DOM Z PAPIERU



sobota, 1 października 2011

Lawenda znaczy nieufność

Czas napisać o DKK. Właściwie dlaczego nie mam jeszcze takiej etykiety?
Dyskusyjne Kluby Książek, przytulone do bibliotek w całym kraju, skupiają małych i dużych miłośników słowa pisanego. Lubię te spotkania. Wytrącają mnie z kolein, którymi podążam w literackiej podróży. Moje własne wybory skupiają się na autorach, zainteresowaniu historią, zasklepiają mnie w słowiańskiej skorupce i pewnie po wiele książek bym nie sięgnęła. A tu przychodzę do czytelni i niespodzianka! Często dostaję lekturę z wyższych półek, nagradzaną. Czytam,  chociaż czasem drażni, zniechęca, ale nie odkładam, żeby móc dyskutować z innymi. Jednak zazwyczaj zamiast dyskusji następuje tylko wyrażenie opinii, gdy książka uzyskuje skrajne oceny. Co utkwiło mi w pamięci?

Hermańce B.Kosmowskiej - mała ojczyzna, uzależnienia, humor - pięknie to ujęła. To przyczynek do wyszperania pozostałych książek tej autorki.

Piąte dziecko i Podróż Bena  Doris Lessing - tylko zło jest ciekawe; smutne, dziwne książki. Nobel nie przekonał mnie do autorki.

Urania J.M.G.Le Clezio - Nobel 2008; nie miałam poczucia straconego czasu, bo czytałam pod stołem w czasie nudnego kursu.

Mężczyzna, który się uśmiechał H.Mankell - ja i kryminał? Nieprawdopodobne, a jednak. I czytało mi się nieźle. Chętnie wróciłabym do tego gatunku, gdyby czas "się wyczarował".

Dom na Kresach Philip Marsden - wolę, jeśli o Kresach piszą Polacy. Jednak tęsknota tkwi...

Biały Tygrys Aravind Adiga - Nagroda Bookera zresztą; po lekturze przestałam marzyć o podróży do Indii.

Bez mojej zgody i Krucha jak lód  J.Picoult - te książki tyle namieszały w moim blogowym życiu! Nie będę ich reklamować, ale ważne, że skierowały mnie w stronę eugeniki.

Rok Potopu Margaret Atwood - stek zlepków językowych praktycznie uniemożliwiających czytanie. Margaret - do szkolnej ławy!

Opowieść o Blanche i Marie P.O. Enquist - świetna! Odkrywa nieznane oblicza Marie Curie-Skłodowskiej i powinna być bardziej rozreklamowana (choć to nie noblistka jest główną bohaterką).

itd., itd.... Chyba was przekonałam, że warto rozejrzeć się, jeśli do tej pory nie bierzecie udziału w spotkaniach czytelniczych klubów.

Nie śpicie jeszcze? To jeszcze kilka zdań o książce tego miesiąca - czytamy Sekretny język kwiatów Vanessy Diffenbaugh. Gdyby zerknąć tylko na okładkę, to według opisu książka trafiłaby na półkę z romansami. Do końca tak nie jest. To przede wszystkim życie Victorii pokazane równolegle w dwóch planach czasowych: w wieku 10 lat i 18-latki. Dziewczyna w momencie osiągnięcia pełnoletności opuszcza placówkę socjalną i zostaje sama - bez zawodu, bez pracy, bez pieniędzy i bez wsparcia bliskich. Jej ucieczkę stanowią kwiaty, a ich dotyk koi ból życia. Rozumieć je kiedyś nauczyła ją Elizabeth. Dlaczego teraz nie chce jej widzieć? Dlaczego nie doszło do adopcji? To był jedyny ciepły, przyjazny przystanek w życiu pośród kolejnych rodzin zastępczych i domów dziecka. Stopniowo odkrywamy tajemnicę, poszerza się krąg bohaterów, obserwujemy rodzące się uczucie. Czy Grantowi uda się przebić otaczający Victorię mur? Chociaż sam zna mowę kwiatów, na przeszkodzie stoi niewypowiedziana prawda ukryta przed laty. Bo przecież się znali. Czy jest za późno, żeby naprawić dzieciństwo? Książka dobra, choć adresowana do młodszego odbiorcy.
Zaintrygował mnie tytuł. Nie należę do istot z lubością grzebiących w ziemi, a moje ulubione miejsce na działce to leżak i stolik kawowy, zerknęłam na bliskie sercu rabatki. Co też tam rośnie? Przekonana, że sekretny język kwiatów to język martwy, jak chociażby esperanto czy łacina, ułożyłam bukiet. Sprawdzam w słowniku (na końcu książki!), co mówią o mnie ulubione kwiaty:
  • lawenda - nieufność (dlaczego?),
  • macierzanka - aktywność,
  • bluszcz - wierność,
  • dziewanna - odważ się,
  • łubin - wyobraźnia,
  • mak - wspaniała ekstrawagancja,
  • gipsówka - nieskończona miłość,
  • malwa - ambicja,
  • wrzosiec - samotność...
Dziwny bukiet, hmmm.... Czy język kwiatów jest naprawdę martwy?

32 komentarze:

  1. Nie przepadam za lawendą...czyżbym była zbyt ufna...?;-) "Sekretny język kwiatów" czeka u mnie na półce w kolejce do przeczytania.
    DKK-i to wspaniała rzecz, ja do mojego (Ostrowiec Św.)dojeżdżałam (w miarę możliwości) ok. 100 km jak się przeprowadziłam, teraz to tak "zaocznie" uczestniczę. Tu na miejscu też jest DKK, ale nie chcę zmieniać barw klubowych ;-)
    Z wymienionych tytułów dyskutowaliśmy nad Mankellem i Hermańcami( to akurat mi się nie podobało, ale inne tej autorki owszem), prywatnie czytałam Uranię (temu nobliście mówię zdecydowane nie), Lessing uwielbiam i już parę jej utworów mam za sobą, Picoult znam tylko 'Dziesiąty krąg" - jakoś mnie nie przekonała, ale nie wykluczam, może sięgnę po inne jej powieści.
    Pozdrawiam kwiatowo!

    OdpowiedzUsuń
  2. ~ Agnesto, sto kilometrów? Medal ci się należy. Rozumiem, bo spotkania to nie tylko książka, ale i ludzie. A może przede wszystkim. W większości mamy podobne opinie, poza Lessing.
    Odnośnie do lawendy - to moje największe zdziwienie, że ta niepozorna, delikatna roślinka ma takie pejoratywne znaczenie. Kocham lawendę, hoduję, umieszczam bukieciki w każdym kątku,kolor dominuje w ubraniach... No niech tak będzie. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kwiaty "mówią" gdy sie je wręcza, takie rosnąe to chyba milcza jak głazy.
    Wygląda na to , że DKK poszerza horyzonty:).

    OdpowiedzUsuń
  4. Kwiaty nawet te rosnące mają swój język. Uwielbiam zapach lawendy, taki pięknie słodki.

    OdpowiedzUsuń
  5. A ja lubię zapach lawendy, kojarzy mi się z wakacjami, z Chorwacją, działa na mnie kojąco. Też się zastanawiam dlaczego - nieufność ???

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ Izuś, nigdy nie byłam kwiatolubna. Dawniej jeszcze ktoś wiedział, że w bukiecie daje się nieparzystą liczbę, że róża to miłość, a narcyz- samouwielbienie... Dziś młodzi chyba nie patrzą w ten sposób. Ale słownik dał mi do myślenia. Co do DKK, chodzę, choć czasem doba skurczona jak orzeszek. Nie ma co liczyć na pół godziny, zawsze siedzimy ok. dwóch i nie wypada wyjść... Lubię.:)

    OdpowiedzUsuń
  7. ~ Moniko, ja też zaliczam się do wielbicieli lawendy, dla wnuków jestem "lawendową babcią" i nic z tego nie rozumiem.:)

    OdpowiedzUsuń
  8. ~ Bibliofilko, jest nas więcej. To może ułożymy słownik z nowymi znaczeniami? Dla mnie też pola lawendy to Prowansja, o której marzę. O Chorwacji też mi koleżanka mówiła. Lawenda uspokaja - mam w woreczkach, w szafie... Same dobre rzeczy. Chyba żeby spojrzeć na nieufność mniej podejrzliwie i uznać jako dobry znak dla marzycieli, żeby zeszli na ziemię i trzeźwo się rozejrzeli, żeby nie dać się nabierać. No nie wiem...Lawendowych snów:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Klubu bardzo zazdroszczę. Niestety, w żadnej bibliotece, do której należę nie ma nic takiego. Na szczęście DKK występują w wersji wirtualnej i wciąż ich przybywa. :)
    Przykłady mowy kwiatów dość zaskakujące. Nasza ulubienica lawenda jako nieufność?! To dość zaskakujące skojarzenie.
    Podoba mi się natomiast pozornie mało efektowna gipsówka jako nieskończona miłość. Coś w tym jest. :)
    Zdumiał mnie mak jako wspaniała ekstrawagancja. Dla mnie jest kwiatem raczej bezpretensjonalnym.
    Bukiet na zdjęciu śliczny!

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ Lirael, mowa kwiatów to najmocniejsza część książki, bardzo oryginalna i chwała autorce za wyciągnięcie z lamusa. Nigdy nie przepadałam za kwiatami "pałacowymi" i rzeczywiście według słownika nie pasowałyby do mnie. Może powinnam w notce zaakcentować, że Victoria została florystką i podbijała serca klientów wykonywaniem bukietów zgodnie z tym, czego potrzebowali, a nie zawsze sobie to uświadamiali. No i interes rozkwitł. A nasza lawenda, jak widzisz. Ale i tak jestem jej wierna.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nigdy nie uczestniczyłam w DKK. Lubię pisać, ale nie lubię gadać. Ale dzięki twojemu wpisowi poszukałam informacji na temat DKK przy mojej bibliotece. Widzę, że ma się dobrze i prężnie działa. Może kiedyś się wybiorę posłuchać, aby zobaczyć, czy taka forma by mi odpowiadała. Zgadzam się co do potrzeby różnorodności. Dlatego zaczynam serwować sobie nieco bardziej różnorodne książki, choć wierna pozostaję moim ukochanym. Co do kwiatów też lubię (bardzo) lawendę.
    Zaciekawiła mnie książka, która jak piszesz podaje sporo informacji na temat naszej Noblistki, choć jest nie o niej. Jeśli trafię to po nią sięgnę, gdyż jakoś trafiam coraz częściej na Marysię- może to przeznaczenie, aby się bliżej poznać :). Pozdrawiam.
    Zapewne już szykujesz się do podróży (przynajmniej mentalnie, kiedy czytam o Freudzie i czytam te piękne opisy Wiednia, to aż chce mi się tam pojechać ponownie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie wiem co jest z tą lawendą, ale ja ją także lubię - jej zapach, kolor.
    Myślę, że język kwiatów nie jest językiem martwym. Może to tylko my (patrz - ja) nie potrafimy go dosłyszeć, zrozumieć.
    Co do DKK nie słyszałam o takim w naszej bibliotece. Może bym czasem zajrzała na spotkania.
    Ja Cię podziwiam za ten zdecydowany wybór kierunku Twoich czytelniczych zainteresowań. U mnie jest taki misz masz. I o tym bym chciała poczytać, i do tej książki zajrzeć. A przecież czasu tak mało. Ni potrafię być jednak tak zdecydowana w swoich wyborach.
    O "Piątym dziecku" Lessing słyszałam jak do tej pory wiele dobrego. Mimo Twojej opinii chciałabym przeczytać tę opowieść i być może jej kontynuację "Podróż Bena". Tylko nigdzie nie mogę dostać. U nas w bibliotece nie mają.

    OdpowiedzUsuń
  13. ~ Guciamal, DKK dla każdego mola książkowego. Jak pisałam, cenię ze względu na różnorodność książek, bo ja z braku czasu sięgam po coś, co znam ze słyszenia, a tu - surprise!
    Opowieść o Skłodowskiej to Paryż (!), ale i kobiety walczące o prawo do miłości. Maria po śmierci męża ma romans z fizykiem; Blanche z doktorem psychiatrii Charcotem. Ale to nie o miłości. Mną wstrząsnął pobyt Blanche w szpitalu, gdzie poddawana była okrutnym zabiegom leczenia histerii. Na te widowiska schodziła się elita, męska oczywiście, a w seansach brał udział również sam Freud. Dalszy tragiczny los dziewczyny to pomaganie naszej noblistce przy produkcji radu i choroba. Kolejno odcinają jej kończyny, aż zostaje "kadłubkiem", którym opiekuje się Maria. Znowu okładka sugeruje romans, a ten akurat najmniej utkwił mi w głowie. Przeczytaj koniecznie.
    A podróż do Wiednia? Owszem, przygotowuję się mentalnie, ale nie tylko. Właśnie kupiłam sobie nowy aparat fotograficzny. Tak się cieszę z tego wyjazdu! Radości ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  14. ~ Balbinko, moje wybory czytelnicze też są ograniczone czasem i dlatego wybieram jak skąpiec z sakiewki - tylko to, co akurat jest ważne z jakiegoś powodu.
    Co do lektur Lessing. Są wstrząsające, zostają w pamięci i pewnie dlatego się podobają. Ja nie mogłam czytać i właśnie tylko konieczność dyskusji zmusiła mnie do tego. Boję się, że sytuacja byłaby taka jak przy lekturach Piccoult, że mam inne zdanie, wydumane, niezgodne z innymi opiniami. Co było nie tak? Historia małżeństwa, które marzyło o wielodzietnej, szczęśliwej rodzinie, a tu przychodzi na świat potworek. Mimo przygotowania specjalistycznego nie udało mi się nazwać zaburzenia (autorka chyba też nie miała pomysłu, tylko stworzyła odrażającą istotę). Rodzina zostaje sama, przeżywa koszmar, wszyscy się od nich odsuwają. Sytuacja matki, która nie chce oddać syna do zakładu... Dla mnie było czymś strasznym, jak ich ukazano - para małżeńska, która - jak pisałam - chce mieć wielodzietną, uśmiechniętą rodzinę, pokazana jako dziwacy, a nawet pasożyty. Kobieto, po co rodzić dzieci, skoro los może ci zabrać wszystko. Taki przekaz odebrałam. Oczywiście tylko ja, dlatego nawet nie piszę o tym. Według mnie to książka dla feministek. Może doszukuję się dna, którego nie ma. Chowam się w kątku, bo nie chcę uchodzić za indywiduum.:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Chyba nastąpiło przejęzyczenie: "nigdy nie byłam kwiatolubna". Niemożliwe!
    Ja tam lubię grzebać w ziemi. Jak nie ma w pobliżu większej porcji, to naświetlam doniczkę.
    Z Twojego bukietu wyjęłabym dla siebie malwę i maka. Dorzuciłabym szafirki i stokrotki (rozmaite). Róży pominąć nie można, bo naprawdę jest najpiękniejsza.

    A DKK to super dyscyplina. Nie dla mnie na dziś, ale czuję, że to doświadczenie, które poszerza "horyzonty emocjonalne". Dużo chyba zależy od składu członkowskiego.

    Pozdrawiam!
    ren

    OdpowiedzUsuń
  16. ~ Ren, od razu wściubiłam nos w "Nad Niemnem", gdzie najpiękniej opisany jest mój ulubiony bukiet: "Wzrok jej padł na snop roślin, które przyniosła Justyna.[..] Wiecznie bukiety wiążą, a co który zwiąże, to miotła. Czysta miotła!"
    Czy z taką miłością do miotły mogę dogadać się z mężem co do obsadzenia rabatek? Jemu w głowie rododendrony, lilie, róże, a dla mnie najpiękniejsze maki, chabry i rumianki pachnące. Dlatego wybieram leżak i książkę.
    "Sekretny język kwiatów" puściłam w obieg, to nie odczytam Ci znaczenia szafirków, a stokrotka to niewinność. Też lubię. Mam piękny obraz anioła z motywem stokrotek.
    Myślałam, że klubów DKK jest więcej, a jednak nie. Oprócz książek bywają też spotkania autorskie, a to jest to, co lubię najbardziej. Kwiecia pod dostatkiem wkoło życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Mam tę książkę na półce, ale czeka na swoją kolej. Język kwiatów zawsze mnie interesował , szukałam informacji o znaczeniu tych , które lubię. Starałam się zainteresować znajomych tą mową z różnym skutkiem. Mój bukiet byłby chyba dziwny. Też byłaby w nim lawenda,ale też hoja, bugenwilla, dzwonek , paproć , wrzos, nasturcja, niezapominjka , konwalia czy jemioła. Coś tam jeszcze pominęłam:)
    Ja nie należę do DKK, choć jest u mnie . Chyba wolę w samotności czytać to, co lubię.

    OdpowiedzUsuń
  18. ~ Szamanko, gdyby tak wszyscy przeszli kurs języka kwiatów, byłoby ciekawie albo przynajmniej kolorowo i pachnąco. Wiązanka niczego sobie. Jednak myliłam się, że to język martwy.
    Twardą decyzję czytnia w samotności podziwiam, bo mnie zżera czytelnicza ciekawość. Miłej lektury przy pachnącym bukiecie:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Maria C-S, Freud i Paryż - to muszę przeczytać. O Freudzie właśnie czytam, idzie mi trochę ciężko, a to z powodu "bujania w obłokach" (głównie paryskich), które nie pozwala się skupić na lekturze, jakiejkolwiek lekturze. Szukając w repertuarze opery pomysłu, na co mogłabym pójść, aby przekonać się, czy już mi ta forma sztuki odpowiada (dotychczas wkurzało mnie to, iż nie rozumiem słów, nie słyszę ich) znalazłam info o nowej operze Maria Curie-Skłodowska i uzasadnienie wystawienia, z którego wynika, jak mało wiemy (ja wiem)o ciekawym życiorysie noblistki. W Panteonie widziałam miejsce spoczynku Marii i Piotra. Zaraz dopisuję książkę do listy. A zaraz potem lecę do lekarza, bo cosik mnie dopadło

    OdpowiedzUsuń
  20. DKK to fajna sprawa, tym bardziej że na żywo można podyskutować, może i ja się zainteresuję klubami w mojej miejscowości. Ja byłam zachwycona książką "Sekretny język kwiatów", na pewno nieraz wrócę do tej książki.

    OdpowiedzUsuń
  21. Lawenda bardziej kojarzy mi się ze spokojem. Ale cóż, może być i nieufność - nieufnie stwierdzam.
    Uczęszczałam systematycznie na spotkania DKK, teraz czuję jakiś przesyt. Może to monotonia, może niezadowolenie, że ludzie przychodzą na spotkania nie przeczytawszy książki miesiąca, może brak tzw. "młodej krwi", może nadmierne wścibstwo uczestników i skłonność do plotkowania. Czy to prawda, że moderator nie jest zobowiązany do czytania? Takie niezadowolenie mnie naszło.

    OdpowiedzUsuń
  22. ~ Małgoś, przeczytaj koniecznie wspomnianą lekturę. Co do opery, to ja czytam streszczenie, a potem siedzę spokojnie w fotelu i słucham dźwięków, podziwiam aktorów. Takie mniej więcej łowiące klimat, a nie fabułę.
    Co do pochówku Marie i Piotra - leżą razem? Ja po zdradzie męża wolałabym tkwić w przeciwległym kącie cmentarza. Ufff...
    I zdrowiej. Choroba kojarzy mi się z łóżkiem, łóżko z książką, ale to chyba nie jest najlepszy trójkąt.:)

    OdpowiedzUsuń
  23. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  24. ~ Nutto, różnie czuję się na spotkaniach. Też proporcje czasu poświęconego książce i plotkom mnie nie zachwycają. Moderator czyta, owszem, ale opinie mamy różne, a pani notuje głosy większości. Wtedy na stronie biblioteki wojewódzkiej jest opinia, że książka bardzo się podobała uczestnikom spotkania, a ja zgrzytam zębami. O napływ młodej krwi trudno. Na naszych spotkaniach jedna osoba reprezentuje tysiąc mieszkańców. Według mnie to tragedia. :)

    OdpowiedzUsuń
  25. ~ Anetko, DKK reklamuję, bo rozmów o książkach nigdy dość. Też wrócę do książki. Pewnie nie kupię, a przeczytany egzemplarz oddam na spotkaniu, ale skopiuję słownik. Jednak przekonały mnie dziewczyny, że język kwiatów nie jest martwy. Tylko żeby panowie o tym wiedzieli! Bo co - same sobie bukiety będziemy wręczać?:)

    OdpowiedzUsuń
  26. Co do opery- to chyba właśnie tak zrobię, przestanę wsłuchiwać się w poszczególne słowa, a zacznę słuchać harmonii dźwięków.
    Owszem Maria i Pierre pochowani są w jednej krypcie Panteonu, on na dole, ona na górze, leżą w białym oboje marmurze (tak mi się zrymowało)
    Choroba, łóżeczko i ... na razie dużo snu i trochę internetu. Jakże trudno zabrać się za czytanie, kiedy buja się wciąż w obłokach paryskich wspomnień. Ale już niedługo powracam do lektur.

    OdpowiedzUsuń
  27. To prawda. Lawenda jest dobra na wszystko, bez względu na oficjalne interpretacje. :)
    P.S.
    Dzisiejszy odcinek Płaszcza powinien Ci przypaść do gustu. :)

    OdpowiedzUsuń
  28. ~ Lirael, nie dam się zniechęcić do lawendy. Właśnie przed chwilą zmieniałam wodę różom i dopiero wysyłałam im złą energię!
    A dzienniki kocham nade wszystko i jestem wierną czytelniczką każdego odcinka. Zaglądam z przyjemnością, co dziś podano do stołu.:)

    OdpowiedzUsuń
  29. Po lekturze Twego wpisu mam wyrzuty sumienia, że tkwię od trzech tygodni w "Gestach" i zajęciach manualnych.
    Hmmm... Lessing? Mam uczucia mieszane właśnie po historii Bena, ale stoją na półce dwie części autobiografii i z allegro przyszła sfatygowana "Lato przed zmierzchem", a i jeszcze "O kotach", w której scena odstrzału kotów odrzuciła mnie na czas długi i trzyma w dystansie. A póki co, koty moje śpią spokojnie... Pozdrawiam wcale nie literacko. :-)

    OdpowiedzUsuń
  30. ~ Monotemo, nie pisz o wyrzutach sumienia, bo ja też przebiegam blogi i zadręczam się. "Gesty" i "Balladyny..." leżą już od paru miesięcy i nie mogę wystartować. W ogóle nagrodzonym u mnie trudno: ani le Clezio, ani Jelinek, ani Lessing... - nie porwali mnie. Chociaż nie unikam trudnych tematów w literaturze, to jednak po jednym spotkaniu robię stop.
    A Twoje rękodzieła podziwiałam i to jest właściwy kierunek. Z mruczącym kiciem spokój gwarantowany. Onego spokoju życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  31. Ja tak samo nie dam się zniechęcic do lawendy.

    OdpowiedzUsuń
  32. ~ Anetko, ja myślałam, że lawenda z babcią się kojarzy, a co wy - młode dziewczyny - widzicie w tym zielsku? Ale miłością się dzielę.:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.