DOM Z PAPIERU



wtorek, 31 grudnia 2013

Bawarskie pejzaże

Moja pierwsza relacja z Bawarii [tu], majowa, a tym razem okołoświąteczna.
Jak nie zakochać się w takim krajobrazie?
Podalpie - wymyśliłam przez analogię z Podkarpaciem. Góry ośnieżone jak trzeba, a dookolny krajobraz jesienny. Urzeka ukształtowaniem terenu, ale przede wszystkim kulturą. Za każdym zakrętem czyhają zabytki, charakterystyczne bawarskie domy,  galopujący na gniadoszach wśród pagórków mieszkańcy i pola z dumnymi, białymi czaplami. Tchnie spokojem.
Takie widoczki to codzienność. Przyjemnie jest zatrzymać samochód i wypić kawę na podzamczu.







Zachwyca mnogość malowideł naściennych. Najczęściej ściany domów zdobią sceny religijne lub z życia dawnej Bawarii. Nie ranią niczyich uczuć religijnych wszechobecne Madonny lub Ukrzyżowany. Dlaczego? - pytam w sercu Europy.






Rozczula taki widok. Zwyczajem bawarskim jest, że radością z powodu przyjścia na świat nowego członka rodziny, dzielą się szczęśliwi rodzice. Wystawiają przed domem bociana w towarzystwie baloników, ciuszków, ciepłych słów:)




Nie lubię siedzieć i jeść. Dzień bez wycieczki jest dniem straconym. Tym razem odkryłam zabytkowy, osiemsetletni Landshut. Nazwa oznacza ochronę kraju i wzięła się od wieży obronnej. Altstadt - ciąg uliczny pełen sztuki gotyckiej, podziemnych skarbów, kościołów. Był też świadkiem niecodziennego wydarzenia, jakim okazało się wesele Jadwigi Jagiellonki - córki króla Kazimierza Jagiellończyka - i księcia bawarskiego Jerzego Bogatego. Była to najhuczniejsza impreza średniowiecza. Cała świta z Cesarstwa Niemieckiego i Królestwa Polskiego zjechała do miasta, by ucztować przez sześć dni i nocy. Jeszcze dziś Bawarczycy organizują festyn, będący  repliką tego wydarzenia. Znamy wszyscy Oktoberfest, a kto słyszał o LANDSHUTER HOCHZEIT? W czasie czterotygodniowej zabawy można podziwiać pieczołowicie odtworzoną ceremonię wjazdu polskiej księżniczki, a także popisy kuglarzy, żonglerów, muzykantów, połykaczy ognia, chorągwiarzy... Rzadka to gratka, żeby zobaczyć burmistrza miasta  żebrzącego pod kościołem, a bywa tak, skoro wszyscy mieszkańcy przywdziewają średniowieczne stroje i bawią się na całego. Może nasze biura turystyczne winny wpisać to wydarzenie do swojego kalendarza, bo rzadko udaje się w jednym miejscu zobaczyć tyle polskich elementów - nasze barwy narodowe i orły Jagiellońskie!
Młoda para zajechała do zamku Trausnitz i choć piękna Polka nie cieszyła się długo szczęściem rodzinnym, bo mąż okazał się hulaką, warto tę imprezę przywrócić na karty naszej historii.






Trasa spaceru wiedzie obok Bazyliki Kolegiackiej św. Marcina. Wewnątrz możemy podziwiać las gotyckich kolumn, "żywy krzyż", kamienne ołtarze, a jeśli nie zdecydujemy się na wejście, to i tak docenimy górującą nad miastem najwyższą ceglaną wieżę świata!
Dlaczego warto zapamiętać to miasto? Bo bawarscy wychodźcy z Landshut założyli w średniowieczu nasz Łańcut! A w czasie okupacji Niemcy wrócili do tej nazwy. Mieszkam tak blisko, wszak to podkarpacka ziemia, a nikt mi o tym związku nie powiedział... Uuuuu...




Przy wyjeździe taki obrazek. Jak się to ma do "Rzeszów - do zobaczenia"? Wolę te bawarskie zwyczaje.






W bawarski krajobraz wpisuje się też Dachau. O tym miejscu w następnym wpisie. Póki co, bawcie się! Życzę szampańskiego nastroju, a listki koniczynki niech przywodzą na myśl same szczęśliwe chwile.







sobota, 21 grudnia 2013

Radość wszelkiego stworzenia...

Nastaje piękny czas. Wyruszam w podróż i chwilę mnie tu nie będzie. Eurobabcia ma nie zobaczyć, jak najmłodsza wnusia zaczyna raczkować? Co to, to nie! Jadę! Zostawiam Was ze świątecznym dobrym słowem i noworoczną obietnicą.

Niech w te Święta słowa składają się w same piękne życzenia! Bożego Narodzenia pachnącego piernikową nutą i serc rozgrzanych kolędami życzy Książkowiec.

Noworoczna obietnica będzie książkowa. W ciągu miesiąca moja biblioteczka wzbogaciła się o bliskie sercu tytuły i o nich zamierzam pisać w nowym roku.

Od lewej:
S.Cenckiewicz Wałęsa. Człowiek z teczki  - dzięki uprzejmości Marlowa i niniejszym  dziękuję, bo książka pasuje jak ulał do mojej biblioteczki:)
O Zybertowiczu wspominałam ostatnio. Tuż obok Leszka Żebrowskiego Walka o prawdę, w której historia miesza się z polityką. Dalej elegancki Stanisław Wasylewski zapraszający w podróż do przeszłości. Cieniutkie, skromne, ale wielkie wspomnienia z PRL Piotra Skórzyńskiego, uwierające notabli, dlatego zakazane - Człowiek nieuwikłany. Piotr Wielgucki - bloger ukryty pod nickiem Matka Kurka - wydał Berka, który znów ruszył w posadach Salon. Dana Browna przedstawiać nie trzeba, ale liczę na spotkanie z atmosferą Florencji. Tuż obok plasują się Piaseccy - Stanisław i Sergiusz - których łączy antykomunizm i ciekawe spojrzenie na czas dwudziestolecia.
Poziomo Bohdan Urbankowski, znany mi z Czerwonej mszy i ze wspaniałej biografii Herberta Poeta, czyli człowiek zwielokrotniony, teraz wydał powieść - Ścieżka nad drogami. Fraktale. A na tej znakomitej pozycji leżą babuszki - niemal stulatki - cudne, prawdziwe, mądre, pachnące antykwariatami: Grzymała - Siedlecki, Weyssenhoff, Grabski... Długo czekałam na większość z tych książek. Tak rodzi się bibliofil;)

Na koniec życzę sobie, żebym w końcu w nowym roku znalazła czas, by leżeć i czytać, czytać, czytać... Tym, którzy mają podobne marzenia, życzę ich spełnienia:)





sobota, 14 grudnia 2013

Mała wysepka w archipelagu polskości

Czuję się jedną z wielu wysepek po wczorajszym spotkaniu z profesorem Andrzejem Zybertowiczem.
Brakowało mi takiego wykładu. W końcu miałam okazję przejść od intuicyjnego widzenia naszej rzeczywistości do dyskursu naukowego. Nasz kraj widziany okiem socjologa. Wszystko, co boli. Korupcje; przemyślne drenowanie publicznych pieniędzy; manipulacje w mediach; postkolonialna mentalność; "arystokraci" PRL; próżnia społeczna ułatwiająca rządzenie... W trakcie wykładu próby dyskusji, by wspólnie szukać odpowiedzi na pytania: Dlaczego obóz patriotyczny przegrywa wybory? Dokąd zmierza Polska? Do jakiego stopnia Tusk jest klientem Merkel, a na ile trwa w śmiertelnym uścisku z Putinem? Jak zamienić elity Polski na elity dla Polski? Co jest istotą władzy?
 Zaserwowana porcja prawdy trudna do przełknięcia przez niektórych, dlatego próżno szukać autora w popularnych stacjach. Przymykanie oczu na te problemy jest szkodliwe dla kraju i ktoś powinien wyrażać nasz interes narodowy.
Dlaczego jest tak nikłe zainteresowanie sprawami Polski?
Polacy zamknięci w kapsułach rodzinnych i w kręgach przyjaciół boją się autonomii intelektualnej. Myślenie wymaga wysiłku, więc można korzystać z gotowców, a te  podsuwają ochoczo  Wyborcza czy TVN. Ilu moich znajomych mówi "tefałenem"! Chociażby o wczorajszej rocznicy, że dzięki wprowadzeniu stanu wojennego uniknęliśmy wkroczenia Sowietów! Utrwala się legenda zbawcy ojczyzny... To może o naszych prezydentach słów kilka. Gdy o kolejno wybieranych w demokratycznych wyborach autor mówi, że zarejestrowani są jako TW "Wolski", "Bolek", "Alek", a na Kaczyńskiego nie było haków, trzeba było rozpocząć kampanię medialną, której efekty widzimy codziennie. Z kolei Polacy uczynili premierem człowieka, dla którego "polskość to nienormalność". Jaka jest zatem sytuacja Polski? Mamy państwo bez narodu oraz naród bez państwa. Mamy zorganizowaną mniejszość, która rządzi niezorganizowaną większością. Wniosek nasuwa się sam. Trzeba się organizować. Odzyskać młodych porwanych przez nurt konsumpcyjny. Przekonać do polskości najbliższych.  Odbudować tkankę narodową.

Jesteśmy słabi. Gdzie znaleźć punkty oparcia? Kto trwa i głosi prawdę już z górą tysiąc lat? Kościół katolicki, który niesie w sobie kod przeszłości. Na co skierowane jest kolejne ostrze ataków? Na instytucję małżeńską.  Kościół i rodzina ocalają polskość. Trzeba odbudować tkankę zakorzenienia w tradycji, w wartościach i narodowej godności. Gdy w dyskusji poruszono sprawę autonomii Śląska,  autor określił politykę państwa jako rozbijanie organizmów narodowych i rozwijanie regionów. Ja natychmiast pomyślałam o pisarzach, którzy umiejscawiają akcję powieści   w mikroregionach, sławią ich uroki, lekceważąc patriotyzm inny niż lokalny (taki Pilch na przykład! - standardowy przykład wypłukiwania zakorzenienia).

Profesor Zybertowicz od kilku lat lansuje pojęcie Archipelagu Polskości. To wynurzające się wysepki setek, a może i tysięcy inicjatyw na rzecz ojczyzny: kluby dyskusyjne, wydawnictwa niezależne, portale internetowe, stowarzyszenia, kluby patriotyczne, blogi [ta moja wysepka:)], fundacje, historyczne grupy rekonstrukcyjne, ruchy poparcia. To one pozwalają dotlenić tkankę społeczną i mogą przyspieszyć tworzenie nowych elit dla niepodległej Polski.

Kolejna "wartość dodana" wczorajszego spotkania to minimum patriotyczne:
- potrzebujemy własnego, suwerennego państwa,
- nie można być dobrym Polakiem, nie doceniając cywilizacyjnej roli Kościoła Rzymsko-Katolickiego w dziejach Polski,
- nie można odwracać się od tradycji ani jej fałszować.
Rozwinięcie w książce III RP. Kulisy systemu. To rozmowa profesora Zybertowicza z Joanną Lichocką. Nie tylko samą polityką nas karmią rozmówcy. Chociażby:
- Byłem świadkiem niedawno, jak dwóch mężczyzn, czterdziestolatków, żegnało się mówiąc: "Z Panem Bogiem". Na co dzień nie widzę takich sytuacji. Pomyślałem, że to jest właśnie jeden ze znaków zakorzenienia. A niechby w jakimś popularnym serialu pokazali, jak dwóch wysportowanych facetów mówi do siebie "Z Bogiem"...
- To chyba możliwe tylko w serialu "Ojciec Mateusz" i jedynie w kwestiach wypowiedzianych przez duchownego.

A ja od razu myślę o bawarskich spacerach, gdzie powszechnie pozdrawia się - 
Grüß Gott! Wyobrażacie sobie, że wchodzicie u nas do sklepu, a pani wita was: Szczęść Boże!?  Pisałam już o tym, ale bez zanurzenia w tradycji i w wartościach narodowej godności nie odbudujemy.

 Dziękuję za uwagę i tradycyjnie - Bóg zapłać!

niedziela, 1 grudnia 2013

Sentymentalny inteligent na Placu Historii

Mówimy Drohobycz, a w domyśle... Nie, nie Schulz. WIERZYŃSKI! Chciałabym dożyć tej chwili, gdy takie skojarzenia przyjdą nam do głowy, ale wątpię. Kazimierz Wierzyński - zaliczany przez wielu krytyków i pisarzy do największych poetów dwudziestego wieku - jest nieznany i niepamiętany. Kołaczą się nam jakieś fiołki w zielonej głowie, może jeszcze olimpijskie laury, ale twórczość powojenna to terra incognita. Był "źle obecny" w ludowej ojczyźnie, a powód jak zwykle ten sam: niezłomna postawa wobec komunistów i niepogodzenie się z sowiecką okupacją. Jak zostaje się lirykiem nostalgii? - o tym dzisiaj.
Wydała go podkarpacka ziemia. Piękno wschodniej Galicji, karpackich zboczy, rzek, jarów, roślinności nasyciło młodzieńcze lata życia i stało się z oddali jednym z obszarów ocalenia. Młodość to studia, podróże, ale i wojna w okopach, rosyjska niewola. Na okres międzywojnia przypada też poetycki debiut, pierwsze sukcesy i rosnąca sława. Wszedł do literatury polskiej upojony radością życia, zdobywczy, dionizyjski. Został jednym z wielkiej piątki Skamandra. Ale to wszystko wiemy!

Wakacje 1939 roku wraz z żoną spędził w ciągłych rozjazdach w nieuświadomionym przeczuciu rozstania na zawsze z Polską. Po wybuchu wojny Wierzyńscy opuścili Warszawę, by potem przez Rumunię, Francję i Amerykę Południową dotrzeć do Stanów Zjednoczonych. Wojna stanowi wielką cezurę w twórczości. Poeta służy piórem narodowi, by chociaż w ten sposób współuczestniczyć w zbiorowych doświadczeniach. Wojenny szok powoduje, że przyjmuje rolę Tyrteusza - poety zagrzewającego do walki z wrogiem. Dociera z wierszami na żołnierskie postoje, bierze udział w audycjach radiowych, wreszcie organizuje życie kulturalne na obczyźnie. W latach 1940-1946 opublikował sześć zbiorów poetyckich! Żadna antologia poezji z tamtych lat nie mogłaby obyć się bez przejmujących strof Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny, które były na ustach wszystkich, a miliony wygnańców rozrzuconych po świecie, żołnierzy, więźniów, internowanych i zagubionych powtarzało za poetą słowa ludzkiej solidarności:
Ktokolwiek jesteś bez ojczyzny,
Wstąp tu, gdzie czekam po kryjomu:
W ugornej pustce jałowizny
Będziemy razem nie mieć domu. [...]
Bo nie ma ziemi wybieranej,
Jest tylko ziemia przeznaczona,
Ze wszystkich bogactw - cztery ściany,
Z całego świata - tamta strona.
U podstaw artyzmu wierszy z tego okresu leży głębia osobistych przeżyć. Oddalenie od kraju, dręczący niepokój o rodzinę i w końcu wieść o tragicznym losie najbliższych. Wiersze zapowiadają powojenny dramat poety - decyzję o pozostaniu na emigracji. Tak rodzi się kolejny nurt poetycki - dotkliwej nostalgii, tęsknoty i wspomnień.
Ta niezwykle trudna decyzja doprowadziła poetę do głębokiej depresji i paraliżu twórczego. Jest to okres fatalnego samopoczucia i zupełnego milczenia. Z tego głębokiego kryzysu wydobył się Wierzyński dopiero za sprawą muzyki i to w dość niezwykłych okolicznościach. Za namową długoletniego przyjaciela, Artura Rodzińskiego, postanowił napisać książkę o Chopinie, jako że zbliżała się setna rocznica śmierci kompozytora. To Chopin ze swoją muzyką przyczynił się do samoodnalezienia i ocalenia poety. Na kartach biografii nastąpiła konfrontacja losu autora z losem genialnego artysty i tułacza zarazem. Cały Chopin powstał w młodości i przez całe życie czerpał, jak ze źródła, z lat spędzonych w Polsce i z jej ducha. (Żałuję ogromnie, że książka została przemilczana w czasie niedawnych obchodów Roku Chopina!)
Otwierają się oczy poety na otaczający świat. Wojna odsunęła się w przeszłość. To było jak odzyskanie utraconej wolności, powrót do samego siebie. W liryce Wierzyńskiego zaczyna się nowy rozdział.
W wielu wierszach powojennych znajdujemy ekspresję przeżyć związanych z oddaleniem poety od kraju. Emigracja jawi się tutaj jako dramat wygnania, z którego nie ma już powrotu. Świadomość własnego wygnańczego losu jest bardzo bolesna i dokuczliwa. Nostalgia okazuje się polską chorobą na śmierć:
Tam, w tej falistej za Sanem równinie
Jest dom nasz. W starość zachodzi powolną.
W jar się zapada. Z wodą, co płynie,
Można by dojść tam. Cóż z tego. Nie wolno.
Tej rozpaczy emigranckiej, która podszyła powojenną poezję, Wierzyński nigdy się nie pozbył. Będzie majaczyć w tle wielu wierszy, choć pojawią się motywy świadczące o poszukiwaniu ponadczasowych wartości, które zdolne są wypełnić sensem egzystencję.
Wyprowadźcie mnie stąd, lutnistę
ciemnego czasu i losu - prosi córki pamięci w wierszu Muzy.
Wiele wierszy z tego nurtu znajdziemy w tomikach wydawanych po wojnie w Polsce, ale były to jednak wybory wierszy pozbawione najbardziej reprezentatywnych dla twórczości poety utworów. Bo Wierzyński to poeta zaangażowany w politykę, określający się wobec  historii. Gdy zapalił się świat..., nie mógł milczeć. Rozliczył się z rzeczywistością Europy podzielonej na strefy wpływów.
Wypłosz orła z twych płócien, jak inni ptasznicy,
i na nowych sztandarach dziób wyszyj papuzi.
Od razu cię docenią szlachetni Anglicy,
Sprawiedliwi Moskale i bratni Francuzi.
(Polsko, którą przezwano)
Tak zestawił polskie dążenie do wolności i czystą ofiarę z grą interesów i obłudą polityki. Napisał  też wiersz Do sumienia świata, będący obrachunkiem z polityczną moralnością aliantów, którzy poświęcili niezależność Polski. Nic nie może wytłumaczyć straszliwej niesprawiedliwości:
Aż trzasło! Targu dobili i gwałtu:
Raz Teheranem w łeb, drugi raz Jałtą
I kraj rozcięli, jak przedtem, z dwu stron [...]
Dalej poeta oddaje sprawiedliwość męczeństwu, przypomina zaginionych bez wieści, tych, których pochłonęły choroby i głód, ludzi zamęczonych w łagrach. Głośno wypowiada się o procesie szesnastu, zabiera głos w sprawie rozwiązania Armii Krajowej. Pamięć, która jest jednym z naczelnych motywów, często powraca w wierszach. I trwa. Jak w wierszu Przepis sanitarny:
Ścierajcie mokrą krew[...]
Ścierajcie z rąk zachlapanych
Z fartuchów pod brodą,
Z kartotek bezpieczeństwa, 
Z historii udoskonalonej do kłamstwa,
Z pamięci stosowanej.
Okres zbrodni stalinowskich, wypadki poznańskie, wypadki grudniowe - to tylko niektóre z prób zastosowania owego przepisu.  Pamięć o tych, których zamęczono w więzieniach, odzywa się w Balladzie naszych czasów:
Cementem usta mu zalali,
Ryskalem pocięli mu twarz,
Butami kopali go w jądra, 
Krzyczeli:
Krzycz teraz ty,
Wzywaj pomocy świata.
To szczegółowa relacja z miejsca kaźni. Tak obchodzono się z więźniami politycznymi. Kazimierz Wierzyński odsłania ponurą prawdę o czasach, w których przyszło Polakom żyć. Nie pozwalało mu milczeć poczucie współodpowiedzialności za to, co przynosi historia. Widział milczenie świata wobec ogromu tragedii, połączone z zatratą wrażliwości.
Osobne miejsce w powojennym dziele Wierzyńskiego zajmuje Czarny polonez, poświęcony wydarzeniom i nastrojom nurtującym polskie społeczeństwo w latach sześćdziesiątych. Widzimy naród upodlony, nieufający już Gomułce, dorobkiewiczostwo i zwykłą, upokarzającą biedę inteligencji. Poeta wprost obwinia totalitarny system, który sieje spustoszenie nie tylko w sferze gospodarczej kraju, ale i w sumieniach, zniewala umysły, deprawuje psychikę, pozbawia godności. Ten tom ostatecznie zamknął poecie drogę powrotu do Polski. Towarzysz został zaatakowany personalnie:
Towarzyszu Wiesławie,
Pan powiedział, że Katyń to Niemcy
Szkoda,
Moskwa pana już za to uściskała,
Polska panu ręki nie poda.
W wierszu Wyprawa naukowa poeta mówi o wycieczce do Włoch polskich inteligentów, których nie stać ani na jedzenie, ani na hotel. Podobnie w Wyprawie fenickiej. PRL to państwo świadomie wpędzające naród w sytuację upodlenia, bo taka jest cena kłamstwa i podległości. To jest choroba z brudu, jak Świerzb:
Zaprasowaliście naród jak portki
I co z tego macie.
I zatańczymy w tytułowym Czarnym polonezie:
Cyganicho, brudna ręka,
Czarny śmiech i czarny humor,
Zatańczymy, wywróżymy,
Zabawimy, zaśmiejemy
Ich na umór[...]
Na pstrym koniu bida z nędzą,
Na umór, na umór.
Mimo wszystko w tej czarnej idealizacji słychać pogłos nadziei. W tomie jest piękny wiersz Nocna ojczyzna i tam znajdziemy pokrzepiające wersy:
Jest jeszcze miłość,
Raniona miłość
Samotna, gorzka,
Której nic nie odstraszy.
Dla "śmiesznej nędzy polskiej",
Dla sensu nad klęską
Wszystkiemu na przekór
Budować co można,
Co zbudowane
To nasze.