DOM Z PAPIERU



niedziela, 27 października 2013

Kto czyta - nie pyta!

Pozdrawiam wszystkich miłośników Targów Książki w Krakowie! Tych, którzy byli i tych, którzy być nie mogli. Tych, którzy mnie widzieli i tych, dla których - zapatrzonych w książki - byłam przezroczysta. Pozdrawiam trzy miłe panie, które zatrzymały się z pytaniem i ja już, w napięciu, że o blogu, albo przynajmniej o książkach porozmawiamy, a panie o...  moje buty spytały;)
Tłumy na targach wciąż każą mieć nadzieję, że nie słabnie żywotność literatury i książki triumfalnie przejdą przez kolejny wiek. Tylko jakie? I tu mój smutek niezmierny... Bo tłumy przy  "gwiazdorzących" ludzikach, a tam, gdzie dobre prawe książki - spokój. Zrobić sobie zdjęcie z medialnym osobnikiem - to jest to! Bardzo niegrzecznie zachowały się przechodzące dziewczyny wobec mojej cichutkiej uwagi skierowanej do męża, że "to ta pani, która dzieci nie lubi". Kogo mijałam, nieważne. I tak wyraziłam się kulturalnie, bez skandalizujących szczegółów.
Z celebrytów zrobiłam wyjątek dla Ewy Wachowicz. Piękna kobieta! Prezentuje się zdecydowanie korzystniej niż w telewizji. Jak można wspaniale gotować i tak wyglądać? Zagadka pozostaje nierozwiązana.







A dalej już tylko książki i autorzy.
Gabriel Maciejewski, czyli Coryllus we własnej osobie! Cieszę się z poszerzenia kolekcji o kolejną "Baśń toczącą się jak niedźwiedź". Dla niektórych to tylko baśń, no bo tytuł taki, więc dalej nie szukają. I szydzą, a wystarczyłoby do poezji Nowaka sięgnąć. Chwila przemiłej rozmowy, bo tuż - dwa metry dalej - fani Cejrowskiego. Obaj panowie wspaniali, więc niech się dzieje. Czego nie wysłuchałam, doczytam. Poszukam w trzecim tomie zatrutych korzeni współczesności.




Spełniło się moje marzenie! Stanęłam oko w oko z Maciejem Urbanowskim! Ile ja się naklikałam na allegro, żeby kupić Dezerterów i żołnierzy, Oczyszczenie, Człowieka z głębszego podziemia czy Prawą stroną literatury polskiej! Tłumów nie było, więc dopytałam o Skiwskiego, Bobkowskiego, Brzozowskiego, Rembeka... A teraz mam z autografem Od Brzozowskiego do Herberta - zbiór studiów o pisarzach wyznaczających nurt antynowoczesny w polskiej literaturze. Prawda, że brzmi wspaniale?




Kira Gałczyńska siedziała zadumana, chyba smutna. Wrócę do jej twórczości na temat znanego Ojca. Bo niektórzy jeszcze lubią poezję... I srebrną Natalię, i zielonego Konstantego.





Joanna i Jarosław Szarkowie pojawili się z synami - wspaniała rodzina. Oboje to historycy i chwała im za to, że zdecydowali się tworzyć książki popularnonaukowe. Do Wołynia we krwi dołączyły z pięknymi dedykacjami opowieści o Żołnierzach niepodległości 1914-1918 i Czarna księga Kresów. Brakuje mi jeszcze tylko Żołnierzy wyklętych, ale dotrą kiedyś. Przywołane w czasie spotkania życiorysy każą pamiętać i szukać dalej. Wrócę do tego wywiadu. Książki pani Joanny z pewnością zasługują na to, by znaleźć się w kanonie patriotycznym Polaka, a seria Kocham Polskę - wśród obowiązkowych lektur najmłodszych.

W czasie każdych targów tradycyjnie zostawiam sobie margines na odkrycia i przypadki. W tym roku miejsce to zajął Ireneusz T. Lisiak. Po krótkiej rozmowie nabyłam książkę Nie musimy płacić Żydom! W domu doceniłam, co mam. Tytuł przyciąga i wyjaśnia to, czego się boi spora grupa Polaków, ale środek! Widać, że historia jest dla autora polem bitwy, bo goszczą tam artykuły o lumpenelitach, o terrorze polit-poprawności i historia o tym, jaki Niemcy ludziom zgotowali los. Dziękuję panom ze stoiska Wydawnictwa Capital, bo zalałam ich falą żalu z powodu nieobecności Leszka Żebrowskiego, a cichutko na krzesełku siedział zacny Autor, którego dzięki mojemu gadulstwu mogłam poznać.

Tak prezentują się moje targowe trofea. Miałam ochotę wykupić całe LTW Łomianki. Planowałam też najnowszą książkę Cenckiewicza o Wałęsie (ale i tak wiem, kim jest ten człowieczyna, bo słyszałam "na własne uszy", jak przyznawał się do podpisania papierów; poza tym wierzę historykowi), ale poczekam na przypływ gotówki. U góry siedzi Lexio - najlepszy przyjaciel prawnika - też targowy. Nie zrobiłam zdjęć licznym zakładkom, kalendarzykom, super koszulkom z Merlina, miarkom...
To dzień w roku, w którym oddalam się od wszystkich przyziemnych trosk, a krążę po lepszym świecie. Nie wierzcie, że tylko gorąco i duszno. Są kąciki - azyle, gdzie można pozbierać myśli. Przeżyj to sam(a)!


sobota, 19 października 2013

Kiermasz rozmaitości

Taki tytuł sugeruje zbiorczą recenzję i tak jest. Każda z przedstawionych pozycji zasługuje na odrębny wpis, ale chyba lepiej wspomnieć o kilku niż zachwycać się jednym tytułem.
Antoni Libera Niech się panu darzy
Trzy nowele i trzykrotnie dojrzały mężczyzna jako bohater. Każdy z nich może wypowiedzieć słowa: Tak życie zatoczyło łuk i oto wracam do punktu, z którego wyszedłem. Mierzą się z przeszłością i choć czują się spełnieni,  w tym co było, szukają sensu surowego szczęścia. Lejtmotywem jest czas. W pierwszej noweli osią jest  zaskakująca rozmowa telefoniczna w bożonarodzeniowym okresie; w drugiej powrót do lat, gdy powstawał Żoliborz i mamy do czynienia z pewnego rodzaju hołdem złożonym tej części stolicy; ostatnie opowiadanie dotyczy wspomnień ze szkoły muzycznej, gdy wykonanie Toccaty Schumanna zadecydowało o życiowym wyborze. Chciałoby się, żeby te nowele były jedynie prologiem, a tu dalszy ciąg nie następuje. Libery wciąż mało.

Zofia Reklewska-Braun Urodziłam się pomiędzy...
Pomiędzy pokojem a wojną, dobrobytem dworu a nędzą komunizmu, miłością a nienawiścią... Bez swojego miejsca i czasu  na ziemi. Wydziedziczona. To proza autobiograficzna. Autorka przywołuje z oddali sytuacje, krajobrazy, ludzi i przeżyte z nimi zdarzenia. Najpierw obserwujemy "wbieganie w życie" w dworku w Mirogonowicach na Sandomierszczyźnie. Trwa wojna, więc znikają mężczyźni, dwór raz po raz nawiedzają bandyci - zawsze nakarmieni. Czego nie zniszczyli Niemcy, Rosjanie, dopełnili "swoi". Kolejne doświadczenia to miejska bieda i klasowa nienawiść rówieśników. Bo drażni inność języka, kultury, obyczajów, zachowań i systemu wartości. Ziemiaństwo staje się zatopioną Atlantydą. W czasach pogardy ratuje religijna atmosfera domu, twarde i zasadnicze rozdzielenie dobra i zła oraz dziesięcioro przykazań w wieczornym rachunku sumienia. W książce splatają się dzieje kilku rodów, pojawiają się znane nazwiska. Zachwycają mnie imiona i zdrobnienia: Jadwisia (Isia - zamordowana przez moczarowców), Klotylda, Hala, Ludwik, Tunia, Innocenty, panna Busia, wuj Broniś, Róża, Aniela, Ignacy, Wincenty, Cecylia... Długo bym mogła o tej pięknej książce. Dlaczego po nią sięgnęłam? Bo autorka jest matką cenionego Grzegorza Brauna. Chciałam poznać dom i "przepis" na wychowanie tak pełnego i pięknego człowieka.

Marta Sztokfisz Chwile, których nie znamy
 Gdy panował modny bigbit o hałaśliwym brzmieniu, pojawił się On - skromny, ujmujący, w staroświeckim surducie, błękitnooki wrażliwiec. Marek Grechuta - bo o nim mowa - wzbogacił szarobure socjalistyczne życie liryczną nutą. Czarował ten świat magnetycznym głosem, roztaczał blask.  Swoje życie z nadziejami, lękami, emocjami i uczuciami opowiadał nam w piosenkach. Teksty czerpał od najlepszych. Wprowadził "pod strzechy" strofy Mickiewicza, Leśmiana, Wyspiańskiego, Gałczyńskiego, Nowaka, Czechowicza, Micińskiego... Dzięki niemu odkryłam chociażby poezję Zycha, który stąd - z Podkarpacia - a cicho dokoła.  Sztokfisz przeprowadziła mnóstwo wywiadów, zebrała solidny materiał, co dało nam przebogatą biografię. Prowadzi nas od lat dziecięcych Marka w Zamościu, poprzez młodość i dojrzałe życie w ukochanym Krakowie. Nie unika trudnych tematów, o których kiedyś wyłącznie szeptano. Dla mnie to bardzo ważna książka. Wszak gdzieś w nas błyszczą gwiazdy poezji..., choć o tym na co dzień nie pamiętamy.

Władysława Pawłowska Ucieczka z Sybiru
 On - przystojny polski oficer Jan Baptysta Pawłowski, porucznik służby stałej 22 Pułku Ułanów Podkarpackich.
Ona - Władysława - bogata jedynaczka z ziemiańskiej rodziny, zostaje żoną polskiego oficera i matką ich jedynego syna Jędrusia.
Krótko trwało ich szczęście. Spotkał ich los typowy dla tysięcy Polaków. Oficerowie do Katynia, a żony na Sybir. Dziadkom udało się schować małego Andrzejka, gdy do drzwi załomotali enkawudziści. Kazachstan staje się miejscem pobytu młodej mężatki i matki. Mordercza praca i ćmiący głód nie mogą zabić myśli o pozostawionym dziecku. Tęsknota granicząca z obłędem każe jej uciekać "z domu niewoli". W bohaterskiej ucieczce pomaga jej wiara w Bożą opatrzność. To niezwykła książka, a walor jej podnoszą dołączone listy Władzi i Janka. Listy z Kozielska...

Wracam na Kołymę. Nie mogę stamtąd uciec. Czytam zeznanie, które przed skamieniałym sumieniem świata składa Anatol Krakowiecki. O nim w następnym poście.

sobota, 12 października 2013

Środowisko go nie lubi, czytelnicy owszem

O kim mowa? Dziś w roli głównej Sławomir Koper. Tym razem nie musiałam jechać na spotkanie na targi do Krakowa, bo pisarz i historyk w jednej osobie zawitał na Podkarpacie. Z przyjemnością przycupnęłam w kąciku, popatrzyłam, posłuchałam...

Nigdy nie pracował w wyuczonym zawodzie, ale to zawód teraz na niego pracuje. Zwany historykiem dnia codziennego, przybliża przeszłość i nadaje jej człowieczy wymiar. Wszyscy wystraszeni szkolnym serwowaniem historii, znajdą w jego książkach to, za czym tęsknili: brak dat (!), mnóstwo anegdot ożywiających narrację, odrobinę pikanterii oraz multum wydarzeń i nazwisk, które - o dziwo! - łączą się w logiczną całość. A niewiele brakowało, żeby zniechęcić się do pisania, gdy pierwsze powieści po opiniach wydawców poszły do szuflady. Były wśród nich - ta o Mickiewiczu, Ukrainie, Chorwacji... W końcu zadziałała recepta na bestseller: dobry wstęp, hit w środku oraz świetne zakończenie z odrobiną niedosytu. Czytelnicy kupili.
Pytaniom nie było końca. Panie (tak! znowu same panie) pytały o poszukiwanie materiałów, czas pisania, konflikty z historykami. Tych ostatnich rażą chociażby skoki po epokach, na co pisarz odpowiada spokojnie, że ma ambicje popularyzatorskie, a nie naukowe. W końcu pytanie o najnowszy wytwór. Będzie nim Alkohol i muzy. Wódka w życiu polskich artystów - książka wydana tym razem nie przez Bellonę, a Czerwone i Czarne. Będzie się działo, bo już trwa spór chociażby z Kirą Gałczyńską, która neguje alkoholizm ojca i twierdzi, że miał jedynie słabą głowę. Albo z Joanną Siedlecką, która z kolei ma inne zdanie na temat Iredyńskiego. Sączą się, niczym krople przedniej nalewki, anegdoty o Gałczyńskim, któremu zdarzyło się dwa dni pić z kompanem w grobowcu; zamarzył też o kąpieli w wannie premiera, więc zapukał do drzwi Cyrankiewicza... Nie nadaje się pan Koper na hagiografa, oj nie.

A tak prezentuje się moja "Koperkowa" półka. Wygląda to tak, że całą gębą jestem fanem autora. No, nie całkiem. Lubię sięgnąć po te lektury w wolnych chwilach, ale też zaglądam do bibliografii i szukam dalej. Smutno mi, gdy w Dwudziestoleciu pełno Piłsudskiego, a Dmowski gdzieś na uboczu. Podobnie Lwów wspomniany jest jako miasto rodzinne Hemara i Lema, ale Herberta już nie. Takich ważkich wyborów dużo. Już miałam zamiar nie kupować kolejnej książki, ale przecież ... kto nie lubi czytać o słabościach innych?



sobota, 5 października 2013

Cenzury nie ma, blokady są

Dziś o kanonie czytelniczym. Temat często gości na blogach, portalach... Prześledziłam forum Golden Line, zapoznałam się z rankingiem Salonu Kulturalnego, wysłuchałam debaty krytyków Klubu Trójki. Dyskusje są zawsze gorące i rozjeżdżają się w różnych kierunkach. Teoretycznie łatwo ustalić, że kanon to lista ksiąg o podstawowym znaczeniu. Interlokutorzy zgadzają się z tym, że kanon, klasyka i lista lektur to nie synonimy. Klasyka na ogół nie budzi wątpliwości i nawet licealista wymienia z pamięci znaczące nazwiska. Zestawy lektur - tu też mamy świadomość - są uwikłane w kontekst ideologiczny. Dyskusje nabierają rumieńców, gdy padają nazwiska i przystępuje się do próby ustalenia listy lektur serdecznych. Bo istnieje kanon miłośników literatury fantastycznej, kanon literatury popularnej (ze sztandarową Grocholą), swój kanon mają środowiska uniwersyteckie czy szeroko rozumiani intelektualiści. Ale kogo zaliczyć do tych wykształconych? Czy ma to być osoba z naukowym tytułem, a oczytany absolwent szkoły zawodowej już nie? Może zanegować istnienie elit?  Swoje mody czytelnicze ma też młodzież, która za parę lat dołączy do powyższych grup... Zresztą czy jest ktoś, kto kanon ogarnie, pozna?  Nikt jednak nie odżegnuje się od potrzeby stworzenia list książek, które znać wypada. Wszak kanon pełni rolę doradczą - co czytać?

Pytania się mnożą, a zdań tyle, ilu rozmówców, dlatego ograniczę się do wyrażenia swojego stanowiska w odpowiedzi na dyskurs w Klubie Trójki (26 września `13).  Pierwszy odważny podaje swoich kandydatów, pozostali uzupełniają i tak oto tworzy się kanon (warunek - publikacje po 1989 roku): Pilch, Stasiuk, Witkowski, Filipiak, Masłowska, Chwin, Świetlicki, Sosnowski, Podsiadło, Głowacki, Kapuściński, Szejnert, Mrożek, Herbert, Różewicz, Miłosz, Szymborska, Tokarczuk, Sieniewicz, Hartwig, Lipska... Padają też nazwiska młodych, ale ci - niech się jeszcze "cukrują".
Zastanawiam się, co łączy te nazwiska? Z pewnością to, że o nich głośno, są nagradzani i pełno ich w księgarniach. Ciepło się robi, gdy zaszczytu dostępuje sam Rafał Ziemkiewicz. To nic, że jego twórczość zaliczona została do literatury socjofantastycznej, ale jest. W studiu zawrzało po wypowiedzeniu przez prowadzącego nazwiska - Rymkiewicz! Litościwie pochylono się nad widoczną w jego utworach urodą polszczyzny. Językowo zachwyca, ależ tak, ale to pisarz publiczny, który przypomina, że czasem literatura pełni rolę służebną. W końcu nie wiem, czy doszlusował do kanonu.
Wspomniano za to o literatach emigracyjnych. Kiedyś czytaliśmy ich z wypiekami, dziś  egzemplarze z "Novej" są pamiątką na półce. Ale czy wszystkie?

Teraz garść moich refleksji. Cenzury nie ma - jak zaznaczyłam w tytule - a jednak wielu tytułów na polskim rynku wydawniczym też nie ma. Jak to tak?  Istnieje literatura emigracyjna, ale ta związana z paryską "Kulturą", z londyńskimi "Wiadomościami" już nie. W czym jedni literaci gorsi od drugich? W Paryżu dopuszczono dyskusję z komunistami, a w Londynie emigracja pozostała konserwatywna, bezkompromisowa, jednoznacznie antykomunistyczna!
Przykłady? Proszę bardzo. Ile wydań w Polsce mieli, np. Herminia Naglerowa, Zygmunt Nowakowski, Anatol Krakowiecki...? (pozostałych znajdę!)  To samo dotyczy pisarzy i poetów, którzy znaleźli się na amerykańskiej ziemi, chociażby Wierzyński, Lechoń, Czarnyszewicz. Oni do końca zachowali niezłomną postawę i potępili sowiecką okupację kraju. I trochę później. Komu przeszkadzała autobiograficzna książka Piotra Skórzyńskiego? Dlaczego wstrzymuje się sprzedaż chociażby Nocnika Żuławskiego, Kapuścińskiego non - fiction Domosławskiego, Bagna Zielińskiego i wielu, wielu, o których pewnie nie wiem. Nie ma cenzury, to jest ochrona czyjegoś dobrego imienia. Ktoś się boi tych tekstów, bo za wiele mówią. Nie mam przekonania, że żyjemy w demokratycznym państwie.

Pewnie niektórzy goście bloga byliby zawiedzeni, gdybym nie podała swoich kandydatów. Moje sentymenta literackie ujawniam tutaj dość często, więc teraz posłużę się spisem tworzonym w Internecie przez cenionego Grzegorza Brauna. Oto wybrane nazwiska: J.Mackiewicz, A.Krakowiecki, F.Czarnyszewicz, I.Bączkowska, E.Kurek, R.Gan-Ganowicz, ks.W.Nowobilski, G.Maciejewski. Do tytułów nietrudno dotrzeć. Swoją listę "lektur obowiązkowych" podał też Jacek Bartyzel. Zgadzam się z nim, że Polacy winni się posługiwać kodem kulturowym opartym o naszą literaturę, a w ostatnich dwóch dekadach dochodzi do kulturalnej katastrofy, autentycznej zapaści cywilizacyjnej: bez księdza Robaka i pana Zagłoby Polak osuwa się w totalne neobarbarzyństwo, jego dusza zieje pustką, którą wypełnia jedynie brudny potok wybroczyn i ekstrementów wszechobecnej cywilizacji obrazkowej. I dalej mówi o obronie kanonu, gdyż od dawna jest atakowany pod rozmaitymi pretekstami, skrywającymi zamiar kulturowej amnezji, potrzebnej do tego, aby na ogołoconych duszach uprawiać społeczną inżynierię podług tej lub owej ideologii.

Jeśli pozbawimy kanon lektur naszej narodowej tożsamości, będziemy jak wydmuszki... Czas kompletować biblioteczkę.