Nie lubię słodyczy, jednak permanentnie się odchudzam. Ale bez odbiegania od tematu, wracam do Gutowa. Przeczytałam i milczałam, bo entuzjazmu wykrzesać nie mogłam, a przykrości fanom sprawiać nie chciałam. Zatem - co było nie tak? Do połowy pierwszego tomu brnęłam, co rusz zerkając na drzewo genealogiczne. W końcu pokojarzyłam bohaterów. Później znowu myśli rozbieżne - od zachwytu nad drobiażdżkami wyciągniętymi z czeluści historii aż do złości. Bo po co pisać np., że kościół wybudowano w stylu romańskim, poświęcony w 1208 roku, o surowej bryle z kamieni i czerwonej cegły... i że stoi on ukosem do rynku? Czy to nie pompowanie objętości? Albo każda epizodyczna nawet postać przedstawiona jest pokolenia wstecz po mieczu i po kądzieli? Zdecydowanie wolę podejście amerykańskie, że wisząca na scenie strzelba powinna w którymś momencie wystrzelić. A tu cisza. No nic, czytam dalej. Otwieram oczy ze zdumienia - tu prawdziwych mężczyzn nie ma! Dookoła dzielne kobiety, które gospodarzą, rodzą, wychowują, a facet to tylko lowelas, bawidamek, nieudacznik, który pełni jedną funkcję. Nawet za klasztornym murem pociechę nieszczęśnicy daje druga kobieta. Oj, zapachniało mi feminizmem!
Jednak doceniając sprawne pióro i ogrom włożonej pracy, targana wątpliwościami, postanowiłam stanąć oko w oko z autorką. Miałam nadzieję, że pani Gutowska-Adamczyk zapunktuje, rozwieje moje podejrzenia. I stało się. Okazała się miłą, uśmiechniętą, otwartą osobą. Pięknie nakreśliła historię budowania postaci w powieści. Próbuje je polubić i zrozumieć. W domu podkreśla ważność kobiety i dostrzega nieobecność mężczyzn w procesie wychowania. Wierzy w kobiety, matki, stąd projekcja takiego modelu w książce.
Nie obyło się bez zgadywania, co czeka łasuchów w trzecim tomie. Zatem motywem przewodnim będą francuskie rożki. A kto ciekaw, kim okaże się mumia z tajemniczym pierścieniem, będzie zaskoczony, że to nie........... Lilith! Chyba nie zdradziłam zbyt wiele?
Małgorzata Gutowska jest bardzo bezpośrednia i ciepła, za co nie można jej nie polubić. Miałem okazję się o tym przekonać i będę jej bronił, sam wiem jak ciężko jest pisać dobrą powieść, dlatego doskonale rozumiem ogrom pracy jaki wkłada w swoje ksiażki.
OdpowiedzUsuń~Piotrze, wybroniła się sama. Jak pisałam, początek był trudny, potem szło mi zdecydowanie lepiej. Może po prostu zaczęłam czytać w trudnym czasie, w pośpiechu. A na spotkaniu ujęła mnie jeszcze podejściem do naszej klasyki, którą ambitnie zaliczała. Chwała jej za to. :)
OdpowiedzUsuńCóż ja zaliczam się do grona fanów "Cukierni" - pierwszy tom czytałam prawie całą noc, bo nie umiałam go odłożyć:)
OdpowiedzUsuńA teraz dopiero mnie zaciekawiłaś - jeśli nie Lilith to kto?
A tu jeszcze tyle czasu trzeba czekać...
Znam tylko opinie czytelników powieści i na razie nie szukam kontaktu z tymi powieściami. Jak piszesz, czasami kontakt z autorem ułatwia czytanie i zrozumienie intencji autora.
OdpowiedzUsuńW tle widzę plakat DKK.
Bardzo zazdroszczę spotkania. Ja obie książki pochłonęłam w tępię błyskawicy i czekam na kolejną.
OdpowiedzUsuń~Anek, piękno jest w różnorodności. "Cukiernie..." tkwiły na półce od listopadowych targów i po każdej recenzji miałam wyrzuty sumienia, że tylko stoją. Decyzję o przeczytaniu przyspieszyło spotkanie i właściwie dobrze się stało, bo lubię mieć własne zdanie.:)
OdpowiedzUsuń~Nutto, gdzie Ty się uchowałaś! A może, gdybyś przeczytała, byłybyśmy dwie? Spotkania DKK bardzo lubię i często mobilizują mnie do lektur, których bym nie podjęła. To też było w ramach klubów.:)
OdpowiedzUsuń~MO, no to poczekamy razem jeszcze kwartał. Ja od czasu spotkania też jestem potencjalnym czytelnikiem trzeciego tomu. :)
OdpowiedzUsuńStoi na półce tom pierwszy i czeka, ale po takiej recenzji czy się doczeka?
OdpowiedzUsuń~Monotemo, może jednak przeczytaj! Widzisz, wszyscy są na "tak"! Ja już o sobie myślę jak o dziwolągu jakimś. Chętnie bym zweryfikowała swoje poglądy, pokutę uczyniła i wakacyjny czas jeszcze raz poświęciła... :)
OdpowiedzUsuń