DOM Z PAPIERU



środa, 30 lipca 2014

Dwusetny post? Niech będzie książkowy!

Ponad trzy lata blogowania i ledwie dwieście postów, ale i to trzeba uczcić. Spodobała mi się zabawa zaproponowana przez Guciamal KSIĄŻKI I JA. Pomysł z wykorzystaniem pytań Barbary Łopieńskiej, które autorka zadawała znanym i lubianym pisarzom (choć nie tylko), jest wakacyjnie atrakcyjny. Jak krótko opisać swoją biblioteczkę?  Tylko w jednym pokoju 48 metrów bieżących półek. Niczym bluszcz oplatają kolejne wolne kawałki ścian.
Te mniej atrakcyjne trafiły na zesłanie (drugi pokój, kosze...) i czekają na amnestię. Gdy tylko dobrnę do emerytury, będę mogła pozbyć się zawodowych pozycji i wtedy wskoczą na półki pozostałe. Wcale mnie ten nadmiar nie martwi! Kocham spacer wzdłuż regałów i moment wybierania.
Jaka jest moja biblioteczka? Najkrócej - wielogłosowa.
Zatem do pytań...

1. Jak powstała twoja biblioteka?
Tworzę ją od podstaw.  Rosła, dojrzewała i starzeje się razem ze mną. Zmienia się jej profil. Mniej beletrystyki, więcej historii. Gustuję w książkach pachnących antykwariatem.
Esej o Szekspirze jest najstarszą pozycją, bo z 1882 roku, a Wyrób win darzę sentymentem, wszak z domu rodzinnego.




Z piwnicy sąsiada uratowałam Dzieła Jana Kasprowicza, pierwsze zbiorowe wydanie utworów poety, dokonane za jego wskazówkami i pod jego okiem (Lwów 1912).





Tak w ogóle to kocham początki minionego wieku, bo z powieści  dwudziestolecia przebija prawda tamtego czasu - jeszcze nie skażona poprawnością polityczną, jeszcze nie szalał sanacyjny terror, który zamykał usta autorom...
Ale pewnie dość o starociach.


2. Czy jest jakiś ład w twojej bibliotece?
Chciałabym, żeby był. Moje poszukiwania klucza przypominają pogoń za graalem. Częściowo pogodziłam opcję tematyczną i autorską, ale to wciąż sztuka kompromisów. Bo Miłoszowe poezje stoją wśród innych tomików, a jego Biografia autorstwa Franaszka trafiła między życiorysy. Wańkowicz teoretycznie "trzyma się kupy", ale Wańkowicz krzepi trafił obok pozostałych książek Kąkolewskiego... Jeśli ktoś odkrył lepszy sposób, to wołam o ratunek.
Z bólem serca ustawiam podwójne rzędy, a to też szukania nie ułatwia. Zdarza się, że kolejny raz kupiłam te same tytuły:(
Próbuję ustawiać tomy tak, żeby widzieć te z tyłu, ale na długo to nie wystarcza.



3. Czy pozbywasz się książek, a jeśli tak, to w jaki sposób?
Nie bez powodu nazywają mnie chomikiem.  Raz w akcie desperacji zapakowałam beletrystykę, ale za dwie siatki nowości dostałam niewiele ponad sto złotych i więcej tego nie robię. Wysłałam też parę książek "za kraty" (dla polskich więźniów w Wlk.Bryt.) i tego kroku nie żałuję.
4. Ile wydajesz miesięcznie na książki?
Więcej niż mogę. Krzywa rośnie wprost proporcjonalnie do wolnego czasu, czyli kiedy przesiaduję przed ekranem i szukam okazji. Odkąd zaczęłam blogowanie, założyłam zeszyt i zapisuję zakupy. Było tego około trzystu książek w roku. Teraz klikam na "kup teraz" zdecydowanie rozważniej nie tylko ze względów ekonomicznych, ale trafiło mi się mnóstwo książek, po które pewnie nie sięgnę. Chciałam mieć niemal każdą, którą zachwycali się inni blogerzy (tak, tak), a potem okazywało się, że to nie mój krąg zainteresowań.
To tylko jeden przykład blogowego pokłosia. Może i dobre, ale ciągnie mnie całkiem w inną stronę, np. ...




Prawda, że piękne?






Albo te:)






Nie mogę się powstrzymać:)
Ale pytania czekają i muszę przyspieszyć.





5. Jakie książki musisz kupować?
Literaturę polską i historię. Nie muszę chyba dodawać, że są to wybrańcy z prawej strony labiryntu.
6. Czy pożyczasz swoje książki?
Niechętnie i wyjątkowo. Kiedyś byłam (c)hojna [jak to się pisze? muszę panią minister spytać, może mi na Twitterze odpowie], lecz wiele książek do mnie nie wróciło. Teraz zapisuję i walczę o nie.
7. Ile czytasz książek jednocześnie?
Nawet kilkanaście naraz. Każda nowość jest nadgryziona, potem z zakładką czeka na swój czas i mój nastrój.
8. Co jest dla ciebie podstawą lektury?
Spory rozrzut tematyczny, dlatego ograniczam pole zainteresowań i prawie nie czytam obcych autorów. Podstawa to biografie, dzienniki, polityka historyczna...
9. Czy masz emocjonalny stosunek do książek?
To nieodzowny składnik mojego życia.  Jestem im wdzięczna, bo mnie ukształtowały. Obcuję z nimi codziennie. Kocham je, szanuję, tęsknię.
10. Co leży u ciebie przy łóżku?
Najczęściej książki, o których będę pisać w najbliższym czasie. Dziś jest to Literatura Kresów. Kresy literatury Stanisława Uliasza, a obok Włodzimierz Paźniewski i Aleksander Jurewicz.
11. Czytasz kryminały, thrillery, romanse, fantastykę, beletrystykę?
Liczba bliska zeru niemal w każdym przypadku.  Czasem zdarzy się jakiś Miłoszewski czy Reymont (Bunt - fantastyka!), ale odchodzę od beletrystyki w stronę literatury faktu.
12. Czy robisz notatki w książkach (bazgrzesz, piszesz, zaginasz rogi)?
Często podkreślam ołówkiem, dlatego książki kupuję, a z bibliotek nie korzystam. Zaginać rogów nie mogłabym. Tak przy okazji to mam kilka kilogramów zakładek, ale temu można poświęcić osobny wpis.
13. Jak szybko czytasz?
Tempo czytania niczego sobie. Jeśli zaś chodzi o liczbę  książek przeczytanych w określonym czasie, to znowu zmienna zależna. Mam bardzo absorbującą pracę (plus 4 godziny dojazdu), a siły nie te. Nadrabiam w wolne dni.
14. Czy wracasz do książek raz przeczytanych?
Kiedyś nie, ale dziś widzę, że warto. Zacytuję fragment z ukochanej Pruszkowskiej Przyślę Panu list i klucz: "Owszem, trzeba naprzód iść, ale nie lecieć, jak pies z wywieszonym językiem, bo i tak nie dogonisz wszystkich książek, nie poznasz i nie przetrawisz wszystkiego".
15. Ile piszesz dziennie?
To pewnie pytanie do pisarzy. Jeśli chodzi o bloga, to staram się, żeby przynajmniej raz w tygodniu pojawił się nowy wpis. Choć czasem tekst wydaje się lekki i przyjemny, powstaje  przynajmniej kilka godzin.

Tyle pytań Gosi, a ja jeszcze wybrałam z Łopieńskiej kilka - tak na wszelki wypadek - gdyby ktoś chciał się zabawić. Taka rezerwa:
- Czy masz książki, o które nikt by cię nie posądził?
- Czy jesteś wariatem na punkcie książek?
- Jakie książki ze swojej biblioteki lubisz najbardziej?
- Kiedy ostatnio czytałeś poezję?
- Co jest najbardziej cenne  w twojej bibliotece?

Co by tu dzisiaj poczytać?









 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Zaszczuta Kossak-Szczucka

Niby nie jest źle. Książki łatwo dostępne, nie osnuwa ich pajęczyna. Nazwisko pisarki zna niemal każdy Polak... Więc skąd ten tytuł? Bo niedługo może się wszystko zmienić. Już się zmienia i to nie bynajmniej z powodu marnego pisarstwa. Zofia Kossak-Szczucka nadal znajduje się w panteonie pisarstwa historycznego, ale jej umiłowanie polskości i nieukrywana postawa katolicka doskwierają tzw. mediom mainstreamowym. Wszak one tworzą kanon inteligentnego Polaka, zatem już wkrótce może powtórzyć się sytuacja (jak np. z Konopnicką i przyklejoną jej łatką), że o napiętnowanej jako antysemitka i rasistka pisarce nie będzie wypadało wspominać. GW w artykule "Spór o Zofię Kossak" na swoją stronę przeciągnęła nawet córkę pisarki - Annę i cytuje jej wypowiedź: Radio Maryja i wszystkie te ksenofobiczne środowiska nie mają prawa do mojej matki. Ona była dobrym człowiekiem, otwartym na świat. Oni tworzą podziały, dzielą ludzi. Wara im od Zofii Kossak - ucina.
Czytam ze zdziwieniem te słowa i od razu przychodzi mi na myśl próba przyprawienia gęby Zbigniewowi Herbertowi z wykorzystaniem jego żony. [Tak przy okazji dziś mija 16. rocznica śmierci tego Niezłomnego Poety]
Dlaczego trudno mi uwierzyć w brak manipulacji? Bo właśnie skończyłam czytać wspaniałą książkę Był dom... Anny Szatkowskiej i lektura nie zapowiadała tak zasadniczej zmiany poglądów pisarki! Z Polki - Europejka? Z twórczyni Żegoty - antysemitka? Z intelektualistki katolickiej - wróg chrześcijańskiej rozgłośni?

Spór o Zofię Kossak toczy się od kilkudziesięciu lat. Zapoczątkował go Tadeusz Borowski, publikując w 1947 roku artykuł Alicja w krainie czarów. Odnosił się w nim do wspomnień obozowych literatki zawartych w tomie Z otchłani. Pozostało mi tylko owe wspomnienia przeczytać, co niniejszym uczyniłam.
Oświęcim był piekłem, a obowiązkiem ocalonych jest dać świadectwo prawdzie, choć trudno znaleźć w ludzkiej mowie słowa, które pokazują duszę hitlerowską w całej nagości. Nawracanie do przeżyć lagrowych jest bolesne i męczące, ale cel pisania arcyważny:  Więzień musi napisać, czytelnik musi przeczytać. Otrzymujemy relację wiernie przedstawiającą warunki lagrowe i opisującą proces odczłowieczenia. Najpierw odebranie osobowości przez nadanie numeru, później stadne życie (człowiek, gdy jest sam - myśli), do tego głód, chłód, brud, pośpiech, plugawa gwara najeżona obraźliwymi epitetami, plaga szpiegostwa i donosicielstwa, wyplenienie wstydu... Szczytem wychowania lagrowego staje się muzułman, odnoszący się do wszystkiego ze zwierzęcą obojętnością. Zabić człowieka jest łatwo, ale spreparowanie tak żyjącego człowieka jest owocem konsekwentnej pracy. Oprawcami bydła w pasy nie byli jacyś naziści i autorka nazywa ich wprost: sadystyczni młodzi rzeźnicy (na bloku doświadczalnym), hitlerowskie Niemcy, Niemcy wierni swemu totalnemu zakłamaniu...
A że często więźniarki szukały pocieszenia w modlitwie albo zachowywały się godnie, nie rezygnując ze swoich wartości, tego Borowski już nie był w stanie pojąć. Co zarzucał autorce wspomnień? Że np.:
- jest bigotką,
- fantazjuje niemal w każdym zdaniu,
- jest nieobeznana z gwarą obozową,
- czyni krzywdę innym narodowościom, wyróżniając Polki, a wśród nich katoliczki,
- wprowadza gąszcz poglądów religijnych, metafizycznych,
- obok mocno naiwnych dywagacji w relacji obozowej umieszcza jedynie okruchy prawdy,
- należy w obozie do uprzywilejowanej kasty i właściwie nie wiadomo, jak to się stało, że przeżyła (nie wiedział, że wróciła na Pawiak i czekała na wyrok śmierci?),
- pisze o Oświęcimiu bezosobowo, nie mając odwagi wprowadzić do powieści i osądzić samą siebie (a przecież Tadek i Maria z jego opowiadań to nie są rzeczywiste postacie, a jedynie zmyli czytelnika przypadkowa zbieżność imion!),
- napisała książkę złą i fałszywą, beznadziejnie słabą literacko, po prostu pamiętnik Alicji z krainy czarów.
Według autora  Opowiadań sens Oświęcimia da się rozwiązać jedyną metodą, jaką jest światopogląd materialistyczny. Czy pisał tak tylko dlatego, że proklamował socrealizm? Cynizm więźniów, brutalizacja obrazu życia w lagrze, relatywizm moralny - to cała prawda o obozie? W środowisku literackim zawrzało. Dziś próbuje się nam wmówić, że rozpoczęła się nagonka na Borowskiego. Moim zdaniem to on właśnie wygrał, bo z jego książki do dziś młodzi uczą lagrów. I nie dlatego, że jest lepsza od wspomnień Kossak-Szczuckiej, ale dlatego, że ktoś uparcie ją lansuje i umieszcza w kanonie lektur. Tak jak Gombrowicza czy Białoszewskiego (nie ma lepszych książek o Powstaniu Warszawskim?). A przesiąknięta patriotyzmem i katolicyzmem pisarka uwiera... Walka z wartościami trwa...
Zainteresowanych  tematem informuję, że jest książka Dariusza Kuleszy Dwie prawdy. Zofia Kossak i Tadeusz Borowski wobec obrazu wojny w polskiej prozie lat 1944-1948.

środa, 23 lipca 2014

Albania - życie w innym wymiarze

To kraj kontrastów. Tu śpiew muezina przenika się z dźwiękiem kościelnych dzwonów, a na drodze osiołek maszeruje obok mercedesa. Kraj na granicy Wschodu z Zachodem. Waleczni mieszkańcy, którym przyszło zmagać się z inwazją otomańską, z włoskim faszyzmem i wreszcie z rodzimym terrorem komunistycznego dyktatora Hodży. Mityczna kraina dzika i ciekawa. Kraj orłów, bunkrów i karabinów. Prawo krwi (Kanun), które skutkuje wielopokoleniową wendetą. Pluszaki zamocowane na dachach i drzewach owocowych, które mają odstraszać złe moce. 30 % terenu w zasięgu telefonii komórkowej. Możesz tylko marzyć o płatności kartą. Wspaniała, zdrowa kuchnia łącząca to co najlepsze - kozie i owcze sery, melony, bakłażany, oliwki, małże, dżem figowy, rakija... I wszechobecna życzliwość. Zapraszam na kolejny spacer.
W centrum Tirany można podziwiać Plac Skanderbega - z pomnikiem bohatera, meczetem Ethema Beja, wieżą zegarową, ale życie miasta zaczyna się w elitarnej dzielnicy zwanej dawniej Blok. Mieszkali tu komunistyczni dygnitarze, a zasieki, milicja i służby specjalne (tzw. Sigurimi) strzegły dostępu i bezpieczeństwa. Dziś nadal jest to ekskluzywne miejsce i ma się wrażenie, że przedstawiciele elit finansowych nigdy stąd nie wyszli. Pełno ich w bankach, firmowych sklepach i luksusowych restauracjach.
Na zdjęciu z bunkrem - zerknijcie w powiększeniu - widać i zasieki, i mundur... Co się zmieniło? Brak dekomunizacji i lustracji spowodował ciągłość sprawowania władzy i nadal rządzą tu pieniądze. Wcześniejsze zdjęcie przedstawia rezydencję dyktatora Envera Hodży. Wygląda skromnie, jednak warto wrócić wspomnieniami do czasu, gdy jeszcze żył ten symbol Albanii. Rzadko też można usłyszeć historię tego domu i 16-kilometrowego tunelu, budowanego przez dziadków i ojców, w którym równolegle mogło ustawić się kilka czołgów. Wyobraźnia fanatycznego przywódcy nie miała granic. Jeszcze za życia kazał wybudować sobie mauzoleum w kształcie piramidy.
Dziś trwają dyskusje nad przeznaczeniem obiektu, a młodzież dziarsko wspina się na szczyt, zbiega, maluje... Chcą okazać pogardę dla osoby i czasu. Bo o czym tu pamiętać? O prawie półwiekowej dyktaturze? O obronie czystości marksizmu i leninizmu i przeciwnikach, którzy trafiali do więzień? O izolacji kraju, do którego nie można było wjechać ani wyjechać? Że przez czterdzieści lat nie wolno było ludziom mieć prywatnych samochodów? Że zakazano wszelkich praktyk religijnych, a Albanię ogłoszono pierwszym na świecie państwem ateistycznym? Rozmiar terroru nieporównywalny z żadnym z krajów postkomunistycznych. Przykład? Kładka z dzwonem na zdjęciu z piramidą - w tym miejscu zamordowano sześć tysięcy patriotów i zrobiono to - poprzez telewizję - na oczach całego narodu!
Kolejny przykład - Katedra św. Pawła w Tiranie. Zbudowana w miejscu, gdzie w okrutny sposób zgwałcono i zamordowano szesnastolatkę. W środku piękne wspomnienie naszego papieża Jana Pawła II i olbrzymi portret Matki Teresy z muszelek. Jest jeszcze krzyż.


Zdjęcia upamiętniające wymordowaną opozycję patriotyczną. Tak pozbywano się elit.

Młodzi nie chcą wracać do przeszłości. Nadzieję widzą w wejściu do UE. Zapatrzeni są też w Amerykę, co daje wymierne korzyści. Widziałam przy autostradzie piękny szpital - amerykański właśnie - gdzie każdy Albańczyk może wejść i bez żadnej rejestracji i czekania jest zbadany i leczony. Bez kolejek do specjalistów i bezpłatnie - jak to egzotycznie dla nas brzmi!

Wypytałam też o zarobki. Nauczycielka średniej szkoły zarabia w przeliczeniu na naszą walutę dwa tysiące dwieście. Niby mniej, ale nie płaci za czynsz, za wodę i za gaz. W tym kraju płaci się tylko za prąd! Zresztą nikt nie zawraca sobie głowy podpisywaniem umów i pilnowaniem rachunków. Po prostu idzie się do najbliższego słupa i podpina kabel.
To powszechny widok. Tam chyba każdy elektryk zasługuje na fotel prezydenta!
Jeśli już mowa o cenach, to jesteśmy w najtańszym kraju w Europie. Na dodatek wszędzie można płacić w euro (tylko dlaczego w Polsce nie?). Warto też podkreślić uczciwość transakcji w każdym hotelu, kantorze czy u przygodnych Albańczyków.
Zbliżam się powoli do pożegnania z tematem. Jeszcze parę ciekawostek. Transport zasługuje na parę zdań z pewnością. Takie pociągi - zdezelowane, z szybami popękanymi od kul - wciąż jeżdżą. Podobnie jak autobusy, które kursują poza wszelkimi rozkładami jazdy. Nie ma rozkładów! Trzeba usiąść i czekać. Za to koloryt w autobusie niezapomniany. Hałaśliwe rozmowy, pokrzykiwania, sprzedaż towarów, a przy tym brak wścibskiego przyglądania się, uśmiechy i chęć udzielenia pomocy.
Środki transportu bywają różne. A przejazd kolejowy zabezpiecza szlaban zrównoważony siatką kamieni. Żadnych zasad w ruchu kołowym. Pierwsza zasada, to właśnie brak zasad. Druga to ta, że pierwszeństwo ma większy pojazd. Jeśli oba są równe, to uprzywilejowany jest mercedes. Wszyscy trąbią i krzyczą. Można jechać pod prąd albo bez świateł, zatrzymać się na rondzie, zawrócić w dowolnym momencie... Wolność!
Taki widok nie zwraca niczyjej uwagi. Brak włazów na jezdniach i chodnikach jest normą nawet w dużych miastach. Nie wiem, jak oni to robią, że nikt nie wpada, nie łamie sobie nóg albo podwozi.




Rozsiane dosłownie co parę metrów serwisy, myjnie samochodowe (tzw. lavazh). Myjnią jest często kawałek chodnika, na którym stoi chłopak z wężem i rozpryskuje wodę, by zachęcić kierowców do skorzystania z usługi.



Niestety bywają i takie domy, a wzdłuż drogi walają się sterty śmieci. To stały element krajobrazu.





Powrót na plażę, gdzie pracuje sympatyczny osiołek.






Na zakończenie - jeden z tysięcy rozsianych po kraju bunkrów.
Nie wiem jak wy, ale ja Albanią i jej mieszkańcami jestem zauroczona. Nie zmieniły tego uczucia spacery i wyjazdy znacznie wykraczające poza program wycieczki.

Czas wracać do książkowego świata...

wtorek, 22 lipca 2014

Gdzie góry kąpią się w morzu

Koralowe gody to dobra okazja, żeby zaszaleć i wybrać podróż w nieznane. Wszak czym jest dla nas Albania? Poświęcę jej dwa wpisy, bo to kraj kontrastów. Dziś o tej bardziej znanej, czekającej na turystów.

Żeby nie było wątpliwości, gdzie jesteśmy. Dwugłowy orzeł i popiersie bohatera narodowego. Skanderbeg w XV wieku przez dziesięciolecia bronił kraju przed imperium otomańskim, a wdzięczny naród upamiętnia go na każdym kroku. Tutaj - zdjęcie z Lezhe zrobione w muzeum, gdzie pierwotnie znajdowało się miejsce pochówku wodza. Jednak tureccy barbarzyńcy grób splądrowali, a z kości bohatera zrobili sobie talizmany.



Wśród malowniczych miejsc, które warto odwiedzić, z pewnością znajdzie się Kruja. To miejsce urodzenia Skanderbega i pierwsza stolica kraju. Nasze przewodniki powtarzają brednie o "drugim Krakowie". Trzeba samemu zobaczyć miasto położone na stoku, ruiny warowni, a potem rozwiązać zagadkę zawartą w polskim przewodniku.

Mnie zachwycił turecki bazar. Wciąż mam w pamięci Mostar i to są miasteczka porównywalne. Zakupy na każdą kieszeń, a kuszą rękodzieła, militaria, sztuka ludowa i ... koniaki. Za 2-3 euro można nabyć atrakcyjny prezent z wizerunkiem bohatera narodowego.

Kolejny obowiązkowy punkt zwiedzania to Szkodra. Miasto jest ostoją katolicyzmu i stąd pochodziła rodzina Matki Teresy. I choć ona sama urodziła się na terenach dzisiejszej Macedonii, wciąż trwa spór o Matkę z Kalkuty. Wspinam się wytrwale na szczyt z nadzieją na malownicze widoki.

I nie zawiodłam się. Widok imponujący - wiekowe mury, rozlewiska, a do tego koncert cykad...



Dogadaliśmy się - antyk z antykiem;)




Parę kilometrów za miastem - zapiera dech w piersiach - piękny, kamienny most. Tylko dla tego jednego zdjęcia warto było przebyć tyle kilometrów!




Czas na stolicę. Tirana ledwie w jednym ujęciu, bo będę pisać jeszcze o krwawym dyktatorze Hodży. Nowoczesne obiekty upamiętniają dwie nowojorskie wieże zniszczone po ataku terrorystycznym. Mają zawsze otwarte okna...



Zostało Durrës - miasto nad Adriatykiem, dawna stolica, główny port morski. Widoczna na zdjęciu Wieża Wenecka jest wizytówką miasta, bo o historię tu nie dbano. Dopiero teraz wynurzają się między nowoczesnymi zabudowaniami pojedyncze kolumny i resztki murów.


Sztandarowym przykładem jest najstarszy na Półwyspie Bałkańskim amfiteatr, który leży wciśnięty między budynkami. Dosłownie!


Dziś miasto otwiera się na turystów. Powstają luksusowe hotele, rozkwita infrastruktura. Trzeba się spieszyć, jeśli nie chcemy znaleźć się w drugiej Chorwacji.


Czy zachwyciliście się Albanią? Jeśli nie, to jutro pokażę jej drugie oblicze.

czwartek, 10 lipca 2014

Si jeni?

Pozdrawiam wszystkich sympatyków bloga. Czas na wielkie wagary. Witam się z Adriatykiem, witam się z wami. :) Obiecuję relację po powrocie, a teraz zanurzam się w nicnierobieniu. Serdeczności:-D


piątek, 4 lipca 2014

Z tęsknoty za dziełem totalnym

Czerwiec był trudny, ale ubogaciły go spotkania autorskie. Rzucam wszystko w kąt, gdy usłyszę magiczne słowo - MYŚLIWSKI. I tym razem ukochany Sandomierz gościł znakomitego pisarza. Spotkaliśmy się wcześniej na osiemdziesiątych urodzinach, ale wtedy nie było mi dane wysłuchać rozmów. Teraz zasiadłam w sali ratuszowej jako pierwsza i wyszłam ostatnia.
- Gdybym nie pisał, nie wiedziałbym, kim jestem... - po takich słowach zostaje tylko zamienić się w słuch.
Dziwi ciągłe przypisywanie Myśliwskiego do nurtu pisarzy chłopskich. Po głośnej powieści Kamień na kamieniu był przecież dramatyczny esej Kres kultury chłopskiej ("Twórczość"), a po nim zamknięty krąg człowiek- ziemia-przyroda został przerwany. Ostatnie powieści głoszą prawdy uniwersalne.
I snuje swoją opowieść...
O pisarstwie, które jest wyprawą w przeszłość.  Nie interesuje go powieść linearna. Wybiera monolog. Mówi o sobie, bo nie mamy narzędzi badawczych do poznania innego człowieka. To poprzez postacie narrator opowiada siebie. Kim jest? - nie znamy imienia i nazwiska. W kulturze szybkiej obsługi każdy traci cechy wyróżniające go. Zatem wypowiedź literacka jest niezgodą na unifikację dzisiejszego człowieka. Bohater znajduje się w momencie bilansowania swojego życia. Jest on też bohaterem świadomie niedokończonym... Semantyczne polifonie zawarte w tytułach (Widnokrąg, Traktat o łuskaniu fasoli, Ostatnie rozdanie) uruchamiają różność języków, wielość wątków. To dzieła totalne. I książki mądrościowe, bo pytają o to, co ważne, na jakie wartości trzeba stawiać...
Tak jest z Ostatnim rozdaniem. Wyjściowy koncept to notes wypełniony adresami. Ten zwornik narracyjny powtarza się wiele razy. Dotyczy gry w karty, jednak ma też znaczenie metaforyczne. Pyta o drugi brzeg, mamy więc do czynienia z dziełem eschatologicznym. I z pułapką. Porządkowanie notesu winno być czynnością rutynową - zostawić nazwiska, zaktualizować, wyrzucić...?  Dręczące zapomniane postacie. Wykreślić umarłych? W notesie wciąż żyją! Rzecz pospolita, banalna kryje przepastne tajemnice, a chęć porządkowania staje się udręką. Złudna to rzecz! Notes staje się kluczem do świata i syntetycznym rozrachunkiem. To książka o porządku, ale i pamięci. Właśnie pamięć pełni rolę kreacyjną i pocieszycielską. Dzięki niej mamy literaturę. Nie ma ona końca, dopóki człowiek będzie chciał opowiadać swoje życie. Opowiadać i być słuchanym to pragnienie immanentne. To opowieść nadaje sens życiu.
- Co pan ma zamiar teraz pisać?
Tego pytania autor bardzo nie lubi. Mógłby napisać np. Alfabet Myśliwskiego. Po wydaniu każdej książki czuje się zmęczony i wyjałowiony. Boi się powtórzeń. Nie wyciąga artystycznych profitów z książek już napisanych. Odcina się i za każdym razem czuje się debiutantem.  Stara się, by każda książka była inna. By zmuszała do wysiłku myślowego i językowego. Bo książka jest taka, jaką ją każdy odczyta i sam wypełni dookreślenia. Życie wymaga więcej czasu niż pisanie powieści. Nie spieszy się i czeka, aż jakaś myśl go wybierze, jakieś zdarzenie i tak wykluwa się potencja...
I mój egzemplarz doczekał się personalizacji. Jest już tylko mój! I wiem, co zapakuję do podróżnej torby. Będę szukać syntezy doświadczania człowieka i świata... Każdy moment jest dobry, by dumać  nad sensem otaczającego chaosu...


wtorek, 1 lipca 2014

Onegdaj...

Zawędrowałam na kielecką ziemię. W ramach Literackiej mapy Polski zapraszam dziś do... No właśnie - jak nazwać to cudo w Oblęgorku?
Dwór, pałacyk, kasztel? Niech będzie pałacyk - szesnastopokojowy, w stylu neogermańsko-wiedeńskim, z dumnie osadzonym posągiem skrzydlatego husarza. Wokół pyszny park i cienisty jar, które można podziwiać z kilku tarasów.



Można ukoić oczy zielenią i zasiąść do pisania "Wirów", "W pustyni i w puszczy" czy "Legionów". Trzynaście lat spędził w tym miejscu Henryk Sienkiewicz. Zapraszał doń rodzinę i przyjaciół, więc wpadali na parę dni i na parę kuropatw. 



 Jeszcze dziś jest to gniazdo miłe dla oka i duszy.






Czas wejść do środka. Z sieni - zaopatrzona w audioprzewodnik - wkraczam do gabinetu. W większości oryginalne wyposażenie. Przetrwało wojny dzięki pomocy Kościoła i okolicznego chłopstwa. Ci ostatni wspierali rodzinę wiele razy, bo - jak powiedział jeden z nich, który z chłopów wyszedł  - Tyś mnie Polski nauczył.


 Wchodzę "na pokoje". Tu biegały dzieci - Jadwiga i Henryk Józef. Jeszcze po śmierci pisarza rodzina mieszkała przez chwilę, ale naród dał, naród odebrał. W stworzonym muzeum  do dzisiaj kustoszem nie może zostać mieszkająca nieopodal prawnuczka Anna Dziewanowska...


Kolejna sala i "gadułka" opowiada o mebelkach, rzeźbach, obrazach wielkich przyjaciół...





No przecież ja lubię zaglądać do alkowy! Opuszczam dyskretnie to miejsce i przechodzę "na górkę".






Co za zmiana! Znika duch epoki, a pojawiają się niespodzianki. Przede mną tajemne drzwi i szukanie skrytek, w których ukryte są osobiste przedmioty pisarza - pamiątki z podróży, binokle, szklaneczki, sztućce...



Wita sam gospodarz, prezentując w oszklonej gablocie unikalne wydania swoich dzieł. To za całokształt twórczości otrzymał Nagrodę Nobla, a nie - jak jeszcze czasem słyszymy - za Quo vadis. Kopia medalu też do obejrzenia na pięterku.



Zmęczeni spacerem możemy odpocząć na ogrodowym fotelu;)






A po powrocie do domu poczytać Dom Sienkiewicza Barbary Wachowicz. Zrobiłam to z ogromną przyjemnością, rysując sobie w trakcie lektury drzewo genealogiczne noblisty. Gdy doszłam do prawnuków, zatrzymałam się na Bartłomieju Sienkiewiczu. Pomyślałam o stworzonej przez niego nowej trylogii, która krąży w postaci audiobooka (ta z kupą kamieni jako trzeci tom). Co o tym wszystkim myśli słynny Henryk? Jak ma się to do świadomości rodowodu?
I przypominam sobie incydent z 1914 roku, kiedy do Oblęgorka zawitał oddział legionistów. Gdy zapukali do drzwi pałacyku, usłyszeli ponoć od gospodarza: Po niewłaściwej stronie, chłopcy, stoicie... Po latach przydałoby się powiedzieć do prawnuka: Po niewłaściwej stronie, chłopcze, stoisz...

W gabinecie pisarza pojawia się na ścianie piszące pióro, upamiętniające ważkie cytaty. Oto jeden z nich:

Chrystusa nie ma jeszcze w historyi. Gdy do niej zstąpi, rozpocznie się nowa epoka dla chrześcijaństwa i ludzkości. - Henryk Sienkiewicz

Czekam nadal...