DOM Z PAPIERU



sobota, 23 maja 2015

Norwidiana...



O Jezu, Jezu!... Ty, któryś z Proroków,
Ani z Zakonu i słowa nie zmienił,
Tylkoś je, na kształt chmur, na kształt obłoków
Promieńmi słońca-wolności zrumienił.
Prawdziwy Boże i człeku prawdziwy!
Który Cesarstwo-cesarstw tego świata
Umiałeś spożyć gałązką oliwy,
TY - pobłogosław nam, w poddaństwie kata.
Niech niewolniki nie będziem ludzkiemi...

23 maja 1883 roku zmarł w Paryżu nasz największy poeta - Cyprian Norwid. Jego ostatnie słowa: Przykryjcie mnie lepiej... Od wielu dni leżał skulony, odwrócony twarzą do ściany, oplątany czarną nicią depresji... Głośno szlochał... Wszystko dla mnie za późno...

niedziela, 10 maja 2015

Zastygły majestat minionego świata...

Maj nabrzmiały patriotyzmem... Kojący spacer po Łyczakowskiej nekropolii  porusza polskie serca i wywołuje pochód cieni. Skupić się na wymiarze historycznym czy artystycznym? Złożyć hołd przedstawicielom nauki czy polityki? Pióra czy pędzla? A może lutni? Tylu ich! Jakże aktualne wydają się słowa Ignacego Krasickiego: Pokażmy światu przez chwalebne blizny, co może miłość chwały i ojczyzny... Tu niemal każdy nagrobek szepcze po polsku... Czasem opasany biało-czerwoną... Bywa i orzeł, który przycupnął na cokole i nie odleciał, choć Lwów poddał się powojennemu porządkowi. Zaciszny mogilnik otwiera zapomniane alejki, nakazuje pochylić się, przeczytać zatarte epitafia choć szeptem... Czas na literackie dziady  - wszak 2 maja, czyli wiosenne święto zmarłych, a to blog z literaturą w tle...
 Dziady już na zawsze kojarzyć się nam będą z Mickiewiczem, podobnie jak Ordon - patron szańców dzielnie opierających się moskiewskiej zarazie. I recytuję z pamięci: Bóg wyrzekł słowo stań się, Bóg i zgiń wyrzecze...
Długo moja ukochana Maria czekała na znicz, ale jestem. Poetce ludu polskiego zawdzięczam śpiewne dzieciństwo, łzy nad niedolą szkapy, bajanie krasnoludków, a dziś świadomość zagrożenia ze strony niemieckiej i hymn aktualny wciąż...

Towarzyszy jej Władysław Bełza, który pogodził się w końcu z tym, że został w zbiorowej pamięci li tylko autorem polskiego katechizmu dla dzieci i wciąż - jak nasz kraj długi i szeroki - babcie i dziadkowie pytają małych patriotów:
- Kto ty jesteś? - Polak mały. - Jaki znak twój? - Orzeł biały...
- Kto ty jesteś? Polka mała. - Jaki znak twój? - Lilia biała...

Karol Szajnocha - kto go jeszcze pamięta? A był wybitnym polskim historykiem, a także poetą i literatem. Ówcześni nazywali go "brylancikiem literatury". Dziś już nie błyszczy... Dobrze, że piaskowiec trwalszy od ludzkiej pamięci...





Nie daje o sobie zapomnieć Gabriela Zapolska - aktorka, ale i pisarka! Pomysłodawca nagrobka kazał wyryć na bocznej ścianie tytuły dramatów i powieści.  Sporo tego! Pomysł przedni.




Nad innymi góruje zaklęty w kamień Seweryn Goszczyński. Świadczył życiem, co mu bliskie, stąd udział w powstaniu listopadowym, a także płodność pisarska - zostawił po sobie garść niezapomnianych wierszy patriotycznych. Został w naszej pamięci poetą małej ojczyzny, jak również krytykiem Fredry, co to nadawał "niepolski" charakter swoim komediom.




I przeskok do współczesności... Zbałamuciłam przewodnika, bo Lwów nieodmiennie kojarzy mi się z Herbertem. Stanęłam wzruszona nad grobowcem rodzinnym Poety Niezłomnego. Z jego poetyki pamięci:
ocean lotnej pamięci
podmywa kruszy obrazy
w końcu kamień 
na którym mnie urodzono
co noc
staję boso
przed zatrzaśniętą bramą
mego miasta
Jeszcze raz wracam myślami do miejsca, gdzie pierwsze kroki stawiał ten poeta wielokrotny... Słynna Łyczakowska 55...








Spacer kończy Łyczakowski Panteon, gdzie spoczywają cztery pokolenia bojowników o naszą wolność: kościuszkowscy i napoleońscy, listopadowi, styczniowi, a w końcu najmłodsi obrońcy Lwowa. To święte pole, gdzie całe bataliony legły pokotem w mogiłach. Jak lwy porwali się do broni, a wobec ich męstwa i pogardy śmierci blednie sława termopilskich zwycięzców...
Orły i Orlęta mają pośród siebie tego, który dowodził obroną miasta w 1918 roku. Ocalił miasto i służył dalej, by jeszcze raz w 1920 roku postawić tamę bolszewickiej nawałnicy. Zwycięski generał Tadeusz Jordan Rozwadowski - podobnie jak wszyscy mężczyźni z jego rodziny wykuwający ostrzem bagnetów przynależność do Rzeczypospolitej - udowodnił, że walka o wolność, gdy raz się zaczyna, z krwią ojca dziedzictwem przechodzi na syna... (A.Mickiewicz).
Wróci ta znakomita postać na łamy bloga...


Jeszcze jedno miejsce, gdzie wycieczki rzadko docierają. Na malowniczym wzgórzu ukryta "ziemia mogił i krzyżów" z czasu powstania styczniowego. Zadbane, odrestaurowane nagrobki dają nadzieję niezapomnienia...




Czas skończyć spacer po lwowskiej nekropolii. Zatrzymuję pod powiekami zasmucone anioły, żałobne płaczki, omszałe pomniki spowite kirem... Wrócę z naręczem kwiatów i zapalę znicze... Znicze pamięci...

wtorek, 5 maja 2015

Ten drogi Lwów, to miasto snów...



Tęskniłam do tego miasta od zawsze. Czytałam...
Są na świecie miasta - słońca i miasta - planety. Te pierwsze świecą blaskiem własnym (Rzym, Florencja, Paryż), te drugie blaskiem odbitym. Pośród miast – planet Lwów świeci najjaśniej, bo wszystkie blaski odbija naraz. (Roberto Salvadori)

Parandowski wspomina:
Chyba nigdy nie spieszyłem się w tym mieście – każda droga była spacerem. Jest to miasto wielkiego umiaru, którego nie umiem sobie objaśnić...

Dotarłam i do Hemara:
Ja rodem z Polski
Z pewnego miasta, które
Było polską Florencją
Przez swą architekturę
Świetnego renesansu
Wspaniałego baroku
Wież, katedr i kamienic.

Wreszcie ukochany Herbert:
Na samym rogu tej starej mapy jest kraj, do którego tęsknię. Jest to ojczyzna jabłek, pagórków, leniwych rzek, cierpkiego wina i miłości. Niestety, wielki pająk rozsnuł nad nim swą sieć i lepką śliną zamknął rogatki marzenia. Tak jest zawsze: anioł z ognistym mieczem, pająk, sumienie...

Dałam się unieść marzeniom... Po przekroczeniu granicy przyglądam się ciekawie maleńkim domkom z bezkwietnym obejściem, za to z gromadkami kaczek i gęsi drepcących wokół stawików. Czas się zatrzymał... Dalej wzdłuż drogi chaszcze, czasem przeplatane zagonami zapełnionymi krępymi postaciami wymachującymi motykami...
Wjazd do miasta anonsuje turkot kół podskakujących na bazaltowej kostce pamiętającej czasy Franciszka Józefa. Postanawiam niczemu się nie dziwić... Przestawiam zegarek i zanurzam się w tutejszym czasie... A właściwie bezczasie...

Rzędy kamienic, do niedawna pozbawionych numerów, bo we Lwowie nie było dwóch takich samych! Między nimi przemykają trolejbusy, tramwaje, a samochody jeżdżą według tylko sobie znanych zasad. Zaułki przetykane soczystą zielenią, a nad całością górują kopuły kościołów i cerkwi. Urokliwie. Zaglądam tu i tam. Zaliczam obowiązkowe punkty turystycznego grafiku, a więc Rynek, gdzie jedna pierzeja ciekawsza od drugiej, a rogi ozdobione pomnikami. Sprawdzam, czy pod ratuszem stoją lwy, te polskie lwy. Stoją. Później idę pokłonić się wieszczowi, by wreszcie zachwycić się oblepionym  złotem budynkiem Opery Lwowskiej. Czas na przekąskę. Najlepiej smakuje w Zbrojowni wśród toporów i mieczy. Chłonę śpiewny język, z trudem, ale i z przyjemnością przypominam sobie zakopane w niepamięci słowa. Szukam Polaków, zagaduję – w sklepie, przed kościołem... Wchodzę na polską majówkę i zachwycam się cudnym śpiewem! Klęcząca obok dziewczyna wyglądająca niczym anioł, kornie chwali Polską Królową... Dziękuję jej przy wyjściu, wzruszenie ściska...

Atrakcje dawnych wieków mieszają się ze współczesnością. Ale miałam się nie dziwić! Trudno nie zatrzymać się przy grajkach, których poziom wskazuje przynajmniej na konserwatorium muzyczne! Z sacrum spadam do profanum, bo oto stragan z papierem toaletowym z nadrukiem Putina... Wśród pamiątek kłują w oczy banderowskie flagi, ale podoba mi się  promowanie folkloru. Nawet dziecięce body z tradycyjnym haftem krzyżykowym, a zgrabne dziewczęta przyodziane w dżinsy dumnie zadzierają głowy przyozdobione ludowymi wiankami! Nie do pomyślenia u nas! Ale przecież miałam się nie dziwić... Niespodziewanie zapada mrok, więc kryję się w kawiarence, gdzie onegdaj Marysieńka czekała na lubego Sobieskiego... Sączę grzaniec... Czas wracać do hotelu...

I tak oto nastał dzień drugi... Siąpi... Nic to, bo najważniejsza jest pogoda ducha! Zakupy i pamiątki, wśród których nie może zabraknąć matrioszek i wódki. Bo we Lwowie są dwa rodzaje alkoholu – dobry i bardzo dobry. Pół litra to wydatek rzędu 6 zł. Zachęta dla Polaków – by przyjechać – jest ;) Koniecznie zaliczam książkowy bazarek, z żalem zostawiając przedwojenne pocztówki (zakaz wywożenia antyków, czyli przedmiotów sprzed 45 roku)... Ruszam w poszukiwaniu polskich korzeni, czyli na Łyczaków... ale o tym następnym razem.