DOM Z PAPIERU



czwartek, 14 lutego 2013

Jak cuchnęła galicyjska bieda

Trudne zadanie przede mną, bo łatwiej jest pisać, pisać..., a dyscyplinowanie słów przydałoby się, bo znów dwa teksty na jeden temat. I dwaj autorzy: Józef Konrad Korzeniowski i Martin Pollack. Co ich łączy w omawianych utworach? Właśnie tytułowa bieda w Galicji i związana z tym masowa emigracja na przełomie wieków. Może chronologicznie.

W zbiorze Tajfun i inne opowiadania natknęłam się na Amy Foster.  Korzeniowski umieszcza akcję   w południowej Anglii w 1901 roku. Janko jest rozbitkiem zagubionym we wrogim świecie. Jako jedyny ocalał po katastrofie statku płynącego do wymarzonej Ameryki, która miała być rajem dla polskich chłopów, uciekających przed głodem, marzących o łatwym zarobku. Zepchnięty na margines, wyśmiewany, w końcu znajduje kąt i za pracę na farmie dostaje jedzenie. Bariera językowa jedynie zakochanym nie przeszkadza i tak wiąże swój los z dziwną Ami, której nikt inny by pewnie za żonę nie chciał. Rodzi im się syn, a Janko Góral marzy, że w końcu będzie miał komu śpiewać swoje tęskne pieśni, pacierz odmawiać w ojczystym języku. Wciąż myśli o rodzinie, która została w kraju. Wspomina okoliczności wyjazdu, gdy we wsi zjawili się agenci namawiający chłopów do opuszczenia wsi, mamiący ogromnymi zarobkami.

Pojawiali się w dni targowe, przyjeżdżając na chłopskim wozie, i urządzali swoje biuro w jakiejś stodole, czy w innym żydowskim domu. Było ich trzech. Ten z długą brodą wyglądał czcigodnie; nosili kołnierzyki z czerwonego sukna, a na rękawach mieli złote galony, jak urzędnicy państwowi. Siedzieli dumnie za długim stołem, a w następnym pomieszczeniu, tak żeby zwykli ludzie nie mogli tego słyszeć, trzymali chytrą maszynę telegraficzną, przez którą mogli rozmawiać z cesarzem Ameryki. [...] Czcigodny człowiek w mundurze musiał kilka razy wychodzić z pokoju, żeby telegrafować w jego sprawie. W końcu jednak, ponieważ był młody i silny, amerykański Kaiser zatrudnił go za trzy dolary. [...] W domu jego ojca zaczynało być ciasno. Dwaj bracia rozbitka byli żonaci i mieli dzieci. Obiecał więc, że dwa razy do roku będzie im przesyłał pocztą pieniądze. Starą krowę, parę srokatych górskich kucyków własnego chowu i kawałek pięknego pastwiska na słonecznym zboczu przełęczy porośniętym sosnami jego ojciec sprzedał żydowskiemu oberżyście, żeby zapłacić ludziom ze statku, który przewoził do Ameryki ludzi chcących się w krótkim czasie wzbogacić.

Cytat przydługi, ale oddaje  w pełni problem, który jest osią kolejnej książki.

Martin Pollack Cesarz Ameryki
Polskie wydanie miało zapewnioną głośną promocję, ze spotkaniami z autorem, z wieloma przychylnymi recenzjami. Nie dziwię się, bo czyta się znakomicie. To reportaż historyczny bazujący na gazetowym opisie i fragmentach sądowych zapisków z masowego procesu przeciwko organizatorom emigracyjnego przemysłu. Proces rozpoczął się w 1888 roku w Wadowicach, a zeznania składają stręczyciele, agenci, właściciele towarzystw żeglugowych... Przy okazji poznajemy przyczyny i kulisy masowej emigracji. Szczegóły porażają. Z pomocą sfałszowanych listów, zdjęć statków, medalików z maryjnym wizerunkiem, a przede wszystkim brzęcząc złotymi krążkami, które w Ameryce leżą na ziemi, agenci werbują głównie młodych mężczyzn, w najlepszym wieku; rzadko wyjeżdżają rodziny. Po wyprzedaniu za bezcen majątku, ogołoceni, wyjeżdżają do Niemiec, potem przesiadają się na statki i w straszliwych warunkach płyną do "raju", gdzie pracują w kopalniach, hutach, przy budowach kolei przez 12 godzin dziennie za jednego dolara. W wielu opisach króluje tytułowa galicyjska bieda, powodowana przeludnieniem, brakiem inwestycji, przekupstwem, plagą pijaństwa, chorobami spowodowanymi brakiem higieny, a nawet pojawia się kościół jako winny niedożywieniu! Bo przecież wymaga od chłopów, żeby przestrzegali wielu wolnych dni, podczas których nie tylko nie wolno im pracować, ale i spożywać posiłków, bo wiele z tych świąt wiąże się z postem. [s.63] Według urzędowych danych liczba wolnych od pracy dni wahała się w różnych okręgach od stu do dwustu. Nie powinna zatem dziwić średnia wieku dla mężczyzn - 27 lat. Z każdą przewróconą kartką to w ogóle byłam coraz bardziej zdumiona, że w tak straszliwych warunkach można było przetrwać. Bo okropności co krok. Wraca kilkakrotnie sprawa stręczycielstwa i handlu żywym towarem. Do samej Ameryki Płd. rocznie trafiało ok. 10 tysięcy dziewcząt, głównie z żydowskich rodzin. Do Bombaju trafiały jako "srebrne łyżeczki" albo "bele jedwabiu". Luźno związany z głównym tematem jest rozdział o młodych Żydówkach, które sprzedają swoje noworodki "na fabrykowanie aniołków" (opiekunka przyjmuje pieniądze, a potem głodzi dzieci na śmierć, wystawia nago na mróz!). Podobnie odebrałam tekst o koniach...

Wracam do głównego wątku i moich uwag. Uznanie dla autora za nieukrywanie narodowości agentów, którymi byli przede wszystkim Żydzi. Związane to było z faktem, że utrzymywanie kontaktów ze zleceniodawcą, rozliczanie, wymagało umiejętności czytania i pisania, czego nie potrafili mieszkańcy wsi. Wspominam, bo w rozmowach z Pollackiem pytano go, czy nie miał obaw, że będzie posądzony o antysemityzm. W tym kontekście warto nadmienić, że to słowo  sam autor eksploatuje niemiłosiernie. Pojawia się co kilka stron. Zamiast analizy faktów, własnych wniosków, przytacza wciąż fragmenty antysemickiej publicystyki,  tak że zaczęłam się zastanawiać, czy autor zbyt nie oddala się od tematu?  Zdziwiłam się również, że wśród emigrantów największą grupę - według autora to ok. 60% - stanowili Żydzi. To ich los dotknął najbardziej, to oni cierpieli nędzę, bo sytuacja Żydów w Galicji nie jest lepsza niż ich chrześcijańskich współobywateli, wprost przeciwnie [s.68], bo polscy chłopi mieli chociaż ziemię, a Żydzi nie mogli jej nawet dzierżawić: Administracja majątku Krasiczyn wydzierżawi, wyłącznie chrześcijanom, folwark i szynki. Dalej: Poszukuje się chrześcijańskiego dzierżawcy na 660 mórg dobrej ziemi w okręgu Horodenka. [s.69] Codzienne szczucie w gazetach i z ambony, szykany, wyzwiska i nagonki sprawiają, że żałosny los Żydów staje się jeszcze gorszy. [s.70] Oczywiście jest tu mowa nie tylko o ziemiach objętych  austriackim, ale i rosyjskim zaborem, a galicyjska nędza dotyczyła w równym stopniu także Rusinów, Polaków, Słowaków.

Dalej już jako ciekawostka - skąd wziął się tytułowy "cesarz Ameryki"?
Sprzedając bilety, agenci chętnie posługują się osobliwym "telegrafem". Jest to zwykły blaszany budzik, którym operuje Abraham Landerer [...]. "Dyrektor" nakręca budzik i pozwala mu dzwonić, bo w ten sposób rzekomo nawiązuje "telegraficzne połączenie" z Hamburgiem albo z Ameryką. Najpierw dowiaduje się o wolne miejsce na statku. Potem znowu nakręca budzik i przyjmuje odpowiedź. Za każdy tego rodzaju "telegram" każdy emigrant musi wyłożyć cztery do sześciu guldenów.[...] Na koniec przychodzi pora, żeby do gry włączyć także "cesarza Ameryki", którego, również z pomocą blaszanego budzika, należy spytać, czy będzie tak łaskawy i zechce przyjąć do swego cesarstwa nowego poddanego. [s.117] Jakże ten fragment zbieżny z przytoczonym na początku!

Długo by jeszcze pisać. Zastanawia np. zdanie o Galicji: Po pierwszej wojnie światowej zostaje ona wymazana z mapy i wcielona do nowo powstałej Polski; nadzieje Rusinów - teraz nazywają się Ukraińcami - na własne państwo niweczy polskie wojsko [s.179]

Brakowało mi też opisu do zdjęć, przypisów, co może warto uzupełnić w następnych wydaniach.
Książka bardzo ciekawa, skłania do samodzielnych poszukiwań i dyskusji. Jednak chciałabym, żeby w społecznej pamięci została też opowieść o Janku Góralu. Bo to J.K.Korzeniowski pierwszy poprzez jednostkowy los pokazał panoramę zjawiska wymuszonej emigracji.


Cytaty pochodzą z książki Martina Pollacka Cesarz Ameryki. Wielka ucieczka z Galicji, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2011, przełożyła Karolina Niedenthal



16 komentarzy:

  1. Amy Foster to moje ulubione opowiadanie Conrada! A film nakręcony na jego podstawie oglądałaś? Piękny. Udana moim zdaniem adaptacja.

    O książce Pollacka czytałam swego czasu mnóstwo pozytywnych opinii, jednak Twoja jest dla mnie najcenniejsza:) Szokujące informacje podaje Pollack na temat owego przemysłu emigracyjnego. I na dodatek Wadowice mają coś z tym wspólnego...

    Bogusiu, miałabym prośbę taką samą, jaką miałam niedawno do Marlowa:) Chodzi o robienie akapitów poprzez oddzielanie pustym wersem:) To ułatwia czytanie. Niestety ciężko mi się czyta gęsto sformatowane teksty na komputerze...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Tekst "rozrzedziłam" i rzeczywiście czyta się lepiej. A długi wyjątkowo. Dzięki za sugestię:)
      O opowiadaniu Korzeniowskiego nie czytałam u nikogo i zdziwiło mnie, że nikt do tej pory nie porównał obu tekstów. Cudze chwalimy, swego nie znamy;)
      Filmu nie znam, ale obejrzałam w sieci zdjęcia i ta Amy ma niewiele wspólnego - przynajmniej zewnętrznie - z literackim pierwowzorem. Czy film też jest tak odrębną wizją reżysera?

      Usuń
    2. W takim kształcie dużo lepiej odbiera się recenzję:)
      A film to sobie wczoraj obejrzałam nawet pod wpływem Twojej recenzji na jednym z portali filmowych:) Nie odbiega aż tak bardzo od pierwowzoru literackiego, jak by na to wskazywał wygląd aktorki, która zagrała Amy Foster. Wydaje mi się, że reżyser starał się dosyć wiernie odtworzyć melancholijny i mroczny klimat opowiadania. Przepiękne zdjęcia, świetne aktorstwo... Niespieszny rytm. Lubię ten film:)

      Usuń
    3. ~ Gdybym nie znała zakończenia, to pewnie bym obejrzała. Lubię staromodny happy end, bo za dużo smutku wokół. Słowo pisane łatwiej przyjmuję. Tak się martwię, bo powstała historia o Roju, wypadałoby obejrzeć też filmy o Baczyńskim czy Westerplatte, a ja:..(

      Usuń
  2. Warto przeczytać tę książką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Warto:) Mimo uwag, które mam, o których wspomniałam (albo i nie wspomniałam). Trzeba przeczytać. Dziękuję za odwiedziny i pozdrawiam z "papierowego domu":)

      Usuń
  3. Wiem o tym, że stąd,z Galicji emigracja zarobkowa była ogromna.Wśród górali chyba nie ma rodziny, z której by kogoś nie było w Ameryce. Brat mojego dziadka wyemigrował tam, brat mojej babci również. Moja babcia jako 14 latka wyjeżdżała do pracy do Dani. Bieda była ogromna, ale pojęcia nie miałam, że to się tak odbywało. Książki raczej nie będę czytać, ale Twój post dał mi sporo do myślenia.
    Natomiast do Korzeniowskiego muszę wrócić.))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Moja mama z Galicji, więc wiedziałam, że muszę kiedyś zmierzyć się z tą lekturą. Rodzinna wizja przeszłości jest całkiem inna, chociażby w odniesieniu do biedy na wsi i tego, kto był bogaty, a kto głodem przymierał. Dlatego trzeba czytać, zbierać doświadczenia, porównywać...
      Korzeniowski koniecznie! To tylko opowiadanie, na dodatek zachomikowane w sieci. Serdeczności, Aniu:)

      Usuń
    2. Bogusiu, masz siłę przekonywania.A jednak może i ja zmierzę się z tą lekturą, gdyż doszłam do wniosku, że jednak warto.
      O gdyby ja mieli w bibliotece.
      Załączam pozdrowienia.)

      Usuń
    3. ~ Aniu, myślę, że oboje z mężem przeczytacie z przyjemnością. Może raczej powinnam napisać, że z ciekawością, bo miło tam w wielu momentach nie jest. Uśmiechy ślę:)

      Usuń
    4. Zapisując sobie książkę Pollacka na LC zauważyłam, że napisał inne ciekawe książki.)

      Usuń
    5. ~ Przede wszystkim głośno było po tym, jak rozliczył się ze zbrodniczą działalnością swojego ojca. Na krakowskich targach książki miałam go zapisanego w kajeciku, ale nie zdążyłam. Byłoby ciekawie, choć w poglądach raczej się różnimy.

      Usuń
    6. Nie wiem czy w bibliotece mojej potrafię coś jego zdobyć.)

      Usuń
    7. ~ Trzymam kciuki. Jeśli nie, to namówisz panie na zakupy, bo nowy rok budżetowy się zaczął:)

      Usuń
  4. jestem świerzo po przeczytaniu i muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem

    www.kreatywneteksty.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Witaj w "papierowym domu":)
      Książka może robić wrażenie i też cieszę się, że w końcu zmierzyłam się z autorem.
      Zajrzałam do Ciebie i bardzo mi się podoba twój zakątek. Słowo ma naprawdę siłę ogromną:)

      Usuń

Komentarze mile widziane.