DOM Z PAPIERU



sobota, 30 lipca 2011

Jestem w transie

To termin wyłuskany z lektury Przyślę Panu list i klucz Pruszkowskiej, a oznacza system czytelniczy polegający na równoległym czytaniu  kilku książek. Moje zakładki aktualnie tkwią w książkach:


1. B.Paszylk - Książki zakazane
2. J.Maslanky - Od lekarza do grabarza
3. J.J.Fąfara - 18 znaczy życie
4. M.J.Chodakiewicz - Złote serca czy złote żniwa?
5. P.Theroux - Wielki bazar kolejowy
6. C.Frabetti - Księga Labiryntu
7. J.L.Carrell - Szyfr Szekspira
8. T.Holland - Archiwista z Łubianki

Podczytuję też po jednym rozdziale Parnasu polskiego czy Alchemii słowa, bo nie wymagają śledzenia fabuły, tylko raczą pięknym polskim językiem.  Chciałam też odpocząć od zbyt czasem trudnej lektury i wczoraj wieczorem połknęłam A.Gavaldy Kochałem ją (dołączona do lipcowego "Zwierciadła"), ale taką pozycję lepiej pominąć milczeniem.

Wniosek? Szybciej czytam niż piszę. Nie ma mowy o zrecenzowaniu wszystkich książek, dlatego postaram się skracać wypowiedzi.

Zatem - syntetyczne podejście do Hrabala i jego Pięknej rupieciarni


Bez przerwy pić się nie da, więc się dokształcam. - cały Hrabal.
Co nas łączy? (jak to dumnie brzmi!):
- Obserwacja rzeczywistości;
- Fascynacja Schopenhauerem;
- Bo ja przede wszystkim żyłem - chciałabym móc tak powiedzieć!
- I nagle przychodzi jakiś człowiek, który jest właśnie tym diamentowym oczkiem, po prostu kimś - nie przegapić go!

Takiego faceta wygrzebać w składzie makulatury...

poniedziałek, 25 lipca 2011

Żyjąc tracimy życie

Honoriusz Balzac
Jaszczur

Zmierzyłam się z Jaszczurem. Osaczał mnie od dłuższego czasu. Pierwszy raz usłyszałam o nim dzięki Marii Janion, która swoją książkę "Żyjąc tracimy życie. Niepokojące tematy egzystencji" zaczyna od tajemniczego, nierozwiązywalnego problemu Jaszczura. Kolejne spotkanie u Pruszkowskiej w jej lekturze dla maniaków czytania "Przyślę Panu list i klucz". Rodzina opanowana balzakomanią przeżyła wstrząs, gdy Alina zahipnotyzowana historią wynalazła sposób, aby poczuć to, co bohater. By zbliżyć się do niesamowitego nastroju książki, zlepiła arkusze papieru w kratkę, aby mieć wymarzoną jaszczurczą skórę spełniającą życzenia. Teraz kratkami mogła płacić za przyjemności. Zabawa niechybnie doprowadziłaby do załamania nerwowego, gdyby nie Ojciec, który z jaszczurczej choroby wyleczył ją Londonem.
Skąd taka magia "Jaszczura"? Już we wstępie Żeleński-Boy pisze o problemach życia i śmierci, geniuszu i mierności, nędzy i zbytku, wiedzy i tajemnicy, które tłoczą się gorączkowo. Ale największym motywem "Jaszczura" jest problem śmierci sam w sobie, a zmniejszający się złowróżbny kontur staje się przejmującym symbolem.
Główny bohater - Rafael de Valentin - wkracza do domu gry i ciska ostatnią sztukę złota. Przegrywa. Niepewne kroki kieruje w stronę Sekwany. Czekając nocy, aby móc się utopić bez zbiegowiska,  zachodzi do magazynu starożytności. Wśród orientalnych eksponatów właściciel wskazuje kawał jaszczura wielkości skóry lisa. Z pieczęci Salomona odczytuje napis: Jeśli mnie posiędziesz, posiędziesz wszystko. Ale twoje życie będzie należało do mnie... Wyjdzie z talizmanem i niewiarą w słowa kupca, że zamierzone samobójstwo opóźni się tylko. Pakt zaczyna działać. Spełniają się pragnienia. Bohater zyskuje sławę literacką, władzę, majątek. Bawi się, bierze udział w przyjęciach zmieniających się w orgie. Ma wszystko, o czym marzył, ale każde wypowiedziane żądanie zmniejsza skórę jaszczura, jednocześnie zbliżając go do śmierci. Rafael staje się galernikiem użycia. Gdy otoczyła go złowroga potęga, zapragnął żyć za wszelką cenę. Jednak jaszczur był niby tygrys, który czaił się pod niewinnymi słowami: "proszę", "chcę", "życzę sobie"... Młodzieniec stał się automatem, wyrzekał się życia, aby żyć, i wyzuwał swą duszę z wszelakiej poezji pragnienia. Zaszył się samotnie w pałacu. Unikał kobiet, aby ich nie pożądać. W teatrze używał specjalnej lornetki, która zniekształcała rysy, by przestały być ponętne. Walczył nie tylko z sobą, ale i z jaszczurem. Próbował go rozciągać, trawić ogniem, razić prądem, lecz wiedza i wynalazki były bezsilne wobec diabelskiej mocy.
Nie będę zdradzać więcej szczegółów, bo nie one są tu najważniejsze. Nadmienię jednakże, że romantyczne dusze znajdą też wątek miłosny. Pojawi się dobra, pracowita i oczywiście piękna Paulina oraz kapryśna i zimna Fedora.
Podsumowując, książka niezwykle zajmująca. Można ją czytać dwojako:
- szybko, śledząc li tylko fabułę,
- wolno, z namysłem, wchodząc w paryski świat z początków XIX wieku, delektując się językiem.
I właśnie tenże język nadaje narracji styl, myszkę epoki, która dla przeciętnej publiczności jest wadą książki, dla znawcy jej wdziękiem (Żeleński-Boy). I dalej tłumacz: Kto pozna tę książkę, temu nieraz przyjdzie się zadumać przy jej wspomnieniu.

PS
Już całkiem na koniec - chciałam się pochwalić zakładką wygraną u Seremity. Śliczna! Dziękuję:)))

wtorek, 19 lipca 2011

One Lovely Blog Award

Miło, że zostałam przez Ewę wybrana. Wszak bloguję niespełna pół roku, a tu takie wyróżnienie! Dziękuję:)
Oto - niczym Oskar - nominacja do Nagrody:

Jakie są zasady nowej zabawy?
1.Na swoim blogu dodaj notkę dotyczącą nominacji, pamiętając, by zaznaczyć, kto Ciebie wytypował.
2. Napisz w siedmiu punktach o sobie coś, czego inni nie wiedzą.
3. Tak jak ja - nominuj 16 osób - pomijając tę, która wytypowała Ciebie.
4. Umieść na blogach wszystkich przez Ciebie nominowanych komentarz dotyczący tego, że zostali szczęśliwymi wybrańcami.

Zatem bawimy się!

Magiczna liczba siedem. Zaczynamy odliczanie:

1. Nie umiem jeździć na rowerze. Nie mam też prawa jazdy. Za to świetnie pływam.

2. Męża poznałam w Raju (wprawdzie w świętokrzyskim, ale...). Mam nadzieję, że do raju dojdziemy.

3. Z kilku posiadanych zawodów najbardziej mi odpowiada bycie... logopedą.

4. Jestem pedantką. Codziennie ścieram kurze, a ściereczka wisi złożona w kancik. Czasem jedynym ratunkiem jest niezakładanie okularów. Podkradli mi biografię i wykorzystali w scenariuszu "Dnia świra".

5. Gdy skaczę po kanałach tv, zawsze zatrzymuję się na serialach: "Daleko od szosy" i "Noce i dnie". Barbara Niechcic to ja.

6. Marzę o tym, by utkać gobelin, namalować anioła i wydać książkę.

7. Dzień bez książki i lampki wina jest dniem straconym.

To już mnie macie na widelcu! Czy jeszcze czegoś nie powiedziałam?

A do nagrody nominuję - w dowolnej kolejności - następujących Blogerów:
Tadadaaam!

6. Virginia :)
7. Aneta :)
8. Iza :)
9. Lirael :)
11. Chichiro :)
12. Anek7 :)
13. Naia :)
14. Marta :)
15. Barbara :)
16. Kasia :)

Wiem, że dopiero każdy był przepytany i zabawa podobna, ale dobrze się czytało i dlatego ciągle mało! Mamy lato, bawmy się! :)))

niedziela, 17 lipca 2011

W labiryntach samotności

Czy taka piękna, uśmiechnięta kobieta mogła napisać powieść pełną bezbrzeżnej samotności i melancholii? Jednak tak.


Delphine de Vigan "Ukryte godziny"

Ludzie zdesperowani się nie spotykają. No chyba że w kinie. W prawdziwym życiu mijają się, muskają w przelocie, zderzają. Czy tak będzie i tym razem?

Mathilde w wieku 30 lat przeżyła śmierć męża. Teraz ma 40 i sama wychowuje trzech synów. Codziennie przemieszcza się zatłoczonym, paryskim metrem i kolejką, by utrzymać posadę pozwalającą im godnie żyć.
Thibault jest lekarzem ostrego dyżuru. Chciał być chirurgiem, ale w wypadku stracił palce, a razem z nimi - marzenia. Żyje w toksycznym związku z Lilą. On jest wrażliwy, zaangażowany, uczuciowy. Ona - nie została zaprogramowana, żeby się w nim zakochać. Tak naprawdę nie byli razem. Spotykali się i odtwarzali te spotkania. Przegrał, bo kochał kobietę, która go nie kochała. Miłość pozbawiona treści. Zacząć od nowa. Jeszcze raz. Czy to jest możliwe?

Paryż, poniedziałek, 20 maja - w tym dniu ich życie się odmieni. Powinni się spotkać. Mathilde znajdzie dość siły, by podnieść się z łóżka i pojechać do pracy, a Thibault zdecyduje się na rozstanie z Lilą. I tylko ten dzień spędzimy z bohaterami. Jednak wystarczy, by poczuć do nich sympatię i trzymać kciuki, by się spotkali.  To nie będzie łatwe, bo oboje są zbyt zmęczeni, żeby walczyć.

W zamierzeniu autorki miała to być powieść o różnych rodzajach samotności. I jest. Jednak drugi, bardziej rozbudowany wątek, wysuwa się na pierwszy plan. To mobbing w pracy. Obserwujemy misternie nakreślony proces, studium niemalże, jak pewna siebie, błyskotliwa kobieta w ciągu kilku miesięcy staje się przezroczysta, maluczka... Jak do tego doszło? Początek niegroźny, niezauważalny. Na ogólnym zebraniu firmy Mathilde ma inne zdanie niż dyrektor. Jeszcze nie wie, że już przegrała. Rozpoczął się powolny proces niszczenia, który dopiero po wielu miesiącach potrafiła nazwać. Uruchomiony mechanizm był cichy i bezlitosny. Miał ją złamać. Niby nic - ostentacyjne spojrzenie na zegarek, gdy się spóźniła; unikanie rozmów i wyjaśnień; odbieranie projektów;  nieinformowanie o zebraniach; redukowanie kontaktów w zespole; ignorowanie... Milczała. Pracowała coraz więcej. Nikomu się nie skarżyła. Powoli zaczynała rozumieć, że facet chce ją wykończyć. Przywykła. Nauczyła się żyć w obiegu zamkniętym wraz z dziećmi. Zrezygnowała z kontaktów towarzyskich. Zniknęli sojusznicy. Przymus spędzenia 10 godzin we wrogim otoczeniu powodował chęć ucieczki.  Uciec w nieznane.
Przejmujący, dotąd niespotykany w literaturze obraz molestowania.

Książka piękna. Skończyłam czytać przedwczoraj i nie mogę odłożyć na półkę. Wciąż patrzę na zamgloną okładkę. Samotni w wielkomiejskim tłumie...

czwartek, 14 lipca 2011

Domy oplecione półkami książek

Biesiadę literacką zaczynam od deseru. Podano do stołu...

Książki i ludzie; rozmowy Barbary N.Łopieńskiej

To dwadzieścia pięć prezentacji domowych księgozbiorów, należących do polskich intelektualistów. Gdy zobaczyłam listę rozmówców, najeżyłam się nieco, bo nie wszyscy byli moimi ulubieńcami. Jak się jednak okazało, temat zniósł wszelkie bariery i uprzedzenia. Ba! Wręcz wpadłam w zachwyt! Jak pięknie mówili o książkach i czytaniu - mądrze, ze swadą, z humorem.
Próbowałam wyprowadzić jakieś uogólnienia, choć ze względu na styl i klasę rozmówców, zadanie zdawało się niewykonalne.

Po pierwsze - nieprzeliczalność zbiorów. Mniej więcej kilkutysięczne. Nieporadne sumowanie panoszących się stosów, półek, teczek, walizek... - z góry skazane na klęskę. Podobnie jak ich uporządkowanie. A na temat rozmieszczenia księgozbioru według jakiegoś logicznego klucza, można by napisać poemat. Według wielkości czy problemowo? Alfabetycznie czy chronologicznie? Więc zazwyczaj leżą bez ładu i składu, czasem zsyłane do piwnicy. A gdy jakaś książka jest akurat potrzebna, to najłatwiej znaleźć ją w bibliotece.

Po drugie - źródła zasilania. Niewiele bibliotek domowych przetrwało wojenne zawieruchy. Podziwiam próby ich rekonstrukcji i wyłapywanie białych kruków - nawet własnych! - u zaprzyjaźnionych antykwariuszy. Szerokim strumieniem płyną egzemplarze autorskie z wydawnictw. Wielu pytanych to niewolnicy książek z dedykacjami, które przywracają wspomnienia. Jest też najczęściej dreptanie do ulubionej księgarni i zakupy ponad miarę. Zdarzają się (o zgrozo!) kradzieże, a panuje tu moralność Kalego: Jak ktoś mi ukradnie książkę, to źle; jak ja komuś... I potrafią o tym mówić. Jedno jest pewne - gromadzenie książek nigdy się nie kończy.

Kolejna, wspólna dla większości, cecha - nie lubią swoją biblioteczką dzielić się z innymi. Jeśli ktoś już pożycza, to zapisuje tytuły, a potem walczy o zwrot aż do skutku.

Najtrudniej napisać o zawartości księgozbiorów, bo jest tam wszystko. Cenna klasyka, wielojęzyczne oryginały i przekłady, albumy, ale też lekceważone śmiecie, których jednak pozbyć się nie sposób. Wyrzucić, zniszczyć, oddać książkę? Praktycznie niemożliwe.

Przymierzam się do cytatów, ale wtedy musiałabym stukać i klikać, a tu upał. Wspomnę tylko, jak pięknie mówił Kapuściński o ginącej cywilizacji książki; Hertz wymienił kilka książek, które warto mieć; Tazbir ujął mnie sentymentem do happy endów i pojęciem melioracji alfabetycznej; Hartwig po kobiecemu przyznała, że wspólna biblioteka ratuje przed rozwodem; Brandys na grypę polecił Prusa; Drawicz wspomniał o roli metaliteratury w życiu; Holoubek odnalazł zdumiewające piękności u Iwaszkiewicza; a przebiła wszystkich Szymańska, która swojego męża określiła jako skrzyżowanie człowieka z chomikiem.

Odrobinę tych klimatów można znaleźć w książce Ex libris A.Fadiman. Zajrzałam też do bibliotek naszych pisarzy dzięki Markowi Boruckiemu i jego Polskim gniazdom literackim. Nic jednak nie jest w stanie dorównać urokowi tej książki. Jestem szczęściarzem, bo mam ją na własność. Mogę podkreślać, stawiać wykrzykniki, a przede wszystkim wracać w dowolnym momencie, by utwierdzić się w przekonaniu, że warto zamieszkać w... papierowym domu.

niedziela, 10 lipca 2011

Kalimera!


Myślę, że wróciłam. Jednak to wcale nie jest takie pewne, bo ciało już tu, ale serce jeszcze tam. Oj, moja słowiańska dusza dostała dotkliwego kuksańca! Zakochać się w obcym kraju!
Grecja - widoki jak w reklamowych folderach; oślepiająca jasność; wody we wszystkich odcieniach błękitów - szmaragdy, turkusy, lazury; co krok ruiny. Kraj zanurzony w starożytności, z burzliwą historią, ale wymagający turysta znajdzie całą gamę przyjemności wszelakich.
Jak oddać słowem koncert cykad, łomot fal, cudowność ikon, urok wszechobecnych waz, moc ruin, płochliwość stada owiec, zapach portu, uśmiech Greka...? Nie potrafię.


Plaża u stóp Olimpu.

I skrót atrakcji: plażowanie w Olimpic Beach; spacery do pobliskiej Paralii; Saloniki z Białą Wieżą , Łukiem Galeriusza i pomnikiem kochanego przez Greków Aleksandra (są oburzeni filmem!); rejs wokół Góry Athos ze słynną "republiką mnichów" (faceci potrafią - zakaz wstępu istotom płci żeńskiej większym od kur); potężne, unoszące się w powietrzu klasztory -  Meteory; Epidauros; Termopile; Kanał Koryncki i trzy dni na Peloponezie; wreszcie Ateny z Akropolem...
Jednak w sercu tkwi również drzazga. Gdy dotarliśmy do Myken, pilot wskazał ruiny i stwierdził, że tam wiele więcej nie zobaczymy. Zaprezentował zdjęcie Bramy Lwów, podał cenę biletu (8 euro) i... wszyscy zadowoleni pojechali do Lidla. A ja ryczałam w autokarze i tym sposobem nie zobaczyłam najstarszej monumentalnej rzeźby europejskiej. Zostałam sama ze swoimi marzeniami. Ból ukoił dopiero spacer po Akropolu.
Nie brakło też psiej niedoli. Widok policjanta przeganiającego pałą karmiącą sunię mam pod powiekami cały czas. Taka już jestem:(
Zdaję sobie sprawę z tego, że bogactwo doznań czyni niemożliwym stworzenie rzetelnego posta. Czas wrócić do rzeczywistości. W tle Syrtaki, a ja zasiadam do literackiego biesiadowania.



wtorek, 5 lipca 2011

Zaraz wracam:)))

Smutno mi bez Was! Będę za trzy dni. Cudny upał i beztroska.