DOM Z PAPIERU



czwartek, 29 października 2015

ZBIGNIEW HERBERT, czyli poeta zwielokrotniony

Na dziś, z okazji urodzin...


"Żyliśmy w czasach które zaiste były opowieścią idioty
Pełną hałasu i zbrodni
Twoja surowość łagodna delikatna siła
Uczyły jak mam trwać w świecie niby myślący kamień
Cierpliwy obojętny i czuły zarazem"

niedziela, 25 października 2015

Czytanie czyni zuchwałym



Największe wydarzenie literackie roku już za mną. Międzynarodowe Targi Książki  przyciągają jak magnes książkowe mole i nie sposób w te dni wysiedzieć w domu. Zatem aparat, gotówka i hajda na Kraków! Czekają goście, spotkania, konkursy, autografy... Książki, książki, książki... I ich autorzy. Rozmawiam, kupuję...  W każdym zakątku pachnie kawą i można zanurzyć się w literackim nurcie... Pycha mnie rozpycha, gdy na jednej z książek widzę dedykację :) Cóżem takiego uczyniła? ;) Tłum gęsty, ale znośny, bo kulturalny... Omijam szerokim łukiem celebrytów i wyłuskuję patriotyczną elitę elit. Rozmawiam z L.Żebrowskim, I.Lisiakiem, S.Michalkiewiczem, J.Szarkową, E.Cherezińską, M.Soleckim, G.Maciejewskim... Dyskutuję o endekach i ich  udziale w Rydze z P.Zychowiczem. Żałuję, że zachorował P.Dakowicz, ale jego tomik „Łączka” i „Afazja polska” lądują w torebce.  Jestem szczęśliwa... :)
Kornie przyjmuję błogosławieństwo ojca Leona. Oprócz kilkunastu książek wraca ze mną do domu ryngraf... Omiatam wzrokiem łupy...


CZYTANIE CZYNI ZUCHWAŁYM (”Lawendowy pokój” Niny George)
to hasło przewodnie tegorocznych Międzynarodowych Targów Książki w Krakowie.

piątek, 23 października 2015

Lasowiacka trylogia



Wiatr mną miotał po kraju ojczystym i nie wiem, skąd ja rodem... Ale na ziemi LASOWIAKÓW dane mi było spędzić lata sielskie... Rozkołysane łany zbóż pokolorowane makami i chabrami, przydrożne Jezuski frasobliwe, umajone kapliczki, wianki oktawne, wieczory pachnące maciejką i nabrzmiałe kumkaniem, podmokłe łęgi i piaszczyste łachy, brody niosące ulgę stopom pokłutym przez ścierniska... Ech, dać się wchłonąć małej ojczyźnie...
Wspomnienia ożyły za sprawą spotkania związanego z promocją trzeciej już części lasowiackiej trylogii. Po „Słowniku gwary” i „Kuchni lasowiackiej” czas na „Obrzędy i zwyczaje...” tej grupy etnicznej zamieszkującej onegdaj widły Wisły i Sanu. Przybyły na spotkanie - a jakże! – przaśne Lasowiaczki w haftowanych strojach, niemalowane, nieupudrowane dziewczyny. Wśród nich babka Hanka, która swą bezpośredniością podbiła serca wcale nie niewieście ;) Bo dawno temu jeździła simsonem i „robiła in vitro”, teraz radzi, jak pozbyć się kurzajek i zaprasza na wiliję z kapustą... A i śpiewać potrafi, na przykład o dziewczynie, co to:
„pobladła, pobladła, już się nie rumieni, po lesie chodziła, chłopcy wianek wzieni..”
Spotkanie gawędziarskie, zacni goście, wspólne śpiewanie o czerwonych makach – wprowadziły w magiczny nastrój i szybko w niepamięci nie zginą. I ja miałam swoją minutę, gdy profesor Gondek pracujący dla PAN wspomniał, jak to nazwałam go na blogu lasowiackim Kolbergiem... Serce roście...
Przestańmy się wstydzić, że jesteśmy  Polakami! Podtrzymujmy lokalne tradycje i lokalną tożsamość!


niedziela, 18 października 2015

Cześć, chwała i wieczny spokój Orłu między Orlętami...



Dziś poświęcam wspomnienie temu, który był PIERWSZY MIĘDZY WSZYSTKIMI. To generał Tadeusz Jordan Rozwadowski. Czas uczcić pamięć tego  wielkiego Polaka, genialnego wodza i żołnierza z krwi i kości w rocznicę jego skonu. Zatem garść faktów z życia, by zapoznać z tą świetlaną postacią.
Wydała go podkarpacka ziemia. Przyszły  wielki wódz ujrzał świat w polskim dworku stojącym na skraju ruskiej wsi Babin. Bystry umysł chłopca chłonął opowieści ojca - gorącego patrioty - o czynach przodków, o wojennych wyprawach i nieszczęśliwej ojczyźnie. Stąd potem decyzja, aby po ukończeniu lwowskiego gimnazjum kształcić się wojskowo, by Polsce się przysłużyć. Uformowany w szkołach oficerskich, w trakcie manewrów i w wojennych zawieruchach budził zachwyt cesarzy – Wilhelma II, cesarza Franciszka Józefa i króla rumuńskiego Karola I (przyczyna późniejszej zawiści Piłsudskiego?).
Aż nadszedł czas pierwszej próby, gdy Lwów broczył krwią i oczy patriotów zwróciły się na generała, widząc w nim jedyny ratunek sprawy narodowej. Nie zawiódł. Cztery twarde miesiące bitew i bitewek, wypraw i zasadzek oraz genialne posunięcia pozwoliły wyzwolić miasto spod ukraińskiego knuta, choć dwukrotnie z Naczelnego Dowództwa otrzymał wskazówki, by pozostawić miasto własnemu losowi. Jednak po zwycięskiej obronie Lwiego miasta odebrano mu to zwycięstwo i wysłano z misją do Paryża. Gdy jednak w lipcu 1920 roku łapy hajdamaków wyciągały się w stronę Warszawy, Naczelnik Państwa w owej krytycznej chwili postawił najwłaściwszego człowieka na właściwym miejscu. Gdy inni zawiedli, Rozwadowski powiedział: ZWYCIĘSTWO RÓWNA SIĘ WOLI. Wygrał, choć przegrał, bo i ta gloria spłynęła na Piłsudskiego.
Aż nadszedł dzień, który zadecydował o przyszłości generała. Wypadki warszawskie 1926 roku – to zamach na legalną i demokratycznie wybraną władzę. Rozwadowski opowiedział się po rządowej stronie, co skutkowało aresztowaniem i przewiezieniem do więzienia na Antokolu w Wilnie. Wrócił do ukochanego Lwowa, schorowany, nie doczekawszy się uniewinniającego procesu. Śmierć usunęła go z gry małych interesów i małych ambicji. Stanął przed Sędzią Najwyższym. A za trumną szedł Naród cały...
Tekst powstał na podstawie książki „Generał Rozwadowski” (reprint z 1929 roku).


niedziela, 11 października 2015

...Zegar mojego życia...

11 października mija kolejna rocznica śmierci Haliny Poświatowskiej. To ona uczyła mnie pierwszych drgnień serca, to razem z nią borykałam się z lękami i bólem istnienia... Lubiłam przeglądać się w zwierciadle jej kobiecości...I wreszcie odchodziłam na raty... Została w mej pamięci subtelna, zwiewna, liryczna...




Nauczyła mnie, że:
żyje się tylko chwilę
a czas - jest przezroczystą perłą
wypełnioną oddechem