DOM Z PAPIERU



wtorek, 31 lipca 2012

Literacka mapa Polski

Pomysł stworzenia takiej mapy to moje marzenie. Długo dojrzewał. Planowałam, że będzie to odrębny blog, jednak stały brak czasu spowodował, że zdecydowałam się na cykl z tytułową etykietą. A że nauczyciel nie ma czasu na wakacjach? Tutaj macham i uśmiecham się do pani Redaktor z Warszawy, która czasem zagląda do papierowego domu i dba, żeby złapać moje wolne chwile, co jednak w rezultacie skutkuje możliwością zakupu kolejnych książkowych cegiełek - podwalin mojego domu.
Odwiedzanie gniazd literackich zawsze było moją pasją. Teraz więcej jeżdżę za granicę, ale dzieciństwo moich pociech to podróże po Polsce. Zamęczałam je, by nawdychały się polskości, jakbym przewidziała ich emigrację. Przed wyjazdem umawialiśmy się, że każdy ma coś dla siebie: ja muzea, wystawy, a one zamki, forty, ruiny... Szkoda, że nie było wtedy aparatów cyfrowych, bo po raz kolejny do tych miejsc pewnie już nie pojadę.  Książka obok to Polskie gniazda literackie Marka Boruckiego. To wspaniały przewodnik po siedzibach twórców naszej literatury. Autor ocala od zapomnienia domy, pracownie, ale też zgłębia biografie. Znakomita pozycja, pełna zdjęć. Współgra z moim cyklem. Polecam!

Zapraszam do Kuncewiczówki.
Pogrążona w zieleni "Willa pod Wiewiórką"  znajduje się w Kazimierzu Dolnym przy ulicy Małachowskiego. Wybudowana tuż przed drugą wojną nie była stałą siedzibą Marii i Jerzego. Przeważnie spędzali tu letnie sezony, a po drugiej wojnie wrócili dopiero po dwudziestu latach. Zawsze było to miejsce spotkań elity intelektualnej. Nie będę pisać tego, co można sobie "wyguglować". Chciałam raczej oddać ducha miejsca, a ta willa żyje.

Balustradka z inicjałami Kuncewiczów (Jerzy, Maria, Witold) i wizerunkiem wiewiórki, stąd zresztą nazwa domu.  Wiewiórek było tu zawsze mnóstwo, dawały się oswajać i motyw zwierzątka powtarza się w wielu miejscach...







... jak chociażby tu. W pokoju kominkowym dwa piękne bujaki, a na gzymsie makieta statku Kolumba.


W reklamówce dźwigam książki autorstwa znanej pary. Można je tu kupić po trzy złote! Wprawdzie wyzwanie "Marzec z Marią" już za nami, ale zachęta do czytania została.







Salonik z piecem huculskim, któremu mogę przyglądać się w nieskończoność.

 Drobiazgi przyciągające oczy.
Zajrzałam też do kuchni, do sypialni, pospacerowałam po skrzypiących schodach. Wszędzie pełno zasuszonych kwiatów, które Maria kochała i o ich suszeniu marzyła w powojennej zawierusze. Zresztą od klematisu wziął swoją nazwę kwartalnik Domu Kuncewiczów - "Klematis".
Dla tych, którym mało spaceru,  strona internetowa:
kuncewiczowka.kazimierzdolny.pl .
Mało tego! Szefowa bloguje! Na jej stronie odkrywamy tajemnice Willi pod Wiewiórką. Dowiemy się m.in., za co Piłsudski odznaczył Kuncewiczową, jak pan Jerzy w Szwajcarii odwiedził Paderewskiego, dlaczego długi nos Andersena świeci w nowojorskim Central Parku, jak Herbertowie po Kazimierzu spacerowali i czy pani Maria latała! Ja mam nadzieję przeczytać o odbywającym się dziś spotkaniu z Markiem Zagańczykiem, który opowiadać będzie o najnowszej książce Cyprysy i topole.  Bo - jak wyżej pisałam - ta willa żyje. To nie jest martwe muzeum, ale dom z duszą. Myślę, że było to marzenie jej właścicieli.

piątek, 27 lipca 2012

Sprzeciw wobec amerykańskiej amoralności

To 102. post na moim blogu. Ponieważ liczba ta niezmiennie kojarzy mi się z czołgiem, wsiadam do "Rudego" i wyruszam na wojnę do Teheranu.
Azar Nafisi Czytając "Lolitę" w Teheranie
Ile ja się nawklepywałam na allegro, żeby tę książkę mieć! W końcu wystawił ją osobnik o nicku kojarzącym się z narkotykami i każdy bał się licytować. Wygrałam, a raczej zdobyłam walkowerem za grosze. Dobrze, że tak się stało, bo gdybym przepłaciła, plułabym sobie w brodę. A miało być tak pięknie, bo przecież kocham książki o książkach! Ale po kolei.
To literatura faktu. Azar Nafisi opowiada o pobycie w Iranie na przestrzeni około 18 lat. Gdy w 1995 roku zrzekła się posady wykładowcy na uniwersytecie, zgromadziła wokół siebie grupkę ulubionych studentek i prowadziła z nimi spotkania w swoim domu.  Czwartki - przywodzące na myśl przyjęcia u króla Stasia - poświęcone były dyskusjom o literaturze. Zapowiada się bardzo ciekawie. Co czytały i omawiały? Już na pierwszej stronie pada nazwisko Muriel Spark z jej Pełnią życia panny Brodie. Czytały klasykę perską, jak np. Szeherezady Księgi tysiąca i jednej nocy oraz najważniejsze pozycje literatury zachodniej - Dumę i uprzedzenie, Lolitę, Daisy Miller, Panią Bovary.
Cel tych zajęć? Chodziło mi o to, żebyśmy czytały utwory literackie, omawiały je i reagowały na nie. Każda z nich miała prowadzić prywatny dziennik, w którym notowałaby swoje reakcje na czytane powieści oraz to, w jaki sposób te lektury i dyskusje odnoszą się do jej doświadczeń osobistych i społecznych [s.34]. Moc literatury miała wynagrodzić uczestniczki i odmienić ponurą rzeczywistość. Dziewczęta słyszały wielokrotnie słowa Nabokova, że "czytelnicy rodzą się wolni i powinni zostać wolni". Zgodnie z tą dewizą analizowano opowieści Szeherezady. Królowa i dziewice oddają życie bez sprzeciwu, czyli wyrażają cichą zgodę na panowanie okrutnego monarchy, akceptując narzucone prawa. Dopiero Szeherezada przerywa cykl przemocy, używając wyobraźni i refleksji. Dużo miejsca Nafisi poświęca Zaproszeniu na egzekucję Nabokova. Ucieczka przed okrucieństwem totalitarnego ustroju to prowadzenie zapisków przez Cyncynata - głównego bohatera. By przetrzymać fizyczny ból i tortury, zamyka się we własnym świecie. Nie chce się on upodobnić do innych, a swą postawą ukazuje, że siły zła nie są wcale wszechmocne.
I tak będzie z każdą kolejną lekturą, bo każde wielkie dzieło sztuki to akt uświęcenia, niesubordynacji wobec zdrad, potworności i nielojalności życia. [s.71]
Ale to nie książki, nie spotkania i nie studentki są główną osią powieści. Najważniejsze jest to, przed czym uciekają.  Totalitarna Islamska Republika z jej rewolucją kulturalną, która dyskryminuje kobiety, nakazuje im włożyć hedżab, poddać się kontroli obyczajowej policji... I tu następują opisy: zakaz spożywania alkoholu, kanapek z szynką, zakaz pojawiania się kobiet bez asysty mężczyzny (męża, brata), kontrola długości paznokci, rzęs, różu na policzkach, a nawet zbyt uwodzicielskiego wgryzania się w jabłko! I tak przez wiele, wiele stron. Rząd islamski jako pokaz hipokryzji i hańby. Ajatollah Chomeini usiłujący życie milionów ludzi przeobrazić w wytwór własnej chorej wyobraźni. Książka staje się bardzo polityczna, opisująca przemoc w kraju - manifestacje, naloty, więzienia, egzekucje, starcia... Czyta się ciężko, coraz wolniej... Początkowe zaciekawienie zamienia się w odruch buntu i próby wyjaśnienia. To dla mnie sprawy dalekie i obce. Może tak było, ale trudno wydarzenia oceniać z obecnej perspektywy. Początki rewolucji w Iranie to koniec lat 70. Też byłam wtedy studentką. Tam dochodziło do rozruchów na uniwersytetach, walczono o programy, o wykładowców, a ja musiałam zdawać egzaminy z filozofii marksistowskiej i z ekonomii politycznej socjalizmu. Tam młoda para marzyła o antenie satelitarnej, a ja marzyłam o kupieniu papieru toaletowego. W czasie ich rewolucji były pełne więzienia, a u nas wprowadzono stan wojenny i internowano tysiące ludzi. Tam studentki musiały kserować książki, bo znikały ze sprzedaży, a u nas powstawał drugi obieg czytelniczy i w ruch szły powielacze. Wiele bohaterek wyjeżdżało do Ameryki na studia, a w Polsce otrzymanie wizy graniczyło z cudem. To był ten sam czas!
Hedżab lub płaszcz z chustą wracają na kartach powieści dziesiątki razy. Wydaje się nam to straszne, ale przecież wiele kobiet uznaje je za symbol świętego związku z Bogiem i nosi z własnej woli. Wiele zakazów dotyczy też mężczyzn, o czym się praktycznie w książce nie mówi. To mężczyźni osądzają kulturę amerykańską jako amoralną, protestują przeciw "wywrotowym" autorom. Gdy doktor Nafisi jako kluczowe słowo charakteryzujące główne postacie - w tym Gatsby'ego -  podaje beztroskę, pan Nijazi wykrzykuje:
- Beztroska to za mało! - zareplikował. - Nie wystarczy jeszcze, żeby uczynić z tej powieści dzieło moralne. Ja pytam cię o grzech cudzołóstwa, o łgarstwa i zdrady małżeńskie, a ty mi prawisz o beztrosce? [s.171]
Niełatwo w świecie islamu zaistnieć "niemoralnej amerykańskiej kulturze". Czy należy to potępiać? Przyznaję, że niewiele mnie interesowały historia i teraźniejszość krajów arabskich, dlatego próbowałam doczytać, grzebałam na forach internetowych. Generalnie - według odwiedzających - ludzie są serdeczni, przyjaźni, a turysta przestrzegający zasad (np. kobiety nie obnażają ramion, nie pije się alkoholu w miejscach publicznych) czuje się bezpiecznie.
Natarczywie nakładają mi się obrazy z filmu obejrzanego w trakcie ostatniej podróży. "Regulamin zabijania" to relacja z rozprawy sądowej. Główny bohater -  chluba marines - zostaje oskarżony o zmasakrowanie cywilów w trakcie akcji w Jemenie. Przekonuje sąd, że demonstranci mieli broń i nie strzelano do bezbronnych. Co łączy film z książką? Nienawiść. Komuś bardzo zależało, żeby poczuć sympatię do amerykańskich bohaterów, a bać się wyznawców islamu. Książka pełna gniewu, a jeśli USA i Iran są (były?) w konflikcie zbrojnym, to nie dziwię się, że jest promowana. Lektury były tu tylko pretekstem do pokazania sytuacji w kraju. Nie na to liczyłam. Problemów poruszonych mnóstwo i pewnie tyle zdań, ilu czytających. Z szacunkiem traktuję inne religie, nie interesuję się polityką. Nawet wyrzuciłam z domu telewizor, żeby zaoszczędzić sobie straszenia mnie terrorystami.  Książka nie dla mnie - to najkrócej.

środa, 25 lipca 2012

Lato bez książek? Nie może być!

Kolejna zabawa wędruje po blogach. Tym razem wyjątkowo przyjemna, bo nie mam wybrzydzać, tylko uśmiechnąć się do ulubionych czytadeł. Uprzedzam, że słowo czytadło brzmi dla mnie jak najlepiej. Jest czas na Szwaję, jest i na Herberta. Każda książka ma swój czas i czytelnika. Zaproszona przez Kasię.eire przeszłam obok biblioteczki i wyjęłam dziesięć lektur, które przywołują miłe wspomnienia. Oto one:

1. Delphine de Vigan Ukryte godziny - o samotności i mobbingu;
2. Ludmiła Ulicka Sonieczka - na jeden wieczór, ale pojemna treściowo;
3. Mariusz Wilk Wołoka - dla znużonych upałem; tegoż autora polecam też Tropami rena;
4. Barbara Kosmowska Gobelin - walka o samą siebie, bardzo kobieca literatura;
5. Kornel Filipowicz Romans prowincjonalny - cieniutka, z takich na podróż i do torebki, opowieść o tym, co zdarzyło się po spotkaniu autorskim w małym miasteczku;
6. Ewa Stachniak Dysonans - powieść o burzliwej miłości Zygmunta Krasińskiego i Delfiny Potockiej; co ja się nadenerwowałam podczas lektury! - nasza arystokracja współpracująca z caratem, trwoniąca czas, bawiąca się, a tu kraj wykrwawiony w powstaniu listopadowym; czyta się dobrze, dlatego uważam tę książkę za zbójecką;
7. Monika Rakusa 39,9 - pośmiać się można, na miotle polatać (żartuję - to seria);
8. M.A.Shaffer i A.Barrows Stowarzyszenie Miłośników Literatury i Placka z Kartoflanych Obierek - wystawiłam w raptularzu najwyższą notę i nie zraziły mnie zarzuty blogerów;
9. Hanna Kowalewska Julita i huśtawki - polska prowincja w latach PRLu; to był impuls, by zakochać się w autorce i jej cyklu o Zawrociu;
10. D.Marcinkowska i in. Lawendowy pył - nie byłabym sobą, gdybym nie weszła w historyczny zaułek, a jeśli jeszcze to są Kresy, nie ma się co dziwić; historia o kobietach spisana przez kobiety.

Cały czas jestem w świecie książek, nawet jeśli tutaj mnie mniej. Oto ostatnie nabytki.
Od dołu dziewięć książek to efekt wakacyjnej wyprzedaży w Weltbild. Niekoniecznie ulubieni autorzy, ale takich okazji cenowych nie można przegapić. Wyżej przecudny Kufer Kasyldy. Już podczytuję niecierpliwie. Jest i najnowsze odkrycie - Zagańczyk; tutaj Cyprysy i topole, a bezskutecznie poluję na Krajobrazy i portrety. Stosik wieńczy kolejna perełka, czyli Tomasz Burek obdarzony moim sercem po lekturze Niewybaczalnych sentymentów; tutaj Dziennik kwarantanny.
Kolejne książki w drodze i jutro listonoszka znowu spojrzy na mnie jak na wariatkę...

Tyle w ekspresowym skrócie. Wracam do czytania i pisania. Przed kolejną recenzją muszę wykuć zbroję, bo spodziewam się zaciekłej dyskusji. Już za chwileczkę, już za momencik  Czytając Lolitę w Teheranie.

wtorek, 17 lipca 2012

Chorwacka odyseja

Mały kraj na wielkie wakacje - reklamują foldery. I tak jest. Trudno pisać, żeby nie popaść w grafomanię. Bo jak to brzmi? - ponad tysiąc wysp, rajskie zatoczki, lazurowe fale, współistnienie gór i morza, perły przyrody, uczta dla ciała i duszy, tysiąc lat historii, kraj lawendy i rakii... Sami widzicie, ale inaczej się nie da.
Rozleniwiona słońcem zdaję się na fotorelację.
Śródziemnomorze - kraina lazurów, błękitów i szmaragdów.  Niebo i woda prześcigają się w błękitach.










Pierwsze spotkanie z Chorwacją to Zadar. Wśród zabytków centralne miejsce zajmuje kościół św. Donata z IX w. zbudowany na rzymskim forum. Wielkie wrażenie robi też nabrzeże z morskimi organami, które grają ciszej lub głośniej w zależności od natężenia fal. Podziwiać można też najpiękniejszy na świecie zachód słońca.





Trogir  - promenada daje przedsmak piękna ukrytego w mieście.









Trogir - c.d.
Prawie Julia. Najcenniejsze dla mnie labirynty uliczek.









Trogir - piękno na wyciągnięcie ręki. Zachwycające detale architektoniczne - rozety, portale, herby, zwieńczenia kolumn...












Split - chyba jedyne na świecie miasto w pałacu. Chwilami nie wiadomo, czy spaceruje się po korytarzu czy ulicy.







Split - c.d. Westybul w Pałacu Dioklecjana.








Dubrownik - "Perła Adriatyku". Cenne mury. Miasto pełne wielkiej historii. Ci, którzy poszukują raju  na ziemi, muszą przyjechać do Dubrownika - pisał G.B.Shaw.
Tutaj - krużganki w klasztorze Franciszkanów.










Mostar w Bośni i Hercegowinie. Zrobił na mnie największe wrażenie. Najsłynniejszy Stary Most nad rwącą Neretwą z Klubem Skoczków, ale również kamienna starówka turecka, meczety, bazary z cudami rękodzielnictwa. Zapachniało Orientem i zatęskniłam za Turcją. Może za rok?






Plitwickie Jeziora - 16 jezior na różnych poziomach, połączonych kaskadami. Przejażdżka kolejką lub promem. Ulga pod wodospadem z mgiełką rozpylającą upał.








Riwiera Makarska - miejsce plażowania i spacerów.
Poddać się nastrojowi chwili i po prostu być.









Gradac - gaje oliwne osłonięte kamiennymi murkami.

Nie napisałam jeszcze o odurzeniu lawendą, smakowaniu rakii, maraski i proszku; o tym, że wszystko robi się polako...

Zatem polako wracam do siebie.

wtorek, 3 lipca 2012

Zakochani nie mają sumienia

Długo mnie tu nie było. Wyjątkowo i pierwszy raz. Dziś kolejny kiermasz rozmaitości. Najpierw o tym, skąd ta cisza.
Musiałam pożegnać godnie moje aniołki. Nie ujawniałam się tu jako nauczyciel, ale to dzieci wyjątkowe, więc płaczę.
- Bądźcie pogodni. Starajcie się być szczęśliwi.








Przyjechała też kochana Bawareczka, żeby zaopiekować się psem, kiedy wyjadę hen. Jednak w sercu kiełkuje ziarno wątpliwości, czy psina da sobie radę?






No a potem czytałam.
Najpierw "Czytając Lolitę w Teheranie". Z trudem wchodzę w problemy z innych kontynentów. Nie potrafię współczuć studentce, która zapłakana spóźnia się na zajęcia, bo strażniczki znalazły w jej torebce róż. Nie potrafię wykrzesać nienawiści do muzułmanów za to, że bronią swojej cywilizacji przed zachodnim światem. Gdy czytam o "terrorze" w Iranie, to paradoksalnie myślę o sytuacji polskich kobiet i o dźwiganych przez nie brzemionach. Ale to temat na osobny wpis i o lekturze Nafisi szerzej po powrocie z wycieczki.
Mało romantyczna ostatnio jestem, bo kolejna książka też wywołała odmienną reakcję niż oczekiwana. Zdziwiłam się, że pojawiła się w księgarniach Pasja według św.Hanki Anny Janko, a tu żadnych zachwytów,  i z recenzjami mizernie... Teraz już rozumiem. Przyznaję, że byłam wielbicielką autorki po Dziewczynie z zapałkami. Wprawdzie uwierał mnie relatywizm, ale równocześnie urzekał język. Tu już sam poetycki styl nie wystarczył. Jestem łakoma na piękne słowa. Po codziennym obcowaniu z pospolitością, a często i dookolną ordynarnością, tęsknię za spacerem wśród metafor. I były, ale opowiedziana historia wysuwała się na plan pierwszy. Kim są bohaterowie?
Ona - Hania; ma trzydzieści siedem lat. To dużo dla tych po dwudziestce. To mało dla tych po czterdziestce. Nie umie być niekochana i te jej poszukiwania miłości zatrzęsą życiem kilku rodzin.
On - Paweł, zwany Pawiem. Zdradzany mąż. Żeby jednak na świecie było sprawiedliwie, ma też gdzieś tam  swoją Marlenę.
Dzieci - były jakieś dzieci. Chłopiec i dziewczynka. Szczęśliwie już podchowane, zżyte już z życiem.
Mat - poetyczny bardzo. To nic, że mąż i ojciec. Nikomu to nie przeszkadza.
I toczy się gra. Każdy w kimś jest zakochany. Hanka w obu mężach - swoim i cudzym. Więc (nie zaczyna się zdania od więc) studiujemy anatomię zdrady. Mamy słodkie pożądania miłosne, emocje, rozterki, dumania, panikę, rozpacz, zatracenie, rozstania, łzy, niepewność...
- Kocham cię - mówi do męża, myśląc o kochanku.
- Tęsknię bardzo, ale Mat jest daleko. Więc obejmuję Pawia...
I uprawia Hanna turystykę sercową. Kocha się raz z jednym, raz z drugim. W pewnym momencie nawet dochodzi do "sprawiedliwego" podziału rodziny: syn zostaje z tatusiem i dziadkami, a mama z córką lądują u kochanka, który rozstał się z rodziną. I tak kilkakrotnie.
Czytam, czytam, patrzę, a tu dopiero 86. strona. Przede mną jeszcze prawie 300! Nudzi trzystronicowy opis pierwszego pocałunku. Mam dość tańców warg i języków. Wprawiają w zdumienie wtrącenia o dziecięcym bujaniu się na koniku [nie używam wszystkich słów, by uniknąć niepożądanych wejść], o podpatrzonym nagim ojcu, o zabawach pięciolatki z podwórkowym kolegą... Po co to? Jak się mają te wspominki do fabuły? Zamieszczone li tylko po to, by wprowadzić tanią sensację?! Czuję, że ocieram się o tani erotyk. Gdy szukam sensu, czytam:
Czuję się jak Barbara Niechcicowa, co sobie tylko papieroska zapala i w oknach staje, by oglądać swój jednostajny krajobraz wewnętrzny. Za oknem pory roku się zmieniają, raz słońce, raz deszcz, ludzie to w jedną, to w drugą stronę chodzą, a ona stoi i wciąż delibruje nad tym, że jest nie tu, gdzie by chciała, nie z tymi, co sobie wymarzyła, i robi nie to, co powinna... No to zróbże coś ze sobą, kobieto! Odważ się, spakuj się, napisz list, wyjedź, zaryzykuj! [s.182]
Czyli o to chodzi! Żeby kobiety porzuciły rodziny, szły za głosem miłości, zrzuciły kajdanki (jest analogia między kajdankami i małżeństwem w j.hiszpańskim), bo rola Matki Polki to inwalidztwo. [s.81] Trzeba ubogacać ten nudny wewnętrzny pejzaż.
Cała książka - według mnie - to niemoralność opakowana w piękne słowa. Nie dla mnie oswajanie zdrady. Nie dla mnie schizofrenia podwójnego życia. Z trudem doczytałam. Zamknęłam z ulgą. Oddalam się od świata Anny Janko.

Wyjeżdżam z mężem, zawsze tym samym. Nie będzie mnie do połowy lipca. Za to potem - czytelniczy raj.