DOM Z PAPIERU



czwartek, 4 sierpnia 2011

Anioły Mądrego Życia - cd.

Anioł Stwarzania Rzeczywistości


Starannie dobieraj swoje myśli. Od nich wszystko bierze początek. Świat jest jakby zupą kwantową, a a każdy jej składnik modyfikuje smak całości. Każda myśl się liczy - podnosi lub obniża smak zupy. Mały Książę przypominał nam: Strzeżcie się baobabów! I codziennie wyrywał młode ich pędy, aby nie rozsadziły planety.
Nawet jeśli nie masz bezpośredniego wpływu na niektóre wydarzenia, od ciebie zależy, jak na nie zareagujesz.
Starannie dobieraj swoje myśli. Masz wybór. Każdy gest się liczy.

Nieprzypadkowy wybór tego akurat Anioła. Bo muszę przemyśleć wiele spraw. Zbliża się pół roku mojego blogowania i będzie bez torcików, a może nawet rozsypie się papierowy dom. Dochodzi do głosu ta ciemniejsza strona mojej natury, gdy w momencie napotkania trudności salwuję się ucieczką i chowam w kącie. Być może mój wiek (którego nie ukrywam), a może suma życiowych doświadczeń powodują, że mam zdecydowanie inny pogląd na wiele spraw. Wszystko jest w porządku, jeśli opinie zatrzymuję dla siebie. Jednak trudno jest mi milczeć, gdy wypływa sprawa dla mnie jednoznaczna moralnie, a wydaje mi się, że inni też o tym powinni wiedzieć. Wtedy tworzę komentarze, które wzbudzają kontrowersje. I myślę - na ile mamy prawo głośno mówić, by ktoś nie czuł się skrytykowany, nie oburzał się... Być może mój język nie jest tak giętki, by powiedzieć to, o czym myśli głowa. Zdarzało mi się, że mój komentarz został opacznie zrozumiany. Jestem w takich przypadkach bezradna. Wycofuję się. Tak jak tu i teraz.

Nie wiem, co zrobię z blogiem. W każdym razie zamilkłam i zamieszczać komentarzy nikomu nie będę. Odwiedzam nadal Wasze blogi, spisuję ciekawe tytuły... Smutno mi jakoś się zrobiło. Idę do kącika myśleć. Może zrobię sobie moherowy beret?

46 komentarzy:

  1. Hmmm...Nie do końca wiem, co napisać tak by nie powiedzieć czegoś źle...W każdym bądź razie, przemyśl jeszcze swoją decyzję. Nie ukrywam, że wolałabym móc Cię jeszcze na bieżąco czytać...

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutno mi się jakoś zrobiło jak przeczytałam Twój wpis. Nie zrobiłam nic złego a czuje się winna. Dlaczego?!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ojej! No jakże to tak! Nie będę mogła zachodzić na bieżąco do ksiazkowca? Nie będę odnajdywać komentarzy Twoich? Są one mi szczególnie bliskie. Oj jakże mi smutno jest:((
    Nie wiem co się stało, ale wnioskując po wpisie, że musiało stać się coś poważnego. Hmmm
    No nic mam nadzieję, że jednak od czasu do czasu coś skrobniesz u mnie na blogu, jeśli jednak nie to uszanuje Twoją decyzję:) Pozdrawiam cieplutko:)

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Ewo, u mnie pisz, co chcesz! Chodzi mi o to, że swoimi komentarzami u innych robię bałagan i tego zaprzestaję.:)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja bym to nazwała wyrażaniem własnej opinii a nie bałaganem. Każdy ma prawo się zgodzić z daną opinią lub nie. Ja też dłuższy czas tak miałam jak tylko ktoś się ze mną nie zgadzał to kładłam uszy po sobie jak to się mówi i wycofywałam się. Mówiłam,że to przez to,że nie lubię się kłócić i takie inne wymówki. A rzeczywistość była inna a o tym wiedziałam tylko ja.

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Agnieszko, broń Boże nie czuj się absolutnie winna! Dekalog to dla mnie rzecz święta, więc nie kłamię, że moje komentarze u Ciebie to była jedna z kropel, ale takie sytuacje, gdy wprost u kogoś wypaliłam prosto z mostu, powtarzały się. Czasem już nie wiedziałam, czy kontynuować dyskusję, tłumaczyć się, wyjaśniać... Daje mi to do myślenia. Jeśli będę prowadzić blog, to zmienię profil - będę zamieszczać recenzje, których tu nie było do tej pory, a dotyczące kontrowersyjnych pozycji czy postaw. Wtedy wypowiedziałabym się z mojego punktu widzenia. Pomijałam do tej pory np. polskie autorki, żeby nie urazić, bo mogą przeczytać. Uważałam, że czasem najlepszą recenzją jest jej brak. Ale to chyba nie tak, bo czuję się zakneblowana - jak zresztą pisałam u Ciebie. Bardzo ładnie i akuratnie odpowiedziałaś. Dziękuję:)))
    Albo będzie to MÓJ blog, albo żaden. Choćby tu pies z kulawą nogą nie zajrzał. A tak przy okazji, to czemu o tych psiakach takie same negatywne powiedzenia?

    OdpowiedzUsuń
  7. ~Papryczko, z żalem rozstawałabym się z komentowaniem na ulubionych blogach, więc jeśli ktoś zaświeci mi wyraźnie zielone światło, to - czemu nie? Takich blogów jak Twój - o podobnych poglądach - mam zaledwie kilka. Wiele jest interesujących, ale dla mnie najważniejsza jest postawa wobec rzeczy ważnych i tych małych. A Ty jesteś wielka. :)))

    OdpowiedzUsuń
  8. ~ Agnieszko, pisałam do Ciebie, gdy wskoczył drugi komentarz. Jeśli masz receptę, by nie kłaść uszu po sobie i nie uciekać, to proszę. Baaardzo by mi się przydała. Mam do siebie żal, że swoich dzieci też tego nie nauczyłam. Ale pewnie już nie zdążę.:(

    OdpowiedzUsuń
  9. Też nie wiem co napisać. "Nawet jeśli nie masz bezpośredniego wpływu na niektóre wydarzenia, od ciebie zależy, jak na nie zareagujesz.
    Starannie dobieraj swoje myśli" -pięknie to napisałaś, mam nadzieję, że jednak będziesz pisać "moja bratnia duszo" :) :(( A właśnie, co z Łysiakiem? Jak nie będziesz prowadzić bloga, to kto ze mną będzie szerzył Jego twórczość? ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Żądam, żebyś nie milkła!

    OdpowiedzUsuń
  11. ~Bibliofilko:)))
    Kochana jesteś! Co do Łysiaka, to szukam dojścia w Krakowie, bo szkoda mi wydać 200 zł na "Empireum". Wspaniałe dziewczę z tego miasta zna pana z Nobilis i już zostałam kiedyś obdarowana "Ostatnią kohortą". Nawet nie szkoda mi wydać powyższej kwoty, ale ile książek na allegro można za to kupić, np. "Grek Zorba" kosztował 3 zł! A co Ty na to, gdybym umieściła recenzje moich ukochanych: "Stulecie kłamców" albo "Rzeczpospolita kłamców. Salon"? Tylko sobie myślę, że wtedy blog by z pewnością przestał istnieć i to wcale nie z mojego powodu.:)Pozdrawiam Cię, Bratnia Duszo:)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~ Agnes, rozryczałam się... Dziękuję:)))

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja właśnie przykładam się do recenzji "Empireum", choć obawiam się, że nie podałam zadaniu. I z wielką przyjemnością przeczytałabym Twoje recenzje Łysiaka, więc do roboty ;) i też się rozryczałam z powodu, że Ty ryczysz ;)) Bratnia Duszo:)

    OdpowiedzUsuń
  14. ~Wszystkim Bratnim Duszom cytata z mojej ukochanej lektury:
    "Wieczna pociecha! A ja myślałam, że stary grat ze mnie, nikomu tutaj niepotrzebny, a wszystkim tutaj obrzydły!(...)Wieczny smutek mię jadł, tęsknota, ponurość taka, że wolałabym czasem w grobie gnić! Chciałam spróbować tam... Ale teraz już nie chcę... słowo honoru, nie chcę, nie pójdę... Wieczny śmiech! Po cóż ja mam stąd iść, jeżeli tobie potrzebną jestem..." :)))

    OdpowiedzUsuń
  15. ~Bibliofilko, yes! yes! yes! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. :(:(
    Mi Twoja obecność w blogosferze, nawet w wersji auto-ocenzurowanej i przykneblowanej dużo dała.Przemyśl sprawę. Zależy o czym tak naprawdę chciałabyś pisać, konsekwencje w przypadku tematów etycznych i historycznych może nie powinny być większe, niż ostracyzm części segmentu książkowego blogosfery i moze kilku trolli. Co innego, jakbyś chciała sobie popolitykować na większą skalę (ale na razie nie zauważyłam u Ciebie takich zapędów, chyba, że głęboko je ukrywałaś:)). A może warto, jeśli kumuś miałyby sie otworzyć oczy na drugie dno twórczości Jodi Picoult (może zresztą nie warto, tak sobie rzucam myśl).
    W kazdym razie, u mnie komentuj ile chcesz, zwłaszcza, jakbym wypisywała głupoty;)

    OdpowiedzUsuń
  17. ~ Izuś, dziękuję za zielone światło.:)
    Politykowania się nie spodziewaj, bo ta dziedzina mnie mierzi. Natomiast patriotyzm - tak. I zaszłości historyczne. Tematy, które mnie ograniczają, są raczej natury etycznej i w tych kategoriach "podpadłam".
    Cieszyłam się tym blogiem jak dzieckiem, a tu dorasta i fika. Takie wspominki - prowadziłam kiedyś w Polsce szkolenia dla nauczycieli. Bywało 200 osób, ale i kilkoro. I wiesz, że do tych paru słuchaczy mówiło się z większą pasją? Jeśli źródła ruchu sieciowego wskażą choć parę wejść, to rzeczywiście warto pisać.
    Dziękuję za piękny wpis, słowa wsparcia.
    Twoje ostatnie zdanie jest the best:)))

    OdpowiedzUsuń
  18. Wielką mi radość uczyniłaś swoim przedostatnim wpisem Kochana. Cieszę się,że zostajesz nawet nie wiesz jak bardzo :)))).

    OdpowiedzUsuń
  19. ~ Agnieszko, wszystko jest w życiu po coś, nic nie dzieje się przypadkiem. Ta dyskusja dała mi wiele do myślenia i była mi potrzebna. Kiedyś, kiedyś pisałam w komentarzach o swoich wahaniach dotyczących charakteru bloga - czy bardziej "naukowo" (ale nie jestem fachowcem), czy "na luzie". Blog jest młody i popełniam błędy. Odkrywam zasady, o których inni wiedzą. Zmagam się ze stroną techniczną, co młodsi mają w paluszku. Ale styl pisania jest najważniejszy i myślę, że coś się zmieniło od dzisiaj. Na dobre. To też dzięki takim wspaniałym ludziom - jak Ty. Jak tu nie pisać?:)))

    OdpowiedzUsuń
  20. Książkowcu - obserwuję Twoje wpisy od początku mojej przygody z blogiem. Może nie komentuję za często ale jestem :) byłoby mi strasznie żal gdybyś zrezygnowała z pisania :( Ja jestem otwarta na wszelkie dyskusje, słowa krytyki, komentarze. W końcu po to założyłam bloga (a zastanawiałam się dłuuuuugo:) Chociaż może moje lektury nie są jakieś kontrowersyjne, chętnie wysłucham uwag i przemyślę sprawę.
    Dzięki blogowaniu (przez te pół roku) doświadczyłam tylu nowych rzeczy, poznałam tyle ciekawych osób, dowiedziałam się o nieznanych mi tytułach...że na dzień dzisiejszy nie mogę wyobrazić sobie dnia bez tego wszystkiego :) A Ty Książkowcu jesteś właśnie tego częścią. Może pisze bez ładu i składu, ale mam nadzieję, że rozumiesz :) pozdrawiam serdecznie :))

    OdpowiedzUsuń
  21. ~ Sardegno - A ja rosnę, i rosnę...
    Bóg zapłać za dobre słowa. Warto było przeżyć burzę, żeby tęczę zobaczyć.
    Też długo przyglądałam się innym blogom, zanim zdecydowałam się na wejście w świat. Cieszyłam się bardzo każdym wpisem i komentarzami; patrzyłam na licznik. Dobrze, że taki moment nadszedł, iż trzeba się zatrzymać i zastanowić. Będę pisać, bo jak widzę, jest dla kogo. Jestem wzruszona, po prostu.:)
    Chyba tylko zmienię zasady doboru książek i zamiast ukrywać te "dyskusyjne", to będę je wyciągać na wierzch. Pozostanę przy zdaniu, że będę wchodzić na blogi, gdzie "nie rzucam grochem o ścianę" i jestem mile widziana. Rozumiem, że u Ciebie też pali się dla mnie zielone światło, z czego się cieszę. Lubię bywać u Ciebie, bo jest tak bez nadęcia, domowo, że chciałoby się kapcie założyć i rozmawiać. Pozdrawiam cieplutko:)))

    OdpowiedzUsuń
  22. Nie załamuj się, pisz i miej własne, "niepoprawne" zdanie, bo za bardzo ludzi się urabia w naszym pięknym świecie.
    Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  23. ~ Nutto, to łatwe i trudne jednocześnie. Będę próbować. Już mi raźniej.:)))

    OdpowiedzUsuń
  24. Mnie zainspirowałaś do wpisu, do myślenia, do zastanowienia się. Dołączam się do Agnes i żądam,abyś nie milkła. Gdybyś widziała z jakim uporem i samozaparciem pisałam ci komentarze (w podróży) a one mi znikały i znikały- byłaby to pewnie miła świadomość.
    Jedno by mi mogło nieco przeszkadzać w blogowych dyskusjach - zbytnie politykowanie- ale skoro piszesz, że jesteś od tego bagna, jak najdalej (że cię mierzi- mnie również) to każda wypowiedz będzie u mnie mile widziana, a nawet więcej pożądana.

    OdpowiedzUsuń
  25. ~ Guciamal, tak jest!
    Ale mam wyrzuty sumienia, że tyle pięknych widoków w podróży uciekło Ci przeze mnie.
    Jeszcze jedno - polityka nie, ale historii odrobina? Takiej do PRL-u...
    Słońca życzę - w podróży i nie tylko wtedy. Rekompensaty za utracone krajobrazy. Za to przemyśleń mamy, że ho ho! Nadbagaż.:)))

    OdpowiedzUsuń
  26. Ależ proszę, żadnych wyrzutów sumienia. Trasa Gdańsk-Warszawa i Warszawa- Gdańsk z okien pociągu znana mi jest niemal do znudzenia. Historia - jak najbardziej. Jak dla mnie najchętniej renesans włoski :) żart! (choć to rzeczywiście moja ulubiona epoka) Generalnie lubię historię.

    OdpowiedzUsuń
  27. Jeśli ktoś wyraża swoje zdanie, musi się liczyć także z tym, że ktoś inny może się z nim nie zgodzić, mieć je odmienne. To wydaje się być logiczne, prawda? I jeśli ktoś ma z tym problem to wystarczy chyba tylko odpuścić sobie polemikę z daną osobą. Piszę to wszystko teoretycznie, bo sprawy nie znam i nie wiem o co dokładnie chodzi. W każdym bądź razie...według mnie to nie jest powód by zaprzestawać prowadzenia bloga. Na koniec tylko jeszcze raz poproszę byś się jeszcze zastanowiła.

    Oczywiście na moim blogu masz zielone światło, wręcz seledynowe. ;)

    OdpowiedzUsuń
  28. ~Ewo, oczywiście że różne opinie są nawet wskazane, bo byłoby dziwne, gdyby nam się te same książki podobały. Tu chodzi o sposób komentowania. I niniejszym dopisuję Cię do mojego rozkładu jazdy z zielonym światłem:)))

    OdpowiedzUsuń
  29. U mnie oczywiście,też jak najbardziej masz zielone światło. Zapraszam w moje skromne progi =).

    OdpowiedzUsuń
  30. ~Agnieszko, ja już nawet z bijącym sercem wdepnęłam.:)))

    OdpowiedzUsuń
  31. hmmm dopiero dotarłem do tego wątku i z lekka zdziwiony dopisuję kilka słów - dotąd raczej byłem czytelnikiem niż dyskutantem gdy widziałem Twoje posty u innych...
    w sumie cała blogosfera polega na tym by dzielić się tym co nam siedzi w głowie czy sercu i cieszyć się reakcjami innych (równie szczerymi)... Jeżeli ktoś by chciał jedynie klakierów to niech wprost napisze żebyś do niego nie zaglądała. A dlaczego z tego powodu, że ktoś Cię ostro przyjął rezygnować z aktywności? Pamiętaj, że może być sporo osób dla których Twoje posty mogły być cenne, ważne - przez to, że właśnie pokazywały trochę inny punkt widzenia
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  32. ~Przynadziei, witaj w papierowym domu. Miło, że gdzieś mnie tam wyłowiłeś w blogosferze, bo nas bezlik. Jak widzisz, piszę dalej, bo odezwały się dobre dusze, które chcą czytać moje przemyślenia. Był moment, że komuś nie spodobała się moja opinia i dyskusja odeszła daleko od książki. Od tej chwili jestem ostrożna i zostawiam mniej komentarzy - głównie u tych, którzy sobie tego życzą. Za to chyba będę odważniejsza w wyrażaniu nawet kontrowersyjnych opinii u siebie. Nie potrafię napisać zdawkowo, ot tak - fajnie, dopisuję do listy. Jeszcze bardziej nie potrafię, gdy poruszany jest ważny dla mnie temat, dotyczący fundamentalnych wartości. Cenię szczerość, o której piszesz i wcale nie wymagam zgodności opinii, tylko poszanowania innych. Oj, wyżaliłam się. Z nadzieją na dalsze czytanie i pozdrawiam:)))

    OdpowiedzUsuń
  33. O rany - ja nie wiem jak mi umknął ten wpis... Tłumaczy mnie jedynie skomplikowana ostatnio sytuacja rodzino-zdrowotna. Dzisiaj zauważyłam wpis u Guciamal, po nim trafiłam tutaj a stąd jeszcze do AgnieszkiWawki...

    I proszę nie milknij - u mnie masz zielone, niebieskie, różowe światło - jakie tylko chcesz. I proszę pisz nawet jak się ze mną nie zgadzasz - bo przecież mamy różne gusta i to jest właśnie fajne:) Ja przykładowo lubię książki Kasi Michalak a Ty, o ile dobrze kojarzę, nie przepadasz za nimi. I co mam się na Ciebie śmiertelnie obrazić? Zabrać wiaderko, grabki i foremki i zmienić piaskownicę? A i jeszcze na pożegnanie trzasnąć łopatką w ciemię;)

    Coś mi się wydaje, że obydwie już z piaskownicy wyrosłyśmy. I to jakiś czas temu...

    OdpowiedzUsuń
  34. ~Anek7, właśnie tak niepewnie ostatnio do Ciebie zaglądałam. Nie lubi mnie, czy co? - myślałam. A z piaskownicy wcale nie wyrosłam, bo przesiaduję z wnukami. Te to potrafią człowieka zmusić do wszystkiego.
    No ale poważniej - jak widzisz, bloguję dalej, bo ktoś czyta te moje "dzieła". Twoje tęczowe zaproszenie traktuję poważnie, bo z komentowaniem tu i tam rzeczywiście sfolgowałam. Szanuję każde zdanie, choć czasem się dziwię, jak można kochać Chmielewską albo za najlepszą książkę dzieciństwa uznać "Anię z Zielonego...". No, szczyty! Przecież najlepszą książką jest "Tomek..." Szklarskiego.
    No nic, dzięki za miłe słowa i będę kroczyć do Ciebie z dumnie podniesioną głową, choćbyś czytała "Rozlewisko". A tak przy okazji to może Cię zaskoczę, bo Michalak popełniła ostatnio książkę z moim imieniem i kto wie...:)))

    OdpowiedzUsuń
  35. Trudno przyznaję się jak na świętej spowiedzi - czytałam "Rozlewisko" i nawet mi się podobało... I Chmielewską kocham... I, o zgrozo, Anię też... I największą tragedią mojego młodego życia był fakt, że nie mam rudych włosów;)

    Może mnie zrehabilituje fakt, że uwielbiam również Pana Samochodzika, Winnetou i oczywiście Tomka Wilmowskiego:)

    OdpowiedzUsuń
  36. ~Anek, doooobrze, bo już myślałam, że się pokłócimy. Jak można nie kochać Winnetou! Prawda, że to niemożliwe? "Ania" też może być, ale znudziła mi się jako lektura, przewałkowana, przenicowana. Może dlatego wolę film.:)

    OdpowiedzUsuń
  37. Drogi Książkowcu, jeśli wolno mi Cię tak nazwać, ja przegapiłam Twój wpis przez swoje wakacyjne wojaże. Dotarłam do niego dzięki wpisowi Guciamal. I zrobiło mi się przykro jak przeczytałam, że chcesz zaprzestać pisania i komentowania. Tak nie może być. Jestem w świecie blogowym zupełnym nowicjuszem, ale Twoje wpisy bardzo lubiłam czytać (choć może nie zawsze je komentowałam). Również bardzo cenię sobie Twoje komentarze na moim blogu i nie wyobrażam sobie, by miało ich zabraknąć. Pisano już w komentarzach pod tym postem, że są blogowicze, którzy dają Ci zielone światło. Ja się do nich też zaliczam i daję Ci całą paletę barw na komentowanie moich wpisów - wszystkich tzn i tych z którymi się nie zgadzasz. Mam nadzieję, że do Twojej decyzji nie przyczyniły się komentarze pod wpisami dotyczącymi książek pani Picoult. Ja się z Twoich opinii bardzo cieszyłam i muszę przyznać, że dały mi one wiele do myślenia. Więc proszę o jeszcze. Masz zupełną rację, że w sprawach dekalogu trzeba zająć zdecydowane stanowisko. Biel albo czerń i nie ma szarości. I czekam na Twoje kontrowersyjne recenzje w Domu z papieru.
    Ale się rozpisałam, przepraszam. Dodam tylko, że Chmielewską kocham (ale tylko te starsze książki), uwielbiam Anię (to zapewne przez zbieżność imion), kocham Winnetou, ale nie znam Tomka. Za to uwielbiam Pana Samochodzika. I już!!!!

    OdpowiedzUsuń
  38. ~Balbinko (Aniu?), dziękuję:)))
    Trafiłaś w sedno, jeśli chodzi o przyczynę. Może niepotrzebnie biorę sobie tak wszystko do serca. Teraz na też blogach przetacza się fala dyskusji nad komentowaniem u innych. Od razu przypomina mi się wywiadówka, kiedy nauczyciel nie może nic złego powiedzieć imiennie, więc mówi ogólnie do wszystkich. Jednak najczęściej nie ma tych, których sprawa najbardziej dotyczy, a rodzice aniołków się tłumaczą. Znasz to?
    Ale wszystko jest po coś. Piszę dalej, chociaż komentuję mniej i rozważniej. Czytam wpis i często cofam, poprawiam. U siebie za to chyba czasem wspomnę o książkach, których nie polecam, a wcześniej je pomijałam (m.in.Picoult). Tak będzie najlepiej. Do Ciebie zaglądałam i będę nadal zaglądać - z ogromną przyjemnością. Bóg zapłać za dobre słowo:)))

    OdpowiedzUsuń
  39. Pytasz czy znam sytuację z wywiadówki - oczywiście i to bardzo dobrze. Poczytałam sobie o tej komentarzowej dyskusji i mam właśnie podobne odczucie. Nie wywołuje się do tablicy konkretnych osób, a wszyscy inni czują się właśnie jako ci wywołani.
    A co do książek pani Picoult, to zaczynam mieć zdanie podobne do Twojego. Nie to, żebym była chorągiewką na wietrze, ale na wakacjach miałam trochę czasu na przemyślenia, poczytałam sobie recenzje innych jej książek i zaczynam doszukiwać się tam drugiego dna, zadawać sobie pewne pytania. Chociaż dalej przyznaję, że książki czyta się dobrze, ale może właśnie w tym tkwi niebezpieczeństwo.
    Czekam na dalsze Twoje wpisy, także komentarze (czytam Twoje komentarze także pod postami na innych blogach).
    Co do imienia to oczywiście bingo - zgadłaś.

    OdpowiedzUsuń
  40. ~Balbinko, mam nadzieję, że to nie ja jestem powodem Twojego niespania:-)
    Tak się cieszę, że przychylasz się do mojej opinii, bo tak sama inna wśród rozlegających się wkoło zachwytów myślałam o sobie już jak najgorzej, nawet że nie mam racji. Jednak tkwię i wierzę intuicji. Czyta się książki Picoult bardzo dobrze (!) i to według mnie największe zagrożenie. Sprawne pióro, które służy złej sprawie uczyni spustoszenie. Przyznaję, że płakałam, gdy był opisany poród Willow:( Słyszałam chrzęst łamiących się kosteczek...
    Nie neguję żadnej literatury, każda w jakimś okresie życia jest potrzebna. Ile ja przeczytałam harlequinów albo książek Danielle Steel! Aż do momentu, gdy zobaczyłam powtarzalność i ten sam schemat. Był taki czas, że byłam zmęczona i na nic innego nie miałam siły. Zresztą chciałam mieć swoje zdanie, a nie tylko wymądrzać się. Teraz po prostu nie mam czasu, bo po 50-tce (a niech tam, przyznaję się) doceniam każdą godzinę. W każdym razie od tej pory będę zamieszczać recenzje z serii: nie polecam, których do tej pory unikałam. Sięgnę do swojego słynnego raptularza i niech się dzieje co chce.
    Kochana jesteś:)))

    OdpowiedzUsuń
  41. Siedziałam tak długo przez dyskusję na temat komentarzy prowadzoną na kilku blogach i na fejsie.
    Dała mi sporo do myślenia na temat blogowego świata, a także mojej w nim obecności. Zastanawiałam się nad poziomem tego co piszę, nad ocenami i takie tam.....
    Nie ma to jak powrót po wakacjach na stare śmieci (myślę tu o swoim blogu). Muszę też nadrobić zaległości w pisaniu i komentowaniu.
    A co do lektur... Każdy z nas ma chyba na swoim koncie tzn mniej ambitne książki. Nie uważam, że to wstyd. Czasami trzeba poczytać też coś lekkiego tak po prostu dla rozrywki. Nieraz jest też tak, że podoba nam się jakiś autor do czasu aż odkryjemy jego schematyczność. Piszesz o pani Steell. Ja też miałam podobnie. Kiedyś zaczytywałam się jej powieściami, dziś stoją na mojej półce i nawet nie myślę do nich zajrzeć. Co nie znaczy, że to zła pisarka. Mnie się już jednak opatrzyła.

    OdpowiedzUsuń
  42. ~Też, Balbinko, wczoraj żyłam komentowaniem komentarzy. Poniosło mnie i znwu odezwałam się tu i tam. A tak sobie obiecywałam! I znów emocje górą. Wyszukałam sobie nawet w googlach netykietę, ale jest dość ogólna.
    Wydaje mi się, że trzeba rzeczywiście skupić się na swoim blogu i pisać zgodnie z sumieniem, a do tego z radością. Inaczej to sensu nie ma. Ja przyznaję się, że cenię każdy komentarz, nawet najkrótszy. Oznacza on, że ktoś zagląda i czyta. Dla siebie to ja piszę raptularz, a blog prowadzę dla wirtualnych czytaczy. Przy okazji poznałam parę cudnych osób - jak Ty - i wtedy nie czuję się taka wyobcowana ze swoimi poglądami, ba! nawet z czytaniem. Miło, że takich ludzi jest więcej. Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
  43. Często wchodzę na twojego bloga. Tak ciekawie piszesz. Dołączam się do wszystkich nie milknij książkowcu. Może też i czasem zajrzysz do mnie. Piszę pod adresem : Katarzyna-Monika.blogspot.com.

    OdpowiedzUsuń
  44. ~Moniko, witaj w papierowym domu. Miło mi, że mam czytelników więcej niż spodziewałabym się po komentarzach. Jeśli tak jest, to warto pisać. Nie wierzę, że ktokolwiek pisze tylko dla siebie. Szczerze mówię, że liczę na to, że znajdzie się ktoś, kto podzieli moje zdanie, podyskutuje... Bo w realnym świecie o książkach nie pogada. Już pędzę do Ciebie.:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.