DOM Z PAPIERU



niedziela, 5 lutego 2012

Sklep Potrzeb Kulturalnych

Najpierw myślałam, że to metafora. Jednak taki sklep naprawdę był. I jest książka:

Sklep Potrzeb Kulturalnych Antoni Kroh

Właściwie nie powinnam więcej pisać, bo produkt doskonały, a pisała o nim też nawet nasza noblistka [tu] . Więc cóż - ja - mały robaczek na obrzeżach literatury. Spróbuję jednak dodać kilka refleksji.

Ponieważ książka ma charakter wspomnień, warto przedstawić autora. To przede wszystkim etnograf, tłumacz, historyk kultury, ale także szwejkolog (co nie jest bez znaczenia) i życzliwy obserwator.  Jako kilkulatek został wysłany przez matkę do Bukowiny Tatrzańskiej. Spalona Warszawa nie była najlepszym miejscem dla schorowanego chłopca. Teraz dom Babuni bezsensownie przeogromny stał się miejscem przebogatym. Kilka lat na Podtatrzu, wśród górali, rówieśników, w innej szkole wpłynęło na całe późniejsze życie, bo miejski dzieciak zamieszkał tam  w czasie, gdy człowiek jest najchłonniejszy i to  co najważniejsze się w nim odkłada. I tak otrzymaliśmy zbiór opowieści o Podhalu i góralszczyźnie.

Kroh opowiada, jak zmieniało się Podtatrze pod naporem przyjezdnych. Rozprawia się z legendą  śwarnego harnasia. Prowadzi nas do gazdówki, sklepu, kościoła, szkoły. Przedstawia moc ukrytą w góralskim stroju. Pokazuje prostotę życia wynikającą z biedy, a nie z wyboru, tak zachwycającą turystów. Opisuje historie minione, jak chociażby przemieszczające się granice, wysiedlenie Łemków, cepeliowskie działania w dziedzinie folkloru. Jednak najbardziej barwne są postacie pojawiające się w góralskiej chacie. Nieodparcie miałam skojarzenie z chatą bronowicką, gdzie każdy tancerz miał coś do powiedzenia i po kilku taktach znikał. Tak i tutaj przewijają się mityczni i realni bohaterzy. Raz jest to Dziadońka, słynna skrzypaczka, której ojciec grania z głowy wybić nie zdołał. Innym razem ciocia Jadzia, jeżdżąca jako instruktor rolny od gazdówki do gazdówki, wtykająca broszurki o mikroelementach w żywieniu, rozlepiająca plakaty, jak choćby ten z hasłem: Jaja w gnieździe przetrzymane to są jaja zmarnowane. Pojawia się też Kikla, który choć leży  w grobie, to dalej steruje życiem mieszkańców, bo spojrzenie na krzyż zapowiada nadejście nieszczęścia.  Nie odda ta wyliczanka piękna snutych historii. Co mnie zachwycało, co kazało podnosić rozmarzone oczy, uśmiechać się do  wspomnień? Chyba wspaniały język - piękna polszczyzna wzbogacana miejscami przyszywanym językiem dzieciństwa, czyli góralszczyzną. Humor i życzliwość, których doświadczyć można na każdej karcie. Zdarzało się, że autor rozpędzał się i uderzał w naukowy ton, pisząc chociażby o problemach narodowościowych tej ziemi. Jednak zaraz się mitygował, puszczał oko do czytelnika i wracał do opowieści, jak to chłopaki na wyścigi biegli do krowiego placka, żeby sobie nogi w nim pogrzać albo jak zalecający się góral ukradł dziewczynie kierpce, bo były jadalne!

Czytałam, patrzałam i byłam szczęśliwa. To był też powrót do mojego PRL-u. Gdy autor opisuje zwiedzanie olejarni przez wysoko postawionego Makucha i przewodnik próbuje uciec od nazwania odpadów makuchami, ja uśmiecham się do Janczarskiego i jego Misia Uszatka. Gdy tworzono wersję filmową, nie pojawił się w niej pies Kruczek, bo ówczesny sekretarz partii tak się nazywał. Gdy autor przypomina okoliczności powstania muzeum w Poroninie poświęconego Leninowi, ja nucę piosenkę śpiewaną w szkolnym chórze:
Mieszkał tutaj w Poroninie
u podnóża naszych Tatr.
Dziś piosenkę o Leninie
na Podhalu nuci wiatr.

No i trzeba też wspomnieć o góralskiej filozofii, której tu ani mało, ani dużo, bo w sam raz. Np. Jak było? Dobrze, a jak niedobrze, to tys dobrze.

Góralskie, więc piękne. O moim zakochaniu w autorze niech świadczy fakt, że już zamówiłam jego Starorzecza. Bo kto z nas nie ma swoich meandrów, zakoli, urwisk, zamuleń i pętli?

30 komentarzy:

  1. Ostatnio widziałam już jedną recenzję tej książki i teraz utwierdzam się w przekonaniu, że bardzo chcę ją przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  2. 5Ja uwielbiam czytać jak Ty piszesz o książkach. Jest w Twoich tekstach tyle wartości i miłości do nich, że samemu chce się biec i czytać. Tylko zastanawiam się, czy byłbym na tyle inteligentny i empatyczny, aby wydobyć tyle dobra z czytanego tekstu, ile Tobie się udaje?

    OdpowiedzUsuń
  3. jak zobaczyłam tytuł u siebie, to myślałam, że jakiś sklep otwierasz:))) takam uczona i zorientowana w książkach:(
    ciesze się, że natrafiłam na tą recenzję, takie książki bardzo lubię.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  4. ~ Książkozaur, warto! Żadna recenzja nie odda uroku tej książki, bo trzeba by całe połacie cytować.:)

    OdpowiedzUsuń
  5. ~ Piotrze, dziękuję:)
    Ciepłe recenzje udają mi się tylko w odniesieniu do najlepszych książek. Gdy lektura poruszy serce, to samo się pisze, skojarzenia i konteksty płyną szerokim strumieniem.
    Ale któż to wątpi w swoje możliwości? Ty?! Wszak sam odważnie sięgnąłeś po pióro. Powodzenia!:)

    OdpowiedzUsuń
  6. ~ Montgomerry, kiepsko rachuję, więc bym zbankrutowała. Tytuł piękny i trudno przejść koło takiego "sklepu" obojętnie. Spodobałby Ci się. Polecam. Serdeczności:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Słyszałam pochlebne opinie o tej książce,nawet zapisałam w notesie, by nie zapomnieć - a tu potwierdzenie, bym się szybciej zainteresowała, bo w końcu zniknie z rynku. Są doskonałe książki, które się pojawiają, a potem nikt ich nie wznawia,jeżeli nie są bestsellerami. Taki to już ich żywot.

    OdpowiedzUsuń
  8. ~ Nutto, zainteresuj się koniecznie! Gdy znikają, mamy allegro. Ja też dowiedziałam się o książce z blogów, bo medialna reklama jej nie towarzyszy. Wczoraj skończyłam czytać, a jeszcze w głowie mam górali, którym nie żal...:)

    OdpowiedzUsuń
  9. Ach, przeczytawszy twoją recenzję, aż zrobiło mi się miło, że tobie sprawiła ona tak wielką frajdę. Czytamy dużo, ale choć wiele jest dobrych książek, niektóre tak chwytają za serce i masz rację, o takich książkach pisze się nam łatwiej. Podobnie, jak Piotr nie wiem, czy zdołałabym tyle wyczytać z tej książki co Ty, niemniej też sobie ją zanotuję w notesiku.

    OdpowiedzUsuń
  10. ~ Gosiu, nie znalazłam ani jednej krytycznej recenzji tej książki. No, pomijając fakt, że nie ma ich za wiele. Gdy mam napisać źle, to chowam do raptularza i dopiero ostatnio wyglądają z kart nieśmiało, by przestrzec przed zakupem ewentualnych czytelników. Za to jeśli mi się podoba, to krzyczę na całe gardło - wspaniała! I zachęcam. Chyba emocje decydują o jakości pisania.:)

    OdpowiedzUsuń
  11. O rany! I ja śpiewałam w chórze szkolnym "Mieszkał tutaj w Poroninie", aż mi przed oczami stanęły te wszystkie akademie na cześć Rewolucji ;)

    OdpowiedzUsuń
  12. ~ Manioczytania, śpiewałaś? Witaj w chórze! Ja zawsze byłam w pierwszym głosie; oj, cienko śpiewałam. Takich wspomnień PRL-u tu mnóstwo. Kończą się wizytą Jana Pawła II w 1979 roku, gdy to partyjniacy i milicja pocili się, żeby zabezpieczyć imprezę. Chyba sięgniesz po tę książkę:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Śpiewałam, śpiewałam, wtedy chór był obowiązkowy wymiennie z SKS-em. A jako, że do sportu to mi zawsze było jakoś tak nie bardzo, wylądowałam w chórze - i tez pierwszy głos :) A książka rzeczywiście zachęcająca.

    P.S. widziałam Twój komentarz u Nutty a'propos książki Grzegorczyka - nie skreślaj jej tak od razu. Ja kończę właśnie pierwszą część "Chaszcze" i autor, jeśli używa wulgaryzmów, to naprawdę bardzo, bardzo rzadko. Mam wręcz odwrotne wrażenie - on pisze językiem bardzo literackim i uduchowionym. Napiszę pewnie więcej, jak skończę, ale wiele ciekawych wątków się tam pojawia, choćby ewangelia Judasza (która pojawia się też jako ważny element "Doliny nicości"). No i została wydana w Znakowej serii "Powieść z duszą", a z niej to polecam Ci bardzo bardzo "Dziennik zarazy" Michaela D. O'Briena.

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie wiedziałam, że Szymborska pisała też recenzje:)
    Tak cudownie napisałaś o tej książce, aż chce mi się dziś pobiec, pomimo siarczystego mrozu, do księgarni po nią. W Krakowie w niedzielę niektóre są szeroko otwarte dla książkowców:)

    OdpowiedzUsuń
  15. Zapowiada się ciekawie i bardzo oryginalnie :) Z przyjemnością sięgnę. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  16. ~ Manio..., też w-f był dla mnie męczarnią. Kochałam pływanie, ale tego w szkole nie było. Barany tak mają (za to są inteligentne i biją się do ostatka, jeśli walczą o swoje racje, he he).
    Przejrzałam recenzje i rzeczywiście same dobre. Może akurat te wulgaryzmy mnie zniesmaczyły po ostatnich lekturach.
    Zastanawiam się, co mnie najbardziej pociąga u pisarza. Chyba wrażliwość na słowo. Jeśli tak jest w zaproponowanych przez Ciebie tytułach, to szukam. Dzięki:)

    OdpowiedzUsuń
  17. ~ Beatko, recenzje to było jedno ze źródeł zarobkowania od lat. Jej "Lektury nadobowiązkowe" rzucały mnie często w wir poszukiwań.
    Cieszę się, że zachęciłam Cię do spotkania z ciekawą książką:)

    OdpowiedzUsuń
  18. ~ Ines, jeśli choć raz przeszłaś zakopiańskim szlakiem, jeśli chociaż część życia przypadł Ci na okres PRL, to koniecznie. Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  19. Zgodzę z z Pisanym inaczej - w Twoich tekstach o książkach jest tyle wartości i miłości, i tyle ciepła, że po przeczytaniu Twoich postów żadne mrozy nie są mi straszne, nawet takie -26stopni :)

    OdpowiedzUsuń
  20. ~ Bibliofilko, co by tu napisać...
    Oj tam, oj tam...:)))

    OdpowiedzUsuń
  21. http://notatnikkulturalny.blogspot.com/2012/02/zycie-prywatne-elit-drugiej.html
    Nie na temat, recenzja, która może Cię zainteresować.
    Pozdowienia!

    OdpowiedzUsuń
  22. Jestem bardzo ciekawa tej książki. Uwielbiam pamiętniki,wspomnienia i tak literaturę więc nie odmówię sobie tej przyjemności.

    OdpowiedzUsuń
  23. ~ Izuś, na temat, na temat. Oj, dostało się mojemu ulubionemu Koprowi. Ciepełko ślę:)

    OdpowiedzUsuń
  24. ~ Agnieszko, ja myślałam, że te gatunki literackie zarezerwowane są dla wieku 50+, cha cha:)

    OdpowiedzUsuń
  25. Potwierdzam, że recenzja bardzo zachęcająca, a wręcz motywująca do natychmiastowego działania. Cieszę się, że nigdzie nie muszę biec, bo "Starorzecza" leżą sobie spokojnie tuż obok i czekają na swoją kolej. :)
    Zastanawiam się jednak, czy nie lepiej byłoby zacząć od "Sklepu..."? Jak sądzisz?

    OdpowiedzUsuń
  26. Książkowcu, gdzież Ty na obrzeżach literatury, tak pięknie o ksiażkach piszesz, że jesteś w samym centrum :-)

    OdpowiedzUsuń
  27. ~ Lirael, ale Ci dobrze! Ja "Starorzecza" odbieram w czwartek. Kolejność czytania chyba bez znaczenia. "Sklep..." to opowieści z Podhala dotyczące pobytu i późniejszych powrotów, a "Starorzecza" to historia rodziny sprzed wojny i po. Mam nadzieję, że styl pisania ten sam. Potrzebna mi była taka literatura jako odskocznia od martyrologii. Miłej lektury życzę:)

    OdpowiedzUsuń
  28. ~ Kasieńko, dzięki za miłe słowa. Wciąż więcej chciałabym niż mogę.:)

    OdpowiedzUsuń
  29. "Sklep..." napisany już 16 lat temu! Genialna książka! CZytałam na głos całej rodzinie i zarykiwaliśmy się wszyscy.Polecam b. gorąco!
    A w dzisiejszym Tygodniku Podhalańskim artykuł Antoniego Kroha nt tej książki :) EWA

    OdpowiedzUsuń
  30. ~ Ewo, daleko mam do Tatr, ale w sercu blisko. Książka mało promowana na blogach, a szkoda. Odkryłam przypadkiem i cieszę się ogromnie. Pozdrawiam ciepluchno:)

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.