DOM Z PAPIERU



sobota, 22 października 2011

Beznadziejnie zakochana w zabytkach

Jeszcze kilka dni temu spacerowałam po cesarskim mieście. Teraz kupuję przewodniki, robię zdjęcia, kompletuję album. Utrwalić wrażenia. Ale po kolei.
Najpierw Bratysława. Dotarliśmy późnym popołudniem, więc na zamkowym wzgórzu znaleźliśmy się wraz z zapadającym zmrokiem. I to było piękne - spacer po nastrojowo oświetlonej starówce. Wybrałam zdjęcie z urokliwą latarnią (tylko bez uśmieszków proszę). Na dole stepowałam na jakichś dziwnych płytach, zerkając na zamek, który teraz wyglądał jak odwrócony stół. Dalej w drogę!
Spotkanie z Wiedniem zaczęliśmy od pałacu Schonbrunn (darujcie umlauty). Zwiedzanie z audioprzewodnikiem dało możliwość dostosowania tempa i zatrzymania się w dowolnym miejscu. Nawet można było powalcować w balowej sali! Później obowiązkowo sesja zdjęciowa w barokowych ogrodach na tle Glorietty.


Objazd Ringiem, ogólna orientacja i rozpoznawanie obiektów. Budynek secesyjny z ażurową "główką kapusty" - ponad 3 tysiące laurowych liści. Wiedeńska Opera Państwowa - raj dla melomanów. Stadtpark z pomnikiem króla walca - J.Straussa.  Z daleka Spalarnia, która udowadnia, że codzienność może być piękna. Zielona kopuła nad bramą św. Michała. W prawo, w lewo, w prawo...
I powrót do centrum. Od katedry św. Szczepana (cud świata), obok zegara Anker z przesuwającymi się figurkami, przeszliśmy już w podgrupach na Kohlmarkt - ekskluzywną ulicę. Jak nie skusić się na wejście do słynnej cukierni Demela? To najelegantsza pułapka na miłośników słodyczy, otwarta w 1786 roku, a bywała tu sama Sisi. Cudem zwolnił się maleńki stolik i siedliśmy w międzynarodowym towarzystwie. Czekając na aksamitną kawę Melange i torcik Sachera, można przyglądać się pracy cukierników za ogromną szybą. Żal wychodzić, ale woła nas Hofburg.

Stajemy przed pomnikiem Marii Teresy, gdzie przewodnik wskazuje pałacowe budynki i każe sobie wybrać muzeum. Dokonaj mądrego wyboru! Mój padł na Prunksaal - reprezentacyjną salę barokową Biblioteki Narodowej. Na orzechowych regałach zabytkowe rękopisy, przesuwane drabinki, piętra... - arcydzieło!

Poczłapałam dalej. Myślałam, że już nic piękniejszego nie ujrzę. A tu urokliwe kafejki i opowiadania najwspanialszego pod słońcem przewodnika. Znamy piosenkę o Augustynie, a on wędrował w czasie zarazy od winiarni do winiarni. Gdy się obudził, leżał w dole z umarlakami. Teraz siedzi w piwnicy i zbiera grosze. A w ogóle to Austriacy nie przyznają się, że pierwszą kawiarnię otworzył Polak! Kulczycki za zasługi w bitwie wiedeńskiej otrzymał od samego Sobieskiego worki z kawą (były traktowane jako karma dla zwierząt). Zaczął parzyć napój i sprzedawać, ale sukces odniósł dopiero w momencie, gdy posłodził go miodem. 

W tym dniu wystarczyło nam jeszcze czasu na  Belweder - letnią rezydencję księcia Eugeniusza Sabaudzkiego. Piękne wnętrza i tarasowe ogrody z małą architekturą, ale najsłynniejszy jest chyba z powodu "Pocałunku" Klimta. Malarza w czasie wycieczki do Włoch zauroczyły mozaiki w Rawennie i Wenecji, wykorzystał więc styl i stworzył  migotliwe, zmysłowe dzieło.
Zbliża się wieczór. Po kolacji jazda na Kahlenberg, a w drodze powrotnej Grinzing. Winiarnie pełne Polaków. Trudno znaleźć wolne miejsca, bo z każdego okna płyną  dźwięki o góralach, którym żal i o sokołach, które krążą nad Ukrainą.
Na moje nieszczęście jest też kiczowaty Prater. Nie uwiódł mnie. Robię fotkę przed diabelskim młynem, który kręci się od 1897 roku i uciekam.

Dobrze, że jeszcze został jeden punkt programu - Hundertwasserhaus. Nocą robi niesamowite wrażenie. I przynajmniej nie ma tłumów. Uffff...


Proszę wycieczki, czas wracać. Lednice w Republice Czeskiej. Piękny, a rzadziej odwiedzany neogotycki pałac otoczony dwustuhektarowym parkiem - dawna letnia rezydencja arystokratycznego rodu Liechtensteinów. Stawy, las, sztuczne ruiny, minaret, oranżeria... M.in. podziwiam misternie rzeźbione ażurowe schody wykonane z jednego pnia dębu, a także obraz Rafaela Santi.
Rozrzucam eurocenty. Wszak kto grosik wrzuci, to z pewnością tu wróci.

34 komentarze:

  1. Ale wspaniała, dynamiczna relacja z podróży! Zdjęcia piękne. Gdyby nie poniedziałkowe lekcje, wsiadłabym w autobus do Wiednia w trybie natychmiastowym! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ Lirael, dzięki!:)
    Ja bym jednak rozważyła wyjazd. Może jakieś zwolnienie? Tam jeszcze pięknie, jeszcze kolorowo, a zabytki jak stały, tak stoją. I czekają. Cudowności:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Możesz używać podebranego tytułu do woli, jeśli zawsze będziesz nim firmować takie świetne relacje:) Poproszę o szczegółową recenzję tortu Sachera, bo istnieją dwie szkoły: że to produkt masowy dla turystów, albo że to prawdziwy przysmak:)) I poproszę taką bibliotekę, może być bez tych wszystkich rzeźbień i złoceń:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Czekałam, czekałam, no i się doczekałam. Okrutnie byłam ciekawa tej relacji. Cieszę się, że wycieczka udana i tylko zaostrzyła apetyt na replay. Zobaczywszy zdjęcie pod latarnią - wcale się nie uśmiechałam, tylko się mocno roześmiałam (gdyby nie twój dopisek nie miałabym skojarzeń). Torcik poznałam- też jestem ciekawa, jak ci smakował. Ja nie za bardzo przepadam za czekoladowymi tortami, więc byłam lekko zawiedziona, za to kawusia pyszna. Nie kokietuj, że nie wiedziałaś, do którego Muzeum się wybrać, bo wiem, że Biblioteka była twoim marzeniem. A nic tak nie cieszy jak marzeń spełnianie. Ach wyobrażam sobie te emocje i cieszę się, jakby i ja tam była z tobą. A czemu nie. Może kiedy uda się spotkać na szlaku. Nocne zwiedzanie ma jakiś dodatkowy urok. Osłania wszystko to, co mogłoby razić za dnia i ukazuje wszystko w romantycznym blasku latarnii. Widzę, że Grinzing niezmiennie od lat ... (ponad dwudziestu) jest obowiązkowym punktem polskich wycieczek.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~ Zacofany, tytuł pojemny i brzmi. Zatem może jeszcze się przyda. Bóg zapłać.
    Torcik Sachera? - Nie lubię słodyczy, torty to dla mnie trociny, więc chyba nie będzie miarodajna opinia, ale ... smakował niebywale. Delikatny, wilgotny, aromatyczny... Podobno Sacher nie miał wiele czasu, żeby deser przygotować, a jak się okazało, najlepsze są najprostsze wynalazki.
    Ta niebarokowa część biblioteki mieści się w podziemiach, gdzie królują nowoczesne wagoniki, komputery, czyli dla każdego coś się znajdzie. Serdeczności ślę:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ Guciamal, zbierałam się, zbierałam, aż się zebrałam. Było pięknie. Oczywiście są minusy zbiorówek, np. Prater, ale i tak program napięty i przeciekawy. Teraz chciałabym pojechać już tylko z kimś bliskim i pozaglądać tu i tam. O Bibliotece Narodowej marzyłam rzeczywiście. Martwiłam się tylko, czy wolno robić zdjęcia, ale jednak można, tylko bez lampy. No i mam "opstrykany" każdy regał. Były też na stołach olbrzymie tomiszcza ok. jednego metra. To chyba dla takich niedowidzących jak ja.
    Grinzig był kameralny, jednak wolę wina słodkie. Liczba Polaków mnie zadziwiła. Tłumy zresztą w całym Wiedniu, ale przewodników w języku polskim np. w Schonbrunn nie było. W końcu lubią nas czy nie? Skoro też cicho o Sobieskim...
    Co do spotkania, to najdziwniejsze rzeczy się w życiu zdarzają, zatem kto wie? Tym bardziej, że odkładam wszelkie domowe inwestycje i mam zamiar jeździć, póki zdrowie pozwoli. Gosiu, to może Twoje ukochane Włochy w lipcu?:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. W lipcu mam death - line w robocie :( poza tym ja latam we wrześniu, bo lato dla mnie za gorące. Ale co się odwlecze..itd.
    Książka metrowej wielkości to niedługo i coś dla mnie będzie.
    Prater - nie powiem, aby mnie zachwycił, ale będąc sama nie wybrałaby się. Zresztą nie skorzystałam z żadnej atrakcji. Będąc w Paryżu chciałam się wybrać do Disneylandu, żeby nie było, że tylko muzea, zabytki, że brak poczucia humoru i takie tam. Ale jak doszło co do czego, było mi szkoda czasu na oglądanie Myszki Micky :) A tytuł od ZWL może też bym pożyczyła - beznadziejnie zakochana w musicalach :) W sprawie polskojęzycznych przewodników też nic się nie zmieniło od ponad 20 lat. :(

    OdpowiedzUsuń
  8. ~ Gosiu, z moimi wakacjami to tak, że nie mam wyboru. Ma to swoje dobre i złe strony. Nie skorzystam z tańszej oferty poza sezonem. Dyszę upałem. Za to dłuuuuuugo mogę się relaksować.
    Disneyland też ominęłabym szerokim łukiem, chociaż na brak poczucia humoru nie narzekam (wszak to cecha ludzi inteligentnych). Tytuł wzięty - prawda? Pozdrawiamy "ojca":)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czekałam na tę relację :) I ach rozmarzyłam się :) Ile pieknych miejsc zobaczyłaś :) Miód na duszę :) CHętnie spróbowałabymm tortu Sachera, bo słyszałam, że dobry, a ja do tortów i ciast mam słabość.

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ Anetko, potwierdzam. Bardzo udany, bogaty wyjazd. A wrażenia najlepiej oddaje tytuł. Co do torcika Sachera, to może byś lepiej oceniła, bo dla niektórych to nasz murzynek z warstewką dżemu. Mnie smakował, ale mam niewielką skalę porównawczą. W każdym razie słynna cukiernia, międzynarodowe towarzystwo i najlepszy przewodnik świata obok - zrobiły swoje. Czar działa nadal.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Byłam na takiej samej opcji wycieczki, właśnie z Bratysławą i noclegami na terenie Słowacji. Objazdówki pozwalają zobaczyć to co najważniejsze, pospiesznie nasycić oczy i... tęsknić.
    Ty jak zawsze elegancko prezentujesz się w sukienkach, spódnicach i szalach.

    OdpowiedzUsuń
  12. Również czekałam na relację. Też się uśmiechnęłam jak zobaczyłam zdjęcie z latarnią ;)) I zazdroszczę tych obrazów :))

    OdpowiedzUsuń
  13. ~ Nutto, trasa tak, ale ostatnio nasz przewodnik wypatrzył nocleg w Orth - to 20 km od Wiednia i stąd po obiadokolacji opłacało się wrócić i spacerować po mieście nocą. Bardzo dobra opca.
    Dziękuję za miłe słowa.:) Jak pisałam kiedyś o sobie, dżinsu w mojej szafie nie ma. Na spacery po pałacach i ogrodach spodni nie potrzebuję, a usiąść w międzynarodowej kawiarni, to aż wypada wziąć cokolwiek eleganckiego. Lepiej się czułam. Oj, tęsknię. Pięknie było.:)

    OdpowiedzUsuń
  14. ~ Bibliofilko, odkładam dochody wszelakie na kupkę i wyjeżdżam przy każdej okazji. Świat taki piękny, a czas się kurczy. Takie promyki słońca na szare dni. Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zazdroszczę takiej pięknej podróży. Uwielbiam zwiedzać, a muzea, skanseny, galerie nigdy nie przyprawiały mnie o zawroty głowy jak to zwykle bywa. Podróże, nawet niedalekie pozostawiają silne wrażenia zmysłowe. Pamiętam smak herbaty w wysokich górach, krakowskie, mroźne powietrze przeszywające na wskroś, soczyste pomidory Chorwacji i obraz gwiazd pewnej nocy w Warszawie. Podróże są niesamowite, a te dalekie do kultur mentalnie zupełnie innych wzbogacają ogromnie. Marzy mi się zwiedzenie świata i podporządkowanie się zwyczajom innych kultur, niekoniecznie wchodzić w europejskich butach z własnymi regułami, nie o to tu chodzi.

    OdpowiedzUsuń
  16. Wspaniale! Wiedeń to jedno z miejsc na ziemi, które odwiedzić pragnę. Kocham podróżować, odrywać się od rzeczywistości, nabierać doświadczeń, spotykać ludzi, widzieć to wszystko na własne oczy, nie pośrednio- ze zdjęć.

    Powiem Ci, Książkowcu, że zainteresowałaś mnie komentarzem na moim blogu (dziękuję serdecznie!), w sprawie podobieństwa poglądów do Dmowskiego. Cóż, jeżeli mam być szczera to dzisiaj przedstawia się go jako primo: antysemitę, secundo: nacjonalistę. A ja zgodzić się z tym nie mogę, bo od zawsze mówiło się u mnie w domu, że był to jeden z najwybitniejszych Polaków 20-lecia międzywojennego, prawdziwy patriota, mimo, że przeciwnik Piłsudskiego. Już od dawna planuję przeczytać dobrą biografię Dmowskiego.

    Pozdrawiam serdecznie
    Elina

    P.S. W jakiej części Podkarpacia mieszkasz? Bo to też moje strony. :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Tak to ładnie opisałaś, że już pojechałabym z miłą chęcią drugi raz (tzn. w moim życiu trzeci). W Twojej relacji Wiedeń jawi się jako miasto, które każdy musi w swoim życiu zobaczyć... Pamiętam, że gdy zobaczyłam to cudowne miasto, zakochałam się w nim na zabój i przebiła ta miłość nawet mój niezapomniany Londyn! Niech żyją stare miasta z "duszą"...

    OdpowiedzUsuń
  18. ~ Witaj, Kasiu. Podróże to druga ukochana pasja po książkach. Nie była to wycieczka egzotyczna, nawet nie wszystkie punkty programu "po mojemu", ale i tak udało mi się dużo zobaczyć. W Wiedniu wystarczy być, przyglądać się i łapać w nozdrza oddech historii. Marzę też o Chorwacji, jej polach lawendy i wiecznym słońcu. Widzę, że też odbierasz świat wielozmysłowo. To piękny ogląd. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  19. ~ Elino, Wiedeń czeka na Ciebie!
    Co do Dmowskiego, to cenię go ogromnie i gdybym mogła, zostałabym z pewnością narodowcem z przydziału. Choć historia to tylko moje hobby, czytałam sporo o konflikcie z Piłsudskim. Całe moje serce i rozum są przy Dmowskim - podoba mi się nie tylko jako polityk, ale i człowiek. Tak więc uderzyłaś czułą strunę.
    PS - po cichutku - mieszkam w Nowej Dębie, a dojeżdżam codziennie do stolicy Podkarpacia. Pozdrawiam z serca Puszczy Sandomierskiej:)))

    OdpowiedzUsuń
  20. ~ Jedzenioholiczko, zbieram ekipę do Włoch. Tam starych miast z duszą co niemiara! Wyobraź sobie ten spacer po Florencji, gondolę w Wenecji, rzymskie schody i fontanny... O chianti nie wspomnę. Co jeszcze trzeba do szczęścia? Rozmarzyłam się:)

    OdpowiedzUsuń
  21. Przypomniałaś mi również jak silnie odebrałam jednodniową wycieczkę do Wiednia będąc dzieckiem. A to za sprawą pewnej cesarzowej, która wówczas zamąciła mi w głowie; mowa o Sissi rzecz jasna :)

    OdpowiedzUsuń
  22. ~ Kasiu, moje dziecięce wspomnienia zatarte. Jednak teraz opowieści o Franciszku Józefie i pięknej Sissi na nowo wzbudziły chęć wczytania się. Zupełnie sprzeczne opinie spotykam o cesarzowej. Sama będę musiała doszukać, odczuć, dookreślić. Tylko czas złapać.:)

    OdpowiedzUsuń
  23. chciałabym kiedyś wybrać się w taką podróż, ale przez to, że lubię zwiedzać tylko z moimi najliższymi, bo co to za przyjemność samemu, to narazie mnie nie stać. Interesująca relacja, dzięki

    OdpowiedzUsuń
  24. ~ Kasiu, mąż już kiedyś był, więc nie zazdrościł. Żal mi trochę, bo piękne zdjęcia robi. A poza tym ktoś zoo musi pilnować. Dzieci rozpierzchły się po świecie, ale zwierzaki zostały. Wesołe jest życie staruszka.:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Jaka wspaniała wycieczka,zazdroszczę :). Piękne zdjęcia cudownie wyglądasz. Miłego tygodnia.

    OdpowiedzUsuń
  26. O tym, ze pierwszą kawiarnię w Wiedniu otworzył Polak słyszałam, ale, że kawa karmiono konie?
    Co za marnotrawstwo:).

    OdpowiedzUsuń
  27. Książkowcu!
    Zazdroszczę ci tej wycieczki do Wiednia. Czytając twoją relację z tej wyprawy, samemu by się chciało posiedzieć w małej kawiarence, nad kawką i kawałkiem torta Sachera, który podobno jest bardzo pyszny. Pobuszować z tobą w muzeach.

    OdpowiedzUsuń
  28. ~ Agnieszko, sama sobie też zazdroszczę!Po wycieczce już tak pięknie nie wyglądałam - tydzień odsypiałam. Dzięki za odwiedziny i serdecznosci:)

    OdpowiedzUsuń
  29. ~ Izuś, Sobieski rozdawał na prawo i lewo, bo nie wiedział, co ma. Jak mu Marysieńka życie osłodziła, to i kawy nie pożądał. A tak w ogóle, to jak można było pić gorzką kawę? Nic dziwnego, że długo interes rozkręcał, zanim doszedł do serca napoju.:)

    OdpowiedzUsuń
  30. ~ Moniko, było pięknie, a cukiernia ciepłe miejsce w sercu ma do tej pory, chociaż łasuchem nie jestem. Tylko kelnerka zdziwiona była, że tak szybko rachunek prosimy. To nie w zwyczaju. Muzea też jeszcze na mnie czekają, szczególnie galerie. Życzę Tobie i sobie rychłego wyjazdu:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Nie mogłam się doczekać Twojej relacji, ale jak widzisz dopiero teraz mam czas na odwiedziny u Ciebie.
    Cieszę się, ze wyjazd udał się i jesteś zauroczona Wiedniem i chyba troszkę Bratysławą.
    Dzięki Twojej relacji mogłam jeszcze raz przejść ulicami tego pięknego miasta. W Schonnbrunie byłam, ale tylko w parku. Niestety nie udało nam się wejść do pałacu. Katedra mnie zauroczyła. Także miło wspominam pobyt na Kahlenbergu.
    W pozostałych miejscach niestety nie byłam. Nie miałam okazji odwiedzić także żadnej cukierni czy winiarni.
    Mam jednak nadzieję, ze jeszcze kiedyś będzie mi dane do Wiednia zawitać. Przede wszystkim chciałabym pokazać to piękne miasto moim dzieciom. Pocieszam się, że daleko nie jest.
    Ale Kraków jest jeszcze bliżej!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  32. ~ Balbinko, też mam spiętrzenie obowiązków po tej wycieczce, ale nie żałuję minuty. Wolę niedosypiać. U Demela byliśmy tylko dlatego, że w małej grupce, a nie całą wycieczką. Przemiłe to chwile. Dawno recenzji nie zamieszczałam, a tu książki płyną nieprzerwanym strumieniem. Dziś kupiłam jedną z serii czeskiej literatury i Soni Raduńskiej "Solo" (po "Białych zeszytach" kupuję bez namysłu). Jak ogarnąć to wszystko? A Kraków blisko, coraz bliżej... Boję się, że mnie nie poznasz, bo przy takim tempie życia będę wyglądaĆ na 70 lat. A jeśli będziesz, to mi jakieś zdjęcie przyślesz na pocztę. Chyba że rozwiniemy transparenty. Damy radę:)))

    OdpowiedzUsuń
  33. Nie wiem jak to jest z tym czasem. Ja mam nieraz wrażenie, ze to zegary się popsuły i tak szybko odmierzają godziny i minuty a my, zwykli śmiertelnicy, nie jesteśmy w stanie za nimi nadążyć.

    Marzę o Krakowie, ale jednocześnie boję się, że coś stanie mi na przeszkodzie. Trzymaj kciuki, aby się ten wyjazd jednak udał.

    Ja teraz dzielę czas pomiędzy czytanie i robótki. Zbliżają się święta i tradycyjnie trzeba zadbać o prezenty.

    OdpowiedzUsuń
  34. ~ Balbinko, w takim pędzie masz jeszcze czas na robótkowe prezenty? Olaboga! Podziwiam, chylę czoła.
    Za Kraków kciuki trzymam i postanowiłam właśnie teraz na zapas się wychorować. Nie bierz ze mnie przykładu. Będzie dobrze:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.