DOM Z PAPIERU



sobota, 16 kwietnia 2011

O tym mieście nigdy dość!

Mowa oczywiście o Sandomierzu. Warto tu przyjechać, by rozkoszować się urokiem starówki. Często można przyglądać się ekipie filmowej realizującej kolejny odcinek Ojca Mateusza. Ja jednak zapraszam do odkrywania zakątków literackich z królewskim miastem w tle. Na zdjęciu tulę książkę pod przywołanym tytułem. To album gości Górki Literackiej. Każdy słyszał o Domu Pracy Twórczej w Oborach, a komu nieobca sandomierska "górka"? To gościnne mieszkanie na poddaszu zabytkowej kamienicy. Jest przystanią dla artystów, którzy pragną tu się zatrzymać, by odpocząć czy tworzyć. Głośniej o niej przy okazji spotkań literackich. Bo kto tu nie bywał? W ciągu 25 lat w Księdze Gości zapisali się m.in.: Cz.Miłosz, ks.J.Twardowski, W.Myśliwski, M.Iwaszkiewicz, S.Mrożek, T.Różewicz, W.Chotomska, L.Marjańska, B.Wachowicz, W.Odojewski, A.Janko, U.Kozioł, J.Miodek...
Na stronicach albumu spotkać można faksymilie niektórych wpisów, czasem i wiersze. Mnie jednak ujęły skwapliwie wypełniane rubryczki, a szczególnie ta - cel pobytu. Przeważają wpisy: praca, praca, praca (niestety), spotkania autorskie; ale też trochę luzu, wytchnienie, przyjaźnie... Czasem są powroty wielokrotne, wszak w tym miejscu trudno się nie zakochać!
Kilka spotkań. Na pierwszy plan wysuwa się ukochany Wiesław Myśliwski, bo stąd ci on. Na mojej półce  Widnokrąg stoi na honorowym miejscu. Dreptałam po śladach autora i oczarowana pstrykałam zdjęcia. W Księdze Gości zapisał: Nie będę się zachwycał miastem, ludźmi, pejzażem, bo mi nawet nie wypada. Do "wczoraj" przyjeżdżałem tu do siebie - bo to moja rodzinna Ziemia. Tu chodziłem do gimnazjum, tu zdałem maturę, tu się pierwszy i ostatni raz zakochałem, stąd pochodzi moja gimnazjalna koleżanka i dotąd moja żona. Dzisiaj po raz pierwszy przyjechałem tu do nikogo. I chociaż na jedną noc, ale doświadczenie to dotkliwe - poczuć się nagle gościem w swoim gnieździe. Może to los kazał mi przyjechać, abym doznał niedoznanego. (s.34)
Oprócz nazwisk wielkich, chciałam powiedzieć o swoich małych odkryciach. Pierwsze to Adriana Szymańska. Ukochała Sandomierz, zresztą z wzajemnością i bywa tu często. Zmierzyłam się z jej poezją, ale urzekła mnie Ta inna ja - książka przez samą autorkę nazwana biografią duszy lub projekcją samotności. To nie kolejna pozycja traktująca o chorobie, jak z niej wyjść i jeszcze na tym zarobić (są takowe!). Samoświadomość lecząca krwiaka mózgu? Tak. Nie do wiary. Nie ugiąć się przed autorytetami i całą kliniką neurochirurgii - trzeba mieć siłę woli. A cała historia zanurzona w poetyckich przywołaniach, biblijnych wersetach, klasycznych cytatach. Np.: Prawdziwym sobą można być tylko w samotności, ale wówczas, uwolniwszy się od presji otoczenia, człowiek ulega rozprężeniu, staje się chaotycznym zlepkiem przeciwstawnych uczuć, myśli i marzeń. (A.Kępiński Autoportret człowieka)
I tak co krok. A są też sandomierskie klimaty, wspomnienie "górki" oczywiście. Po raz kolejny spodobała mi się proza poetki. Bez wątpienia.

z lewej - p. Adriana Szymańska
Całkiem niedawno wzięłam udział w kolejnym spotkaniu. Miejsce wymarzone - zamek, za oknami rozlana Wisła. Krystyna Lenkowska dzieliła się wrażeniami po napisaniu eseju Katedra Sandomierska z włoskim światłem. Myślami przeniosłam się do gotyckiej bazyliki, by zaraz wyobrazić sobie malarskie wizje włoskich kościołów. Nie brakło odwołań literackich, chociażby Herbertowskiego Barbarzyńcy w ogrodzie. Dopieściłam się intelektualnie. Dla pełnego obrazu gościa spotkania warto dodać, że Krystyna Lenkowska to przede wszystkim poetka (że tak wszędzie ta lira mi w serce zapada!). Z zasobów wyjęłam dwa tomiki: Pochodnio, różo... i Wybór Ewy. Tym, którzy doczytali do tego miejsca, dedykuję wiersz pt. Samotność.
Samotność to jest tylko relacja
odcinek od do
od człowieka do człowieka
od człowieka do miejsca
ale przede wszystkim
od siebie do siebie.

Zaskakuje mnie
przynajmniej raz na dzień to
że moja samotność jest
w płaszczyznach
od ciebie do mnie
od do
ot co.

z lewej p.K.Lenkowska, z prawej p.A.Sobolewska

Biegnie dalej czas sandomierskiej Górki Litearckiej...

13 komentarzy:

  1. Moja Droga :) W tygodniu zawsze brakuje mi czasu, ale w weekendy z wielką przyjemnością pukam do Twych drzwi i delektuję się pięknem słów, wspomnień, poezji tu obecnej. Zazdroszczę tych spotkań kulturalnych, widać po zdjęciach, że wzruszeń zapewne było sporo. Wiesław Myśliwski jest już bardzo blisko mnie... zacznę od jego ostatniej książki "Nagi sad". A wiersz "Samotność" już przepisałam do mojego podręcznego tegorocznego sztambucha.
    Pozdrawiam Cię serdecznie, słonecznie i radośnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Mnie chyba cieszy najbardziej fakt że taka młoda osoba kocha aż do tego stopnia książki i wszystko związane z literaturą.

    OdpowiedzUsuń
  3. ~Witaj, Virginio miła. Widzę, że nowa pasja nie porwie Cię niczym tornado. No i dobrze. Co do Myśliwskiego - "Nagi sad" czyta się dobrze, ale do delektowania się słowem arcymistrzowski jest "Traktat o łuskaniu fasoli". Bez tej książki nie można żyć. Nie przywołałam jej tutaj, bo "Widnokrąg" jest o Sandomierzu. Coś za dużo chyba napisało mi się o samotności, a tu radość zagląda przez okno. Dziękuję za miłe słowa pod adresem mojej pisaniny i gorąco ściskam. :)

    ~Piotrze, witam w papierowym domu. Roześmiałam się na głos, gdy czytałam komentarz. Nie napiszę, ile mam lat, bo zaraz wszyscy zaczęliby do mnie mówić "pani". Miło poznać męskie wybory lekturowe i obiecuję zaglądać. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Byłam zachwycona "Traktatem o łuskaniu fasoli" i "Widnokręgiem" i mam zamiar jeszcze do Myśliwskiego wracać. Wyjątkowy talent w naszej zbyt ubogiej prozie z wysokiej półki.
    A spotkań w pięknym miejscu zazdroszczę i czekam na inne relacje.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~Nutto, witaj. To ma Myśliwski kolejne zakochane czytelniczki. "Traktat..." rzeczywiście podbija serca młodych i starszych, jeśli trafi na swojego odbiorcę. Oby nam nie kazał na kolejną powieść czekać znowu 10 lat!
    Relacje obiecuję. Skoro już się ujawniłam, to co mi tam! Czasu tylko mało. Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  6. książkowcu, zajrzałam na chwilkę odpoczynku od gonitwy całodziennej. U ciebie jak zwykle poetycko i pięknie. W Sandomierzu nigdy nie byłam, a zawsze chciałam, tym bardziej dusza cierpi, jak widzę to miast w Ojcu Mateuszu. Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Kasiu, miło, że zajrzałaś. Też często myślę, jak zwolnić tempo. Sandomierz się do tego znakomicie nadaje. Mam go pod ręką od 6 lat i doceniam. Tu chyba jakieś czakramy, bo magia niesamowita. A Żmijewski taki... hmm... niewysoki. Przechodzę do Ciżemki na kawę i aż wróciłam, bo nie uwierzyłam własnym oczom. Ale to coś w oczach ma:):):)

    OdpowiedzUsuń
  8. Koleżanka ze studiów pisała pracę roczną o Traktacie o łuskaniu fasoli. Bliższe spotkanie z proza Mysliwskiego jeszcze przede mną, ale od dawna wiem, że na pewno siegnę. Co czytam recenzję jego książki, to pozytywne opinie same. Sandomierz widziałąm tylko przejazdem, ale wierzę na słowo :) Twoje posty zawsze przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Anetko, ja też kończąc polonistykę mogłam wybrać Myśliwskiego, bo promotor go lubił. Wybrała koleżanka, nawet materiały jej dawałam, ale wtedy nie miałam czasu na czytanie opasłych tomów. Pisałam o Wierzyńskim, bo myślałam, że z wierszykami szybciej będzie. Ale to chyba już w sercu nosiłam i tylko myślałam, że mam wybór.
    Sandomierza nie omijaj - warto się zatrzymać choćby na spacer i kawkę. Dziękuję za miły wpis:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Przepadam za Sandomierzem i żałuję ogromnie, że nie ma takiego 'publicity", na jakie zasługuje. Wolę go niż np. ciut przereklamowany Kazimierz.
    Byłam w Sandomierzu kilka razy. Miejsce urokliwe i godne zwiedzenia, nie tylko ze względu na serial, który obrósł legendą - w czasie wycieczki z moją klasą do twojego miasta w grudniu ubiegłego roku pan przewodnik kilkakrotnie nawiązywał do serialu, pokazując miejsca związane z jego produkcją.
    Na uczniach wielkie wrażenie zrobił pan prowadzący prelekcję w zbrojowni, prawdziwy pasjonat!
    Spędziliśmy tylko kilka godzin w Sandomierzu, bo jechaliśmy również do fabryki bombek (bez obaw,, chodzi o ozdoby choinkowe:).
    A wracając do Myśliwskiego, to na pewno ucieszy Cię wiadomość, że majową lekturą w Klubie Czytelniczym u Ani (Czytanki Anki) jest "Nagi sad".
    Słoneczne pozdrowienia z Lublina! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Lirael, tak ciepło po Twoim wpisie się zrobiło!
    Sandomierz magiczny - też byłam świadkiem, gdy na dziedzińcu zamkowym przewodnik wskazywał popowodziowe tereny. Dobry burmistrz by się miastu przydał. Ja lubię spacery też dlatego, że tłumów nie ma. To może jednak nie reklamujmy?
    A fabryka bombek? U mnie byłaś! Na drugi raz telefon i pijemy kawkę w papierowym domu. Zapraszam!:)
    Co do Myśliwskiego, to baaardzo się cieszę, że nie wszyscy biegną za nowościami i wyszukują perełki. Z pewnością zabiorę głos w dyskusji.
    Pozdrawiam już całkiem ciepło i świątecznie:):):)

    OdpowiedzUsuń
  12. Nam też przewodnik powódź przypominał, jej ślady widoczne były też w drodze do bombek. Masz rację, nie reklamujmy Sandomierz, bo tłumy nic dobrego nie wniosą. Ale pocztą pantoflową rozpowiadajmy, że jest piękny!
    Dziękuję za zaproszenie. Może kiedyś znowu zawitam w Twoich okolicach. Miło kojarzyć miejsca z ciepłymi, sympatycznymi ludźmi.
    Wiosenne serdeczności.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.