To nie tak, że czytam tylko wyjątkowe książki, że wszystkie mi się podobają. Bywało różnie, jednak te niezbyt pochlebne recenzje zapisywałam w papierowym raptularzu, który powstaje równolegle do bloga. Gdy przeczytałam recenzję Piątego dziecka u guciamal, postanowiłam wypowiedzieć się tutaj, co właściwie mam książce do zarzucenia. Zatem wprowadzam nową etykietę - tytułową - pod którą mogą ukrywać się kontrowersyjne opinie. Może ryzykuję. No cóż. Zdarzało mi się, że wypowiadałam się u kogoś, a potem spadały gromy na moją głowę, sprawiając przykrość gospodarzowi. Cytowano moje słowa na innych blogach i chór wypowiadał się na temat mojego beretu, z czego zrobiony i w jakim kolorze. Niech się dzieje tutaj.
Doris Lessing Piąte dziecko
Powinnam chylić czoła przed twórczością noblistki. Ale nie. Książka smutna i dziwna. Dobro opisać najtrudniej. Tylko zło jest ciekawe. Gdy nie mogę znaleźć klucza interpretacyjnego, to zastanawiam się nad adresatem i celowością napisania utworu. Po co i dla kogo powstała ta książka? Dla feministek, które nie kochają tradycyjnej rodziny. Książka krzyczy: Kobiety! Po co rodzić dzieci, marzyć o szczęśliwej rodzinie?! Tą drogą daleko nie zajdziecie! Los zabierze wam wszystko!
Para marząca o licznej i uśmiechniętej rodzinie pokazana jest jako dziwacy. Ba! Nawet pasożyty! Nie budzą sympatii - ojciec odsuwa się od chorego dziecka, odmieńca, a matka od całego świata. Innej drogi nie ma..
Czytałam z oporami. Jestem po oligo..., a nie potrafiłam zdiagnozować stanu/ choroby Bena. W końcu poddałam się, że to tylko literacki potworek, żeby wystraszyć kobiety. Bo kolejne dziecko okaże się takim stworzeniem, które doprowadzi do rozpadu rodziny; odwrócą się wszyscy. Znikąd pomocy - ani lekarz, ani pedagog - nie znajdą źródła odmiennosci, a potwór namacalny i groźny dla otoczenia istnieje. Nic mi nie dało przeczytanie tej książki. Wpadłam tylko w depresyjny nastrój. Lepiej jej nie czytać wcale.
W ramach DKK jeszcze raz musiałam sięgnąć po książkę Doris Lessing. Musiałam - słowo oddaje mój zachwyt. Apetyt nie wzrósł mimo entuzjastycznych recenzji. Literacki Nobel, a ja nic. Ot, durna...
UWAGA! SPOILER!
Dobrze, że Ben zginął, bo nie będzie trzeciej części. To chyba najkrótsza recenzja.
(książka ma kilka lat, to pewnie mogę nawiązać do zakończenia?)
Ponadto uwagę zwróciła fatalna edycja. Roi się od błędów ortograficznych! - s. 29 stróżka śliny spłynęła mu na brodę; s.119 zdjęła z pułki plastikową butelkę; s.138 wywarzono drzwi...
A to nas PIW uraczył!
Dostało się też Polakom. Na s. 22-23 czytamy:
Oprócz Bena na farmie pracowali Polacy, głównie studenci. [...] Kiedy chłopak spał, jeden ze studentów, którzy tak lubili śpiewać i żartować, ukradł jego pieniądze.
To by było na tyle.
Zdjęcia okładek z Internetu.
Po pierwsze - ryzyko szczerych opinii? Ryzyko narażenia się komuś? Ryzyko niezrozumienia? Myślę, że tylko szczerość ma sens. W przeciwnym razie zamieszczanie opinii dla schlebiania czyimś gustom byłoby niewiele warte. Zresztą niewykonalne :), bo nie da się zadowolić wszystkich. Jednego książka zachwyci, inny uważa, że szkoda mu na nią czasu. I nie ma się co obrażać. Choć rozumiem, iż miło jest znaleźć pokrewne dusze czytelnicze, to w swoim dość długim życiu nie znalazłam jeszcze dwóch osób, którym podobałoby się to samo (w kwestii upodobań literackich i nie tylko).
OdpowiedzUsuńPo drugie - czy powinno się chylić czoła przed twórczością noblistki? Nie konieczne. To znowu kwestia gustów i upodobań.
Po trzecie - aczkolwiek książka mnie nie zachwyciła nie odebrałam jej w ten sposób. Nie uważam, iż pisarka chciała ośmieszyć tradycyjną rodzinę wielodzietną i straszyć możliwością narodzin trudnego dziecka, nie odebrałam, jako apel o nierodzenie dzieci. W parze marzącej o wielodzietnej rodzinie nie ma nic nagannego. To raczej to ich przeświadczenie o własnej wyższości nad innymi było błędne. Nie podzielam twojej opinii, że lepiej było nie czytać książki wcale. Nie podzielam, ale rozumiem, że książka mogła ci się nie spodobać.
Po czwarte- co do kontynuacji losów Bena - nie czytałam, więc trudno mi się wypowiadać. Zachęcona komentarzami pod wpisem- postanowiłam przeczytać.
Po piąte - ciekawy pomysł nie recenzje nietrafionych książek.
Po szóste- podoba mi się nowy wystrój bloga- pasuje do Ciebie
Pozdrawiam niedzielnie
Z licznych recenzji wyczytałam głównie to, ze ksiązka jest najprawdopodobniej tendencyjna. Nie wiem, czy widzialaś dyskusję, która zalinkowała maniaczytania u Guciamal. Interpretacje niektórych czytelniczek, mogą być bardziej skrajne niz sama książka. Nawet chciałabym wyrobić sobie wlasne zdanie, ale moze szkoda nerw?
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze nic Doris Lessing - miałam to dopiero w planach. Czasami trudno jest odgadnąć ten 'klucz interpretacyjny', żeby nie powiedzieć językiem szkolnym - 'co autor miał na myśli?'. A czasami po prostu takiego klucza nie ma. I tak naprawdę odbiór książek jest jak najbardziej subiektywny - zależy od naszych upodobań, od poglądów, a nawet nastoju w jakim jesteśmy.
OdpowiedzUsuńA wchodząc na Twoją stronę od razu zrobiło mi się lawendowo i kojąco :) Trafiona zmiana.Pozdrawiam
~ Gosiu, dzięki za tak obszerny komentarz i szczere opinie. Każdy ma prawo do własnego zdania, niezaprzeczalnie. Moje recenzje czy raczej opinie też zawsze były szczere. Chodzi o to, że nie zamieszczałam negatywnych, szczególnie w odniesieniu do współczesnych pisarzy. Po co robić im przykrość, jeśli mają zakochanych czytelników ? Łączą nas FB, spotkania autorskie... - miło ich posłuchać. Niech sobie piszą, a ja czytać nie muszę. Teraz spróbuję tylko wyrażać się na temat utworów, które są - według mnie - kontrowersyjne i uważam, że nie fabuła jest w nich najważniejsza, ale inny przekaz. Lessing jest sztandarową pisarką komunizmu i feminizmu, więc czemu by nie atak na rodzinę? Tak to odebrałam. Nagrody Nobla też nie przyznaje się genialnym pisarzom, tylko "za zasługi", stąd mój dystans do nagrodzonych.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz wracam do książki - jeśli nie chodziło o rodzinę, to o co? Przed chwilą czytałam komentarze pod Twoim postem i wejdę na podany link z dyskusją. Może spojrzę inaczej. Pozdrawiam lawendowo:)
~ Izuś, właśnie przeczytałam komentarze u Gosi i wchodzę zaraz na dyskusję, bo umieram z ciekawości - czy już zawsze będę takim "odmieńcem"? (to akurat odniesienie do DKK, gdzie mam na ogół inne zdanie niż pozostali czytelnicy). Tak jak pisałam wyżej - nawet w Wikipedii można przeczytać o poglądach politycznych autorki, więc dlaczego miałaby pisać pod prąd? Zresztą jej kolejne książki to potwierdzają. Czy czytać? Ja dalej nie sięgam, choć kusiła mnie jej autobiografia "Pod skórą". Ach, ta moja słabość do dzienników i biografii!
OdpowiedzUsuń~ Bibliofilko, szkoda zatem, że zdradziłam tak wiele. Co do subiektywnego odbioru to zgadzam się całkowicie. Ba, ja nawet sama odczytuję po latach książki inaczej. Dużo zależy od naszych doświadczeń. Przed chwilą zamówiłam sobie Delphine de Vigan "No i ja", urzeczona jej wcześniejszymi "Ukrytymi godzinami". I o ile wspomniana książka często odbierana była jako studium samotności, miłości, dla mnie to był klasyczny wykład o mobbingu. Czyli wszystko się zgadza.
OdpowiedzUsuńTylko dziś rozsyłam lawendowe uśmiechy:)
~ Przeczytałam dyskusję pod wskazanym linkiem. Poszła w przeróżnych kierunkach. Głównie że to głos za aborcją. No, czyż nie pachnie feminizmem? Zdziwiło mnie, że jednogłośnie potępia się pomoc rodziny w utrzymaniu małżeństwa z dziećmi, że żerują, że pasożyci, że nieodpowiedzialni... No to w Polsce tylko tacy! Czy u nas jest dużo małżeństw, które nie korzystają z pomocy dziadków? Czy to jest też tak nazywane i naznaczone piętnem? (sama jestem babcią i pomagamy z dziadkiem jak możemy)Właśnie skrytykowałam, że autorka tak negatywnie pokazała parę bohaterów, a tu wszyscy powtarzają, że tacy niewydolni i jeszcze dzieci im się zachciewa. Mnie ci rodzice się podobali!!! To system zawiódł, bo zostali bez wsparcia.
OdpowiedzUsuńRzeczywiście wygląda na to, że obszerny krąg dyskusyjny powinien się zatoczyć. Może w którymś z klubów czytelniczych?
Bogusiu,
OdpowiedzUsuńoczywiście, że autor, który ma poglądy, będzie się starał je szerzyć, a inteligentny zrobi to tak, aby nikt nie poczuł, ze ma przypadkiem do czynienia z subtelną próbą robienia wody z mózgu.
Kiedy był wielki boom na Ayn Rand, zaczęłam od sprawdzenia jej bio na wikipedii, i dałam sobie spokój. Po co mi genialna literatura genialnie mieszająca w głowie? Iza
Co do klubu czytelniczego- to jest chyba książka, którą każdy filtruje przez swoje poglądy. Ty to zrobiłaś, te osoby z GW, które dostrzegły tam manifest proaborcyjny- tez. Może sie tak zdarzyć, że przy omawianiu lektury trafią się osoby o skrajnei przeciwnych zapatrywaniach... i jatka gotowa.
OdpowiedzUsuń(jeszcze raz Iza)
Co do Nobla- Nie chciałam wiązać oceny książki z oceną autora, ale jest w tym sporo racji, iż dobry (sprawny warsztatowo) pisarz nie zawsze będzie człowiekiem, z którym chcielibyśmy mieć do czynienia. Nie chciałam pisać, że przyznawanie nagród to często też polityka. Ale taka niestety jest smutna rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńJeśli uważasz, że jesteś pod prąd, bo odczytujesz książki inaczej niż inni, to napiszę, iż ja jestem chyba jeszcze bardziej pod prąd, bo odczytuję książkę często inaczej, niż zamierzał to przekazać autor. Vide popiół i diament. Po pierwsze, bardzo spodobało mi się zdanie któregoś z pisarzy, iż zawsze śmieszy go, ilekroć recenzenci piszą, co autor chciał nam przez to powiedzieć, bo czasami nawet autor tego nie wie. Nie ma jednej słusznej interpretacji książki. Ile odbiorców tyle rodzaju interpretacji zamysłu twórcy. Każdy dostrzega w niej coś innego. Po drugie- odbieram dzieło w oderwaniu od twórcy i w oderwaniu od ideologii. Nie wiem, czy piszę dość zrozumiale. Nie sprawdzam biografii i wyznawanego światopoglądu autora przed przeczytaniem książki, więc możliwe, iż nie odbieram książki zgodnie z zamiarem twórcy. Być może autorka namawia w tej książce do aborcji, ale ja tego w niej nie dostrzegam.
Przypomniało mi się coś jeszcze- książka od chwili napisania (opublikowania) żyje swym własnym życiem. Nie jest to już jedna książka, a jest to tyle książek, ilu jest jej czytelników. Podobnie rzecz ma się z muzyką, malarstwem i każdym innym rodzajem sztuki.
OdpowiedzUsuńCo nie przeszkadza temu, że niektórzy tworzą w celach raczej ideologicznych, niż powiedzmy "górnolotnie" duchowych.
~ Izo, tak jest, że im sprawniejsze pióro, tym bardziej niebezpieczne, jeśli po niewłaściwej stronie stoi i przeciągnie więcej dusz. Ale gdyby tylko na bio patrzeć, to pewnie byśmy puste półki miały. Czasem sięgam świadomie, chociaż wiem "kto jest kto", bo coś czytać trzeba. Może stąd miłość do przeszłości? Martwię się jednak, jeśli tylu młodych wpada w pajęczynę, bo tylko na treść patrzą. A poglądów bronią jak lwy, czyli jatka możliwa. Masz rację.:)
OdpowiedzUsuń~ Gosiu, właśnie miałam odwołać się do Twoich doświadczeń z podróży. Czy wyobrażasz sobie opis rzeźby, obrazu, zabytku - bez kontekstu historycznego? autorskiego? Niby można podejść, przeżyć, podziwiać i tyle. Można też inaczej. I robisz to pięknie na blogu! Dokładnie tak samo robię z książkami. Była kiedyś moda na strukturalizm, kiedy to nakazywano wręcz oddzielać dzieło od autora i analizowano je, oceniano w izolacji. W końcu okazało się, że się tak nie da. Ja często czytam wszystkie dookolne teksty, bo mam pełniejszy obraz. Szczególnie postępuję tak, gdy staję przed dylematem, bezradna jak w przypadku tej książki. Oczywiście że każdy ma inne zdanie, ale warto kopać głębiej, gdy są one tak różne. Po dyskusji z Twojego linka też nie jestem mądrzejsza. Raczej nie o aborcję chodziło, bo nie wiadomo, kiedy toczyła się akcja, czy już wtedy aborcja na życzenie była "normalna" na zachodzie (przynajmniej w przypadku upośledzenia dziecka). Jednak atak skierowany na takie wartości jak miłość, małżeństwo, rodzina - dla mnie bezdyskusyjny. Chętnie będę szukać dalej, bo ciekawa jestem, czy spotkam poglądy podobne do moich.
OdpowiedzUsuńPięknym wystrojem nas powitałaś w swoich progach.
OdpowiedzUsuńZ Noblem już tak bywa, że nie zawsze wszystkich zadowoli. I to dobrze w odniesieniu do literatury. Dzisiaj w radiu słyszałam informację, iż praprawnuk fundatora wypowiedział się krytycznie na temat zasad przyjętych w tym roku odnośnie Pokojowej Nagrody dla trzech pań.
Lubię krytyczne wypowiedzi na temat książek i ich przesłania, bo dopiero wtedy utwór żyje pełnią literackiego życia albo polegnie.
Pozdrawiam:)
~ Nutto, wolałabym, żeby ta książka "poległa", więc może niepotrzebnie ją odgrzebałam?
OdpowiedzUsuńCo do nagród, to Pokojowy Nobel jest chyba najbardziej upolityczniony.
A liliowy wystrój jest zimniejszy, ale jakoś bardziej mój. Garstkę pachnącej lawendy ślę:)
Bardzo ciekawy pomysł, choć ja jestem krytyczna niezależnie od narodowości i osiągnięć pisarza. Po prostu szczerość ponad wszystko. Uważam, iż jest taka masa książek, że czytelnik ma prawo wiedzieć, co dana pozycja w sobie kryje :) Z przyjemnością będę podglądać co się w raptularzu u Ciebie kryje. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuń~ Ines, chyba konflikt nie do rozwiązania, czy książka sama w sobie czy w kontekstach. Ale zgadzamy się, że musi być dobra i tak trzymać. Lawendowy uśmiech z zawsze aktualnym zaproszeniem ślę:)
OdpowiedzUsuńMusi być dobra - tylko wg kogo?:) czytelników, krytyków, recenzentów, przyznających wyróżnienia i nagrody? Taka, którą będzie się czytać po latach? To bardzo subiektywne pojęcie. Ja nie umiem powiedzieć, czy książka jest dobra, ale umiem powiedzieć, czy się podoba. Ciekawa jestem kolejnych wpisów.
OdpowiedzUsuń~ Gosiu, wydaje mi się, że słowa "dobra" i "ciekawa" akurat tutaj znaczą podobnie. Wiele razy sparzyłam się na nagrodzonych, tyle samo razy na chwalonych na blogach, łajanych przez krytyków itd. Czasem zaś stoi sobie niepozornie na półeczce w księgarni i tu - perłę znalazłam. Cicho o niej, głucho, a piękna. I dla mnie wtedy nie jest ważne, czy innym się podoba. Ona jest moja.
OdpowiedzUsuńIm dłużej znamy się w blogowym świecie, tym lepiej poznajemy też cudze gusta. I po to chyba są blogi, żebyśmy jak najwięcej tych dobrych wyborów mieli. Jeśli będzie dobra, to i ciekawa. Pierwsze słowo ma dla mnie większą pojemność.
W sprawie wspomnianej książki Doris Lessing nie będę się wypowiadać, bo nie czytałam ( tak jak innych powieści autorki tj. próbowałam przeczytać, ale moje wysiłki zakończyły się niepowodzeniem ). Jako czytelniczka książek i blogów książkowych, życzyłabym sobie na pewno: więcej podobnych recenzji i komentarzy. O wiele ciekawiej czyta się komentarzową dyskusję osób o różnych lecz szczerze wyrażonych poglądach niż ciąg zdawkowych zdań i potakiwań wynikających tylko z uprzejmości.
OdpowiedzUsuńHa też cieszę się z tej dyskusji. I wydaje mi się że doszłyśmy do pewnego konsensusu, że dobre jest to co się komu podoba, niezależnie od ilości pozytywnych opinii, uzyskanych nagród, sympatii czytelników czy krytyków, czy też odwrotnie. Dobrej nocy życzę.
OdpowiedzUsuń~ Ronja, też wolę dyskusję, ale cenię każdy głos. Czasem - gdy zamieszczę post - licznik bije, a tu cicho. Czytają? Podoba się? A może do niczego? Dlatego uśmiecham się nawet na "ciekawe, dopisuję do listy", bo to znaczy, że ta pisanina komuś się przydaje. Słonecznego dzionka życzę:)
OdpowiedzUsuń~ Gosiu, pewnie już fruniesz do kochanego Paryża, więc podziwiaj tam same piękne rzeczy! Wysokich lotów:)
OdpowiedzUsuńBogusiu,
OdpowiedzUsuńnie wierzę w puste półki zarówno w naszym przypadku. A juz twoim zwłaszcza patrząc na zdjęcia:). Pozdrowienia:).
Całym sercem popieram rozpoczecie publikacji z raptularza, bardzo ich byłam ciekawa. Każda negatywna opinia daje lepsze pojęcie o książce, tym bardziej kiedy inni wokoło chwalą. Odkąd prowadzę bloga, zanim zakupię jakikolwiek tytuł, sięgam do blogowych recenzji i je porównuję. Nawet jesli trafię na negatywną recenzję skłania mnie czasem do zakupu, bo ktoś może krytykować to, co ja bym pochwaliła w danym tytule. Kibicuję całym sercem tym raptularzowym recenzjom i chcę jeszcze :) Co do Doris Lessing to mimo iz jest noblistką, to jakoś w ogóle mnie do niej nie ciągnie, blogowe recenzje mnei nie zachęciły, Twój post potwierdza moją opinię. Dziękuję za te mocne i szczere słowa. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń~ Izuś, rzeczywiście puste półki to marzenie, gdy książki męczą się w podwójnych rzędach i krzyczą, żeby zaistnieć. Jednak są te bardziej i mniej ukochane. W każdym razie i tak nie mogę się z nimi rozstać.
OdpowiedzUsuńAle, ale, powinnam napisać "pułki", skoro tak jest w książce Lessing.
Pozdrawiam cieplutko:)
~ Anetko, miło, że to co dla mnie ważne, staje się też takie dla innych. Stopniowo uczę się mówić pełnym głosem. Chyba że mnie "wyłączą" i blog zniknie. Już rodzina się ze mnie śmieje, że smutni panowie pukają do drzwi. No nie, te naj... zostawię jednak w papierowej wersji. Poza tym raptularz jest moim pamiętnikiem. Nie śmiem porównywać się do - chociażby - Soni Raduńskiej, ale to takie moje smutki, depresje, samotności wśród bliskich, jak też anielskie spotkania i zachwyty nad chwilą. Moim marzeniem jest opublikowanie ich i zrobię to za odprawę emerytalną. Coś w końcu powinno po nas zostać. Inaczej kto znałby zapachy mojego dzieciństwa, spacery wśród zbóż, smak fal...
OdpowiedzUsuńNo, tutaj będę wtrącać opinie o książkach, których wcześniej nie śmiałabym zamieszczać. Teraz mam nadzieję, że ktoś przeczyta. Młodzi gniewni przespacerują się na inne blogi, a u mnie - cała ja. Książkowa oczywiście.
Dzięki za wsparcie duchowe!!! Serdeczności:)
Wspaniały pomysł z tą publikacją. Też od lat prowadzę pamiętnik, choć od około roku jakoś zaprzestałam, a szkoda, bo lubiłam to. Myślę, że prędzej czy później do tego wrócę.
OdpowiedzUsuńBogusiu ja na pewno będę czytała te recenzje. Moje tez czasem są mocne i waham się czy je publikować, ale nie żałuję m.in. krytyki ( tak lubianej wokół) Jodi Picoult.
~ Anetko, co Ci odpowiedzieć? Czuję się, jakbym swoje słowa czytała. Mój raptularz zaniedbany od roku, odkąd bloguję. Na warsztat miałam zamiar wziąć właśnie J.Picoult. Czas stanąć twarzą w twarz z jej czytelniczkami. Jak mnie wszyscy opuszczą, to chociaż może Ty zostaniesz.:)
OdpowiedzUsuńPamiętnikowi obiecuję powrót, bo blog to nie to samo, tylko czasu brak. Gdyby użyć porównań, to blogiem cieszę się jak dzieckiem, a pamiętnik jest przyjacielem. Warto mieć jedno i drugie, bo to nie zastępniki.
Serdeczności i do poczytania!:)))
No kochana do krytyki Jodi Picoult piszę się jako pierwsza :) Nie rozumiem i nie zrozumiem fenomenu tej autorki, jestem bardzo ciekawa Twojej recenzji utworów tej pisarki. Mam nadzieję, że wkrótce je opublikujesz. Chętnie przeczytam opinię i komentarze. Już się nie mogę doczekać.
OdpowiedzUsuńCo do pamiętnika to święte słowa, jest jak przyjaciel, towarzyszył mi w trudnych chwilach i dzielił mą radość w pozytywnych. I blog i pamiętnik się przydaje i przynosi ogromną satysfakcję :) Pozdrawiam
~ Anetko, o ile dobrze pamiętam, to byłyśmy tylko dwie w komentarzach tu i ówdzie. Albo aż dwie. Siła w jakości, a nie w ilości.
OdpowiedzUsuńChętnie siedziałabym na blogu dnie i noce, ale muszę kryć się przed rodziną. Niby zadbani, a coś im się nie podoba. Czytać jeszcze chyłkiem się da, ale pisać już nie. Święta tuż, tuż...
Mam nadzieję, że wkrótce będzie nas więcej, ale masz rację Bogusiu, że siła w jakości. To prawda święta zbliżają się w zawrotnym tempie, a przygotowań niemało. Ja też najchętniej siedziałabym godzinami na blogu moim i innych, ale nie zawsze się da.
OdpowiedzUsuńTo i ja się jeszcze dopiszę :)
OdpowiedzUsuńZ tego, co zdążyłam się zorientować poglądy na różne rzeczy mamy raczej podobne, stąd trochę zdziwiła mnie ta Twoja wypowiedź:
"Zdziwiło mnie, że jednogłośnie potępia się pomoc rodziny w utrzymaniu małżeństwa z dziećmi, że żerują, że pasożyci, że nieodpowiedzialni... No to w Polsce tylko tacy! Czy u nas jest dużo małżeństw, które nie korzystają z pomocy dziadków? Czy to jest też tak nazywane i naznaczone piętnem? (sama jestem babcią i pomagamy z dziadkiem jak możemy)Właśnie skrytykowałam, że autorka tak negatywnie pokazała parę bohaterów, a tu wszyscy powtarzają, że tacy niewydolni i jeszcze dzieci im się zachciewa. Mnie ci rodzice się podobali!!! To system zawiódł, bo zostali bez wsparcia. "
Otóż nie, w Polsce nie tylko tacy. Znam wiele par i co więcej sama tak uważam, że nie można liczyć na pomoc, ha! nawet nie mamy prawa jej oczekiwać, nie mówiąc o wymaganiu. Jeśli rodzice (dziadkowie) sami chcą pomóc to coś innego. Pomyśl, co byś zrobiła, gdyby Twoje dzieci nadużywały Twojej pomocy? Pomagasz im, bo chcesz, bo możesz, bo masz siłę.
Ja nie potępiłam pomocy rodziny (trochę to zmanipulowałaś, wiesz?:)), tak, jak część osób, potępiłyśmy żerowanie na tej pomocy, nadmierne oczekiwania i eksploatowanie "starszego" pokolenia. Gdyby rodzice Bena (którzy tak Ci się podobali) uzgodnili swój styl życia ze swoimi rodzicami, to byłoby ok. Ale tak nie było, więc to nie system zawiódł, tylko oni okazali się lekkomyślni i krótkowzroczni.
~ Manio czytania, właśnie przed chwilą w Teleekspresie podawali dane o śmieciowych umowach o pracę, na jakie są skazani młodzi w naszym kraju i tym sposobem lądują na garnuszku u rodziców, bo nawet kredytu wziąć nie mogą itp. Taka nasza rzeczywistość. Jeszcze raz prześledziłam wątek dyskusyjny nad książką i o ile zgadzamy się, gdy bierzemy w obronę dziecko, to nasze opinie są różne w odniesieniu do rodziców Bena. Ja nadal uważam ich za pozytywnych bohaterów, którzy zostali wykpieni przez autorkę (bo feministki rodzin nie lubią, a wielodzietnych w szczególności), a potem - powtórzę - zostali pozostawieni sami sobie w sytuacji, gdy pomocy potrzebowali, czyli zawiódł system pomocy socjalnej, medycznej itp. Nie pamiętam dokładnie, czy pomoc rodziców była wymuszana. Też nie jest tak, że rodzice powinni pomagać swoim dzieciom po równo i pomoc głównej rodzinie odbierała cokolwiek ich rodzeństwu. Pomoc rodziny jest kierowana zawsze w stronę najsłabszego, tej pomocy potrzebującego najbardziej. Tu demokracji nie ma. A w odniesieniu do polskiej rzeczywistości. Rzeczywiście nie wszyscy, ale większość rodzin z pewnością korzysta w różnym stopniu z pomocy rodziny. Przynajmniej w moim otoczeniu, wśród znajomych. To nie Ameryka, że dziecko opuszcza dom, kontakty się rozluźniają. Taki model wpisany jest w naszą tradycję i chwała Bogu. Pomagam, ile mogę, ale też dzieci mają takie prawo - nazwijmy rzecz po imieniu! Gdy ktoś szuka pomocy w ośrodku pomocy społecznej, to panie z wywiadem pierwsze kroki kierują do rodziców i mogą wnioskować o wsparcie finansowe dla dorosłych i dzieciatych już dzieci. Krótko - najpierw szuka się pomocy w rodzinie, potem dopiero takowej udziela państwo.
OdpowiedzUsuńJeśli nie odpowiadam wprost, to wybacz, bo osobiste refleksje zbyt mocno kładą się cieniem na poruszone wątki. Ja po prostu nie śpię w nocy, gdy moim dzieciom dzieje się krzywda. I żadne prawo nie jest mi potrzebne, gdy im pomagam. Mam nadzieję, że nie rozliczają się między sobą, czy komuś pomagam więcej czy mniej.
Dyskusja nad książką potoczyła się w różnych kierunkach. Może to i dobrze. Wydaje mi się, że nigdy w tak ważnych sprawach nie będzie jednomyślności, bo to zależy od naszego systemu wartości, od wieku, doświadczeń, może nawet od płci (szkoda, że żaden pan się nie odezwał). W moim DKK dyskutowano głównie o Benie i opiece nad dzieckim innym. Rodziny praktycznie nie tknięto. Chętnie będę śledzić kolejne opinie, jeśli takowe się pojawią.
Dopowiedziałam cokolwiek nowego? Aż się boję moich kolejnych wpisów z raptularza, bo tam same takie - odmienne - opinie. Uuuuu, będzie się działo:)
Hmm, najdziwniejsze jest to, że naprawdę ja też nie jestem za wojującym feminizmem i też jestem za rodziną. Ale nie za wykorzystywaniem i nie za liczeniem na pomoc innych - nie podoba mi się podejście - 'e, jakoś to będzie'.
OdpowiedzUsuńTo piękne, gdy rodzina sobie pomaga i masz absolutną rację, że nie pomaga się dzieciom jednakowo, cóż - sprawiedliwie nie zawsze znaczy po równo. Tylko, że czasem kto inny uważa się za tego najsłabszego.
~ Manio czytania, jak widać - ani książka, ani życie łatwe nie są. Właściwie zgadzam się z Tobą co do pomocy i liczenia na pomoc innych. Tak prywatnie (bo starszych postów już prawie nikt nie czyta, więc pozwolę sobie na garść osobistych refleksji) to przyznam się, że nigdy nie mogłam liczyć na pomoc moich rodziców. Po moim ślubie odetchnęli z ulgą, że mają mnie z głowy i sami z mężem borykaliśmy się z wychowywaniem dzieci, z pracą, chorobami, biedą, w oddaleniu od jakiejkolwiek rodziny. Przewrotny los sprawił, że teraz ukochana córka mojej mamy jest daleko, a ja jestem pod ręką. Nie było "po równo", ale i tak nie potrafię odmówić wsparcia i pomocy. Nie inaczej też postępuję wobec dzieci i mam nadzieję, że zapamiętają, że rodzina to ważna rzecz.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę, że nie potrafię być obiektywna, gdy w grę wchodzi tragiczny los dziecka albo zwierzęcia (są jednakowo bezbronni). Unikam książek, filmów, gdy dzieje im się krzywda. Źle z taką nadwrażliwością, ale inaczej nie potrafię. Pracuję na najwyższych emocjach, stąd moje kategoryczne osądy. Nie zmieniam zdania w takich sytuacjach, co najwyżej zamykam się w skorupce. I czuję osobność.:(
Z tą przewrotnością losu to często tak bywa...
OdpowiedzUsuńI nie jesteś 'osobna' o nie, też mam tak, że nawet, jeśli ktoś potraktował mnie kiedyś niesprawiedliwie, ja tak nie potrafię. I nie zamierzam się zmieniać!
I też zawsze stanę po stronie dziecka, dlatego tak bardzo w tych dyskusjach o książce bodły mnie zdania o Benie.
~ No to jesteśmy już bardzo blisko:)
OdpowiedzUsuńA widzisz :)
OdpowiedzUsuńI wiesz, wydaje mi się, że w tym tkwi siła prozy Lessing - że pobudza do dyskusji na różne ważne tematy, chociaż sama unika opowiedzenia się wyraźnie po którejś ze stron. Zobacz, jak ta mała, niepozorna książeczka wzbudza emocje.
~ W każdym razie nudna nie jest. Parę takich maleństw pojawiło się w blogowych dyskusjach, chociażby "Pełnia życia panny Brodie" czy "Sonata kreutzerowska". I tu może tkwi siła literatury.:)
OdpowiedzUsuń