
    Co do filmu - Grzeorz Braun po projekcji odniósł się do kwestii nabycia krążka z filmem - nie może być rozpowszechniony przed wyświetleniem w telewizji, ale potem owszem. Będę polecać na prawo i lewo. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Dokładnie- w "Bez mojej zgody" akcent przesunięty jest na trudy życia w rodzinie ze śmiertelnie chorym dzieckiem, a kwestia selekcji jest potępiona, ale metodą tak dookoła, że aż sie zastanawiam, kto miał wpływ na taki a nie inny kształt tej ksiązki (i kto za to wszystko płacił).
    Właśnie- dużo by można. Tu mam jeszcze jeden kamyczek do czytadłowego ogródka link, tym razem z zupełnie jawną pochwałą eutanazji nieuleczalnie chorych.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Izuś, coś mi się zdaje, że miałybyśmy dużo więcej do powiedzenia, niż można pisać na publicznym blogu:):):)
    Takie książki jak Picoult pisane są na zamówienie i mają nas przyzwyczaić - ba! wzbudzić litość! - a potem zło się czyni na nasze życzenie i dla naszego dobra. Gdyby wprost promowano eutanazję czy aborcję, byłby krzyk. Tak - mamy hymny pochwalne na cześć autorki, która produkuje wyciskacze łez. Oj, żebyś słyszała, jaką dziś rozmowę toczyłam w pracy o in vitro! Ręce opadają. Na pytanie, czy słyszała o naprotechnologii, koleżanka zamilkła. Ja już wolę być ciemnogrodem albo moherem. Tak mi dopomóż Bóg.

    OdpowiedzUsuń
  9. Pozbawiasz mnie resztek złudzeń. Myślałam, że może Picoult siedzi okrakiem na barykadzie, ale ona po prostu zagospodarowuje bardziej odporne segmenty społeczeństwa:(.

    A ludziom już nie tylko miesza się dobro ze złem, ale przyczyna ze skutkiem (ile razy już słyszałam o tym, że pigułki anty LECZĄ niepłodność).

    Pozdrawiam i uciekam, bo ciśnienei spada i potomstwo dziś ekstremalnie marudzi.

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Izuś, dzięki za bycie tutaj i podtrzymanie na duchu, że warto bronić swojego zdania.
    A dzieci - ważna rzecz, o ile nie najważniejsza. Pozdrawiam całościowo.:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.