DOM Z PAPIERU



środa, 27 sierpnia 2014

"To wy sami wwindowaliście to bydlę na piedestał!"

Tadeusz Dołęga - Mostowicz jest autorem aforyzmu: Są trzy rzeczy wieczne: wieczne pióro, wieczna miłość i wieczna ondulacja. Najtrwalsze z tego wszystkiego jest wieczne pióro. Nie pomylił się ten "rzemieślnik doskonały" i po niemal stu latach jego książki czyta się nadal z wypiekami. Nie mija moda na Dwudziestolecie, a Mostowicz był świadkiem tej epoki. Obraz życia przywołany na kartach powieści nasycony jest realiami życia codziennego i z łatwością możemy sobie wyobrazić wnętrza domów, ubiory, przyjęcia...
Zdążył napisać osiemnaście powieści (wydał 17), zachwycających sprawnością literacką. Choć należały ówcześnie do obiegu popularnego, dziś - gdy karmi się nas głównie "literaturą laptopową" - trzeba je zaliczyć do wysokiego. Mają elementy sensacji, historii, kryminału, obyczajów, psychologii, więc każdy winien znaleźć coś dla siebie. To dzięki rzeszom czytelników z gazeciarza stał się milionerem. Co pokochali w jego powieściach? Wykpiwanie wyższych sfer, tworzenie pozytywów działań społecznych, a przede wszystkim to, że dobroć i uczciwość  zwyciężają, co widać chociażby w  "Doktorze Wilczurze" czy "Znachorze".
Co spowodowało jego odejście od felietonów i zainteresowanie powieściami? Był dziennikarzem pism prawicowych, a zdecydowane poglądy antypiłsudczykowskie po zamachu majowym były oficjalnie ścigane, zatem wolał ukryć się w literackiej fikcji. Zrobił to z takim talentem, że wszyscy rozpoznali w Nikodemie Dyzmie marszałka Piłsudskiego, a i dzisiejszy wydawca zadedykował tę samą pozycję prezydentowi RP, co świadczy o uniwersalności dzieła.
Kariera Nikodema Dyzmy
Może zacznę od fragmentu felietonu W obronie honoru armii mówiącego o napadach na publicystów i polityków:
Ile razy oficer użył szabli czy rewolweru wobec bezbronnego obywatela, ile aktów terroru hańbiących mundur oficerski, ile karczemnych burd po knajpach i kabaretach notowały kroniki - rejestr pali się rumieńcem wstydu jak po policzku wymierzonym naszej niepokalanej tradycji rycerskiej. Między kapłanów honoru i rycerskości po cichu wszedł wulgarny cham z cepem w pięści, co się w bandy zbiera, ludzi po nocach napada i bije bezbronnych do krwi, do utraty przytomności, a zemdlonych kopie butem...
Bojówki Piłsudskiego dopadły też Mostowicza we wrześniu 1927 roku. Porwany, pobity do nieprzytomności i wrzucony do glinianek w Jankach niechybnie poniósłby śmierć, gdyby nie przypadkowo przejeżdżający woźnica. Akt ten zresztą opisał w Znachorze, chociaż w pełni wyrafinowana zemsta dokonała się dopiero po ukazaniu się Kariery Nikodema Dyzmy. Używający od tego czasu herbu Dołęga autor bezlitośnie wykpił rządzący obóz.
Roman Wilhelmi - to on staje nam przed oczami, gdy pomyślimy - Dyzma. Jednak nie dajmy sobie zastąpić pierwowzoru filmową kreacją! Po latach obejrzałam jeszcze raz cały serial i stwierdzam, że to nie to. Film naszpikowany piosenkami międzywojnia - a to kapela podwórkowa, a to kabaret w stylowym wnętrzu i Łazuka w kiecce(!)... Oddają charakter epoki, ale rozmywa się droga Nikodema od poszukującego pracy fordansera do premiera ratującego kraj przed gospodarczą ruiną. Brak mi przemyśleń bohatera i szczegółów, jak np. likwidowanie niewygodnych świadków przeszłości. Scena pobicia Mańki przez policję - kluczowa! Tego już filmowe kadry nie ujęły, bo w założeniu miała być zabawna, rozrywkowa papka, z której wyłania się bohater przypadkowo wplątany w salonowe życie, a wyszedłby Dyzma przebiegły, bezwzględny, mściwy.  Brak mi w filmie mechanizmu zdobywania władzy i elementów mozaiki, która składa się na portret głównego bohatera - rozpoznawalny przez ówczesnych czytelników natychmiast po lekturze Mostowicza. Książkę trzeba przeczytać i już. Chociażby dla samego zakończenia, gdzie jedynie "wariat" Ponimirski - niczym dziecko z baśni Andersena o "Nowych szatach cesarza" - wzburzony wykrzykuje prawdę o opatrznościowym mężu:
Otóż oświadczam wam, że wasz mąż stanu, wasz Cincinnatus, wasz wielki człowiek, wasz Nikodem Dyzma to zwykły oszust, co was za nos wodzi, to sprytny łajdak, fałszerz i jednocześnie kompletny kretyn! Idiota niemający zielonego pojęcia nie tylko o ekonomii, lecz o ortografii. To cham, bez cienia kindersztuby, bez najmniejszego okrzesania! Przyjrzyjcie się jego mużyckiej gębie i jego prostackim manierom! Skończony tuman, kompletne zero! Daję słowo honoru, że nie tylko w żadnym Oksfordzie nie był, lecz żadnego języka nie zna! Wulgarna figura spod ciemnej gwiazdy, o moralności rzezimieszka. Sapristi! Czy wy tego nie widzieliście? Źle powiedziałem, że on was za nos wodzi! To wy sami wwindowaliście to bydlę na piedestał! Wy! Ludzie pozbawieni wszelkich rozumnych kryteriów. Z was się śmieję, głuptasy! Z was! Motłoch!... (s.279)
No, oczywiście, wariat. Bo my przecież wybieramy wykształconych, rozumnych, znających ekonomię i ortografię, języki obce, maniery...
Jest jeszcze Ostatnia brygada. I tu Dołęga-Mostowicz bezlitośnie chłoszcze słowem elity II RP, oskarża pokolenie pierwszej wojny o prywatę i nadużycia wobec wolnej już Ojczyzny.  Demoralizacja, cynizm, obłuda, korupcja, nicość moralna, karierowiczostwo - są na porządku dziennym. Skąd tytuł? Po zamachu majowym byli żołnierze legionów zajęli szereg ważnych stanowisk państwowych i rządowych. Kolejne ugrupowania czepiały się posiadającej władzę pierwszej brygady i im wyższy numer miała kolejna brygada, tym bardziej był lekceważona przez protektorów.
- Spodleliśmy, skarleli. Zamiast hufców husarii mamy dziś te "brygady". Chciwe władzy i użycia. [...] Całe nasze pokolenie jest tą ostatnią brygadą niewoli, ostatnią brygadą wielkiej wojny... I póki nie wymrze to pokolenie, póki nie przyjdzie pomór na ostatnią brygadę, póty nie zacznie się nowe życie. - na ostatniej stronie powieści padają te gorzkie, prorocze słowa. Nie bez przyczyny rozmówcy są w ziemiańskim dworze... (s.262)
Jednak bez obawy! Nie jest to powieść li tylko polityczna! Mamy tu ciekawego bohatera. Andrzej Dowmunt wraca do kraju po dziesięcioletniej harówce na Czarnym Lądzie. Zmogła go nostalgia, pragnął nałykać się polskości. Jego sztambuch przeżyć miłosnych zapisany jest przelotnymi romansami. I tu uwikła się w skomplikowane związki, bo czasem trudno wybrać między obowiązkiem dżentelmena w stosunku do kobiety a obowiązkiem uczciwego człowieka. Pół roku żyje w impasie i próżni,  by wreszcie pod wpływem słów przyjaciela Żegoty przeobrazić się w pozytywistycznego obywatela, ratującego nasz kraj przed gospodarczą zapaścią. Szybko przekonuje się, że cały handel zbożem znajduje się w rękach żydowskich, a nie tak wyobrażał sobie wyśnioną Polskę. Gorzko zapłaci, zanim zrozumie, że straszna bryndza w tej naszej kochanej ojczyźnie. Z bohaterem zawędrujemy na sejmowe obrady, zobaczymy w akcji policję rozpędzającą wiec, wysłuchamy znamiennych słów:
- Wy, coście wyprali swoje dusze z czci i wiary, coście obsiedli jak robactwo tę naszą niepodległość, coście Polskę zamienili w koryto, w żerowisko...
- Gdzie są wasze ideały? Gdzie cele? Do czego dążycie? Co jest motorem waszego życia? Zbydleliście, spoganieli, maksimum, na co zdobyć się umiecie, to albo jałowy pesymizm, albo bałwochwalczy kult! (s.121)


Zarażonym miłością do książek Mostowicza polecam audycję z archiwum Polskiego Radia K.Kraśniewskiej z udziałem prof. Józefa Rurawskiego. Rozmówców zdumiewa fenomen poczytności Dołęgi-Mostowicza, którego pisarstwo przebiło się przez wszystkie próby odizolowania od współczesnych czytelników. Tylko czy naprawdę tak się stało? Kto dziś czyta Dołęgę...?




 

36 komentarzy:

  1. Bardzo ciekawe przedstawienie Dyzmy od "kuchni". Nie czytałam pod tym kątem i powiem, że to strasznie nęcąca perspektywa, by poznać książkę po prostu jeszcze raz... Dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Świetnie, że wspominasz o książce, a nie o filmie. Zawsze porównuję adaptację, ale na ogół jednak zwycięża powieść. Cieszę się, że jeszcze kilkanaście "Mostowiczów" przede mną. Pozdrowienia z zapłakanego deszczem zakątka:)

      Usuń
  2. Czytałam z wypiekami Twój post.
    Jednym słowem wystarczyło by tylko zaktualizować jego powieści odnosząc do naszych czasów.
    A ja myślałam, że to wszechobecne chamstwo to pozostałość po dobie komunizmu, ale jak się okazuje ma ono już wcześniejsze korzenie.
    Nie wiem czy ktoś się oprze chęci czytania Dołęgi po przeczytaniu Twojego posta. Bo ja nie. Pamiętnik Pani Hanki już mam tylko czytać. Znachora i Profesora oczywiście mam i czytałam nie raz. Reszta przede mną.

    P.S.Może połączyła byś Bogusiu blog z gogle + i dodała plakietki to dałoby blogowi więcej czytelników, gdyż można było by udostępniać Twoje posty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Aniu, tylko się upewniłam, że warto eksplorować Dwudziestolecie. Następna na celowniku będzie Rodziewiczówna. Skoro tyle o niej złego piszą, że dla pensjonarek, że miałka i bez wartości, a na dodatek komuś zależy, żeby zrobić z niej - jak z Konopnickiej - lesbijkę, to już alarm mi się włącza.
      Szkoda, że wakacje mi się kończą, a kolejny rok i obowiązki szkolne coraz trudniej mi podjąć:(
      Co do Dołęgi-Mostowicza to z przyjemnością wysłuchałam audycji z udziałem prof. Rurawskiego. Zamówiłam sobie od razu jego książkę z serii "Profile".
      PS
      Technicznie nie wiem, "z czym to się je". Używam Bloggera w wersji podstawowej, nie wchodzę w profesjonalne ustawienia. Zaglądnę, ale nadziei na zmiany nie mam. Dzięki za podpowiedź:)

      Usuń
    2. Już się ciesze na post o Rodziewiczównie.
      Ostatnio słyszałam o książce o nie w RM - Maria Rodziewiczówna. Strażniczka kresowych stanic. i mam na nia ochotę dużą.

      W przypadku google + musiałabyś mieć profil w google.
      Nawet Ala, jako Mery miała już profil w google.

      Usuń
    3. ~ Konto Google chyba nie ma nic wspólnego z ustawieniami Bloggera, a boję się, że mi zniknie coś ważnego i tego nie odwrócę. Ala blog zakładała później, więc miała już szerszy wachlarz możliwości udostępniania postów. Coś mi tam jeszcze polecała, ale nie mogłam wprowadzić. :(

      Usuń
    4. Teraz ma. Jak założysz profil w google to możesz go wtedy połączyć z bloggerem, ale nie namawiam.

      Usuń
    5. ~ Aniu, będę rozpaczliwie próbować, ale chyba szybciej przeczytałabym "W poszukiwaniu straconego czasu" Prousta;)

      Usuń
    6. ~ Coś tam zrobiłam na samym dole strony, ale wygląda na to, że sama siebie obserwuję;) Tylko się nie śmiej, bo pójdę czytać! Albo najlepiej zajrzę na inne blogi... Już nawet jeden mam na oku:)

      Usuń
    7. Uśmiałam się z tego Prousta, bo mam wrażenie, że jego się szybko nie czyta. A na jaki blog się wybierasz?
      Na razie to zostawmy. Może kiedyś do tego powrócimy.

      Usuń
    8. ~ Już byłam w odwiedzinach i póki nie siądziesz przed moim komputerem z kubkiem kawy, to niczego nie tykam:) Zostaję wierna zasadzie: siedź w kącie, a znajdą cię;)

      Usuń
    9. Zgoda. A przy Twoim komputerze i w Twoim towarzystwie z kubkiem kawy chętnie bym usiadła. Bardzo chętnie.Miłego późnego wieczoru życzę.

      Usuń
    10. ~ Naprawdę może kiedyś:)
      Wieczór miły, bo jeszcze wakacyjny. Zimno, więc najlepiej zakopać się z książką, czego też życzę:)

      Usuń
  3. Dziękuję za ten wpis. Dołęga-Mostowicz miał takie życie, że z tego powstać mogłaby świetna biografia.
    Pisałam wczoraj, że pożyczać książek nie lubię, a to dlatego, że np. "Znachor" wyszedł tą drogą na zawsze w domu. Muszę zakupić "Karierę..." i przeczytać to raz jeszcze, po latach, bo czytałam jako młode dziewczę, a wiadomo, że odbiór tej samej książki czytanej po latach bywa rożny.
    Wspomniano też Rodziewiczówną w komentarzach, a ja przypomniałam sobie o takiej zapomnianej pisarce Emmie Jeleńskiej-Dmochowskiej. Nie wiem, czy ktoś ją dziś czyta? Wydała m.in. "Panienkę", "Dwór w Haliniszkach". Pisała o Kresach, przywiązaniu do ziemi, tradycjach, poczuciu honoru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Prof.Rurawski podkreślał, że życie Dołęgi układało się serialowo - od zecera do milionera. Na dodatek śmierć w mundurze wśród rozrzuconych bochenków chleba! To byłby niezapomniany kadr. Połowę powieści mam, przede mną jeszcze dziewięć:)
      Też nie lubię (to nawet za lekko nazwane) pożyczać, bo do dziś pamiętam moje "sierotki"! Tego się nie robi bibliofilom...
      A o pani Jeleńskiej-Dmochowskiej nie słyszałam. Już przeczytałam notkę z wiki... i zerknęłam na allegro. Odetchnęłam z ulgą, bo rozdają książki praktycznie za darmo. Zapis cenzury na powieści wielce mówiący, że jednak trzeba się poznać. Dziękuję!!!

      Usuń
  4. Kolejny pouczający post :) Jak już uporam się z tym stosem książek, który leży na biurku to zabiorę się za Dołęgę - Mostowicza.

    Mam pytanie do tej wypowiedzi: "Nawet Ala, jako Mery miała już profil w google."
    Pamiętam, że był kiedyś bardzo ciekawy blog "Ala czyta", ale zniknął on z dnia na dzień. Potem zniknął blog "Archiwum Mery Orzeszko". Czy te dwa blogi pisała ta sama osoba?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ala, gdy prowadziła blog "Ala czyta" uważała, że boi się mieć profil w Google, ale gdy ponownie założyła blog "Archiwum Mery Orzeszkowej" czy coś podobnego już miała profil w Google czyli, że przezwyciężyła swoją obawę. To tyle.

      Usuń
    2. Tak, ro była ta sama osoba.

      Usuń
    3. ~ Dołęga-Mostowicz wart jest naszej uwagi zdecydowanie! A uporanie się ze stosem biurkowym nie jest sprawą łatwą ani małą. Nawet wręcz przeciwnie, bo zamiast maleć, wciąż rośnie;)

      Usuń
    4. To szkoda, że zniknęły oba blogi...

      Usuń
    5. ~ Też mi żal, bo poruszałyśmy się po podobnych szlakach literackich:(
      Ala miała niesamowitą zdolność do wyciągania z zakamarków arcydzieł. Zresztą Dołęga-Mostowicz też dzięki niej odkurzony...

      Usuń
    6. Miło, że mnie wspominacie, aczkolwiek czuję się trochę jak na własnym pogrzebie :)))
      Wszystkich, co mnie pamiętają - serdecznie pozdrawiam i jednocześnie zapraszam na FB. Tam też piszę o książkach, jak również o innych rzeczach.
      Dzisiaj się pochwaliłam na FB wspaniałą książką wygraną w konkursie organizowanym przez moje ulubione wydawnictwo LTW. Była książka do wyboru, ja wybrałam "LENINA" Ossendowskiego i dzisiaj mi go przysłano paczką.
      Wielkie dzięki, Bogusiu, że mnie zawiadomiłaś, bo sama bym nie odkryła, że jestem wśród zwycięzców!

      Usuń
    7. ~ Witaj! :)
      Pamiętamy i pozdrawiamy:))) Zostawiłaś po sobie lukę blogową i nic nie może jej zapełnić.
      Ossendowski świetny, ale z kim ja się podzielę wrażeniami? Kogo dziś obchodzi Lenin?! Na ilu blogach pojawiła się recenzja? NISZA!!!

      Usuń
    8. Ależ miło ten nick zobaczyć.
      Prawdziwe zmartwychwstanie.
      To może i blog zostanie reaktywowany.

      Usuń
    9. ~ Dobrze, że chociaż nick się ostał;) To już nas troje tęskniących:)

      Usuń
  5. Odpowiadając na pytanie zadane w ostatnim zdaniu "kto dziś czyta Dołęgę"? - są tacy, którzy czytają Dołęgę-Mostowicza nie od dziś, nie na fali jakiejś mody, czy snobizmu. Po prostu znają od dawna.

    Ja poznałam jego twórczość jako dziecko, czytając przedwojenne wydanie "Znachora" i "Profesora Wilczura" z biblioteczki moich dziadków. Już w liceum (początek lat 70-tych) trafiłam w księgarni na nowe wydanie "Kariery Nikodema Dyzmy" i ta książeczka jest u nas tak "zczytana", że każda kartka egzystuje sobie osobno. Później tropiłam te książki w księgarniach, w antykwariatach i tym sposobem przeczytałam większość. Tak więc nikt nie musiał mi odkurzać pisarza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Gratuluję:)
      Ja też czytałam dawno temu, oglądałam filmy, a jednak odświeżenie lektur było zaskakujące. Swoim wpisem potwierdzasz, że warto - ach, ten zaczytany Mostowicz!
      Przypomniały mi się "łupy" biblioteczne w czasach młodości. Zawsze brałam najbardziej zniszczone egzemplarze, bo znaczyło to tyle, że książka jest po prostu dobra. Nowych nie tykałam. Coś mi z tego zostało do dziś;)

      Usuń
    2. W sumie to ja sobie odświeżam co jakiś czas, bo te przeczytane są wszystkie moją własnością :)

      Coś jest w tym, że książki mało zniszczone to pewnie nieciekawe. Pamiętam, jak dawno temu kupiłam w antykwariacie "Rodzinę Thibault" (pod wpływem obejrzanego serialu) i dopiero w domu zorientowałam się, że żaden z tomów nie był nigdy przeczytany... bo wszystkie miały nierozcięte kartki. Takie jakie wyszły z drukarni, takie trafiły do antykwariatu. Wtedy pomyślałam - "jaki smutny los takiej książki"

      Usuń
    3. ~ Znam to. Kilka lat polowałam na książkę Naglerowej "Krauzowie i inni", a gdy leżała w końcu przede mną, drżącymi rękami rozcinałam kartki. Wydana w 1946 roku!
      Chyba każdy mól książkowy wypełnia regały z myślą o powrotach, bo w innym przypadku - po co gromadzenie tytułów? Tylko czasu brak. Jednak sama się przekonałam, że powroty są ciekawe i potrzebne.

      Usuń
  6. Z wielka przyjemnoscia przeczytalam Twj post. Kocham wszystko , co zwiazane z Dwudziestoleciem miedzywojennym, to sa moje klimaty. Zgadzam sie z Toba, ze chyba zaden film nie dorowna ksiazce. Pozdrawiam serdecznie i zapisuje sobie kilka pozycji:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Te moje lektury też wynikają z miłości do Międzywojnia, bo tak naprawdę przekonuję się, że dwudziestolecie nowego wieku tak wiele w naszym życiu nie zmieniło.
      Zastanawiałam się kiedyś nad adaptacjami filmowymi i żadna nie przewyższała pierwowzoru. Jedynie chyba nie mam pretensji do Antczaka za "Noce i dnie". Czasem doborowa obsada aktorska stawiała na równi film i powieść, jak np. "Lektor", "Wybór Zofii" czy "Droga", jednak... zostaję książkoholikiem:) Moc serdeczności:)))

      Usuń
    2. Zazwyczaj filmy eksponują tylko to co jego producenci chcą pokazać a co może być dobrze odebrane i w ten sposób filmowane fabuły książkowe są ograbiane ze swej głębi, myśli przewodnich itp. Ostatnio wiele adaptacji filmowych mnie zraziło do siebie. Jeszcze gorszym bywają stwierdzenia, że film jest lepszy od książki.

      Usuń
    3. ~ Chociaż Dołęga-Mostowicz przeczuł siłę oddziaływania ekranu i "Znachor" powstał w pierwszej wersji jako scenariusz filmowy! Dzisiaj oglądam filmy tylko w trakcie długich podróży autokarem i wcale mi nie brakuje tej muzy. Szczególnie filmy dotykające naszej historii są z premedytacją fałszowane. Czai się na półce książka o prawdziwej twarzy naszego "narodowego" reżysera Wajdy, ale to znowu byłby cios dla rzeszy wielbicieli i powód do plucia. Lepiej klaskać niż prześledzić dokumenty, czasopisma... Za dużo wysiłku:(

      Usuń
  7. Z książek Mostowicza czytałam tylko " Znachora "...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ "Znachor" oddaje styl pisarski Mostowicza, urok epoki, ale komentarz do bieżącej sytuacji politycznej wczoraj i dziś to jednak "Kariera Nikodema Dyzmy". Uśmiech poranka ślę:)

      Usuń

Komentarze mile widziane.