DOM Z PAPIERU



wtorek, 31 grudnia 2013

Bawarskie pejzaże

Moja pierwsza relacja z Bawarii [tu], majowa, a tym razem okołoświąteczna.
Jak nie zakochać się w takim krajobrazie?
Podalpie - wymyśliłam przez analogię z Podkarpaciem. Góry ośnieżone jak trzeba, a dookolny krajobraz jesienny. Urzeka ukształtowaniem terenu, ale przede wszystkim kulturą. Za każdym zakrętem czyhają zabytki, charakterystyczne bawarskie domy,  galopujący na gniadoszach wśród pagórków mieszkańcy i pola z dumnymi, białymi czaplami. Tchnie spokojem.
Takie widoczki to codzienność. Przyjemnie jest zatrzymać samochód i wypić kawę na podzamczu.







Zachwyca mnogość malowideł naściennych. Najczęściej ściany domów zdobią sceny religijne lub z życia dawnej Bawarii. Nie ranią niczyich uczuć religijnych wszechobecne Madonny lub Ukrzyżowany. Dlaczego? - pytam w sercu Europy.






Rozczula taki widok. Zwyczajem bawarskim jest, że radością z powodu przyjścia na świat nowego członka rodziny, dzielą się szczęśliwi rodzice. Wystawiają przed domem bociana w towarzystwie baloników, ciuszków, ciepłych słów:)




Nie lubię siedzieć i jeść. Dzień bez wycieczki jest dniem straconym. Tym razem odkryłam zabytkowy, osiemsetletni Landshut. Nazwa oznacza ochronę kraju i wzięła się od wieży obronnej. Altstadt - ciąg uliczny pełen sztuki gotyckiej, podziemnych skarbów, kościołów. Był też świadkiem niecodziennego wydarzenia, jakim okazało się wesele Jadwigi Jagiellonki - córki króla Kazimierza Jagiellończyka - i księcia bawarskiego Jerzego Bogatego. Była to najhuczniejsza impreza średniowiecza. Cała świta z Cesarstwa Niemieckiego i Królestwa Polskiego zjechała do miasta, by ucztować przez sześć dni i nocy. Jeszcze dziś Bawarczycy organizują festyn, będący  repliką tego wydarzenia. Znamy wszyscy Oktoberfest, a kto słyszał o LANDSHUTER HOCHZEIT? W czasie czterotygodniowej zabawy można podziwiać pieczołowicie odtworzoną ceremonię wjazdu polskiej księżniczki, a także popisy kuglarzy, żonglerów, muzykantów, połykaczy ognia, chorągwiarzy... Rzadka to gratka, żeby zobaczyć burmistrza miasta  żebrzącego pod kościołem, a bywa tak, skoro wszyscy mieszkańcy przywdziewają średniowieczne stroje i bawią się na całego. Może nasze biura turystyczne winny wpisać to wydarzenie do swojego kalendarza, bo rzadko udaje się w jednym miejscu zobaczyć tyle polskich elementów - nasze barwy narodowe i orły Jagiellońskie!
Młoda para zajechała do zamku Trausnitz i choć piękna Polka nie cieszyła się długo szczęściem rodzinnym, bo mąż okazał się hulaką, warto tę imprezę przywrócić na karty naszej historii.






Trasa spaceru wiedzie obok Bazyliki Kolegiackiej św. Marcina. Wewnątrz możemy podziwiać las gotyckich kolumn, "żywy krzyż", kamienne ołtarze, a jeśli nie zdecydujemy się na wejście, to i tak docenimy górującą nad miastem najwyższą ceglaną wieżę świata!
Dlaczego warto zapamiętać to miasto? Bo bawarscy wychodźcy z Landshut założyli w średniowieczu nasz Łańcut! A w czasie okupacji Niemcy wrócili do tej nazwy. Mieszkam tak blisko, wszak to podkarpacka ziemia, a nikt mi o tym związku nie powiedział... Uuuuu...




Przy wyjeździe taki obrazek. Jak się to ma do "Rzeszów - do zobaczenia"? Wolę te bawarskie zwyczaje.






W bawarski krajobraz wpisuje się też Dachau. O tym miejscu w następnym wpisie. Póki co, bawcie się! Życzę szampańskiego nastroju, a listki koniczynki niech przywodzą na myśl same szczęśliwe chwile.







sobota, 21 grudnia 2013

Radość wszelkiego stworzenia...

Nastaje piękny czas. Wyruszam w podróż i chwilę mnie tu nie będzie. Eurobabcia ma nie zobaczyć, jak najmłodsza wnusia zaczyna raczkować? Co to, to nie! Jadę! Zostawiam Was ze świątecznym dobrym słowem i noworoczną obietnicą.

Niech w te Święta słowa składają się w same piękne życzenia! Bożego Narodzenia pachnącego piernikową nutą i serc rozgrzanych kolędami życzy Książkowiec.

Noworoczna obietnica będzie książkowa. W ciągu miesiąca moja biblioteczka wzbogaciła się o bliskie sercu tytuły i o nich zamierzam pisać w nowym roku.

Od lewej:
S.Cenckiewicz Wałęsa. Człowiek z teczki  - dzięki uprzejmości Marlowa i niniejszym  dziękuję, bo książka pasuje jak ulał do mojej biblioteczki:)
O Zybertowiczu wspominałam ostatnio. Tuż obok Leszka Żebrowskiego Walka o prawdę, w której historia miesza się z polityką. Dalej elegancki Stanisław Wasylewski zapraszający w podróż do przeszłości. Cieniutkie, skromne, ale wielkie wspomnienia z PRL Piotra Skórzyńskiego, uwierające notabli, dlatego zakazane - Człowiek nieuwikłany. Piotr Wielgucki - bloger ukryty pod nickiem Matka Kurka - wydał Berka, który znów ruszył w posadach Salon. Dana Browna przedstawiać nie trzeba, ale liczę na spotkanie z atmosferą Florencji. Tuż obok plasują się Piaseccy - Stanisław i Sergiusz - których łączy antykomunizm i ciekawe spojrzenie na czas dwudziestolecia.
Poziomo Bohdan Urbankowski, znany mi z Czerwonej mszy i ze wspaniałej biografii Herberta Poeta, czyli człowiek zwielokrotniony, teraz wydał powieść - Ścieżka nad drogami. Fraktale. A na tej znakomitej pozycji leżą babuszki - niemal stulatki - cudne, prawdziwe, mądre, pachnące antykwariatami: Grzymała - Siedlecki, Weyssenhoff, Grabski... Długo czekałam na większość z tych książek. Tak rodzi się bibliofil;)

Na koniec życzę sobie, żebym w końcu w nowym roku znalazła czas, by leżeć i czytać, czytać, czytać... Tym, którzy mają podobne marzenia, życzę ich spełnienia:)





sobota, 14 grudnia 2013

Mała wysepka w archipelagu polskości

Czuję się jedną z wielu wysepek po wczorajszym spotkaniu z profesorem Andrzejem Zybertowiczem.
Brakowało mi takiego wykładu. W końcu miałam okazję przejść od intuicyjnego widzenia naszej rzeczywistości do dyskursu naukowego. Nasz kraj widziany okiem socjologa. Wszystko, co boli. Korupcje; przemyślne drenowanie publicznych pieniędzy; manipulacje w mediach; postkolonialna mentalność; "arystokraci" PRL; próżnia społeczna ułatwiająca rządzenie... W trakcie wykładu próby dyskusji, by wspólnie szukać odpowiedzi na pytania: Dlaczego obóz patriotyczny przegrywa wybory? Dokąd zmierza Polska? Do jakiego stopnia Tusk jest klientem Merkel, a na ile trwa w śmiertelnym uścisku z Putinem? Jak zamienić elity Polski na elity dla Polski? Co jest istotą władzy?
 Zaserwowana porcja prawdy trudna do przełknięcia przez niektórych, dlatego próżno szukać autora w popularnych stacjach. Przymykanie oczu na te problemy jest szkodliwe dla kraju i ktoś powinien wyrażać nasz interes narodowy.
Dlaczego jest tak nikłe zainteresowanie sprawami Polski?
Polacy zamknięci w kapsułach rodzinnych i w kręgach przyjaciół boją się autonomii intelektualnej. Myślenie wymaga wysiłku, więc można korzystać z gotowców, a te  podsuwają ochoczo  Wyborcza czy TVN. Ilu moich znajomych mówi "tefałenem"! Chociażby o wczorajszej rocznicy, że dzięki wprowadzeniu stanu wojennego uniknęliśmy wkroczenia Sowietów! Utrwala się legenda zbawcy ojczyzny... To może o naszych prezydentach słów kilka. Gdy o kolejno wybieranych w demokratycznych wyborach autor mówi, że zarejestrowani są jako TW "Wolski", "Bolek", "Alek", a na Kaczyńskiego nie było haków, trzeba było rozpocząć kampanię medialną, której efekty widzimy codziennie. Z kolei Polacy uczynili premierem człowieka, dla którego "polskość to nienormalność". Jaka jest zatem sytuacja Polski? Mamy państwo bez narodu oraz naród bez państwa. Mamy zorganizowaną mniejszość, która rządzi niezorganizowaną większością. Wniosek nasuwa się sam. Trzeba się organizować. Odzyskać młodych porwanych przez nurt konsumpcyjny. Przekonać do polskości najbliższych.  Odbudować tkankę narodową.

Jesteśmy słabi. Gdzie znaleźć punkty oparcia? Kto trwa i głosi prawdę już z górą tysiąc lat? Kościół katolicki, który niesie w sobie kod przeszłości. Na co skierowane jest kolejne ostrze ataków? Na instytucję małżeńską.  Kościół i rodzina ocalają polskość. Trzeba odbudować tkankę zakorzenienia w tradycji, w wartościach i narodowej godności. Gdy w dyskusji poruszono sprawę autonomii Śląska,  autor określił politykę państwa jako rozbijanie organizmów narodowych i rozwijanie regionów. Ja natychmiast pomyślałam o pisarzach, którzy umiejscawiają akcję powieści   w mikroregionach, sławią ich uroki, lekceważąc patriotyzm inny niż lokalny (taki Pilch na przykład! - standardowy przykład wypłukiwania zakorzenienia).

Profesor Zybertowicz od kilku lat lansuje pojęcie Archipelagu Polskości. To wynurzające się wysepki setek, a może i tysięcy inicjatyw na rzecz ojczyzny: kluby dyskusyjne, wydawnictwa niezależne, portale internetowe, stowarzyszenia, kluby patriotyczne, blogi [ta moja wysepka:)], fundacje, historyczne grupy rekonstrukcyjne, ruchy poparcia. To one pozwalają dotlenić tkankę społeczną i mogą przyspieszyć tworzenie nowych elit dla niepodległej Polski.

Kolejna "wartość dodana" wczorajszego spotkania to minimum patriotyczne:
- potrzebujemy własnego, suwerennego państwa,
- nie można być dobrym Polakiem, nie doceniając cywilizacyjnej roli Kościoła Rzymsko-Katolickiego w dziejach Polski,
- nie można odwracać się od tradycji ani jej fałszować.
Rozwinięcie w książce III RP. Kulisy systemu. To rozmowa profesora Zybertowicza z Joanną Lichocką. Nie tylko samą polityką nas karmią rozmówcy. Chociażby:
- Byłem świadkiem niedawno, jak dwóch mężczyzn, czterdziestolatków, żegnało się mówiąc: "Z Panem Bogiem". Na co dzień nie widzę takich sytuacji. Pomyślałem, że to jest właśnie jeden ze znaków zakorzenienia. A niechby w jakimś popularnym serialu pokazali, jak dwóch wysportowanych facetów mówi do siebie "Z Bogiem"...
- To chyba możliwe tylko w serialu "Ojciec Mateusz" i jedynie w kwestiach wypowiedzianych przez duchownego.

A ja od razu myślę o bawarskich spacerach, gdzie powszechnie pozdrawia się - 
Grüß Gott! Wyobrażacie sobie, że wchodzicie u nas do sklepu, a pani wita was: Szczęść Boże!?  Pisałam już o tym, ale bez zanurzenia w tradycji i w wartościach narodowej godności nie odbudujemy.

 Dziękuję za uwagę i tradycyjnie - Bóg zapłać!

niedziela, 1 grudnia 2013

Sentymentalny inteligent na Placu Historii

Mówimy Drohobycz, a w domyśle... Nie, nie Schulz. WIERZYŃSKI! Chciałabym dożyć tej chwili, gdy takie skojarzenia przyjdą nam do głowy, ale wątpię. Kazimierz Wierzyński - zaliczany przez wielu krytyków i pisarzy do największych poetów dwudziestego wieku - jest nieznany i niepamiętany. Kołaczą się nam jakieś fiołki w zielonej głowie, może jeszcze olimpijskie laury, ale twórczość powojenna to terra incognita. Był "źle obecny" w ludowej ojczyźnie, a powód jak zwykle ten sam: niezłomna postawa wobec komunistów i niepogodzenie się z sowiecką okupacją. Jak zostaje się lirykiem nostalgii? - o tym dzisiaj.
Wydała go podkarpacka ziemia. Piękno wschodniej Galicji, karpackich zboczy, rzek, jarów, roślinności nasyciło młodzieńcze lata życia i stało się z oddali jednym z obszarów ocalenia. Młodość to studia, podróże, ale i wojna w okopach, rosyjska niewola. Na okres międzywojnia przypada też poetycki debiut, pierwsze sukcesy i rosnąca sława. Wszedł do literatury polskiej upojony radością życia, zdobywczy, dionizyjski. Został jednym z wielkiej piątki Skamandra. Ale to wszystko wiemy!

Wakacje 1939 roku wraz z żoną spędził w ciągłych rozjazdach w nieuświadomionym przeczuciu rozstania na zawsze z Polską. Po wybuchu wojny Wierzyńscy opuścili Warszawę, by potem przez Rumunię, Francję i Amerykę Południową dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. Wojna stanowi wielką cezurę w twórczości. Poeta służy piórem narodowi, by chociaż w ten sposób współuczestniczyć w zbiorowych doświadczeniach. Wojenny szok powoduje, że przyjmuje rolę Tyrteusza - poety zagrzewającego do walki z wrogiem. Dociera z wierszami na żołnierskie postoje, bierze udział w audycjach radiowych, wreszcie organizuje życie kulturalne na obczyźnie. W latach 1940-1946 opublikował sześć zbiorów poetyckich! Żadna antologia poezji z tamtych lat nie mogłaby obyć się bez przejmujących strof Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny, które były na ustach wszystkich, a miliony wygnańców rozrzuconych po świecie, żołnierzy, więźniów, internowanych i zagubionych powtarzało za poetą słowa ludzkiej solidarności:
Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny,
Wstąp tu, gdzie czekam po kryjomu:
W ugornej pustce jałowizny
Będziemy razem nie mieć domu. [...]
Bo nie ma ziemi wybieranej,
Jest tylko ziemia przeznaczona,
Ze wszystkich bogactw - cztery ściany,
Z całego świata - tamta strona.
U podstaw artyzmu wierszy z tego okresu leży głębia osobistych przeżyć. Oddalenie od kraju, dręczący niepokój o rodzinę i w końcu wieść o tragicznym losie najbliższych. Wiersze zapowiadają powojenny dramat poety - decyzję o pozostaniu na emigracji. Tak rodzi się kolejny nurt poetycki - dotkliwej nostalgii, tęsknoty i wspomnień.
Ta niezwykle trudna decyzja doprowadziła poetę do głębokiej depresji i paraliżu twórczego. Jest to okres fatalnego samopoczucia i zupełnego milczenia. Z tego głębokiego kryzysu wydobył się Wierzyński dopiero za sprawą muzyki i to w dość niezwykłych okolicznościach. Za namową długoletniego przyjaciela, Artura Rodzińskiego, postanowił napisać książkę o Chopinie, jako że zbliżała się setna rocznica śmierci kompozytora. To Chopin ze swoją muzyką przyczynił się do samoodnalezienia i ocalenia poety. Na kartach biografii nastąpiła konfrontacja losu autora z losem genialnego artysty i tułacza zarazem. Cały Chopin powstał w młodości i przez całe życie czerpał, jak ze źródła, z lat spędzonych w Polsce i z jej ducha. (Żałuję ogromnie, że książka została przemilczana w czasie niedawnych obchodów Roku Chopina!)
Otwierają się oczy poety na otaczający świat. Wojna odsunęła się w przeszłość. To było jak odzyskanie utraconej wolności, powrót do samego siebie. W liryce Wierzyńskiego zaczyna się nowy rozdział.
W wielu wierszach powojennych znajdujemy ekspresję przeżyć związanych z oddaleniem poety od kraju. Emigracja jawi się tutaj jako dramat wygnania, z którego nie ma już powrotu. Świadomość własnego wygnańczego losu jest bardzo bolesna i dokuczliwa. Nostalgia okazuje się polską chorobą na śmierć:
Tam, w tej falistej za Sanem równinie
Jest dom nasz. W starość zachodzi powolną.
W jar się zapada. Z wodą, co płynie,
Można by dojść tam. Cóż z tego. Nie wolno.
Tej rozpaczy emigranckiej, która podszyła powojenną poezję, Wierzyński nigdy się nie pozbył. Będzie majaczyć w tle wielu wierszy, choć pojawią się motywy świadczące o poszukiwaniu ponadczasowych wartości, które zdolne są wypełnić sensem egzystencję.
Wyprowadźcie mnie stąd, lutnistę
ciemnego czasu i losu - prosi córki pamięci w wierszu Muzy.
Wiele wierszy z tego nurtu znajdziemy w tomikach wydawanych po wojnie w Polsce, ale były to jednak wybory wierszy pozbawione najbardziej reprezentatywnych dla twórczości poety utworów. Bo Wierzyński to poeta zaangażowany w politykę, określający się wobec  historii. Gdy zapalił się świat..., nie mógł milczeć. Rozliczył się z rzeczywistością Europy podzielonej na strefy wpływów.
Wypłosz orła z twych płócien, jak inni ptasznicy,
i na nowych sztandarach dziób wyszyj papuzi.
Od razu cię docenią szlachetni Anglicy,
Sprawiedliwi Moskale i bratni Francuzi.
(Polsko, którą przezwano)
Tak zestawił polskie dążenie do wolności i czystą ofiarę z grą interesów i obłudą polityki. Napisał  też wiersz Do sumienia świata, będący obrachunkiem z polityczną moralnością aliantów, którzy poświęcili niezależność Polski. Nic nie może wytłumaczyć straszliwej niesprawiedliwości:
Aż trzasło! Targu dobili i gwałtu:
Raz Teheranem w łeb, drugi raz Jałtą
I kraj rozcięli, jak przedtem, z dwu stron [...]
Dalej poeta oddaje sprawiedliwość męczeństwu, przypomina zaginionych bez wieści, tych, których pochłonęły choroby i głód, ludzi zamęczonych w łagrach. Głośno wypowiada się o procesie szesnastu, zabiera głos w sprawie rozwiązania Armii Krajowej. Pamięć, która jest jednym z naczelnych motywów, często powraca w wierszach. I trwa. Jak w wierszu Przepis sanitarny:
Ścierajcie mokrą krew[...]
Ścierajcie z rąk zachlapanych
Z fartuchów pod brodą,
Z kartotek bezpieczeństwa, 
Z historii udoskonalonej do kłamstwa,
Z pamięci stosowanej.
Okres zbrodni stalinowskich, wypadki poznańskie, wypadki grudniowe - to tylko niektóre z prób zastosowania owego przepisu.  Pamięć o tych, których zamęczono w więzieniach, odzywa się w Balladzie naszych czasów:
Cementem usta mu zalali,
Ryskalem pocięli mu twarz,
Butami kopali go w jądra, 
Krzyczeli:
Krzycz teraz ty,
Wzywaj pomocy świata.
To szczegółowa relacja z miejsca kaźni. Tak obchodzono się z więźniami politycznymi. Kazimierz Wierzyński odsłania ponurą prawdę o czasach, w których przyszło Polakom żyć. Nie pozwalało mu milczeć poczucie współodpowiedzialności za to, co przynosi historia. Widział milczenie świata wobec ogromu tragedii, połączone z zatratą wrażliwości.
Osobne miejsce w powojennym dziele Wierzyńskiego zajmuje Czarny polonez, poświęcony wydarzeniom i nastrojom nurtującym polskie społeczeństwo w latach sześćdziesiątych. Widzimy naród upodlony, nieufający już Gomułce, dorobkiewiczostwo i zwykłą, upokarzającą biedę inteligencji. Poeta wprost obwinia totalitarny system, który sieje spustoszenie nie tylko w sferze gospodarczej kraju, ale i w sumieniach, zniewala umysły, deprawuje psychikę, pozbawia godności. Ten tom ostatecznie zamknął poecie drogę powrotu do Polski. Towarzysz został zaatakowany personalnie:
Towarzyszu Wiesławie,
Pan powiedział, że Katyń to Niemcy
Szkoda,
Moskwa pana już za to uściskała,
Polska panu ręki nie poda.
W wierszu Wyprawa naukowa poeta mówi o wycieczce do Włoch polskich inteligentów, których nie stać ani na jedzenie, ani na hotel. Podobnie w Wyprawie fenickiej. PRL to państwo świadomie wpędzające naród w sytuację upodlenia, bo taka jest cena kłamstwa i podległości. To jest choroba z brudu, jak Świerzb:
Zaprasowaliście naród jak portki
I co z tego macie.
I zatańczymy w tytułowym Czarnym polonezie:
Cyganicho, brudna ręka,
Czarny śmiech i czarny humor,
Zatańczymy, wywróżymy,
Zabawimy, zaśmiejemy
Ich na umór[...]
Na pstrym koniu bida z nędzą,
Na umór, na umór.
Mimo wszystko w tej czarnej idealizacji słychać pogłos nadziei. W tomie jest piękny wiersz Nocna ojczyzna i tam znajdziemy pokrzepiające wersy:
Jest jeszcze miłość,
Raniona miłość
Samotna, gorzka,
Której nic nie odstraszy.
Dla "śmiesznej nędzy polskiej",
Dla sensu nad klęską
Wszystkiemu na przekór
Budować co można,
Co zbudowane
To nasze.

poniedziałek, 25 listopada 2013

Tendencyjnie przemilczani w PRL

Powody? Narodowe poglądy i głęboka wiara katolicka.
Dziś zapraszam na spacer prawą stroną polskiej literatury. Za przewodnika wzięłam profesora Macieja Urbanowskiego, a kamieniami milowymi przy drodze będą powieści z tomu Od Brzozowskiego do Herberta. Dokładniej - rozdział Obraz Polski niepodległej w literaturze nurtu prawicowego 1918-1939.
Gdy kupowałam tę książkę, jeszcze nie miałam pojęcia, że czeka mnie taka niespodzianka. Wydawało mi się, że mam blade pojęcie o literaturze polskiej, a tymczasem żadnej z przytoczonych powieści nie czytałam, a o wielu nawet nie słyszałam! Jednak czy to wyłącznie moja wina? Jak czytać książki, których nie ma?! Bo wydane w okresie międzywojennym nie miały wznowień w PRL aż do dziś (z jednym wyjątkiem). Czy są tak kiepskie, że żaden wydawca nie będzie ryzykował ich wydania, bo się nie sprzedadzą? Z pewnością nie. Świadczą o tym chociażby ceny w antykwariatach. Są pewnie wśród nich słabsze i te lepiej napisane, ale taki Weyssenhoff - niech uczą się od niego dzisiejsi autorzy klepiący w klawiaturę w podróży. Albo wiedza historyczna Grabskiego! Zatem dlaczego trzeba się o nich upominać? Bo te utwory nie straciły nic a nic na aktualności. A spróbujcie poszukać streszczeń lub recenzji... Wymazane z pamięci!

Czekaliśmy, aż Polska powstanie, teraz czekamy, kiedy stanie się lepsza. Jak nie my, to nasi synowie się doczekają. Że nieraz przy tym człowieka mdli - to trudno. Płyn się wyklarować musi, teraz pływają po wierzchu męty, które się zbierały przez dwieście lat - mówi jeden z bohaterów Doboszyńskiego w Słowie ciężarnym.
Wikary w Ruinach Strzembosza powie, że trzeba iść i Polski szukać, bo nam gdzieś zginęła.
A gdzie jej szukać? W ziemiańskim dworze, kościelnej parafii i sprzymierzonej wiejskiej chacie - to są ostoje niepodległości w literaturze nurtu prawicowego.

Nie trzymam już w niepewności potencjalnych czytelników i podaję listę autorów i tytułów zasługujących na ponowne wydania.

Stanisław Piasecki - mylony z Bolesławem Piaseckim, który kolaborował z komunistami w PRL, a Stanisław był postacią niezłomną, za co zapłacił cenę najwyższą. W dylogii Związek Białej Tarczy komunistyczni terroryści chcą wysadzić w powietrze siedzibę prezydenta Polski i walczy z nimi tajny związek narodowy. Ta antykomunistyczna powieść sensacyjno-przygodowa została wydana przez LTW (to właśnie ten wyjątek!) jako Na tropie knowań. W potrzasku.

Hanna Chrzanowska pod pseudonimem Agnieszka Osiecka wydała nowelę Niebieski klucz i powieść Krzyż na piaskach. Autorka to córka Ignacego Chrzanowskiego - historyka literatury, profesora UJ. Znana ze swej działalności charytatywnej uznawana jest też za współtwórczynię polskiego pielęgniarstwa. W czasie choroby odwiedził ją Karol Wojtyła, co nie jest bez znaczenia, bo upominał się on o pamięć wielu twórców.

Karol Hubert Rostworowski -  mistrz dramatu. To o nim Jan Paweł II powiedział, że został tendencyjnie zapomniany! Znalazłam na forum pytanie: "Może mi ktoś wytłumaczyć, dlaczego o tym pisarzu jest cisza? Bo chyba nie dlatego, że napisał Antychrysta..."
A trzeba wiedzieć, że tytułowy bohater to mniejszość żydowska w Polsce.

Janusz Krzemień w 1938 roku wydał W matni. Nic nie da się wyguglować. Był człowiek czy go nie było?

Adam Grzymała - Siedlecki - miał tyle szczęścia, że napisał też chociażby Niepospolici ludzie w dniu swoim powszechnym, co dało mu kącik na portalach czytelniczych. Pamiętają o nim też bydgoszczanie. Ale kto pamięta powieść Samosęki z 1924 roku?

Adam Doboszyński - polityk i pisarz, członek Stronnictwa Narodowego. Wybitna postać o barwnym, choć tragicznym życiorysie. Swój patriotyzm szlifował w wojnach, a finałem było więzienie mokotowskie ze słynnym Różańskim. W 1931 roku wydał Słowo ciężarne (o roli radia w kształtowaniu poglądów), jednak ważniejsza była Gospodarka narodowa przedstawiająca syntezę polskiego nacjonalizmu i nauki społecznej Kościoła. Autor za tę pozycję także po śmierci był atakowany przez laicką lewicę. Zawsze po stronie Narodu! - za te słowa kochają go dzisiejsi narodowcy i skandują je podczas Marszu na Myślenice (słynny w Dwudziestoleciu proces).

Władysław Jan Grabski - syn "tego" Grabskiego (premiera RP); pisarz, którego twórczość osadzona była w nurcie katolickim. Związany z ruchem narodowym, co stało się skutkiem cenzury nałożonej w PRL w 1950 roku. Mawia się o nim - pisarz Ziem Odzyskanych. Wspomina go J.Siedlecka w Obławie. To autor wznowionej niedawno historycznej Sagi o Jarlu Broniszu, ale trzytomowy cykl został niesłusznie zapomniany: Bracia (1934), Kłamstwo (1935) i Na krawędzi (1936). Szkoda, bo zawiera aktualny komentarz do najważniejszych wydarzeń międzywojnia, jak zabójstwo Narutowicza czy zamach majowy. Już współcześni autorowi cenzorzy wypuścili egzemplarze pełne białych plam... Terror sanacyjny?

Józef Weyssenhoff - kuzyn słynnego malarza, piewca tradycji starego ziemiaństwa kresowego i łowów. Właśnie książka Soból i panna  jest wznawiana, dzięki czemu nazwisko autora nie odeszło w zapomnienie, czego nie powiem o innych powieściach, jak np. Jan bez Ziemi (1929), rewelacyjna Cudno i ziemia cudeńska, sztandarowy Noc i świt.

Jan Strzembosz - tyle wiem, co od internautów, że jego rodzina to elita elit, że nienawidzili go lewacy... A wydał przed wojną cykl Dzieje dziesięciolecia, na który składają się: Pożyczka zagraniczna, Radosna twórczość, Ruiny.

Jędrzej Giertych na deser, bo pod pseudonimem J.Mariański wydał książkę Zamach, dla przeciętnego czytelnika nie do zdobycia (ceny od 250 do 1000 zł).

Dziesięć nazwisk wystarczy? Ich książki trudno dostępne, więc polecam na początek lekturę dwóch pozycji Macieja Urbanowskiego, kipiących cytatami.






niedziela, 17 listopada 2013

Instalowanie się komunistów w Polsce okiem Miłosza

Zaintrygowało mnie wypłynięcie na powierzchnię mniej znanej powieści Czesława Miłosza - Zdobycie władzy. Poeta zawsze szukał formy bardziej pojemnej i  książka jest tego dowodem. Powstawała w 1952 roku, gdy Miłosz miał już za sobą  dramatyczną decyzję o opuszczeniu kraju. Fabuła obejmuje lata 1944-1950, więc czas gorących przemian w "wyzwolonej" Polsce. Główny bohater jest oficerem ludowego wojska, bo na Andersa się nie załapał. Piotr Kwinto  realnie patrzy na sowietyzację kraju i dojrzewa do decyzji o opuszczeniu go. Galerię towarzyszących mu postaci tworzą: Baruga - łowca dusz, socjalista Artym, Foka - Cisowski - powstaniec warszawski, Michał Kamiński z NSZ, Wolin z NKWD, Żyd Winter, "Kord" reprezentujący leśnych, profesor Gil tłumaczący Tukydydesa... Jeśli przyjmiemy, że to powieść "z kluczem", łatwo rozszyfrujemy, że rozmowa Wolina z Kamińskim przebiegała  podobnie do tej, w trakcie której zawarto umowę z Bolesławem Piaseckim, dając mu własne czasopismo.  Baruga łudząco przypomina Jerzego Borejszę, a sam Piotr to alter ego autora. Co z tego wynika? W powieści-worku (określenie Miłosza) wrzucone są i mieszają się szczegóły dotyczące tych postaci i echa wydarzeń z ich udziałem, tj. powstania warszawskiego, "rozładowywania" lasów, przejmowania ziemi dworskiej przez chłopów, procesu szesnastu, holocaustu, masowych  aresztowań... Czyta się z zaciekawieniem.

A teraz garść moich uwag.
Powieść adresowana była do zachodniego odbiorcy i powstawała z myślą o udziale w konkursie literackim. Sukces czytelniczy i przekłady na inne języki dały możliwość poznania powojennej rzeczywistości Europy Wschodniej. Zatem czytelnicy mogli przeczytać takie teksty:

(s.16) - ... limuzyny, futra, klejnoty i pekińczyki, które towarzyszyły ucieczce dawnego rządu, kiedy armia niemiecka zmiażdżyła polską armię, były symbolem; powrót do władzy tej warstwy był niemożliwy.

(s.20) - Trudna sprawa, jeżeli w tej okolicy nie było innej partyzantki niż londyńskich faszystów. 

(s. 21-22)
- Szliśmy na południe, żeby potem zawrócić na wschód. To była jedyna szansa. Tylko tam można było znaleźć czerwonych partyzantów. AK nie przyjmowało Żydów.
- Nie?
 - Nie. Szliśmy nocami. Było nas pięciu. Trzech mężczyzn i dwie dziewczyny. Wpadliśmy w obławę Narodowych Sił Zbrojnych. Michał w Warszawie był teoretykiem tego szlachetnego ruchu. Naród, tradycja, walka z Niemcami, katolicyzm i tak dalej. Publikował swoje brednie w ich pismach podziemnych. Ale w praktyce działalność ich oddziałów polegała na czyszczeniu kraju z Żydów i komunistów, co dla nich jest, jak wiesz, tym samym. Ich obława wygnała nas z lasu na pola, gdzie czekali niemieccy żandarmi. Tamci czterej poszli i zginęli. Było małe jeziorko. Wskoczyłem i  zanurzony wystawiłem tylko usta między trzciną, żeby oddychać. 

(s. 33) - Powstanie oczywiście nie mogło wybuchnąć, wiadomo było, że jest odwołane. W tej sytuacji byłoby nonsensem.

Wraca też motyw karuzeli postawionej przez Niemców pod murami getta (s.40). Oj, to wydarzenie obudowano już bogatą literaturą! (Borowski, Moczarski, Szczypiorski, Edelman, Krall). Sam poeta stworzył Campo di Fiori, gdzie możemy zauroczyć się klasycznym heksametrem i przeczytać m.in.:


[...]Wspomniałem Campo di Fiori
W Warszawie przy karuzeli,
W pogodny wieczór wiosenny,
Przy dźwiękach skocznej muzyki.
Salwy za murem getta
Głuszyła skoczna melodia
I wzlatywały pary
Wysoko w pogodne niebo.

Czasem wiatr z domów płonących
Przynosił czarne latawce,
Łapali skrawki w powietrzu
Jadący na karuzeli.
Rozwiewał suknie dziewczynom
Ten wiatr od domów płonących,
śmiały się tłumy wesołe
W czas pięknej warszawskiej niedzieli.
[...]

 

Tak oto Miłosz poetycko  rozprawił się z Polakami. Samotność ginących zestawił z bawiącymi się radośnie parami. Tymczasem świadkowie wydarzeń stwierdzają, że karuzela była unieruchomiona od początku pacyfikacji getta. Już Jerzy Lerski pisał o wózkach zastygłej w bezruchu karuzeli, co potwierdził W.Bartoszewski - "Zeszyty Historyczne", Paryż 1985, z.71, s.229.

Pewnie ciekawi was ostateczna wymowa powieści. Miłosz roztacza przygnębiającą wizję, pełną złudzeń i iluzji.  Możliwości dane Polakom to śmierć, izolacja, ucieczka, kolaboracja z systemem. Nie ma innego wyjścia! Walec historycznej konieczności zmiażdży każdą próbę walki i nikt mu się nie przeciwstawi. Mówi bohater: Kto chce przeżyć, musi umieć milczeć.

Czy naprawdę? Czy nie można było dołączyć do walczących z sowietyzacją kraju? Gdy Miłosz tworzył (wspólnie z Andrzejewskim) scenariusz Robinsona warszawskiego, mieszkał wtedy przy alei Niepodległości, a z zajmowanego lokalu widział okna mokotowskiego więzienia. Pisał w Zniewolonym umyśle:

(s. 112) - Za oknem było podwórze z młodymi drzewami, a za podwórzem wielki gmach, zamieniony niedawno w siedzibę policji bezpieczeństwa i więzienie. Zauważyliśmy na parterze, w zakratowanych oknach, dużo postaci młodych mężczyzn. Niektórzy próbowali się opalać umieszczając twarz w promieniu słońca; inni łapali hakiem z drutu papierki, które wyrzucano przez okno na piasek z sąsiednich cel. Stojąc z Alfą w oknie obserwowaliśmy ich milcząc.

Milczenie - to wybrana droga do wolności. Chory, jak wszyscy, na zachodniość - wybrał emigrację. Czytam, czytam i coś mi świta, coś mi się przypomina. "Katyń" Wajdy! I jego młody bohater - student. Jeśli nie zataisz faktów ze swojej biografii, nie będziesz milczał, będziesz próbował jakiejkolwiek formy walki, czeka cię tylko śmierć! Innego wyjścia nie było! - to przekaz obu twórców wywindowanych na piedestał. 

 

Nie klękam nabożnie przed noblistą. Zbliża się dziesiąta rocznica pochówku na Skałce. Może warto wznowić narodową dyskusję, zanim legenda poety zbrązowieje. Zanim rynek zaleją takie produkcje, jak chociażby Sergiusz, Czesław, Jadwiga Nurowskiej, w której odwraca się uwagę od rzeczy najważniejszych! Pisarka skupia uwagę na romansie, który ponoć stał się zaczątkiem nienawiści Piaseckiego do Miłosza, aby odwrócić nas od prawdy, dlaczego tenże Piasecki nazwał poetę poputczikiem! Szukającym prawdy o nobliście polecam dwie książeczki profesora Jana Majdy. "K.Wojtyła, W.Szymborska, Cz.Miłosz" zawiera rozdział, który został zamieszczony i rozszerzony w kolejnej pozycji - "Antypolskie oblicze Miłosza". Możemy po tej lekturze zobaczyć narodowo obcego kosmopolitę, który czuł zawsze awersję do Polaków i marzył o uczynieniu z naszej Ojczyzny siedemnastej republiki Związku Radzieckiego (rozmowa z Herbertem). Wciągnięto go na siłę do panteonu wielkich Polaków, gdy on sam czuł się zawsze Litwinem piszącym po polsku. Jeszcze może na zakończenie wiersz Plagiat Justyny Trembeckiej, który w zestawieniu z Miłoszowym  Który skrzywdziłeś...  nabiera nowego wymiaru (s.134):


Który skrzywdziłeś Polaka dzielnego,
Świętości jego wszelkie wyszydzając,
Klakierów grono wokół siebie mając
Na pomieszanie podłego i cnego,

Choćby przed tobą wielcy się skłonili
Cnotę i mądrość tobie przypisując,
Pochwałą mediów czci twojej hołdując,
Radzi, że Naród łatwo przechytrzyli -

Nie bądź bezpieczny. Naród zapamiętał.
Chciałeś go zgładzić - odrodzi się nowy,
Potępi podłe wiersze i rozmowy.

Lepsze ci były milczenia okowy,
Niż mowa gorzka nienawiścią cięta.

Czesław Miłosz Zdobycie władzy, "Pojezierze", Olsztyn 1990

Czesław Miłosz Zniewolony umysł, KAW, Kraków 1989



poniedziałek, 11 listopada 2013

Polska to jest wielka rzecz...

Cały rok książkowo, to dziś muzycznie. Wszak kto śpiewa, ten dwa razy się modli. Zazdroszczę krakusom, że będą mogli dziś wziąć udział w 50. jubileuszowej Lekcji Śpiewania na Rynku Głównym. Do rąk kochających patriotyczne pieśni trafią śpiewniki i wspólnie z Kabaretem Loch Camelot będzie można radośnie świętować. Ja zadowalam się płytami zespołu i dostępną biblioteką, gdzie można znaleźć internetową publikację pod nazwą Śpiewnik Polaka (www.bibliotekapiosenki.pl - utwory, teksty, nuty, podkłady).
Od lat śpiewam niezmiennie Szwoleżerów. Szczególnie ostatnia strofa nastraja optymistycznie.

Więc pijmy zdrowie - szwoleżerowie -
niech smutki zginą w rozbitym szkle.
Gdy nas nie będzie, nikt się nie dowie,
czy dobrze było nam czy źle.

Bo gdy cię rzuci luba dziewczyna,
to nie rozpaczaj i nie lej łez,
lecz z kolegami napij się wina,
a wszystkie smutki pójdą precz.

Szare mundury,  złote obszycia,
ach, jak to wszystko przepięknie lśni!
Lecz co jest na dnie w sercu ukryte,
tego nie będzie wiedział nikt.

Lecz przyjdą czasy, że te kutasy
będą przed nami na baczność stać!
Ręka nie zadrży jak liść osiki,
gdy będziem  głupie mordy prać!

Więc pijmy zdrowie, szwoleżerowie...

Utwór ten szwoleżerowie wykonywali często na stojąco - jedna noga na krześle, druga oparta o stół - wznosząc toast na cześć zmarłego kolegi.

Zatem uczcijmy listopadowe święto piosenką, bo może niedługo każe się nam świętować wyłącznie 4 czerwca. Dołożą nam gratis różowe kokardki i słodkiego orła. Więc pijmy zdrowie...

niedziela, 10 listopada 2013

W krzywym zwierciadle Urbanka

Kolejna biografia autorstwa Urbanka trafiła w moje ręce. Niestety nie dołączę do grona entuzjastów, choć - jak wcześniejsze widoczne w tle zdjęcia - niesie solidną dawkę faktów z życia Tuwima, podaną jak zwykle smakowicie i kolorowo. Tym razem Mariusz Urbanek wypluł  z siebie cały jad i wyzierał nieustająco między wierszami swojej książki. Co tak bardzo rozwścieczało autora? Narodowcy! To oni atakowali bezustannie poetę. Na ich usługach endecka prasa walczyła z Tuwimem. Nazwiska dziennikarzy i nienawistników - żydożerców wyrastają jak grzyby po deszczu: Pieńkowski, Pietrkiewicz, Skiwski, Gałuszka... Wciąż miałam wrażenie, że to o nich, a mniej o Tuwimie ta książka. Oto wybór cytatów tylko z kilku stron:

s.37 - Za dytyramb Wiosna Tuwim został oskarżony o wyuzdanie, rozpustę, deprawację młodzieży i pornografię. (do wiersza jeszcze wrócę)
s. 68 - atakowany przez żydożerczą prawicę, dla której ważniejsze niż poezja były geny, spychani ku lewicy opisywanej krótko: żydokomuna. [...] Napaści w endeckich gazetach były codziennością, z którą musieli żyć, czasem jednak rzeczywistość okazywała się o wiele brutalniejsza niż najgorsze nawet słowa.
s. 69 - Stanisław Pieńkowski - jeden z najzagorzalszych i najbardziej wrogich Tuwimowi publicystów... Żyd pluje na polskich oficerów - rozpisuje się prasa - drwina z polskiego wojska i munduru (po publikacji wiersza Do generałów)
s. 81 - Z roku na rok, w miarę nasilania się w Polsce antysemityzmu, przybyło notek piętnujących ksenofobię prasy endeckiej.
s. 102103 - po publikacji Wiersza do prostego człowieka opisana jest reakcja na ten utwór: zbrodniarz, zdrajca, wywrotowiec, wróg Polski, prosty człowiek o krzywym nosie... A Adolf Nowaczyński pisał o gałęzi, na której Tuwim powinien podyndać przez tydzień; najdelikatniej napisała Starowieyska-Morstin, że wystąpienie Tuwima traktuje jako coś wysoce niepatriotycznego.
s. 125 - nie szczędzono Tuwimowi żadnej obelgi i żadnego epitetu.

 Po każdej przeczytanej stronie rosło we mnie zdziwienie. Dlaczego Polacy tak źle odbierali poetę? Przecież pozostali skamandryci też mieli to samo pochodzenie! Czy naprawdę chodziło tu o wygląd nosa? Może jednak o twórczość? Gdy Wierzyński pisał o wiośnie, że zielono mi w głowie i fiołki w niej kwitną, Tuwim ujął temat inaczej:
Suną tysiące rozwydrzonych par [...]
A!! będą później ze wstydu się wiły
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły,
Krzywych pędraków sromne nosicielki!
Gwałćcie! Poleci każda za kolację! [...]
A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy,
Gdy ci kto zacznie szeptać pokusę łajdaczną - 
- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła...
Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę! 
Zośki ze szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile!
I poczną samców częstować samice!
Wiosna!!! Hajda - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu! [...]

Wiersz Wiosna jest dostępny, więc nie będę przywoływać całości. Czy mogli ojcowie nie wołać głośno, gdy ich córki - studentki karmione były przez kolegę takimi wersami?  Działo się to w ubiegłym wieku! A wstyd kobiecy to wielka zdobycz naszej cywilizacji, tak samo, jak poczucie honoru u mężczyzn - to słowa Romana Dmowskiego. Bo i honor mężczyzny poddany był w wątpliwość, gdy Tuwim nawoływał, by cisnąć karabinem o bruk w wierszu Do generałów.
Książę poetów odparowywał celnie, ironicznie:
s.79 - Co z majtek wyjmuję, to w "Panią" pakuję. ( tu "Pani" to nazwa czasopisma).
Innym razem ostro i agresywnie, jak we fraszce Na pewnego endeka, co na mnie szczeka:
Próżnoś repliki się spodziewał,
Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
Nie powiem nawet: Pies cię j...ł!" - 
Bo to mezalians byłby dla psa.
s.129 - Tuwim zwykle odpowiadał na ataki prasy endeckiej równie brutalnie, a po artykule "Szlachcic między Żydy"   próbowano nawet protestować przeciwko drukowaniu wierszy Tuwima w podręcznikach.
Jaki był efekt tych słownych potyczek? Wylękniony Tuwim zamknął się w swoim mieszkaniu i opuszczał je bardzo niechętnie. To ataki endeków były przyczyną agorafobii! Nic to, że nawet Wikipedia podaje, że jedną z przyczyn problemów zdrowotnych była nadmierna skłonność do alkoholu. Autor biografii wie! I przywołuje dalej Goetla, Skiwskiego, Piaseckiego... Ten ostatni napisał m.in.: Żyd - Tuwim, powodowany atawistyczną nienawiścią do wszystkiego, co polskie ("Jadzia wdowa" - ośmiesza szlacheckie dwory) - trzeba strzec polską literaturę przed zaśmiecaniem.

Biografii ciąg dalszy:
5 września 1939 roku Tuwim przekracza granicę, a różne błazny, padalce, zasrańce i nienawistniki ginęli w obronie ojczyzny (s.165). Po ataku Niemiec na ZSRR Tuwim przystąpił do nowej Targowicy, czego nie mogli wybaczyć mu przyjaciele. Poeta zrywa kontakty z Wierzyńskim i Lechoniem. Patriotyzm i faszyzm stają się dla niego synonimami. Otóż ci narodowcy są to właśnie stuprocentowi faszyści polscy (s.208). Jak odpowiedział kolegom po piórze? Strofami oczywiście:
Na podstawie Martwej Wizy
Pozwolono im pijanym
Widmom sinym i rozchwianym,
Tułać się i straszyć ludy
Nad rzekami Babilonu...
I rzygają do Tamizy,
I rzygają do Sekwany,
 I rzygają do Hudsonu.
Dorzygali się do żółci,
Do dziur w mózgach i krwotoku,
Wyjce w desperackiej chuci,
Kościotrupy sprzed potopu
wyciągają, węsząc krew,
Długą szyję...
 

Po powrocie do Polski publikuje jeszcze Bal w operze - zaatakowany za pornografię i bluźnierstwo; wycofany z powodu miejsc obrażających moralność publiczną i uczucia religijne większości społeczeństwa (s.225).

Za jasną stronę biografii zwykło się uważać odcięcie od stryczka Konarzewskiego. Rzeczywiście Tuwim zwrócił się do Bieruta o zmianę wyroku śmierci dla młodego poety, jednak inaczej potraktował prośbę innej kobiety! Gdy pani Helena zadzwoniła do poety z błaganiem o pomoc dla męża - mając na uwadze właśnie te dobre relacje poety z Bierutem - Tuwim wyzwał ją i odrzucił słuchawkę. Kim był Zbigniew Przybyszewski? Dowódcą baterii dział na Helu i to on strzelał, gdy Schleswig - Holstein atakował Westerplatte. Nie oddał Niemcom broni, a sam ciężko ranny dostał się do obozu jenieckiego. Nie mógł pogodzić się z rusyfikowaniem marynarki wojennej, więc został przez komunistów aresztowany i skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 16 grudnia 1952 roku katyńskim strzałem.
Ot, wrażliwość na krzywdę.
Inne to moje odczytanie Wylęknionego bluźniercy. Pewnie najlepiej przeczytać samemu. Wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki, oprócz słów Dmowskiego i przypadku Przybyszewskiego.

Wiele razy próbowałam "porozmawiać" z samym poetą, ale wciąż przed oczyma mam wers z wiersza, w którym autor stanowczo uprasza zastępy bliźnich: Całujcie mnie wszyscy w dupę. No i co na to mam odpowiedzieć, panie Tuwim?





 


niedziela, 3 listopada 2013

Białe krematorium - Kołyma

Na mojej literackiej tropie zamierzam wydeptać ścieżkę wiodącą do literatów emigracyjnych. I to nie tym od Giedroycia z Paryża - co przytaknęli pojałtańskim porządkom - posty moje poświęcę. Czas burzyć mur otaczający wspaniałych Polaków, którzy do końca pozostali niezłomni, nie godzili się z niepisaniem o Katyniu, o łagrach, o powojennym losie Andersowców czy lotników walczących o Londyn, o okupacji sowieckiej w kraju, o utraconych Kresach... To niepodległościowa emigracja londyńska i nowojorska. Nawet jeśli wspomina się dziś oficjalnie tych pisarzy, to w kontekście ich twórczości przedwojennej. Potem znikają, jak np. Kazimierz Wierzyński czy Zygmunt Nowakowski. Niektórym udało się zaistnieć jakimś jednym wydaniem na fali odwilży, jak np. Beacie Obertyńskiej. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia, chociażby przywołana już przeze mnie Herminia Naglerowa czy bohater dzisiejszego wpisu - Anatol Krakowiecki.
Kim był? Wybitną postacią przedwojennego Krakowa. To literat, redaktor, celebrowany przez dziennikarską brać jako organizator barwnych imprez kulturalnych. I Kołymiak. Aresztowany po wkroczeniu wojsk sowieckich do Stanisławowa, ląduje w więzieniu jako "turysta" - pod zarzutem usiłowania przekroczenia granicy. Gdy stanął pod drzwiami celi, trzymając w rękach spodnie pozbawione guzików, stwierdził, że jest na dnie. Jeszcze nie wiedział, że w ciągu najbliższych lat granica dna będzie się wielokrotnie przesuwać i że stanie się katorżnikiem zagnanym na samą krawędź śmierci. Książka o Kołymie to reportaż o zesłańczej odysei poprzedzony mottem:
Przed skamieniałym sumieniem świata składam niniejszym ZEZNANIE... To zeznanie wymusili na nim ci, którzy zwątpili, że wrócą żywi. Przyrzekł im, gdy zaklinali: Jak wyjdziesz, to napisz! Napisz całą prawdę! Niech świat się dowie!  Ale świat nie chciał drażnić sojuszników. Sześć lat rękopis leżał gotowy do druku, aż ogłoszono subskrypcję. Mój egzemplarz ukazał się nakładem Katolickiego Ośrodka Wydawniczego "Veritas" w Londynie (identycznie jak Kazachstańskie noce Naglerowej!). Jednak dlaczego dzisiaj w wolnej Polsce nie słychać głosów zamęczonych?

Kołyma, koło podbiegunowe, tajga... Tajga, która pilnuje i skuwa bezlitośniej niż kajdany. Tajga to gwałt, przemoc i potęga. Bezlitosna tajga, która uciska szyję, dusi serce, torturuje mózg i przyprawia o obłęd. Nie daje nadziei ucieczki, bo jedyny w obrębie kilkuset kilometrów bród obsadzony jest strażą. Są też Jakuci. Dzwonki przy uprzęży reniferów dźwięczą niewolnikom czarną melancholią katorgi. Cenią Polaków, nawet ozdoby nabite przy siodłach nazywają "polskim srebrem", ale... Ale za głowę uciekiniera (dosłownie! bo kiedyś wystarczyło uciąć i przynieść ucho)  oprócz 50 rubli można dostać spirytus i paczkę herbaty. Zima trwa tu dziewięć miesięcy, a pozostałe dzielą się na wiosnę, lato i jesień. Śnieg spada w połowie września, a mrozy dochodzą do 70 stopni. Termometr nie pokazuje jeszcze siły wiatru.  Jedynie ognisko przynosi przerażonym duszom ludzkim oddech nadziei, że śmierć nie przyjdzie jeszcze w tej minucie, że może dopiero jutro... Chociaż suche drewno znaleźć trudno. Przez moment pojawia się łoś - imponujące zwierzę o wspaniałych rosochach - wielki pagórek mięsa oddalający się dostojnie. Kolejne klęski paskudztw dewaluują się, bo komary okazują się być gorsze od zimy, a od komarów gorsze meszki... Nie tylko złowroga przyroda, ale i niedola zgotowana przez strażników: bicie drągami, szczucie psów, izolator..

Ludzie. Pomieszane narodowości i istna Wieża Babel. Najwięcej oczywiście Ukraińców, przecież co drugi człowiek na Kołymie to Ukrainiec, a dopiero druga połowa składa się z kilkudziesięciu narodowości. Krakowiecki bierze sobie do serca słowa Modrego:
- Niech pan mnie posłucha - poucza mnie - a wyjdzie to panu na dobre. Niech pan nie stara się pracować, bo pan nie da rady. To nie dla nas. Niech pan nie zwraca uwagi na to, co pan jeszcze posiada, bo to nie jest ważne. A przede wszystkim niech się pan nie najada, nie obżera. Choćby jedzenia było w bród - jeść tylko do trzech czwartych. [...] Bo jeśli pan rozepcha żołądek, rozpoczną się pańskie cierpienia.
Słowa okazały się prorocze. Autor został okradziony 63 razy! Wyrabiał 30-40 procent normy, co skutkowało zmniejszoną porcją gliniastego chleba, ale oszczędziło siły. Gdy najadł się, bo zdarzyły się szpitalne dni bardziej syte, organizm reagował biegunką. Jednak nadszedł czas, gdy i on stał się widmem, cieniem i łachmanem. Wyniszczenie pracą, mordercza psychoza głodowa...Otworzyło się piekło i dno wraz ze mną runęło w głębinę - pisze. Strażnik woła:
- O, ten stary Polak jeszcze nie zdechł? - miał mi za złe, że zdycham i zdycham, a zdechnąć nie mogę.

Dopiero 12 kwietnia 1942 roku usłyszał słowo "wolność" - osiem miesięcy po wydaniu amnestii dla Polaków. Tysiące kilometrów i dołączył do polskiej armii. Śpiesznie robił notatki, niezręcznie trzymając narzędzie pisarskie w dłoni pozbawionej palców. Książka gotowa. Zrzucona z ramion jak kołymski łachman. Strup oderwany od duszy.  Wydeptał wreszcie chodnik dla swojej książki przez tajgę polskiego sumienia   (Jan Bielatowicz).









niedziela, 27 października 2013

Kto czyta - nie pyta!

Pozdrawiam wszystkich miłośników Targów Książki w Krakowie! Tych, którzy byli i tych, którzy być nie mogli. Tych, którzy mnie widzieli i tych, dla których - zapatrzonych w książki - byłam przezroczysta. Pozdrawiam trzy miłe panie, które zatrzymały się z pytaniem i ja już, w napięciu, że o blogu, albo przynajmniej o książkach porozmawiamy, a panie o...  moje buty spytały;)
Tłumy na targach wciąż każą mieć nadzieję, że nie słabnie żywotność literatury i książki triumfalnie przejdą przez kolejny wiek. Tylko jakie? I tu mój smutek niezmierny... Bo tłumy przy  "gwiazdorzących" ludzikach, a tam, gdzie dobre prawe książki - spokój. Zrobić sobie zdjęcie z medialnym osobnikiem - to jest to! Bardzo niegrzecznie zachowały się przechodzące dziewczyny wobec mojej cichutkiej uwagi skierowanej do męża, że "to ta pani, która dzieci nie lubi". Kogo mijałam, nieważne. I tak wyraziłam się kulturalnie, bez skandalizujących szczegółów.
Z celebrytów zrobiłam wyjątek dla Ewy Wachowicz. Piękna kobieta! Prezentuje się zdecydowanie korzystniej niż w telewizji. Jak można wspaniale gotować i tak wyglądać? Zagadka pozostaje nierozwiązana.







A dalej już tylko książki i autorzy.
Gabriel Maciejewski, czyli Coryllus we własnej osobie! Cieszę się z poszerzenia kolekcji o kolejną "Baśń toczącą się jak niedźwiedź". Dla niektórych to tylko baśń, no bo tytuł taki, więc dalej nie szukają. I szydzą, a wystarczyłoby do poezji Nowaka sięgnąć. Chwila przemiłej rozmowy, bo tuż - dwa metry dalej - fani Cejrowskiego. Obaj panowie wspaniali, więc niech się dzieje. Czego nie wysłuchałam, doczytam. Poszukam w trzecim tomie zatrutych korzeni współczesności.




Spełniło się moje marzenie! Stanęłam oko w oko z Maciejem Urbanowskim! Ile ja się naklikałam na allegro, żeby kupić Dezerterów i żołnierzy, Oczyszczenie, Człowieka z głębszego podziemia czy Prawą stroną literatury polskiej! Tłumów nie było, więc dopytałam o Skiwskiego, Bobkowskiego, Brzozowskiego, Rembeka... A teraz mam z autografem Od Brzozowskiego do Herberta - zbiór studiów o pisarzach wyznaczających nurt antynowoczesny w polskiej literaturze. Prawda, że brzmi wspaniale?




Kira Gałczyńska siedziała zadumana, chyba smutna. Wrócę do jej twórczości na temat znanego Ojca. Bo niektórzy jeszcze lubią poezję... I srebrną Natalię, i zielonego Konstantego.





Joanna i Jarosław Szarkowie pojawili się z synami - wspaniała rodzina. Oboje to historycy i chwała im za to, że zdecydowali się tworzyć książki popularnonaukowe. Do Wołynia we krwi dołączyły z pięknymi dedykacjami opowieści o Żołnierzach niepodległości 1914-1918 i Czarna księga Kresów. Brakuje mi jeszcze tylko Żołnierzy wyklętych, ale dotrą kiedyś. Przywołane w czasie spotkania życiorysy każą pamiętać i szukać dalej. Wrócę do tego wywiadu. Książki pani Joanny z pewnością zasługują na to, by znaleźć się w kanonie patriotycznym Polaka, a seria Kocham Polskę - wśród obowiązkowych lektur najmłodszych.

W czasie każdych targów tradycyjnie zostawiam sobie margines na odkrycia i przypadki. W tym roku miejsce to zajął Ireneusz T. Lisiak. Po krótkiej rozmowie nabyłam książkę Nie musimy płacić Żydom! W domu doceniłam, co mam. Tytuł przyciąga i wyjaśnia to, czego się boi spora grupa Polaków, ale środek! Widać, że historia jest dla autora polem bitwy, bo goszczą tam artykuły o lumpenelitach, o terrorze polit-poprawności i historia o tym, jaki Niemcy ludziom zgotowali los. Dziękuję panom ze stoiska Wydawnictwa Capital, bo zalałam ich falą żalu z powodu nieobecności Leszka Żebrowskiego, a cichutko na krzesełku siedział zacny Autor, którego dzięki mojemu gadulstwu mogłam poznać.

Tak prezentują się moje targowe trofea. Miałam ochotę wykupić całe LTW Łomianki. Planowałam też najnowszą książkę Cenckiewicza o Wałęsie (ale i tak wiem, kim jest ten człowieczyna, bo słyszałam "na własne uszy", jak przyznawał się do podpisania papierów; poza tym wierzę historykowi), ale poczekam na przypływ gotówki. U góry siedzi Lexio - najlepszy przyjaciel prawnika - też targowy. Nie zrobiłam zdjęć licznym zakładkom, kalendarzykom, super koszulkom z Merlina, miarkom...
To dzień w roku, w którym oddalam się od wszystkich przyziemnych trosk, a krążę po lepszym świecie. Nie wierzcie, że tylko gorąco i duszno. Są kąciki - azyle, gdzie można pozbierać myśli. Przeżyj to sam(a)!


sobota, 19 października 2013

Kiermasz rozmaitości

Taki tytuł sugeruje zbiorczą recenzję i tak jest. Każda z przedstawionych pozycji zasługuje na odrębny wpis, ale chyba lepiej wspomnieć o kilku niż zachwycać się jednym tytułem.
Antoni Libera Niech się panu darzy
Trzy nowele i trzykrotnie dojrzały mężczyzna jako bohater. Każdy z nich może wypowiedzieć słowa: Tak życie zatoczyło łuk i oto wracam do punktu, z którego wyszedłem. Mierzą się z przeszłością i choć czują się spełnieni,  w tym co było, szukają sensu surowego szczęścia. Lejtmotywem jest czas. W pierwszej noweli osią jest  zaskakująca rozmowa telefoniczna w bożonarodzeniowym okresie; w drugiej powrót do lat, gdy powstawał Żoliborz i mamy do czynienia z pewnego rodzaju hołdem złożonym tej części stolicy; ostatnie opowiadanie dotyczy wspomnień ze szkoły muzycznej, gdy wykonanie Toccaty Schumanna zadecydowało o życiowym wyborze. Chciałoby się, żeby te nowele były jedynie prologiem, a tu dalszy ciąg nie następuje. Libery wciąż mało.

Zofia Reklewska-Braun Urodziłam się pomiędzy...
Pomiędzy pokojem a wojną, dobrobytem dworu a nędzą komunizmu, miłością a nienawiścią... Bez swojego miejsca i czasu  na ziemi. Wydziedziczona. To proza autobiograficzna. Autorka przywołuje z oddali sytuacje, krajobrazy, ludzi i przeżyte z nimi zdarzenia. Najpierw obserwujemy "wbieganie w życie" w dworku w Mirogonowicach na Sandomierszczyźnie. Trwa wojna, więc znikają mężczyźni, dwór raz po raz nawiedzają bandyci - zawsze nakarmieni. Czego nie zniszczyli Niemcy, Rosjanie, dopełnili "swoi". Kolejne doświadczenia to miejska bieda i klasowa nienawiść rówieśników. Bo drażni inność języka, kultury, obyczajów, zachowań i systemu wartości. Ziemiaństwo staje się zatopioną Atlantydą. W czasach pogardy ratuje religijna atmosfera domu, twarde i zasadnicze rozdzielenie dobra i zła oraz dziesięcioro przykazań w wieczornym rachunku sumienia. W książce splatają się dzieje kilku rodów, pojawiają się znane nazwiska. Zachwycają mnie imiona i zdrobnienia: Jadwisia (Isia - zamordowana przez moczarowców), Klotylda, Hala, Ludwik, Tunia, Innocenty, panna Busia, wuj Broniś, Róża, Aniela, Ignacy, Wincenty, Cecylia... Długo bym mogła o tej pięknej książce. Dlaczego po nią sięgnęłam? Bo autorka jest matką cenionego Grzegorza Brauna. Chciałam poznać dom i "przepis" na wychowanie tak pełnego i pięknego człowieka.

Marta Sztokfisz Chwile, których nie znamy
 Gdy panował modny bigbit o hałaśliwym brzmieniu, pojawił się On - skromny, ujmujący, w staroświeckim surducie, błękitnooki wrażliwiec. Marek Grechuta - bo o nim mowa - wzbogacił szarobure socjalistyczne życie liryczną nutą. Czarował ten świat magnetycznym głosem, roztaczał blask.  Swoje życie z nadziejami, lękami, emocjami i uczuciami opowiadał nam w piosenkach. Teksty czerpał od najlepszych. Wprowadził "pod strzechy" strofy Mickiewicza, Leśmiana, Wyspiańskiego, Gałczyńskiego, Nowaka, Czechowicza, Micińskiego... Dzięki niemu odkryłam chociażby poezję Zycha, który stąd - z Podkarpacia - a cicho dokoła.  Sztokfisz przeprowadziła mnóstwo wywiadów, zebrała solidny materiał, co dało nam przebogatą biografię. Prowadzi nas od lat dziecięcych Marka w Zamościu, poprzez młodość i dojrzałe życie w ukochanym Krakowie. Nie unika trudnych tematów, o których kiedyś wyłącznie szeptano. Dla mnie to bardzo ważna książka. Wszak gdzieś w nas błyszczą gwiazdy poezji..., choć o tym na co dzień nie pamiętamy.

Władysława Pawłowska Ucieczka z Sybiru
 On - przystojny polski oficer Jan Baptysta Pawłowski, porucznik służby stałej 22 Pułku Ułanów Podkarpackich.
Ona - Władysława - bogata jedynaczka z ziemiańskiej rodziny, zostaje żoną polskiego oficera i matką ich jedynego syna Jędrusia.
Krótko trwało ich szczęście. Spotkał ich los typowy dla tysięcy Polaków. Oficerowie do Katynia, a żony na Sybir. Dziadkom udało się schować małego Andrzejka, gdy do drzwi załomotali enkawudziści. Kazachstan staje się miejscem pobytu młodej mężatki i matki. Mordercza praca i ćmiący głód nie mogą zabić myśli o pozostawionym dziecku. Tęsknota granicząca z obłędem każe jej uciekać "z domu niewoli". W bohaterskiej ucieczce pomaga jej wiara w Bożą opatrzność. To niezwykła książka, a walor jej podnoszą dołączone listy Władzi i Janka. Listy z Kozielska...

Wracam na Kołymę. Nie mogę stamtąd uciec. Czytam zeznanie, które przed skamieniałym sumieniem świata składa Anatol Krakowiecki. O nim w następnym poście.

sobota, 12 października 2013

Środowisko go nie lubi, czytelnicy owszem

O kim mowa? Dziś w roli głównej Sławomir Koper. Tym razem nie musiałam jechać na spotkanie na targi do Krakowa, bo pisarz i historyk w jednej osobie zawitał na Podkarpacie. Z przyjemnością przycupnęłam w kąciku, popatrzyłam, posłuchałam...

Nigdy nie pracował w wyuczonym zawodzie, ale to zawód teraz na niego pracuje. Zwany historykiem dnia codziennego, przybliża przeszłość i nadaje jej człowieczy wymiar. Wszyscy wystraszeni szkolnym serwowaniem historii, znajdą w jego książkach to, za czym tęsknili: brak dat (!), mnóstwo anegdot ożywiających narrację, odrobinę pikanterii oraz multum wydarzeń i nazwisk, które - o dziwo! - łączą się w logiczną całość. A niewiele brakowało, żeby zniechęcić się do pisania, gdy pierwsze powieści po opiniach wydawców poszły do szuflady. Były wśród nich - ta o Mickiewiczu, Ukrainie, Chorwacji... W końcu zadziałała recepta na bestseller: dobry wstęp, hit w środku oraz świetne zakończenie z odrobiną niedosytu. Czytelnicy kupili.
Pytaniom nie było końca. Panie (tak! znowu same panie) pytały o poszukiwanie materiałów, czas pisania, konflikty z historykami. Tych ostatnich rażą chociażby skoki po epokach, na co pisarz odpowiada spokojnie, że ma ambicje popularyzatorskie, a nie naukowe. W końcu pytanie o najnowszy wytwór. Będzie nim Alkohol i muzy. Wódka w życiu polskich artystów - książka wydana tym razem nie przez Bellonę, a Czerwone i Czarne. Będzie się działo, bo już trwa spór chociażby z Kirą Gałczyńską, która neguje alkoholizm ojca i twierdzi, że miał jedynie słabą głowę. Albo z Joanną Siedlecką, która z kolei ma inne zdanie na temat Iredyńskiego. Sączą się, niczym krople przedniej nalewki, anegdoty o Gałczyńskim, któremu zdarzyło się dwa dni pić z kompanem w grobowcu; zamarzył też o kąpieli w wannie premiera, więc zapukał do drzwi Cyrankiewicza... Nie nadaje się pan Koper na hagiografa, oj nie.

A tak prezentuje się moja "Koperkowa" półka. Wygląda to tak, że całą gębą jestem fanem autora. No, nie całkiem. Lubię sięgnąć po te lektury w wolnych chwilach, ale też zaglądam do bibliografii i szukam dalej. Smutno mi, gdy w Dwudziestoleciu pełno Piłsudskiego, a Dmowski gdzieś na uboczu. Podobnie Lwów wspomniany jest jako miasto rodzinne Hemara i Lema, ale Herberta już nie. Takich ważkich wyborów dużo. Już miałam zamiar nie kupować kolejnej książki, ale przecież ... kto nie lubi czytać o słabościach innych?



sobota, 5 października 2013

Cenzury nie ma, blokady są

Dziś o kanonie czytelniczym. Temat często gości na blogach, portalach... Prześledziłam forum Golden Line, zapoznałam się z rankingiem Salonu Kulturalnego, wysłuchałam debaty krytyków Klubu Trójki. Dyskusje są zawsze gorące i rozjeżdżają się w różnych kierunkach. Teoretycznie łatwo ustalić, że kanon to lista ksiąg o podstawowym znaczeniu. Interlokutorzy zgadzają się z tym, że kanon, klasyka i lista lektur to nie synonimy. Klasyka na ogół nie budzi wątpliwości i nawet licealista wymienia z pamięci znaczące nazwiska. Zestawy lektur - tu też mamy świadomość - są uwikłane w kontekst ideologiczny. Dyskusje nabierają rumieńców, gdy padają nazwiska i przystępuje się do próby ustalenia listy lektur serdecznych. Bo istnieje kanon miłośników literatury fantastycznej, kanon literatury popularnej (ze sztandarową Grocholą), swój kanon mają środowiska uniwersyteckie czy szeroko rozumiani intelektualiści. Ale kogo zaliczyć do tych wykształconych? Czy ma to być osoba z naukowym tytułem, a oczytany absolwent szkoły zawodowej już nie? Może zanegować istnienie elit?  Swoje mody czytelnicze ma też młodzież, która za parę lat dołączy do powyższych grup... Zresztą czy jest ktoś, kto kanon ogarnie, pozna?  Nikt jednak nie odżegnuje się od potrzeby stworzenia list książek, które znać wypada. Wszak kanon pełni rolę doradczą - co czytać?

Pytania się mnożą, a zdań tyle, ilu rozmówców, dlatego ograniczę się do wyrażenia swojego stanowiska w odpowiedzi na dyskurs w Klubie Trójki (26 września `13).  Pierwszy odważny podaje swoich kandydatów, pozostali uzupełniają i tak oto tworzy się kanon (warunek - publikacje po 1989 roku): Pilch, Stasiuk, Witkowski, Filipiak, Masłowska, Chwin, Świetlicki, Sosnowski, Podsiadło, Głowacki, Kapuściński, Szejnert, Mrożek, Herbert, Różewicz, Miłosz, Szymborska, Tokarczuk, Sieniewicz, Hartwig, Lipska... Padają też nazwiska młodych, ale ci - niech się jeszcze "cukrują".
Zastanawiam się, co łączy te nazwiska? Z pewnością to, że o nich głośno, są nagradzani i pełno ich w księgarniach. Ciepło się robi, gdy zaszczytu dostępuje sam Rafał Ziemkiewicz. To nic, że jego twórczość zaliczona została do literatury socjofantastycznej, ale jest. W studiu zawrzało po wypowiedzeniu przez prowadzącego nazwiska - Rymkiewicz! Litościwie pochylono się nad widoczną w jego utworach urodą polszczyzny. Językowo zachwyca, ależ tak, ale to pisarz publiczny, który przypomina, że czasem literatura pełni rolę służebną. W końcu nie wiem, czy doszlusował do kanonu.
Wspomniano za to o literatach emigracyjnych. Kiedyś czytaliśmy ich z wypiekami, dziś  egzemplarze z "Novej" są pamiątką na półce. Ale czy wszystkie?

Teraz garść moich refleksji. Cenzury nie ma - jak zaznaczyłam w tytule - a jednak wielu tytułów na polskim rynku wydawniczym też nie ma. Jak to tak?  Istnieje literatura emigracyjna, ale ta związana z paryską "Kulturą", z londyńskimi "Wiadomościami" już nie. W czym jedni literaci gorsi od drugich? W Paryżu dopuszczono dyskusję z komunistami, a w Londynie emigracja pozostała konserwatywna, bezkompromisowa, jednoznacznie antykomunistyczna!
Przykłady? Proszę bardzo. Ile wydań w Polsce mieli, np. Herminia Naglerowa, Zygmunt Nowakowski, Anatol Krakowiecki...? (pozostałych znajdę!)  To samo dotyczy pisarzy i poetów, którzy znaleźli się na amerykańskiej ziemi, chociażby Wierzyński, Lechoń, Czarnyszewicz. Oni do końca zachowali niezłomną postawę i potępili sowiecką okupację kraju. I trochę później. Komu przeszkadzała autobiograficzna książka Piotra Skórzyńskiego? Dlaczego wstrzymuje się sprzedaż chociażby Nocnika Żuławskiego, Kapuścińskiego non - fiction Domosławskiego, Bagna Zielińskiego i wielu, wielu, o których pewnie nie wiem. Nie ma cenzury, to jest ochrona czyjegoś dobrego imienia. Ktoś się boi tych tekstów, bo za wiele mówią. Nie mam przekonania, że żyjemy w demokratycznym państwie.

Pewnie niektórzy goście bloga byliby zawiedzeni, gdybym nie podała swoich kandydatów. Moje sentymenta literackie ujawniam tutaj dość często, więc teraz posłużę się spisem tworzonym w Internecie przez cenionego Grzegorza Brauna. Oto wybrane nazwiska: J.Mackiewicz, A.Krakowiecki, F.Czarnyszewicz, I.Bączkowska, E.Kurek, R.Gan-Ganowicz, ks.W.Nowobilski, G.Maciejewski. Do tytułów nietrudno dotrzeć. Swoją listę "lektur obowiązkowych" podał też Jacek Bartyzel. Zgadzam się z nim, że Polacy winni się posługiwać kodem kulturowym opartym o naszą literaturę, a w ostatnich dwóch dekadach dochodzi do kulturalnej katastrofy, autentycznej zapaści cywilizacyjnej: bez księdza Robaka i pana Zagłoby Polak osuwa się w totalne neobarbarzyństwo, jego dusza zieje pustką, którą wypełnia jedynie brudny potok wybroczyn i ekstrementów wszechobecnej cywilizacji obrazkowej. I dalej mówi o obronie kanonu, gdyż od dawna jest atakowany pod rozmaitymi pretekstami, skrywającymi zamiar kulturowej amnezji, potrzebnej do tego, aby na ogołoconych duszach uprawiać społeczną inżynierię podług tej lub owej ideologii.

Jeśli pozbawimy kanon lektur naszej narodowej tożsamości, będziemy jak wydmuszki... Czas kompletować biblioteczkę.



niedziela, 22 września 2013

Przeszła przez Rosję mężnie i godnie

Wyszła z niej jednak ze zrujnowanym zdrowiem, ale i z zasobem wspomnień, które skrzętnie spisała. Wierzyła, że do kraju wróci jej twórczość i stanie się własnością polskiego czytelnika. Stało się jednak inaczej.
 Herminia Naglerowa - bo o niej mowa - trafiła chyba całkiem przypadkowo z jednym opowiadaniem (wcale nie reprezentatywnym!) do tomu Więźniowie nocy. I to solowe polskie wydanie albo nie natknęłam się na więcej. Wielokrotnie nazwisko autorki pojawia się w Szkicach o literaturze emigracyjnej Marii Danilewicz - Zielińskiej. Wspomina o niej Czapski w książce Na nieludzkiej ziemi - jak zainteresowała żołnierzy odczytem o Słowackim. W swojej pracy naukowej Anna Wal z Uniwersytetu Rzeszowskiego analizuje dramat Naglerowej Tu jest Polska. Jeśli dodać do tego lakoniczne wzmianki encyklopedyczne, których celem jest niezachęcenie do dalszych poszukiwań, mamy obraz przedziwny i niezrozumiały. Znana każdemu jeszcze po wojnie pisarka zostaje hermetycznie odcięta przez cenzurę od czytelników. Dlaczego ją wymazano z kart literatury?

Urodziła się w 1890 w Zaliskach k. Brodów tuż przy granicy rosyjsko-austriackiej. Była dzieckiem żydowskiej rodziny drobnoziemiańskiej, a od rodziców przejęła "żarliwą polskość". We Lwowie studiowała historię Polski, a później jako doktorantka (rzadko posługiwała się tytułem!) uczyła w średniej szkole. Wyszła za mąż za legionistę Leona Naglera- później wysokiego rangą policjanta. Przenoszą się do Warszawy. Herminia aż do wojny wiedzie spokojne życie, jest panią z dobrego towarzystwa, literatką. Choć pierwsze utwory wydaje pod pseudonimem "Jan Sycz", choć krytykuje się ją za stylistyczną manierę, egzaltację, naśladowanie Kadena, powoli zdobywa uznanie. Największym jej dziełem są Krauzowie i inni.
Zestawienie z Dąbrowską nieprzypadkowe. "Krauzowie" i "Niechcice" konkurowali ze sobą o miano największej sagi rodzinnej. Cykl powieściowy Naglerowej przedstawia życie galicyjskiej rodziny po roku 1865, czyli krótko po upadku powstania styczniowego. Świetne charakterystyki, malowanie czasów i obyczajów ugruntowały pozycję pisarki, jednak planowana seria "Kariery" została jedynie zapoczątkowana "Krauzami" (zgromadzone materiały, maszynopisy zostały zarekwirowane podczas rewizji i przepadły w zamarstynowskim więzieniu we Lwowie). Impulsem do napisania powieści był niepokój o ziemie wschodnie, wrośnięte w Polskę, a także rozpaczliwa tęsknota za krajem lat dziecinnych. Barwa i kształt krajobrazu, architektura miast, śpiewność mowy, ludzie kresowi w ich ugnieżdżeniu w tradycjach - to wszystko było przedmiotem miłości i stało się nakazem pisarskim. Bohaterzy powstali z ziemi i powietrza moich stron - pisze autorka - trwających niezapomnieniem. Egzemplarz na zdjęciu był wydany w 1946 roku w Rzymie i dotarł do mnie nietknięty. Rozcinałam wszystkie kartki. Przez 67 lat nikt po niego nie sięgnął. Gdzie spędził ten czas?

Wojna stała się cezurą w życiu pisarki. Straciła wszystko prócz nagiej egzystencji. Z mężem uciekają do Lwowa. Wkrótce Leon zostaje aresztowany i prawdopodobnie zamordowany. W styczniową noc 1940 roku przychodzą po nią. Zatrzymanie jest efektem denuncjacji dwóch kolegów pisarzy.  Gałązka bzu - taki tytuł nosi opowiadanie, w którym opisała śmierć Peowiaczki zamordowanej przez kozaków Budionnego w czasie wojny 1920 roku. To wystarczyło, żeby zamienić życie w koszmar. Sześciomiesięczne śledztwo, kolejne więzienia i propozycja:
Trzeba tylko naprawić to, co się stało i odwołać. Napisaliście nieprawdę o Czeka. Przyznajcie się do tego. Tylko to, nic więcej. Napiszecie i pójdziecie na wolność.
Nie napisała. Skazana na osiem lat  zamknięcia w obozie karnym w Kazachstanie. Dama z towarzystwa i wytworna pisarka spadła na dno ludzkiej egzystencji. Przeszła kolejno wtajemniczenia łagiernicze: była robotnicą rolną, stróżem nocnym w składzie trucizn, pracowała przy oczyszczaniu ziarna... Zwolniona z łagru w 1941 roku na podstawie układu Sikorski-Majski, związała się z tworzonym w Sowietach wojskiem i jako żołnierz 2. Korpusu przeszła cały szlak, by po wojnie zamieszkać w Londynie.

 Od wyjścia z łagru aż do śmierci osaczała ją jedna sprawa - doświadczenia wojenne. Wkrótce po opuszczeniu łagru napisała sztukę Tu jest Polska, której tematem była okupacja Polski przez Niemców.  Skąd temat? Naglerowa była w stanie fizycznego wyniszczenia - obsesja głodu, cynga obozowa, awitaminoza... Zbyt głęboka trauma tuż po wyjściu z łagrów nie pozwoliła podjąć jeszcze tematów sowieckich. Zatem po raz pierwszy wystawiona w Bagdadzie w 1943 roku sztuka pokazała bardzo silne ostrze antyniemieckie. Wszak Korpus miał walczyć przeciw Niemcom! Na premierze byli m.in. generał Anders i min. Mallhome. Później - trasa objazdowa i gorące przyjęcie przez publiczność.

Po zakończeniu kampanii włoskiej osiadła w Londynie i tam zmarła w 1957 roku. Ostatnie lata to walka z chorobą, słabością, samotnością, ale nie zarzuciła pisania. Powstał dwudzielny cykl powieściowy: Sprawa Józefa Mosta (brak zdjęcia) i Wierność życiu. Temat powieści to zamarstynowskie więzienie i wir życia, gdy człowiek nie jest predestynowany na bohatera, lecz zgnębiony okrucieństwem, ugnieciony przemocą, zwycięża pełnią swoich wartości.
I książka dla mnie najważniejsza - Kazachstańskie noce. To pośmiertne wydanie zawiera opowiadania wcześniej publikowane w tomie Ludzie sponiewierani, uzupełnione o Przekroczone granice.  To tutaj kreśli najpełniej zesłańczo-łagiernicze dno ludzkie w Sowietach. Straszliwy system, nieludzkie metody, codzienna śmierć zamienione w kompozycję literacką. Bez epatowania okrucieństwem poprzez nakreślone sytuacje, np. marzenie umierającego chłopca o bochenku chleba tylko dla siebie,  rozstanie policjantów z psami służbowymi, bombardowanie pociągu pełnego cywilów, żęcie pszenicy w stepie... Jak inaczej pisze autorka! Warto czekać miesiącami na taką lekturę. Bo podkreślam - wszystkie te książki wydano w Londynie. Dlaczego nie w Polsce?

Warto podsumować. Przedstawione utwory mówią o sowieckim systemie władzy i kłamstwa. Autorka życie na wygnaniu poświęciła walce z Moskwą piórem. Nie miała złudzeń i przestrzegała (również w publicystyce) przed komunizmem. Każda odwilż i próba reformy to mistyfikacja stosowana w taktyce komunistycznej, która pozwala więźniowi jedynie zaczerpnąć oddechu. Szerokim echem odbił się jej artykuł "Komu i czemu służą", opublikowany w 1956 roku. Pisze tu o tysiącach Polaków wypuszczonych z łagrów, niedomęczonych, okaleczonych. Przecież ci ludzie mogą mówić i pisać! Jakie pobudki kierowały władzami sowieckimi? Z pewnością nie humanitarne, szlachetne. Otóż widzi w tym akcie pokaz siły, bezkarność, które na Zachodzie sieją strach. Okrucieństwo przynosi korzyści!
Wymowa twórczości Herminii Naglerowej jest jednoznaczna. I wciąż niedozwolona.

W opracowaniu korzystałam ze wstępu Tymona Terleckiego - Wierność życiu, Londyn 1967;
z noty o autorce w Kazachstańskich nocach, Londyn 1958; z przedmowy do Krauzów i innych, Rzym 1946.