DOM Z PAPIERU



niedziela, 21 września 2014

Rabunek polskich dzieci

Głównym celem niemieckiej polityki historycznej jest rozmywanie odpowiedzialności za zbrodnie wojenne. Zła historia ma być zastąpiona nową, pasującą do unijnych standardów, a Niemcy hojnie dzielą się winą z innymi narodami (czytaj - z Polakami). Na nic protesty strażników pamięci w odniesieniu do "polskich obozów koncentracyjnych", bo przecież chodzi jedynie o skrót myślowy! Po upamiętnieniu cierpień wypędzonych i wystawieniu im muzeum, w sierpniu w przeddzień rozpętania szatańskiej wojny ogłasza się wszem i wobec uchwalenie Dnia Pamięci Wypędzonych, który to nasi sąsiedzi będą świętować od przyszłego roku 20 czerwca. A pierwszego września niemieckie media emitują film "Nazi matki, nazi ojcowie" (czy jakoś tak), w którym polscy żołnierze podziemia mają zakazane gęby, a przy okazji mordują Żydów. O nagminnym zastępowaniu określenia "niemiecki" słowem "nazistowski" już wspominałam przy okazji zwiedzania KL  Dachau. To ja się pytam - jakim językiem posługiwali się ci naziści? Bo na świecie już nawet studenci wiedzą, że mówili po... polsku!
 W tym świetle zajmę się dziś tymi, którzy zapłacili cenę najwyższą - dziećmi. Wśród kilku milionów polskich ofiar wojny to dzieci stanowiły jedną trzecią z tej liczby! Bezbronne, bezwolne, wyrwane niczym serce narodu. Ginęły w płomieniach, w egzekucjach, przeszły przez obozy koncentracyjne, były wyszarpywane z matczynych objęć, uśmiercane w placówkach "opiekuńczych"...  Dziś to niewygodna prawda. Czeka się na śmierć tych, którzy przeżyli hekatombę i już za parę lat nikt nie zaświadczy, że uczestniczyli chociażby w eugenicznym procederze, w wyniku którego około 170 tysięcy polskich dzieci zostało zgermanizowanych i często do dziś nie wiedzą, że są Polakami. Czy dezinformacyjną politykę niemiecką zmieni jeden film o Lebensborn albo książka wycofana z biblioteki?
Zatem zaczęłam skwapliwie zbierać świadectwa, a wśród autorów powtarza się niezmiennie nazwisko Romana Hrabara. To prawnik związany ze Śląskiem, który poświęcił życie, by szukać dzieci porwanych i poddanych germanizacji. Wydał - nie bez przeszkód (bo nagle ginęła dokumentacja) - kilka publikacji o charakterze popularno-naukowym. Wprost pisze o kradzieży polskich dzieci, badaniach rasowych, adoptowaniu przez niemieckie rodziny. Jeśli ktoś nieświadomy westchnie w tym momencie, po co Niemcom byli "podludzie", to przypominam, że zabieg ten był pomyślany jako transfuzja świeżej krwi dla zniszczonego biologicznie vaterlandu. W czasie II wojny uprowadzono i poddano germanizacji przeszło 200 tysięcy dzieci polskich! Mało wie o tym nasze społeczeństwo. Hrabar opisuje dokładnie plany akcji rabunku i grozę metod. Dzieci "znikały" z przytułków, ze szpitali, szkół, a często wprost z rodzinnych domów. Selekcja rasowo-wartościująca miała na celu określenie, czy dziecko nadaje się do zniemczenia. Celem zatarcia śladów pochodzenia dziecka Niemcy dokonywali zmiany nazwisk, imion i dalszych personaliów, wystawiając fałszywe dokumenty. Z reguły zachowywano od jednej do trzech liter początkowych nazwiska, a np. Mikołajczyk stawał się Micekerem. Często zdarzało się, że dzieci pomordowanych ofiar terroru przebywały po "troskliwą" opieką morderców!
Takim przykładem jest Alojzy Twardecki, który na zawsze miał zostać Alfredem. W swojej Szkole janczarów opisuje, jak żył w niemieckim środowisku i stał się typowym produktem germańskiego wychowania zachłystującego się wizją wielkich Niemiec i wielbiącego Hitlera. Jak czuł się w momencie, gdy upomniała się o niego polska matka, a przed domem pojawił się samochód z ludźmi, którzy chcą go ukraść niemieckim rodzicom i dziadkom? Ukrywany przez przybranych rodziców nie wróciłby do ojczyzny, gdyby nie śmierć Mutter i kolejny związek ojca. Zbuntowany nastolatek na znak protestu przyjeżdża do Polski, gdzie spotyka się z druzgocącą nowością, nieprawdopodobieństwem i  zaczyna żyć niczym w transie. Matka opowiada:

Słuchałem historii o heroicznych zmaganiach uczestników Powstania Warszawskiego, o bohaterstwie dzieci Warszawy, o Armii Krajowej, zamachu na Kutscherę i Cafe-Club, o potężnym ruchu partyzanckim... i traciłem poczucie rzeczywistości. Przecież nic o tym nie wiadomo w Niemczech! Polacy nie mają przecież zmysłu organizacyjnego, jak oni to zrobili? Niewiarygodne! A te bzdury o obozach koncentracyjnych! Nikt u nas nie dawał temu wiary i nie tylko u nas. Spotykałem Amerykanów, którzy również twierdzili, że to komunistyczna propaganda.  (s.111)
Jak trudno było mu sobie wyobrazić zwykłych morderców pod maską tych starannie wygolonych, pachnących ludzi! Dopiero po wyjeździe do Oświęcimia zwalił się na niego ogrom okropności i okrucieństwa. Wybrał jednak Polskę i uznał ją za swoją Ojczyznę, chociaż proces repolonizacji bywał często bolesny. 
Ile takich powrotów zawdzięczamy Hrabarowi? Podobno około trzydziestu tysięcy. Tuż po wojnie zapalono zielone światło dla komisji badających hitlerowskie zbrodnie. Ruszył proces w Norymberdze. Do akcji wyszukiwania zagrabionych dzieci włączył się Polski Czerwony Krzyż. Wszystkie działania w strefach okupacyjnych przebiegały przy milczącej bierności niemieckiego społeczeństwa. Mimo obowiązku zgłaszania takich przypadków, niewielu Niemców doń się stosowało. Trzeba wiedzieć, że małe dzieci do 5 lat były adoptowane i często całkowicie zgermanizowane. Próbowano czasem rozpoznać je na podstawie znajomości słów: mama, tata, kot, pies, dobry, tak, nie i cukierek. Natomiast dzieci starsze od 6 do 12 lat - zachowujące pamięć, mówiące potajemnie  po polsku mimo represji - trafiały do rodzin wiejskich. Trudno było oddać tanią siłę roboczą.
Zapadająca "żelazna kurtyna" i narastająca wrogość wśród dotychczasowej koalicji wywoływała wiele negatywnych wydarzeń, jak np. te...
Czytam w Janczarach XX wieku:
W pierwszych miesiącach po zakończeniu działań wojennych akta centrali Lebensborn zostały przez amerykańskie władze okupacyjne zatopione w rzece Inn w Bawarii. Na skutek utraty tych dokumentów szereg niezwykle ważnych szczegółów, dotyczących działalności tej zbrodniczej instytucji, prawdopodobnie nigdy nie zostanie wyjaśnionych. (s.29) Autor wspomina też o zamachu w okolicy Landshut... Nikomu nie było na rękę ujawnianie prawdy o rabunku. Jednak inspektorzy jadą w teren. Materiały i dokumenty rosną. Powoli zaczyna się wyłaniać obraz ponurej grabieży, popełnianej systematycznie, konsekwentnie, szeroko zaplanowanej - zbrodni porywania dzieci. Że zaplanowana, niech zaświadczy fakt, że już dwa lata przed wybuchem wojny personel z ośrodków Lebensbornu uczył się języka polskiego! Na tych, którym udało się wrócić do ojczyzny, czekał długi proces odzyskiwania świadomości narodowej i poczucia więzi rodzinnej.
 Zdjęcia z książki Czas niewoli, czas śmierci R.Hrabara, Z.Tokarz, J.E.Wilczura



Pamiętajmy o dzieciach, które miały jasne włosy i niebieskie oczy... I nie piszcie, że to tak trudno czytać. One musiały przez to przejść, a my winniśmy im chociaż pamięć. Szacunki mówią o żyjących dziś 2-3 milionach potomków tych, których odebrano rodzicom w ramach programu Lebensborn.






26 komentarzy:

  1. Pamiętajmy o dzieciach, tak...ale jeszcze bardziej pamiętajmy o ich matkach. Każda kobieta, która jest matką może próbować wyobrazić sobie dramat utraty dziecka w taki sposób. I całego życia ze świadomością tej utraty.

    Przeczytałam książkę prawie zaraz po jej pierwszym wydaniu w 1979 roku i wrażenia tej lektury pamiętam do dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zaznaczyłam, że chodzi mi o książkę "Szkoła janczarów".

      Usuń
    2. ~ Podobno mamy w mózgu komórki lustrzane, które odbierają sygnały i współodczuwamy jak osoby cierpiące. Zatem trwam w bólu jako dziecko i matka. Książka pełna wspomnień kobiet, które nie zastawały swych dzieci po powrocie do domu, szukały ich często latami. Mimo zaprzestania oficjalnych poszukiwań do Romana Hrabara wciąż zgłaszały się z prośbą o pomoc. A jak czuły się matki, których odnalezione dzieci nie chciały wracać? Bo i tak było. Obok "Janczarów..." szerzej o zbrodni przeciwko macierzyństwu autor pisze w prezentowanej na zdjęciu książce "Skazane na zagładę". To losy kobiet zesłanych przymusowo do robót w III Rzeszy. Tragiczny ich los... Dodam jeszcze, że mój egzemplarz kupiłam z nierozciętymi kartkami:(

      Usuń
    3. Zgadzam się, to całe morze niewypowiedzianych tragedii.
      Poznawałam tematykę II wojny w swoich młodych latach, wtedy ukształtowały się moje poglądy, którym jestem wierna do dziś - nigdy nie uznam zapomnienia i wybaczenia ani stronie wschodniej, ani zachodniej.
      To co się dziś dzieje jest złe, ja nie mogę zrozumieć tego wszechobecnego konsumpcjonizmu zabijającego uczucia wyższe. I kosmopolityzmu wypierającego narodowość i patriotyzm.Taki mamy skutek ostatniej wojny i czasu po wojnie. Dzisiejszy rządzący nie wzięli się znikąd.

      A egzemplarz z nierozciętymi kartkami ... - cóż, wpisuje się w całą sytuację.

      Usuń
    4. ~ W głębokim PRL chociaż tę prawdę o niemieckich zbrodniach można było poznawać. Pamiętam te wypieki podczas czytania Grzesiuka, Borowskiego, Szmaglewskiej... I przekaz rodziców, którego dziś młodzi już są pozbawieni. Dlatego martwię się o te moje kochane "kwiatki" na bawarskiej łące, co je czeka... Czy germanizacja to już przeszłość?
      Żadnej zbrodni ani wybaczenia, dopóki nie usłyszę spowiedzi, żalu za grzechy ani zadośćuczynienia...

      Usuń
    5. Germanizacja to niestety nie jest przeszłość, to jak najbardziej aktualna teraźniejszość. I robiona rękami samych Polaków, którzy bezmyślnie pchają się do pracy w tym "niemieckim raju".
      Co trochę się słyszy o tym jak niemiecki urząd - nie chcę wymawiać jego nazwy, ingeruje w życie rodzinne Polaków mieszkających tam.
      Teraz, gdy ten głęboki PRL to przeszłość, kilkakrotnie pomyślałam: teraz Niemcy nie muszą robić łapanek na ulicach, przymusowo wywozić polskich robotników do swoich fabryk i dla swoich bauerów. Bez wysiłku mają tanią siłę roboczą - czy mogli to sobie kiedykolwiek wyobrazić w czasie wojny?

      Usuń
    6. ~ Boję się nawet myśleć, ale tak jest. Wspomniany urząd nawet nazwy nie zmienił! Przy wahaniach z naszym wejściem do UE Niemcy ręce zacierali, że biorą nas w jasyr bez strzału. Przymusowa emigracja za chlebem i zapewnienie siły roboczej były zaplanowane z detalami. Chyba jeszcze trzeba im roboli, bo od nowego roku rośnie składka ZUS, dzięki czemu padną kolejne małe firmy, a zwolnieni młodzi ludzie zasilą budowy i gospodarstwa niemieckie. A Polki będą rodzić jak kukułki. I żyję w cieniu strachu o moje śliczne blondynki z niebieskimi oczami...:(

      Usuń
  2. Po dłuższym milczeniu na blogu (wszak wrzesień!) wracasz Książkowcu i to jakim tekstem!
    Hojne dzielenie się Niemców winą widać coraz wyraźniej, coraz śmielej i coraz głośniej.
    Unijny kosmopolityzm zabija w ludziach (przynajmniej w sporej części) chęć obrony własnej, narodowej historii. To bardzo niebezpieczne i przykre. Jak będą wyglądały podręczniki historii dotyczące okresu II wojny za powiedzmy 30 lat?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Sporo książek, choć temat jeden, więc trochę to trwało. Wpis miał powstać 1 września, ale nie zdążyłam (praca, kłopoty osobiste). Ważne, że napisałam i spokojniejsza wracam do międzywojnia. Czeka podpowiedziana Emma Dmochowska:) Zaraz za nią Rodziewiczówna... Październik chyba będzie pod znakiem literatury kobiecej, dopóki nie zjawi się przystojny Szacki.

      Jestem przerażona antypolską retoryką mediów i brakiem reakcji (nie)naszego rządu na przekłamania. Co ciekawe - dyrektywy wskazują kierunek działań oddalających od narodowej kultury - ale sami Niemcy postępują wręcz odwrotnie. W Bawarii (centrum Lebensbornu w Monachium!) pielęgnuje się zabytki, celebruje rocznice historyczne, w każdej szafie wiszą stroje ludowe, a dzieci w przedszkolu trzymają się za ręce i odmawiają modlitwę... Długo bym tak mogła porównywać... :(

      Usuń
  3. Czytałam już dwie książki tego autora. Wspaniały człowiek, zrobił bardzo wiele dobrego dla polskich dzieci i polskich matek. Nigdy nie zapomnę tego, co w "Skazanych na zagładę" napisał o "żłobkach", które były w rzeczywistości umieralniami. Panował tam nieopisany brud, łaziło robactwo, a niemowlęta głodzono. A po wojnie Niemcy starali się, by miejsca masowego pochówku polskich niemowląt (i nie tylko polskich, bo chodziło również o dzieci matek z innych krajów podbitych) popadały w zapomnienie. Miejsca te są często nieoznakowane, na cmentarzu w Gantenwald tablicę pamiątkową wmurowano dopiero w roku 1988.
    Jakie przerażające te zdjęcia z książki...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Tylko u ciebie czytałam o Hrabaru. Na blogach królują "Sieroce pociągi", wspomnienia wypędzonych i tych, którzy przeżyli bombardowania Drezna... Niemcy na usługach mają też polskich pisarzy, którzy wolą brać honoraria w euro, a nie w złotówkach i piszą, jak to strasznie Polacy się zachowywali wobec biednych Niemców (Nurowska, Wiśniewski i pewnie jeszcze kilku, których omijam szerokim łukiem). Nie przeczę, że cierpieli, ale muszą pamiętać, kto wojnę wywołał i kto jest ofiarą, a kto katem. Hitlera nie wybrała garstka członków NSDAP, ale wielomilionowy naród, zapewniany o jego wyższości rasowej, mamiony obietnicą panowania nad całym światem. Przykładów hitlerowskiego barbarzyństwa w zgromadzonych książkach moc! Mam nadzieję, że moja biblioteczka nie spłonie i będzie świadczyć. Gdy myślę chociażby o obozie koncentracyjnym dla dzieci w Łodzi - co musiały przeżywać, gdy wystraszone stawały na apelu, traktowane jak dorośli, z bezwzględnymi oprawcami... Dlaczego o tym nikt nie pisze?!!!

      Usuń
  4. Smutny Twój post. Bardzo smutny ty bardziej, że to co teraz się dzieje optymizmem nie napawa.
    Kto się a za nami ująć?Antypolskość nabiera rozpędu. Na wschodzie i na zachodzie.
    Media są w niemieckich rękach. I nie tylko ogólnopolskie ale również regionalne. A telewizja - szkoda gadać. Durne, żenujące kabarety epatowanie każdym przypadkiem zła, i fałsz wlewający się do uszu w ilościach zastraszających.
    Ciężko na sercu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Czytałam z przerażeniem i odwlekałam inne lektury, żeby jednak wspomnieć, przedstawić te książki. Osiem tysięcy wejść miesięcznie daje nadzieję, że jednak ktoś sięgnie, zapamięta. I kupi, póki książki dostępne, ocali je dla potomnych. Chociaż sztandarowa pozycja "Lebensborn" Hrabara jeszcze niedawno kosztowała niewiele ponad 20 zł i czekałam na okazję, a teraz cena oddala się poza granice moich możliwości. W końcu osiągnie pułap niedostępny dla maluczkich, jak wiele innych mówiących prawdę. Tak szukam bezskutecznie "Lodowej ściany" o Piłsudskim - sięga tysiąca złotych. Podobnie Mariańskiego/Giertycha o zamachu majowym - pojawiła się raz za 1250 zł... Na tyle wyceniona jest prawdziwa historia zniewolenia Polaków. Kto opisze nasze dzieje od nowa?
      Media polskojęzyczne omijam, grzebię w internecie na niezależnych forach, kupuję kilka czasopism biało-czarnych i drogich, bo niedotowanych... Niewiele mogę, ale choć próbuję.

      Usuń
    2. Potrzebne są wznowienia. Tyle, że nie były by to dochodowe wydania, a dzisiaj tylko kasa się liczy.
      Nawet jeżeli tylko do niewielkiego % -tu dotrze Twoje przesłanie to już będzie sukces.

      Usuń
    3. ~ Nie liczyłabym na wznowienia przy dzisiejszej polityce rządu, a i pieniędzy nikt nie da, jeśli książka nie może liczyć na sukces. Otoczenie tumanem ciszy autora lub tematu to najskuteczniejszy środek, by zapomnieć. Narkoza działa na kolejne pokolenia.

      Usuń
  5. A czemu w lubelskim muzeum na Majdanku, gdzie był niemiecki obóz koncentracyjny zamykane są kolejne baraki dla odwiedzających? Bo pieniądze z Niemiec mają taką siłę działania... Jestem oburzona za każdym razem, gdy mówią o polskim obozach i ręce opadają, że niektórych to nie rusza. Smutne jest to że akta zostały zniszczone i wielu Polaków nigdy się nie dowie, że są Polakami, a nie Niemcami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ O, nie wiedziałam o Majdanku. Czyli czarny scenariusz się wypełnia.
      Przerwanie poszukiwań w momencie, gdy na listach było jeszcze 6,5 tysiąca zidentyfikowanych polskich dzieci, uważam za kolejną zbrodnię. Czyją? Aliantów. Żyją jeszcze osiemdziesięciolatkowie i może mają świadomość swojej przeszłości. Wielu z nich było otoczonych miłością adoptujących ich rodzin, niektórzy jednak tkwią w zawieszeniu między dwoma przynależnościami i nigdy nie pogodzili się z losem. Co zrobił dla nich nasz kraj? Cisza to wyrzekanie się ich.

      Usuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to zamykane sa baraki na Majdanku? A narod, ktory zapomina o wlasnych dzieciach nie zasluguje na nic.
    Przypominam tez o ksiazce W. Stypuly "W goscinie u dobrego maharadzy". Gdzies czytalam, ze Hindusi kreca film.
    Zastanawiam sie, dlaczego alianci zniszczyli te archiwa, czyzby zmiennosc historii "przetasowano karty" i jeszcze "wczorajsi" wrogowie aliantow - Niemcy stawali sie sojusznikami w nadchodzacej zimnej wojnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Sama jestem zbulwersowana zachowaniami naszych władz, ale to nie pierwszy raz, gdy głos narodu jest ignorowany (chociażby referendum w sprawie 6-latków, gdy zebrano ponad milion podpisów i wrzucono je do kosza). I jeszcze są ludzie łudzący się, że mamy demokrację!
      Co do naszych wrogów to normalne, że podawali sobie ręce nad trupem Polski. Gdyby wymieniać układy - chociażby Ribbentrop-Mołotow - to trwają nadal.
      A wspomnianą książkę Stypuły w końcu upolowałam! Teraz patrzę za drugą tego autora "We wszystkie strony świata". Gdy odpocznę chwilę w kresowym dworku, to wrócę do wojny. Los dzieci ma dla mnie szczególną wymowę. Ordonki "Tułacze dzieci" czytałam ze skurczem w krtani...:(

      Usuń
  8. Coz licza sie tylko interesy wielkich tego swiata, a maluczcy dla nich to tylko pionki w grze, ktore sie zbija i wyrzuca. Ci ktorzy rzadzili i rzadza tym swiatem (czyli finansjera) decyduja o losach ludzkosc, a sumienia to oni nie mieli i nie maja. I stara, znana nam prawda, prawda - historie pisza zwyciezcy. Gdyby tylko zwykli ludzie byli madrzy, a zwlaszcza gdyby nie byli obojetni, gdyby zmiast grilowac i relaksowac sie na zakupach od czasu do czasu cos poczytali. O Tulaczych Dzieciach nawet nie slyszalam, choc dzialalnosc Ordonki jest mi znana. Dzieki za informacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Dziś piękny dzień, który pozwala żyć z podniesioną głową - "marnuję" wieczór na spotkanie z prof.Michalkiewiczem, zamiast pić piwo przed telewizorem i świętować weekend po ciężkim tygodniu. Jeden z niewielu, który ma odwagę nazywać rzeczy po imieniu i zależy mu na naszym nieszczęśliwym kraju. Temat spotkania to "Teorie spiskowe". Zdam relację - oczywiście:)

      Usuń
    2. Około roku , oglądałam w TV program w tym temacie . Jest to okrutne . Owi ludzie są zniszczeni , nie mogą uciekać się do wspomnień z dzieciństwa , bo dzieciństwo mają okrutnie okaleczone" , całe w bliznach . Ja myślę , że to "SYSTEM " , który ciągle "gdzieś - ktoś opracowywał i wdrażał , wymyślał najokrutniejsze metody . Zwierzynę jak się choduje , to wiadomo na co , po co , są chodowle A tu potajemnie ,w przestępczy sposób "chodowano , dzieci polskie .



      . Natomiast ludzie - nieludzcy , zgotowali, gotują ludziom los . Kłania się książka pt . "Niemcy " - Kruczkowskiego .

      Usuń
    3. ~ Chyba wiem, jaki film wspominasz. Los czuwał, bo obejrzałam go w okolicach czasowych moich lektur. Łzy bohaterów wzruszają, bo to losy prawdziwe, a szukanie korzeni jest w pewnym okresie priorytetem. Całe życie idziemy do przodu, ale trzeba też patrzeć za siebie. A im tę możliwość ukradziono. Pozdrawiam:)

      Usuń
  9. Nie mogę czytać takich rzeczy, bo boli mnie serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Moje czytanie też było pełne łez, dlatego trwało miesiąc:(
      Jestem matką, babcią, wieloletnim nauczycielem...

      Usuń

Komentarze mile widziane.