DOM Z PAPIERU



piątek, 8 kwietnia 2011

Samotność w dzisiejszym świecie to norma

Zastanawiam się, kto bardziej jest adresatem tej książki - zbuntowane nastolatki, rodzice czy nauczyciele. Może wszyscy.  Choć rodzice, których tu sporo, są wielkimi nieobecnymi. Samotność nie wyrasta znienacka. Dzieci zostawione na chwilę, bo wyjazd za chlebem, bo alkohol, bo kariera.
I pokonują w pojedynkę długie kilometry życiowych maratonów, których metą jest niejasna przyszłość. Zszokowały mnie szkolne realia. Trudno mi było uwierzyć, że klasa to nie tylko teren walki z nauką, z niezrównoważoną nauczycielką, ale przede wszystkim... z grupą rówieśników! I to w takiej skali. Okrutne słowa wobec tych, którzy są inni, nie chcą się podporządkować. Wszechobecna przemoc i kradzieże. Bezsilność i łzy. W tej ponurej rzeczywistości poruszają się nasi bohaterowie - Joanna, którą opiekuje się starsza siostra i Wiktor - eurosierota. Takich pogmatwanych życiorysów jest tu więcej. Bo jeszcze Kaja - wyśmiewana z powodu otyłości. Powolutku zbliżają się do szczęśliwego finału, ale nie mam żalu do autorki, że tak lukrowo. Poruszyła ważne sprawy, prowokuje do dyskusji i przemyśleń, a wszystko opisane sprawnym piórem. Szczególnie dobrze czytało mi się kartki z pamiętnika Zosi - nauczycielki przez wielkie N, która walczy o beznadziejne przypadki i zdaje się rozumieć szeroki repertuar wiecznych trosk uczniów. Szukałam razem z nią odpowiedzi na nastoletnie pytania.
Lubię Kosmowską. Po wysłuchaniu jej "na żywo" przeczytałam wszystkie książki (oprócz młodzieżówki). Może najmniej spodobała mi się Prowincja - zbyt lekka, wcale niepodobna do pozostałych. Zauroczył mnie Gobelin. Pięknie utkany. Raz szary, czasem wkradały się kolorowe nitki. W moim też przędłaby się czarna, Norwidowska. W raptularzu zapisałam:
Ta nitka to ja. Przewijam się przez palce czasu, plączę w zdradzieckie supły. Czasem pękam, bo mnie przerywa niecierpliwość życia, i wtedy tracę z oczu kłębek. Na szczęście wiem, że trzeba go odnaleźć, aby dalej mądrze pleść, wpasować w ramę przyszłości. [...] Ta krzywa nitka w splocie radości i bólu to ja. Jaką rolę wyznaczył mi Wielki Tkacz w tym gobelinie?
I jeszcze piękna dedykacja:
Tym wszystkim, którzy rosną jak drzewa, wczepione korzeniami w piekło, ale bujną koroną doświadczeń sięgają nieba.
Z przyjemnością wybrałam się też w podróż Niebieskim autobusem po wspomnienia z PRL-u.
A Hermańce? - tkwią w każdym z nas. Dobra, ciekawa książka. Zastanawiam się, ile w każdym z nas jest "hermańców", czy można się z nich wyzwolić, wyjść za granice. Bycie w środowisku, uzależnienia, humor... - pięknie to połączyła.
Potrzebny mi ten uśmiech Kosmowskiej, właśnie teraz ...

10 komentarzy:

  1. Nie sądzę aby była to książka dla mnie. Głównie z tego względu, że zdaję sobie sprawę z tego, iż samotność staje się chlebem powszednim wielu, a właściwie w każdym z nas jest ona w jakiś sposób zakorzeniona, ale to od nas zależy czy przyćmi nam wszystko, tak myślę. W każdym razie raczej unikam książek, które bazują na refleksjach na temat różnych rodzajów samotności, z powodu zwykłego lęku przed tym złem ostatecznym.

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja też będę ją miała i to wkrótce, bo moja Miśka poprosiła koleżankę, żeby mi z Polski przywiozła. Hop sasa, tralala.
    Powiem ci tylko jeszcze, że tę młodzieżowkę też zalicz w wolnym czasie (paradne, wolny czas, kto go ma?), bo ona nie taka młodzieżówka całkiem, familijna bym to ujęła

    OdpowiedzUsuń
  3. Przed samotnością nie można się ukryć, a nawet przykryć ją przypadkowym towarzystwem. Okrucieństwo świata i nawet przyzwolenie na nie widać już w przedszkolach.
    Coś czarnowidztwo mnie ogarnęło.

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Dziewczyny, nie śpicie? Zacznę cytatem z tejże książki: "Jestem starsza od siebie sprzed chwili o cały rok." Właśnie zaczęłam świętować urodzinki. Oj, smutno odebrana książka, a naprawdę dobrze się czytało.
    ~Kasiu, to książka dla każdej wrażliwej osoby, a tej cechy molom nie brakuje. Może przyjdzie jej czas.
    ~Kasiu, pewnie poczytam, bo kupiłam córci, nawet z dedykacją. Tylko jest jak piszesz - czasu tyle, co kot napłakał i wybierz tu coś spośród pokus książkowych.
    ~Nutto, ja też myślałam, że takie okrutne przypadki, to właśnie przypadki, ale wdałam się w gorącą dyskusję z córcią i potwierdziła wersję nagromadzenia smutków i walk w gimnazjum. Nie mogę przegnać myśli, skąd tyle tego się bierze. Oby kończyło się jak u Kosmowskiej - tego życzę wszystkim samotnym nie tylko w sieci :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystkiego dobrego z okazji urodzin, mnóstwa ciekawych książek i czasu na ich czytanie ;-)
    Co do Kosmowskiej, to nie czytałam wszystkiego (np. "Gobelinu" jeszcze nie), ale chętnie sięgam. "Prowincja" była wg mnie całkiem miła w czytaniu, może akurat wtedy potrzebowałam czegoś lżejszego kalibru. "Hermańce" jakoś nie przypadły mi do gustu. Zaś z "młodzieżówki" - polecam "Bubę" - zgadzam się, że to raczej książki familijne. Dużo ciekawych wniosków można wyciągnąć po tej lekturze.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Agnesto, pięknie dziękuję za życzenia. Zaglądam na półkę córki - stoją "Złota rybka" i "Puszka". Trzeba będzie wrzucić do torebki. Rzeczywiście, czemu nie? Autorkę cenię, a tu luka. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeszcze zmieszczę się z życzeniami. Pięknych i radosnych dni do kolejnych urodzin:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~Nutto, dzięki; ale zdążyłaś! :):):)

    OdpowiedzUsuń
  9. :) Książkowcu Drogi,
    Nutta zamknęła peleton gości punktualnych, ale nic nie stoi na przeszkodzie, bym otworzyła furtkę dla spóźnialskich.
    Urodzinowo: Uśmiechu, co niczym domino uruchamia ciągi dotknięć, zdarzeń, inspiracji. Uśmiechu, gdy już możesz ogarnąć kawałek wzoru.
    Pozdrawiam!
    Całkiem intensywnie sobie poczynasz, blog przecież młodziutki.

    ren

    OdpowiedzUsuń
  10. ~Tamaryszku, jak miło, że tu zajrzałaś! Aura urodzin jeszcze mnie nie opuszcza, dlatego dziękuję za piękne życzenia. Cieszę się, że wróciłaś do blogowania, bo jestem i byłam Twoim wiernym czytelnikiem. Wprawdzie - jak zauważasz - blog młodziutki, ale ja wytrwale prowadziłam papierowy raptularz, czytałam Wasze zapiski i zatęskniłam za rozmową, a nie tylko monologiem. Namawiała mnie Virginia i stało się. Chyba dobrze. Pozdrawiam cieplutko z mojego papierowego domu. :):):)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.