DOM Z PAPIERU



niedziela, 23 grudnia 2012

Dobrych Świąt

Jest cicho. Choinka płonie.
Na szczycie cherubin fruwa.
Na oknach pelargonie
blask świeczek złotem zasnuwa,
a z kąta, z ust brata płynie
kolęda na okarynie:
Lulajże, Jezuniu...
- K.I.Gałczyński

Wszystkim Gościom "papierowego domu" życzę  pięknych Świąt, otulonych dobrymi słowami. Bogu-sława

Dla mnie to też ważny czas, pełen rodzinnego gwaru. Na czytanie czasu nie znajdę, bo świat wiruje, ale z Bawarii przyjechała odsiecz  i z taką pomocą podołamy wszystkiemu.
Anielka dołącza się do życzeń:)

czwartek, 20 grudnia 2012

Książkowe tęsknoty

Kiedyś użalałam się, że nigdy w prezencie nie dostaję książek. Usłyszałam, że każdy boi się kupić, bo może akurat mam. Zatem robię listę tych, których absolutnie nie mam. Spełniają warunek, że są dostępne w księgarni i nie przekraczają cenowo normalnej granicy. Zatem pożądana dziesiątka - kolejność przypadkowa.


Dom - Zofia Starowieyska-MorstinowaZofia Starowieyska-Morstinowa Dom
To autobiograficzna opowieść zakorzeniona w ziemiańskiej tradycji. Gdy przeczytałam, że autorka włącza się do walki przeciw oszczerstwom o dworach i ziemiaństwie, zapragnęłam natychmiast.
 Anna Pawełczyńska Koniec kresowego świata
Autorka z tych starannie przemilczanych. Gdy natknęłam się na słowa: wykazała, że tylko wierność trwałym zasadom moralnym, przywiązanie do wolności i religii daje człowiekowi siłę oporu przed spodleniem się, wiedziałam, że to człowiek niepospolity. Będę szukać też Głowy hydry i O istocie tożsamości narodowej.
 Władysława Pawłowska Ucieczka z Sybiru. Z miłości do dziecka
Historia napisana przez życie. Droga z Kazachstanu niewyobrażalnie daleka, jeśli jednak w kraju czeka mały Jędruś, wszystko jest możliwe. Miłość do dziecka i wiara w Bożą Opatrzność pozwalają przetrwać.
 Romuald Koperski Pojedynek z Syberią
Syberia raz jeszcze, ale po latach i przemierzana terenowym samochodem. To nie tylko opis przeprawy, ale też spotkania z ludźmi. Chętnie, bardzo chętnie przygarnę.
 Wojciech Wencel Oda do śliwowicy i inne wiersze z lat 1992-2012
Za mało poezji w papierowym domu, zdecydowanie. Obiecuję poprawę. Słowa poety są mi szczególnie bliskie, jak również jego zaangażowanie w sprawy Ojczyzny. Jeszcze dowiedziałam się, że pisze książkę o Kazimierzu Wierzyńskim! Nie odkleję się od bloga, żeby nie przegapić dnia ani godziny, gdy dzieło się narodzi. Emigracyjny los Wierzyńskiego zasługuje na przypomnienie i sama powinnam dawno napisać cokolwiek. Tak zrobię.
 Mariusz Urbanek Broniewski. Miłość, wódka, polityka
Dalej niech będzie o poezji. Broniewski zawsze mnie intrygował i pisał wyśmienicie po każdej stronie barykady. Dlaczego tak lawirował, może się w końcu przekonam.
Jarosław Marek Rymkiewicz Głowa owinięta koszulą
Poeta bliski poecie. Rymkiewicz popełnił już wcześniej cykl: Żmut, Baket, Kilka szczegółów, Do Snowia i dalej... Wszystko to o Mickiewiczu. Kolejna z serii może rozstrzygnie w końcu, jak wygląda "bursztynowy świerzop". Podobno autor odkrył, że Hrabia nosił kolczyki. A jeszcze gdyby było mało, to rekonstruuje ostatni dzień życia Mickiewicza. Ba! Podaje listę podejrzanych trucicieli! Jak nie kupić?
Rafał Ziemkiewicz Myśli nowoczesnego endeka
No bo trzeba Ojczyźnie cztery godziny tygodniowo poświęcić, to chcę się dowiedzieć więcej, żeby to produktywne było. Endecja zawsze bliska sercu memu, więc lektura obowiązkowa. Bo może moje poglądy zestarzały się razem ze mną, a tu trzeba  z żywymi naprzód iść...
Kompedium patriotyzmu Dominik Zdort
To zapis wywiadów o polskości. Interlokutarzy bardzo ważni, m.in. wspomniany wyżej Wojciech Wencel. Tak lubię go słuchać/czytać!

Małgorzata Braunek Jabłoń  w ogrodzie, morze jest blisko
Żeby nie było tak poważnie, bogoojczyźniano, to czytam też całkiem inne książki. Nazywam je - kolorowe - nie wiem dlaczego. Warunek -  lubię bohatera. Do takich osób zaliczam rozmówczynię Artura Cieślara. Lubię patrzeć, gdy cała się uśmiecha i chętnie przysiadłabym, pogawędziła...
Wystarczy na dziś. Wybaczcie rozrzucenie treści, ale "ściągałam" zdjęcia z sieci i były w różnym formacie. Przy okazji właśnie - zdjęcia wyjątkowo nie są mojego autorstwa ( księgarnie wysyłkowe, wydawnictwa...), więc autorów za "pożyczenie" bez pytania przepraszam.
Teraz czekam, aż anieli sprowadzą siły sprawcze:)

niedziela, 16 grudnia 2012

Odtrutka na politpoprawność

Rocznica ogłoszenia stanu wojennego nastroiła mnie nostalgicznie. Zgodnie z zamówieniem Mikołaj przyniósł mi dwie nowości.
Książka Tadeusza M. Płużańskiego otwiera nową serię - Bibliotekę "Naszej Polski".
Oprawcy. Zbrodnie bez kary są kontynuacją tematów poruszonych w  Bestiach tegoż autora (recenzja tu). Nadal klimat polityczny nie sprzyja rozliczaniu komunistycznych zbrodni. Sądy III RP nazywa się "umarzalniami". Nie został skazany ani jeden sędzia czy prokurator stalinowski; wyrok usłyszały płotki, nieliczni brutalni śledczy. Nie jest jednak celem publikacji zemsta, lecz zwykła ludzka sprawiedliwość. Skoro oprawców nie można ukarać, można ich przynajmniej opisać. Jeszcze raz czytamy ich biografie, dziś starannie wyretuszowane, zaglądamy im w oczy na licznych fotografiach, zstępujemy do miejsc kaźni... Widzimy szersze tło. Jak doszło do zagłady polskich elit, jak pozostałych wystarczyło przerobić na homo sovieticus, a skutki sowieckiego planu zagłady polskości widzimy i dzisiaj w postaci zgubnego relatywizmu, braku przywiązania do tradycji, wartości. W tak stworzonej rzeczywistości widać jak na dłoni i inne sprawy, których pominąć nie sposób, chociażby akcja robienia z nas narodu morderców. Szerzej o tych procesach w kolejnej publikacji.

Leszek Żebrowski Mity przeciwko Polsce. Żydzi. Polacy. Komunizm 1939-2012.
To drugi tom Biblioteki "Naszej Polski". Zawiera wybór artykułów zamieszczanych we wspomnianym tygodniku. I dobrze, bo gazeta - choćby najlepsza - w końcu trafi kiedyś na makulaturę, a książka przetrwa ku pamięci następnych pokoleń. Z układu wynika, że felietony powstawały pod wpływem aktualnych wydarzeń czy w wyniku rozdrapywania naszych sumień, zatem nie trzeba ich czytać chronologicznie. Wybieram najpierw tematy najbardziej interesujące - znane i te, o których ledwie słyszałam. Zażywam odtrutkę na "pokłosia" i "pogrossia" (terminy S.Michalkiewicza), odkrywam szczegóły życia seksualnego żołnierzy Gwardii i Armii Ludowej, rozszerzam wiedzę o mordzie na Polakach w Bykowni, po raz kolejny poznaję dowody na istnienie KL Warschau, o których "nie mają pojęcia" media, oczywiście jest mowa o wysiedleniu Niemców i wypędzeniu Polaków... Wszystko opisane rzetelnie, z odwołaniem do dokumentów, wszak pisze historyk. Jaka to książka? Podsumowuje M.J.Chodakiewicz: Pisana z zacięciem, z humorem, ze swadą, bez kompleksów, wykrzyczana w twarz, gniewna, dumna, buntownicza, sardoniczna, zaangażowana. Czekam na kolejne tomy. Czas rozprawić się z tajfunem kłamstw, którymi jesteśmy codziennie raczeni. Stop zacieraniu historii.

Obie książki pochodzą z Wydawnictwa SZANIEC, które opuściły z datą 2012 r.

sobota, 8 grudnia 2012

Między sierpem a młotem

Patrzę na zaokienny termometr. Minus dziesięć. Tylko...
Od głodu,
od pochodów,
od deszczu, od wszy, od powietrza na wietrze w skos prutego twarzą,
od ognia - kiedy nocą odejść ci go każą,
od tajgi, co do kolan moczarem namaka,
od urwanej podeszwy, od skradzionego chlebaka - wybaw nas Panie!
Od tundry, twarzą w niebo leżącej na wznak,
od zmory białych nocy,
od komarzych młak,
od nagłych a niespodzianych wymarszów ponocnych,
od świtów ołowianych
i zmroków popielnych
- Święty Boże,
- Święty Mocny
- Święty a Nieśmiertelny
- wybaw nas Panie! [...]
Czytam od kilkunastu godzin, rozglądam się nieprzytomnym wzrokiem, pochylam się znowu. Jaką drogę przebyła polska arystokratka w ciągu kilku miesięcy, zanim stała się świerzbowatą łachmaniarą pod biegunem? O książce Beaty Obertyńskiej W domu niewoli słyszałam już na studiach, ale tyle ważnych spraw mnie pochłaniało, tyle niepotrzebnych książek po drodze przeczytałam! W końcu jest i uderza z siłą niespotykaną. Siłą jest spokojna narracja, relacjonowanie wydarzeń, miejsc, spotkań i doświadczeń. Losy tych, których autorka spotyka, mówią o milionach represjonowanych przez sowiecki ustrój. Bolszewicki system miażdżył wrogów i swoich, więc mam przed sobą obraz życia w kolejnych więzieniach - lwowskie Brygidki, potem Kijów, Charków, Chersań, znów Charków i ostatni przed łagrem, budzący grozę Starobielsk. Bo tiurmy są wszędzie! Jak Rosja długa i szeroka, wzdłuż linii kolejowych, czyhają na ludzi te wrogie, nienawistne, nienasycone mury, łykając swój żer dniem i  nocą jak rok długi. [...] Cóż to za straszny młyn - taka tiurma! Miele ludzką plewę, przesypuje, zgarnia znów, miażdży, rozciera. Każdy ślad zostawiony po sobie był zacierany, a jednak w Charkowie z niewiadomych powodów ocalała ściana z tysiącami napisów. Dziwny, upiorny zgiełk tych ścian, niemy, splątany ich krzyk, ten rozpaczliwy wysiłek zostawienia po sobie śladu, znaku...
Dlatego czytam, choć co rusz muszę wycierać okulary.
Nie da się streścić tej książki. Żadne słowa - moje przynajmniej - nie oddadzą grozy tych chwil. Choć prawie nie ma tu wycia katowanych, egzekucji. Są cele, walka o godność, konflikty, bo depczą po sobie kobiety z tak różnych światów, są opowiadania, nauka, humor często rozładowujący chwile napięcia. Są też modlitwy. Tu upatruję jednej z przyczyn, dla której książka nie jest promowana (na ilu blogach  pojawiła się recenzja?). Póki Polski, póki z Bogiem! - mawiał dziadek jednego z bohaterów i choć Jędrek po kościołach nie latał, bo milsze mu były panny od sutanny, bez wieczornego pacierza się nie położył. Sama autorka stwierdza, że trzymała ją często przy życiu ślepa wiara w miłosierdzie Boże i niezachwiana pewność, że nas Pan Bóg woli od bolszewików. Zaszyty w obrąbku krzyżyk przetrwał wiele rewizji. Za posiadanie różańca z chleba groził karcer. Nic nie powstrzymywało więźniarek przed wspólnym odmawianiem litanii.
Druga przyczyna niepopularności książki to ogromne poczucie polskiej narodowości. Przedwojenne sympatie endeckie dają o sobie znać. W wielu miejscach Obertyńska pisze, kto stał murem za systemem i jak więźniarki innych narodowości i wyznań odnosiły się do Polek. Mówi o jednej współwięźniarce: Polski nienawidzi całą duszą. Opowiada - gdzie może - różnym rosyjskim Żydówkom i babom, jak to u nas źle i ciężko było Żydom, jak byli prześladowani, jaką cierpieli nędzę i inne tego rodzaju bzdury.
Bezwzględnie powinna być to szkolna lektura. Pierwsza, przed Czapskim czy Herlingiem - Grudzińskim. Tak przejmującej relacji i zamkniętego obrazu życia łagierniczek w literaturze nie spotkałam. Rangę świadectwa podnosi fakt, że przedstawia je przedwojenna poetka. I w grozie białych dni potrafi przysiąść i zachwycić się Uralem czy polarną zorzą. Język! Język jest niesamowity.
(Niebo)... zaczęło oddychać kolorami. [...] Tak.  Płynny dreszcz kolorowego ruchu, dyszący faliście w pustce między ziemią a gwiazdami - oto zorza polarna.
I już krótko. Cudem odratowana przez lekarza dowiaduje się o amnestii. Ta dziwna amnestia od win nigdy nie popełnionych nie jest jednoznaczna z uwolnieniem. Do Buchary droga daleka.  O tym traktuje druga część książki "Na tak zwanej wolności". Ostatnie karty to wiersze z łagrów, a fragment jednego z nich - powyżej.

Głównym tematem dzisiejszego wpisu jest literatura sybiracka.  Przewietrzenie półek i odnowienie zapasów zawdzięczam Violetcie z USA, która dopatrzyła się w moich postach czegoś więcej, niż tylko pogoni za książkami. Publikuję zdjęcia z nadzieją, że zainteresowani tematem wesprą moje poszukiwania, by nie przegapić ważnych pozycji, by ocalić jak najwięcej świadectw. Najpierw klasyka: A.Applebaum, A.Sołżenicyn, Z.Domino (nie mogę uwierzyć, że człowiek doświadczony Sybirem przeszedł na służbę tyrana!, jednak jego "Syberiadę polską" przeczytałam, a na półce mam "Czas kukułczych gniazd"), J.Czapski, G.Herling-Grudziński, W.Odojewski...



I pewnie mniej znane. "My deportowani" - książka zawiera fragmenty wspomnianych wyżej autorów. Przede mną jeszcze lektura wielu rozdziałów, bo czytałam zachłannie, aczkolwiek fragmentarycznie. Uwagę moją przykuła seria "Tak było... Sybiracy". Wspomnienia z deportacji w głąb ZSRR i pobytu w sowieckich łagrach wydaje Komisja Historyczna Związku Sybiraków w Krakowie. Mam tom 13., a planuję dalsze, w szczególności drugi i trzeci, w których ukazano losy dzieci i kobiet. Te autentyczne świadectwa losów wrócą na łamy bloga z pewnością.
Jednocześnie chciałam wyjaśnić, dlaczego taki wybór. Otóż Syberia i Sybir to nie są pojęcia tożsame.  Dla tych, którzy przeżyli piekło sowieckich tiurm i łagrów, Sybirem jest także chociażby Kazachstan jako miejsce zsyłki, choć ma niewiele wspólnego ze wspomnianą krainą geograficzną. Ograniczyłam się też do ofiar represji na Wschodzie w czasie II wojny, a wyszukana w sieci literatura sięga do wcześniejszych zesłań, nawet z czasów carskich. Omijam też celowo tematykę Kresów, choć i ona zahacza o zsyłki, bo taki los spotkał tysiące polskich rodzin. Jednak wyróżnię kiedyś odrębną półkę, zostawiając analizę czasów życia na Kresach w skojarzeniach bliższych sercu, cieplejszych. Niech Kresy będą tęsknotą za minionym światem.
Liczę na pomoc:) A ludzi dobrej woli spotkać można zawsze i wszędzie. Z ogromną przyjemnością  wspominam przy okazji Natannę, której zawdzięczam "mikołajka" - dla zakładkowego potwora to okazja wspaniała, ale skąd Mikołaj wiedział, że urwał mi się właśnie breloczek przy kluczach? Dziękuję, Aniu:-D

sobota, 17 listopada 2012

Świat na wyciągnięcie ręki

Ja to też jestem trochę taki Janosik. Aparatem fotograficznym i długopisem kradnę cudowne widoki i piękne chwile i potem rozdaję tym biedakom, którzy gdyby wyjechali na miesiąc, to padłaby im firma. - opowiada Leszek Szczasny. Z przyjemnością wzięłam część łupów, ciesząc się ogromnie, że i w moje strony zawędrował ten globtroter, pasjonat, indywidualista. Spotkanie bardzo potrzebne, żeby wytrącić mnie z jesiennej chandry i przypomnieć, że gdzieś świeci słońce i czeka świat.
Bohater spotkania obdarzył nas gawędą snutą na tle multimedialnej prezentacji. W roli głównej wystąpiła Turcja. Kraj bardzo przyjazny Polsce. Relacja z podróży nietypowa, bo zazwyczaj pan Leszek  (leszek po węgiersku znaczy podglądanie, więc jeździ, podpatruje, zagląda pod wszelkie podszewki...) omija metropolie. Tym razem zatrzymał się w Stambule i ukazał nam kolorową rzeczywistość jedynego na świecie miasta położonego na dwóch kontynentach. W praktyce oznacza to np. codzienną jazdę do pracy z Europy do Azji. I taki to kraj - Turcja - zawieszony między europejskością a orientem. Piękne zdjęcia to kolejna pasja podróżnika. Uchwycone szczegóły, codzienność. Kto ciekaw, może obejrzeć na stronie www.leszekszczasny.blogspot.com . Gdy słuchałam, oglądałam, trudno mi było uwierzyć, że to efekty niskobudżetowych wypraw. Minimalizowanie plecaka, dobra mapa, "język w gębie" (politolog) i aparat wystarczą, żeby spełnić marzenia. Przywieziony z wyprawy materiał pisany i fotograficzny stał się impulsem do napisania pierwszej książki. 
Pochłonęłam i będę wracać. Esencjonalny styl pisania, przekonujący. Autor nie miętosi słów "przepiękne", "fantastyczne", a pewnie mógłby. Wyleczony z "pałacowania" (zwiedzania zabytków), nie czuje się marionetką aparatury turystycznej, ale niezależnym obywatelem świata. Brak towarzysza podróży pozwala mu na dialogowanie z kartką, a przede wszystkim na otwarcie się na przypadkowych ludzi. Zezwala też na wybór drogi przez intuicję. Z książką poznaję Ukrainę tęskniącą za lepszym światem, Hiszpanię niechętną autostopowiczom, Grecję, która chce być nazywana Helladą. Dostaję też rzetelny, subiektywny raport bałkański. To niefolderowe oblicza krajów. Tak można pisać tylko wtedy, gdy zwiedza się inaczej. Czyli jak? Marszruty i autostop. Spanie "na dziko" - w grocie, pod balkonem, w lasku, przy ścianie meczetu... A przed zaśnięciem na niezależnym legowisku, spektakl TV NIEBO i zapis w notesie: Cały świat i ja pod jednym drzewem! Największe zmartwienie? Żeby stopy się z butami dogadały. I maksyma autora: Nie chwytaj rzeczywistości - zachwycaj się nią!     W trakcie spotkania autor opowiadał również o pobycie w Mauretanii, więc o afrykańskich penetracjach będzie kolejna książka. Czekam!

Teraz dla tych, którzy lubią, gdy wyglądam spod nicka. Do blogowej zabawy zaprosiła mnie Beata, kochająca Firmina:) Dziękuję i spróbuję krótko odpowiedzieć na pytania.

Niektórzy ludzie sądzą, że można robić wszystko, bo żyje się tylko raz i dlatego trzeba łapać każdą okazję. Natomiast ja uważam, że właśnie dlatego, iż żyje się tylko raz, nie można robić wielu rzeczy, na przykład zawstydzających lub niegodnych, bo już nie będzie się miało drugiego życia, aby to naprawić” (Waldemar Łysiak).  Jakie jest Twoje credo życiowe?
Łysiak ma zawsze rację. Moja krótsza wersja: Bądź dobry, mimo wszystko.

Co Cię ostatnio bardzo ubawiło?
Sporo  ostatnio namieszałam w życiu, więc gdy do klasy nagle bez pukania weszli uzbrojeni, umundurowani dwaj panowie, bez wahania podałam ręce ... do skucia. W końcu okazało się, że przyszli dać dzieciom odblaski;)

21 listopada obchodzimy Światowy Dzień Życzliwości. Czy i jak zamierzasz ten dzień uczcić?-
Postaram się nie zwracać uwagi na zrzędzenie R.

Jaka jest Twoja ulubiona anegdotka?
Biskup przyjeżdża do szkoły specjalnej. Pyta dzieci, kim chciałyby zostać w przyszłości. Nagle Jasio:
- Ja to chciałbym na biskupa.
- No ale to trzeba do takiej specjalnej szkoły chodzić...
- No i chodzę.

Książka, którą powinno znać każde dziecko polskie
"Elementarz małego Polaka. Historia dla najmłodszych" J.J.Szarek, Wyd. Rafael

Jakich słów nadużywasz?
Ja, mnie, moja...

Życie jest zbyt krótkie, żeby… czytać kiepskie książki i pić marne wino.

Odpowiedz Woodemu Allenowi: „Co zro­bisz, gdy ktoś ci przys­ta­wi nóż do szyi, a ty aku­rat dos­ta­niesz czkawki? "
Proszę o coś do picia.

Idealny czytelnik to taki, który... myśli.

Moje ulubione miejsce w Polsce to…  moja gawra; alternatywnie - bieszczadzkie połoniny.

Jakie są Twoje najlepsze sposoby na jesienną chandrę? 
Grzaniec, książka, muzyka.


sobota, 3 listopada 2012

Psy szczekają, karawan(a) jedzie dalej

Uprzedzam - kto nie lubi Łysiaka, niech nie czyta, bo będzie "ku czci".
Najnowsza produkcja Waldemara Łysiaka KARAWANa literatury w zapowiedziach miała zadziałać jak  granat wrzucony w środowisko. I tak jest. To rozprawa o stanie współczesnej literatury. Już sam tytuł nośny, pojemny, oddający temperaturę opinii i zapowiadający, że nudno nie będzie. Oj, nie będzie! Analiza celna, dosadna, z pewnością wywoła lawinę głosów. Łysiak potrafi. Tylko tutaj mieszanka wybuchowa erudycji i kolokwializmów, cytatów i kontrowersji. Jestem dumna z siebie, że "przylegam" w wielu opiniach, że pojawiały się na moim blogu nazwiska wywoływane przez autora, a przemilczałam "dzieła", które nie zasługują na rozgłos. Pewnie czekacie na konkrety.
Zacznę delikatnie. Próbka stylu. Wspominałam ostatnio Goetla i Wańkowicza. Te dwa tuzy nie darzyły się sympatią, jednak literaci potrafili subtelnie wymierzać ciosy. Na pytanie w ankiecie londyńskich "Wiadomości" - Kim chciałbyś być, gdybyś nie był pisarzem? - Goetel odpowiedział: Chciałbym być Wańkowiczem. I tak już będzie - inteligentnie, dowcipnie, choć chwilami powieje smutek.
Z początkiem zgodzimy się pewnie wszyscy, że kulturę - szczególnie wysoką - dotknął kryzys. Przyczyn jest wiele. Bardzo bolesną jest ta, że to sami "literaci" mordują naszą literaturę. W szkole nauczyli się czytać i pisać, a potem już nie męczą się stylem ani gramatyką. Dla nich to autor ukuł określenie, że są twórcami literatury laptopowej (bo jedzie sobie pani/pan w pociągu i klika, tworząc kolejny bestseller). A czytelnik często gęsto myli pseudoliteraturę z prawdziwą literaturą. Dalej wymieniamy: hołdowanie "multi - kulti"; umasowienie studiów wyższych produkujących ćwierćinteligentów nie mających pojęcia o dorobku cywilizacyjnym; mylenie wolności ze swobodą, co skutkuje emancypacją pornografii i zboczeń... Jak nie przytaknąć, gdy miałam ochotę wyjść z teatru, bo spektakl zaczął się od sceny masturbacji! (zresztą ostatnio nagłaśniany film "Obława" też pokazuje akowców jako prymitywnych ludzi z zaburzeniami psychicznymi, którzy zachowują się podobnie). A "młodzi, wykształceni z dużych miast" świecą światłem odbitym i nie są zdolni do rozumienia aluzji, obrazów, odwołań kulturowych (też obserwacja z tego tygodnia - kierowca przez CB pyta o ulicę Boya-Żeleniewskiego!). Powstają także dobre książki, ale te są zamilczane przez media. Cisza recenzencka to śmierć literacka takich autorów, jak chociażby Narbutt, Urbankowski, Kąkolewski, Zalewski... (pisałam, pisałam! - oprócz Zalewskiego). Profesor J.Staniszkis celnie puentuje: Chodzi o to, aby ważne sprawy mówili tylko swoi. A wywoływany również przeze mnie wielokrotnie B.Urbankowski dodaje: Trwa akcja wyrzucania z publicznego dyskursu J.M.Rymkiewicza, W.Łysiaka, B.Wachowicz. Nie tylko autorzy są objęci aksamitnym totalitaryzmem, ale także tematy. Niemile widziane jest pisanie chociażby o ludobójstwie na Wołyniu czy o współpracy z bezpieką.  Na wszystko radę miał Hemar i jego wiersze przeplatają tekst Łysiakowy często:
Jedna jest na to rada, jedyna kuracja:
Humor i wykształcenie, i cywilizacja.
Czas na świętych literackiego Salonu  RP. To duże nazwiska: Miłosz, Lem, Szymborska, Mrożek, Barańczak, Brandys, Konwicki, Kapuściński, Gałczyński, Zagajewski, Kornhauser, Gombrowicz, Szczypiorski, Kosiński... Straszą te upiory PRL-u, nie wolno ich karcić, trzeba klaskać. Musimy wybaczyć, nie wracać, nie grzebać...
Po kanonizacji gwiazd promuje się nowych pupili (Gretkowska, Tokarczuk, Kuczok, Tryzna, Huelle, Chwin, Pilch, Stasiuk...). Ci literaccy faworyci sprzedają bełkot zwany intelektualnym terroryzmem. Jeśli ktoś ośmieli się mieć inne zdanie, zostaje oszołomem i wysyła się go do Ciemnogrodu. Ten dzisiejszy parnas Łysiak obudowuje cytatami, a nader często posiłkuje się Nocnikiem Żuławskiego. Nocnik - to odwrotność dziennika, bo nocą pisany. To również naczynie na nieczystości. Na tyle wstrząsnął hierarchiami literackimi, że został wycofany z księgarń, a zdobyć go można jedynie za horrendalną cenę. Żeby zneutralizować opinie Żuławskiego, w szranki stanęła Manuela Gretkowska, pisząc Trans. Akurat tej książki nie czytałam, bo już po wcześniejszej lekturze Polki wiedziałam, że po tę autorkę nie sięgnę. O pojedynku - w Karawanie...
Później czas na rankingi. Na ile są wiarygodne, niech świadczy fakt, że w plebiscycie na wokal wszech czasów w 2007 roku zwyciężyła Doda, jaką zatem wartość ma demokratyczny wybór przez literacki salon Gombrowicza jako pisarza wszech czasów? Zatem niewiele wspólnego z dobrą książką mają listy, kanony, sondaże sprzedawalności, co  uzasadnia we fraszce S.J.Lec:
Najwyższa stajenna ranga
nie zmieni osła w mustanga.
Że nagrody są upolitycznione, widać chociażby na przykładzie Nagród Literackich imienia  J.Mackiewicza oraz Nike, gdy ta druga ma wsparcie 90% mediów. Wspomnę tutaj wręczenie nagrody w 2009 roku za tomik Piosenka o zależnościach i uzależnieniach, gdy moje raptularzowe pisanie nie mogło ujrzeć światła dziennego (i nie ujrzy), ale zdradzę fragment dotyczący  AM, który z uśmiechem wyraził chęć zaspokojenia ciekawości, jak smakuje  gulasz z orła białego. Bardzo śmieszne to było. Od tego czasu transmisji nie oglądam. Czekam natomiast na werdykt 11 listopada z nadzieją, że laureatem zostanie Płużański, o którym oczywiście pisałam. Podobnie jak o Krasińskim, Rymkiewiczu, Myśliwskim, Wenclu...
Nie inaczej wygląda sprawa z Noblem. Trafione werdykty to około 20% laureatów. Tu decydujące znaczenie mają łapówki, lobbing, naciski, a dzięki kompromisom nagrodę dostają trzecioligowcy, o których nikt dziś nie pamięta. O zasługach naszych noblistów - nie po raz pierwszy - pisze Łysiak. Literatów niegodnych laurów pocieszą rymy Hemara:
Musi być jakieś za życia
Odszkodowanie
Dla tych, z których po śmierci
Nic nie zostanie.
Czas na wycenę generalną. Bardzo spodobało mi się określenie A.Nasiłowskiej - literaturka. Mówi wiele o stanie najnowszej polskiej literatury. Gdy się nie cmoka, to się nie jest człowiekiem kulturalnym, inteligentem. Beletrystyka coraz dalej odchodzi od pięknego stylu i szeleści papierem, miast śpiewać talentem. Bo dziś pisać każdy może. Tu kłaniają się reminiscencje targowe, gdy przejścia zablokowali fani produktów książkopodobnych, powołanych do życia przez dziennikarzy, polityków, sportowców, aktorów... To pisarstwo niepisarzy sprzedaje się tak samo jak dobra literatura!
To oczywiście tylko niektóre problemy poruszone przez autora. Bo jest jeszcze o wojence z Rymkiewiczem, o relacjach z Ziemkiewiczem (bo jak endek może dogadać się z piłsudczykiem?). Sporo miejsca zajmuje sprawa lustracji i tu autor nie oszczędza też siebie (wspomina o werbowaniu jako agentki żon literatów, tu: żona autora!; o rozstaniu pisał wcześniej w powieści Dobry). Odsłania drugą twarz kultowych gwiazd mediów, z czym nie wszyscy umieją się pogodzić...
Czy pocieszeniem może być fakt, że opisywane zjawisko pozostawania z tyłu literatury przez duże L jest globalne, nie tylko nasze polskie? Że bestsellerami są produkty Rowling, Tolkiena, Browna, Coelho, a publika daje się nabrać na pseudoartystyczną pseudogłębię? Mnie to nie poprawia humoru.
Zdaję sobie sprawę, że wiele osób z powyższymi poglądami się nie zgadza. Pisałam onegdaj w komentarzach, że wobec Łysiaka nie można być letnim. Wybór to gorący lub zimny. Ja w dalszym ciągu trwam wiernie w Klubie Łysiakomanek, chociaż dzieli nas ... Piłsudski. O tym w przyszłości.

Wszystkie słowa wyróżnione kursywą są cytatami z książki Waldemara Łysiaka Karawana literatury, Wydawnictwo Nobilis, Warszawa 2013