DOM Z PAPIERU



sobota, 17 listopada 2012

Świat na wyciągnięcie ręki

Ja to też jestem trochę taki Janosik. Aparatem fotograficznym i długopisem kradnę cudowne widoki i piękne chwile i potem rozdaję tym biedakom, którzy gdyby wyjechali na miesiąc, to padłaby im firma. - opowiada Leszek Szczasny. Z przyjemnością wzięłam część łupów, ciesząc się ogromnie, że i w moje strony zawędrował ten globtroter, pasjonat, indywidualista. Spotkanie bardzo potrzebne, żeby wytrącić mnie z jesiennej chandry i przypomnieć, że gdzieś świeci słońce i czeka świat.
Bohater spotkania obdarzył nas gawędą snutą na tle multimedialnej prezentacji. W roli głównej wystąpiła Turcja. Kraj bardzo przyjazny Polsce. Relacja z podróży nietypowa, bo zazwyczaj pan Leszek  (leszek po węgiersku znaczy podglądanie, więc jeździ, podpatruje, zagląda pod wszelkie podszewki...) omija metropolie. Tym razem zatrzymał się w Stambule i ukazał nam kolorową rzeczywistość jedynego na świecie miasta położonego na dwóch kontynentach. W praktyce oznacza to np. codzienną jazdę do pracy z Europy do Azji. I taki to kraj - Turcja - zawieszony między europejskością a orientem. Piękne zdjęcia to kolejna pasja podróżnika. Uchwycone szczegóły, codzienność. Kto ciekaw, może obejrzeć na stronie www.leszekszczasny.blogspot.com . Gdy słuchałam, oglądałam, trudno mi było uwierzyć, że to efekty niskobudżetowych wypraw. Minimalizowanie plecaka, dobra mapa, "język w gębie" (politolog) i aparat wystarczą, żeby spełnić marzenia. Przywieziony z wyprawy materiał pisany i fotograficzny stał się impulsem do napisania pierwszej książki. 
Pochłonęłam i będę wracać. Esencjonalny styl pisania, przekonujący. Autor nie miętosi słów "przepiękne", "fantastyczne", a pewnie mógłby. Wyleczony z "pałacowania" (zwiedzania zabytków), nie czuje się marionetką aparatury turystycznej, ale niezależnym obywatelem świata. Brak towarzysza podróży pozwala mu na dialogowanie z kartką, a przede wszystkim na otwarcie się na przypadkowych ludzi. Zezwala też na wybór drogi przez intuicję. Z książką poznaję Ukrainę tęskniącą za lepszym światem, Hiszpanię niechętną autostopowiczom, Grecję, która chce być nazywana Helladą. Dostaję też rzetelny, subiektywny raport bałkański. To niefolderowe oblicza krajów. Tak można pisać tylko wtedy, gdy zwiedza się inaczej. Czyli jak? Marszruty i autostop. Spanie "na dziko" - w grocie, pod balkonem, w lasku, przy ścianie meczetu... A przed zaśnięciem na niezależnym legowisku, spektakl TV NIEBO i zapis w notesie: Cały świat i ja pod jednym drzewem! Największe zmartwienie? Żeby stopy się z butami dogadały. I maksyma autora: Nie chwytaj rzeczywistości - zachwycaj się nią!     W trakcie spotkania autor opowiadał również o pobycie w Mauretanii, więc o afrykańskich penetracjach będzie kolejna książka. Czekam!

Teraz dla tych, którzy lubią, gdy wyglądam spod nicka. Do blogowej zabawy zaprosiła mnie Beata, kochająca Firmina:) Dziękuję i spróbuję krótko odpowiedzieć na pytania.

Niektórzy ludzie sądzą, że można robić wszystko, bo żyje się tylko raz i dlatego trzeba łapać każdą okazję. Natomiast ja uważam, że właśnie dlatego, iż żyje się tylko raz, nie można robić wielu rzeczy, na przykład zawstydzających lub niegodnych, bo już nie będzie się miało drugiego życia, aby to naprawić” (Waldemar Łysiak).  Jakie jest Twoje credo życiowe?
Łysiak ma zawsze rację. Moja krótsza wersja: Bądź dobry, mimo wszystko.

Co Cię ostatnio bardzo ubawiło?
Sporo  ostatnio namieszałam w życiu, więc gdy do klasy nagle bez pukania weszli uzbrojeni, umundurowani dwaj panowie, bez wahania podałam ręce ... do skucia. W końcu okazało się, że przyszli dać dzieciom odblaski;)

21 listopada obchodzimy Światowy Dzień Życzliwości. Czy i jak zamierzasz ten dzień uczcić?-
Postaram się nie zwracać uwagi na zrzędzenie R.

Jaka jest Twoja ulubiona anegdotka?
Biskup przyjeżdża do szkoły specjalnej. Pyta dzieci, kim chciałyby zostać w przyszłości. Nagle Jasio:
- Ja to chciałbym na biskupa.
- No ale to trzeba do takiej specjalnej szkoły chodzić...
- No i chodzę.

Książka, którą powinno znać każde dziecko polskie
"Elementarz małego Polaka. Historia dla najmłodszych" J.J.Szarek, Wyd. Rafael

Jakich słów nadużywasz?
Ja, mnie, moja...

Życie jest zbyt krótkie, żeby… czytać kiepskie książki i pić marne wino.

Odpowiedz Woodemu Allenowi: „Co zro­bisz, gdy ktoś ci przys­ta­wi nóż do szyi, a ty aku­rat dos­ta­niesz czkawki? "
Proszę o coś do picia.

Idealny czytelnik to taki, który... myśli.

Moje ulubione miejsce w Polsce to…  moja gawra; alternatywnie - bieszczadzkie połoniny.

Jakie są Twoje najlepsze sposoby na jesienną chandrę? 
Grzaniec, książka, muzyka.


sobota, 3 listopada 2012

Psy szczekają, karawan(a) jedzie dalej

Uprzedzam - kto nie lubi Łysiaka, niech nie czyta, bo będzie "ku czci".
Najnowsza produkcja Waldemara Łysiaka KARAWANa literatury w zapowiedziach miała zadziałać jak  granat wrzucony w środowisko. I tak jest. To rozprawa o stanie współczesnej literatury. Już sam tytuł nośny, pojemny, oddający temperaturę opinii i zapowiadający, że nudno nie będzie. Oj, nie będzie! Analiza celna, dosadna, z pewnością wywoła lawinę głosów. Łysiak potrafi. Tylko tutaj mieszanka wybuchowa erudycji i kolokwializmów, cytatów i kontrowersji. Jestem dumna z siebie, że "przylegam" w wielu opiniach, że pojawiały się na moim blogu nazwiska wywoływane przez autora, a przemilczałam "dzieła", które nie zasługują na rozgłos. Pewnie czekacie na konkrety.
Zacznę delikatnie. Próbka stylu. Wspominałam ostatnio Goetla i Wańkowicza. Te dwa tuzy nie darzyły się sympatią, jednak literaci potrafili subtelnie wymierzać ciosy. Na pytanie w ankiecie londyńskich "Wiadomości" - Kim chciałbyś być, gdybyś nie był pisarzem? - Goetel odpowiedział: Chciałbym być Wańkowiczem. I tak już będzie - inteligentnie, dowcipnie, choć chwilami powieje smutek.
Z początkiem zgodzimy się pewnie wszyscy, że kulturę - szczególnie wysoką - dotknął kryzys. Przyczyn jest wiele. Bardzo bolesną jest ta, że to sami "literaci" mordują naszą literaturę. W szkole nauczyli się czytać i pisać, a potem już nie męczą się stylem ani gramatyką. Dla nich to autor ukuł określenie, że są twórcami literatury laptopowej (bo jedzie sobie pani/pan w pociągu i klika, tworząc kolejny bestseller). A czytelnik często gęsto myli pseudoliteraturę z prawdziwą literaturą. Dalej wymieniamy: hołdowanie "multi - kulti"; umasowienie studiów wyższych produkujących ćwierćinteligentów nie mających pojęcia o dorobku cywilizacyjnym; mylenie wolności ze swobodą, co skutkuje emancypacją pornografii i zboczeń... Jak nie przytaknąć, gdy miałam ochotę wyjść z teatru, bo spektakl zaczął się od sceny masturbacji! (zresztą ostatnio nagłaśniany film "Obława" też pokazuje akowców jako prymitywnych ludzi z zaburzeniami psychicznymi, którzy zachowują się podobnie). A "młodzi, wykształceni z dużych miast" świecą światłem odbitym i nie są zdolni do rozumienia aluzji, obrazów, odwołań kulturowych (też obserwacja z tego tygodnia - kierowca przez CB pyta o ulicę Boya-Żeleniewskiego!). Powstają także dobre książki, ale te są zamilczane przez media. Cisza recenzencka to śmierć literacka takich autorów, jak chociażby Narbutt, Urbankowski, Kąkolewski, Zalewski... (pisałam, pisałam! - oprócz Zalewskiego). Profesor J.Staniszkis celnie puentuje: Chodzi o to, aby ważne sprawy mówili tylko swoi. A wywoływany również przeze mnie wielokrotnie B.Urbankowski dodaje: Trwa akcja wyrzucania z publicznego dyskursu J.M.Rymkiewicza, W.Łysiaka, B.Wachowicz. Nie tylko autorzy są objęci aksamitnym totalitaryzmem, ale także tematy. Niemile widziane jest pisanie chociażby o ludobójstwie na Wołyniu czy o współpracy z bezpieką.  Na wszystko radę miał Hemar i jego wiersze przeplatają tekst Łysiakowy często:
Jedna jest na to rada, jedyna kuracja:
Humor i wykształcenie, i cywilizacja.
Czas na świętych literackiego Salonu  RP. To duże nazwiska: Miłosz, Lem, Szymborska, Mrożek, Barańczak, Brandys, Konwicki, Kapuściński, Gałczyński, Zagajewski, Kornhauser, Gombrowicz, Szczypiorski, Kosiński... Straszą te upiory PRL-u, nie wolno ich karcić, trzeba klaskać. Musimy wybaczyć, nie wracać, nie grzebać...
Po kanonizacji gwiazd promuje się nowych pupili (Gretkowska, Tokarczuk, Kuczok, Tryzna, Huelle, Chwin, Pilch, Stasiuk...). Ci literaccy faworyci sprzedają bełkot zwany intelektualnym terroryzmem. Jeśli ktoś ośmieli się mieć inne zdanie, zostaje oszołomem i wysyła się go do Ciemnogrodu. Ten dzisiejszy parnas Łysiak obudowuje cytatami, a nader często posiłkuje się Nocnikiem Żuławskiego. Nocnik - to odwrotność dziennika, bo nocą pisany. To również naczynie na nieczystości. Na tyle wstrząsnął hierarchiami literackimi, że został wycofany z księgarń, a zdobyć go można jedynie za horrendalną cenę. Żeby zneutralizować opinie Żuławskiego, w szranki stanęła Manuela Gretkowska, pisząc Trans. Akurat tej książki nie czytałam, bo już po wcześniejszej lekturze Polki wiedziałam, że po tę autorkę nie sięgnę. O pojedynku - w Karawanie...
Później czas na rankingi. Na ile są wiarygodne, niech świadczy fakt, że w plebiscycie na wokal wszech czasów w 2007 roku zwyciężyła Doda, jaką zatem wartość ma demokratyczny wybór przez literacki salon Gombrowicza jako pisarza wszech czasów? Zatem niewiele wspólnego z dobrą książką mają listy, kanony, sondaże sprzedawalności, co  uzasadnia we fraszce S.J.Lec:
Najwyższa stajenna ranga
nie zmieni osła w mustanga.
Że nagrody są upolitycznione, widać chociażby na przykładzie Nagród Literackich imienia  J.Mackiewicza oraz Nike, gdy ta druga ma wsparcie 90% mediów. Wspomnę tutaj wręczenie nagrody w 2009 roku za tomik Piosenka o zależnościach i uzależnieniach, gdy moje raptularzowe pisanie nie mogło ujrzeć światła dziennego (i nie ujrzy), ale zdradzę fragment dotyczący  AM, który z uśmiechem wyraził chęć zaspokojenia ciekawości, jak smakuje  gulasz z orła białego. Bardzo śmieszne to było. Od tego czasu transmisji nie oglądam. Czekam natomiast na werdykt 11 listopada z nadzieją, że laureatem zostanie Płużański, o którym oczywiście pisałam. Podobnie jak o Krasińskim, Rymkiewiczu, Myśliwskim, Wenclu...
Nie inaczej wygląda sprawa z Noblem. Trafione werdykty to około 20% laureatów. Tu decydujące znaczenie mają łapówki, lobbing, naciski, a dzięki kompromisom nagrodę dostają trzecioligowcy, o których nikt dziś nie pamięta. O zasługach naszych noblistów - nie po raz pierwszy - pisze Łysiak. Literatów niegodnych laurów pocieszą rymy Hemara:
Musi być jakieś za życia
Odszkodowanie
Dla tych, z których po śmierci
Nic nie zostanie.
Czas na wycenę generalną. Bardzo spodobało mi się określenie A.Nasiłowskiej - literaturka. Mówi wiele o stanie najnowszej polskiej literatury. Gdy się nie cmoka, to się nie jest człowiekiem kulturalnym, inteligentem. Beletrystyka coraz dalej odchodzi od pięknego stylu i szeleści papierem, miast śpiewać talentem. Bo dziś pisać każdy może. Tu kłaniają się reminiscencje targowe, gdy przejścia zablokowali fani produktów książkopodobnych, powołanych do życia przez dziennikarzy, polityków, sportowców, aktorów... To pisarstwo niepisarzy sprzedaje się tak samo jak dobra literatura!
To oczywiście tylko niektóre problemy poruszone przez autora. Bo jest jeszcze o wojence z Rymkiewiczem, o relacjach z Ziemkiewiczem (bo jak endek może dogadać się z piłsudczykiem?). Sporo miejsca zajmuje sprawa lustracji i tu autor nie oszczędza też siebie (wspomina o werbowaniu jako agentki żon literatów, tu: żona autora!; o rozstaniu pisał wcześniej w powieści Dobry). Odsłania drugą twarz kultowych gwiazd mediów, z czym nie wszyscy umieją się pogodzić...
Czy pocieszeniem może być fakt, że opisywane zjawisko pozostawania z tyłu literatury przez duże L jest globalne, nie tylko nasze polskie? Że bestsellerami są produkty Rowling, Tolkiena, Browna, Coelho, a publika daje się nabrać na pseudoartystyczną pseudogłębię? Mnie to nie poprawia humoru.
Zdaję sobie sprawę, że wiele osób z powyższymi poglądami się nie zgadza. Pisałam onegdaj w komentarzach, że wobec Łysiaka nie można być letnim. Wybór to gorący lub zimny. Ja w dalszym ciągu trwam wiernie w Klubie Łysiakomanek, chociaż dzieli nas ... Piłsudski. O tym w przyszłości.

Wszystkie słowa wyróżnione kursywą są cytatami z książki Waldemara Łysiaka Karawana literatury, Wydawnictwo Nobilis, Warszawa 2013