DOM Z PAPIERU



wtorek, 1 marca 2011

Ja nie chcę się starzeć!

Obiecuję, że nie będę osądzać autora i jego dzieła na podstawie kilku kartek. Dam szansę. Obiecuję.

Hubert Klimko-Dobrzaniecki wymyślił (tak, tak, pierwszy raz tak czytałam) dwustronną książkę - Dom Róży i po odwróceniu - Krysuvik. Może zaczęłam czytać z niewłaściwej strony.
Rzecz dzieje się w Islandii. Hubert pracuje w domu starców.  Pierwsze strony mnie zmroziły! Wulgaryzmy, zwyrodnialcy gwałcący staruszków... To niemożliwe - myślałam. Już odłożyłam książkę, ale wróciłam. Potem było już tylko lepiej. Dałam się wciągnąć. Aż narracja doprowadza do zagadkowej, pięknej Róży, która egzystuje na Dachu (elitarny dom starców), a jej losy są dopowiedziane w drugiej części. Krysuvik to dzieje tragiczne ojca Róży. Jego straszliwa samotność i trudny do wyobrażenia ciąg nieszczęść: sieroctwo, walka z losem, spotkanie dziewczyny... Gdy buduje dom i wydaje się, że zły los o nim zapomniał, rodzi się niewidoma Róża. Druga córeczka tonie w gorącym źródle...  Dalej musi się czytać, choć trudno oczekiwać szczęśliwego finału.
Jeśli to czyta młodsza osoba, szuka być może sensacji, może śledzi z zainteresowaniem dzieje polskiego emigranta, dopatruje się drugiego dna... Dla mnie to wzmożenie lęku przed starością, niedołęstwem. Przecież to już za chwilę! Można mieć nadzieję, że to daleko, nie u nas, ale wracają natrętnie nagrania z naszego domu "spokojnej" starości, gdy pensjonariuszki są bite po twarzy, zmuszane do jedzenia, obnażane... To zły sen! Chcę się obudzić!
Nie wiem, ile tu fikcji literackiej, ale doświadczenia tak namacalnie bolesne, że książkę uznaję za bardzo dobrą. Tak dobrą, że po Bronholm, Bronholm nie sięgnę.

6 komentarzy:

  1. A tak ładnie i zachęcająco brzmi tytuł...
    Książka na pewno na swój sposób wartościowa, ale jej posępny tragizm zdecydowanie nie jest dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja chyba nie lubię się katować tematyką książek, bo ani do Bornholmu mnie nie ciągnie, ani do Domu Róży.
    To ciekawe, że tyle się teraz pisze o strachu przed starością (tą w wydaniu zniedołężniałym i przykutym do łóżka)...

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, taką książką można sie zakatować na śmierc i nie dożyć starości!

    OdpowiedzUsuń
  4. ~Lirael - to też nie jest książka dla mnie. Trudno trafić - albo tragizm, albo bylejakość. Dlatego zaglądam do Was - mole kochane. :)

    ~Izo - zgadzam się, że epatuje się traumą. Trudniej jest napisać dobrą książkę o normalnym życiu. Według pisarzy zionie nudą. Szukam dalej.

    ~Monotemo - bardzo dobre wyjście! O tym nie pomyślałam! Jak cudnie byłoby zasnąć z książką na piersi... Ale jeszcze jednak poczekam. Tyle książek do przeczytania, godzin do pogadania, wina do wypicia...

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja z trochę młodszej perspektywy muszę powiedzieć, że tej książki nigdy nie zapomnę - dla mnie była ona raczej przykładem na to, że jak komuś w życiu zaczyna się układać, w jednej chwili to wszystko może zniknąć. Był dom, rodzina, dzieci - i nagle nie ma nic - i zostaje życie bez sensu, a że takiego bohater "jednej części" nie chciał, skończył z tym życiem...

    OdpowiedzUsuń
  6. ~Asik, książka przeraźliwie smutna, ale nie wyciągam z niej tak pesymistycznych wniosków. Jeśli świat się wali, to można zawsze zatańczyć na plaży jak Zorba. Nie warto grzebać się razem z marzeniami.:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.