Według starożytnej i średniowiecznej kosmologii empireum to najwyższa część nieba, miejsce uważane za źródło czystej myśli i idei. W literaturze empireum pojawiło się w Boskiej Komedii A.Dantego. Dziś tym słowem Waldemar Łysiak oblekł biblię miłośników książek i nadał jej tytuł Patriotyczne EMPIREUM Bibliofilstwa, czyli przewodnik po terenach łowieckich Bibliofilandii tudzież sąsiednich mocarstw. Ekskluzywne dwutomowe wydanie zadowoli gusta wszelakie. Na pierwszy rzut oka to album - około 1100 ilustracji, które odsłaniają część zbiorów autora. Czego tu nie ma! Podziwiam "ołtarzyki" wypełnione książkami, ale są też starodruki, pocztówki, sztychy, śpiewniki, rękopisy, mapy, autografy, listy, plakaty, reklamy... Ba! Nawet pistolety pojedynkowe! Kocham starocie, więc z lubością wpatruję się w zegar kominkowy, francuski talerz, empirową cukiernicę, drewnianą tabakierę, szklenicę, broszę i porcelanowe filiżanki. Co łączy te przedmioty z książkami? Miłość do Polski i jej historii. Nic tu nie znalazło się przypadkiem. Każda rzecz opowiada o przeszłości, tchnie patriotyzmem. Polonocentryzm wyziera z każdej karty. Mówią przywołane postacie, wydarzenia historyczne, a nie brak też elementów chrześcijańskich. "Bez poszanowania tradycji nie zbuduje się godnej Polski" - rzecze Łysiak.
Jeśli do tej pory było patetycznie, to tylko dlatego, że nie umiem oddać zachwytu w niższej tonacji. Gdy jednak nasycimy już oczy, wygłaszczemy kredowe kartki, czas zanurzyć się w tekst. Tenże podany znakomicie. Autor z dumą - bo czemu nie? - i swadą opowiada o bibliofilstwie, czyli zbieractwie uprawianym con amore. Przytacza cytaty, anegdoty, mówi o okolicznościach zdobycia poszczególnych precjozów. Bibliofile, według niego, to elita intelektualna. Krążą o nich legendy, np. że Semkowicz spóźnił się na własny ślub, bo żona nie zając, nie ucieknie, a tymczasem w antykwariacie mógłby ktoś podkupić rzadki tomik wierszy. Wszyscy bibliofile oszukują swoje żony, zresztą dla ich dobra. Muszą tak robić, bo gdyby żony wiedziały, ile "ta makulatura" kosztuje, osiwiałyby ze zgrozy i wyrzuciłyby mężów z sypialni. Ukochane powiedzonko tej grupy to: "Nie ma książek przepłaconych. Są tylko stracone okazje." Elita też lubi się bawić. Bibliofilskie biesiady skrzą się dowcipem, a jednym z najbardziej pikantnych wierszyków jest ten o A.Fredrze. Gdy młodzież kpiła z niego wierszykiem:
Stary Fredro w książkach grzebie,
Młodzież jego żonę j.....
Fredro odpowiedział frywolnie:
J....., j....., moje dziatki,
Ja j...... wasze matki!
Bywa wesoło. Jest też poważnie, czasem nawet tragicznie. Przeglądam "piłsudczana". Z pietyzmem zbierane, z czułością opisane. Nie czas teraz i nie miejsce na polemikę, ale daleka jestem od czci dla "naszego drogiego wodza". Gdzieś w listopadzie zmierzę się z tematem, bo i Łysiak zabrał głos w tej sprawie ( "Uważam Rze" 28/2011, cykl Łysa prawda, artykuł Huzia na Ziuka). Tu nawiązuję tylko dlatego, że po kartach "ku czci" marszałka otwiera się kolejny rozdział W poszukiwaniu utraconych Kresów..., a w nim opisany krwawy bój Orląt lwowskich. Gdy młodzi obrońcy bili się za Ojczyznę, gdy Lwów słał rozpaczliwe prośby o wsparcie, Piłsudski ruszył na Wilno, a potem na Kijów!
Bez sensu jest streszczanie tej książki, bo każdy rozdział jest ważny. To Łysiaka portret własny - dla łysiakomaniaków. Dla mnie - creme de la creme (modne, ale akuratne). Empireum to uczta dla wszystkich zmysłów: patrzę, wącham, głaszczę, łowię uchem szelest kartek... Nie ośmieliłam się stron tknąć ołówkiem. Chowam tomy do etui. Kiedyś może zobaczę zbiory na własne oczy, bo autor pragnie je ofiarować w przyszłości narodowi.
Byłam w raju. Bo bibliofilstwo to raj.
Za inspirację czytelniczą dziękuję Bibliofilce, a za egzemplarz tego wspaniałego wydania - Joli z Krakowa. Joluniu, znajdę Cię i pana Krzysztofa na Targach Książki w Krakowie:)
Waldemar Łysiak, Empireum, Wydawnictwo Nobilis, Warszawa 2004
:))"Empireum" to faktycznie uczta dla zmysłów, tylko patrzeć, wąchać, głaskać...
OdpowiedzUsuńJak ja Ci zazdroszczę Targów w Krakowie, a pana Krzysztofa, jak znajdziesz, to pozdrów ode mnie ;)
~Bibliofilko, jak ja mogłam przegapić taką książkę! Jeszcze raz dziękuję:)))
OdpowiedzUsuńNa Kraków czekam od ubiegłego listopada. Zaraziłam się i tylko śmierć nas rozłączy. Pan Krzysztof Sobieraj ma w moim sercu miejsce szczególne, bo osobiście zadzwonił do mnie z troską w głosie, czy udało mi się nabyć poszukiwany egzemplarz, a byłam tylko nieznaną klientką. Gdyby tak wszyscy wydawcy traktowali klientów, to byłby też raj poza "Empireum"! Oczywiście stoisko znajdę i podziękuję w imieniu swoim i wszystkich bibliofilów, a szczególnie tych, których piszę wielką literą.:)))
Aż chciałabym posiadać (nie mieć). Trzeba zacząć zbierać pieniądze, bo takie wydanie to kosztowny nabytek. Książka do czytania i oglądania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam niedzielnie:)
Zauroczyłaś mnie, obezwładniłaś myśli tą nietuzinkową pozycją. Jestem wzrokowcem, wzrokowcem pierwszej ligi, a przeglądanie zdjęć KSIĄŻEK to już szczyt wzrokowego spełnienia. Uwielbiam wizyty w księgarniach i bibliotekach, choć męczące jest ciągłe odpowiadanie "ja tylko oglądam..." Tak, ja sycę się samym wyglądem. Ogromnie chciałabym sobie sprawić te cuda.
OdpowiedzUsuń~Nutto, jestem szczęśliwą posiadaczką i będę wracać do tego raju z pewnością, gdy będę chciała nawdychać się patriotyzmu i polskości. Teraz odmawiam sobie zakupów (no, prawie), żeby zebrać zasoby na Targi.
OdpowiedzUsuńZa oknem mam mocarne dęby i wirujące w słońcu liście. Życzę takich niedzielnych widoczków również.:)
~Kasiu, my możemy oglądać, a pan Łysiak je wszystkie ma i może pieścić nie tylko wzrokiem! Też jestem wzrokowcem i nie odpuszczam żadnym księgarniom i antykwariatom, a że czekam codziennie na połączenie, jestem na straconej pozycji. Ponieważ nie noszę zegarka, pani w "taniej książce" uśmiecha się, patrzy na zegarek i mówi mi, ile mam czasu do 14.10.
OdpowiedzUsuńA polować na tę pozycję warto. Może jakaś okazja? - mikołajki, rocznica, imieniny, nagroda. Trzymam kciuki za zakup. Pozdrawiam cieplutko:)
Nie ma to jak dobrze wytresować panią z "taniej książki".
OdpowiedzUsuńPodziwiam Twój zachwyt nad Łysiakiem. Mój Łysiak to "Szuańska ballada", "Francuska ścieżka", "Empirowy pasjans", "Cesarski poker" i "Asfaltowy saloon" i to by było na tyle. Jakiś ten Łysiak dziś nadęty. :-))
OdpowiedzUsuńOglądałam książkę w pracy tak jest na co popatrzeć, teraz jeszcze muszę literki pooglądać tak aby do kompletu było :)))). Czytałam tylko wyrywkowo jak to w pracy ;P.
OdpowiedzUsuń~Izuś, obie mamy z tego korzyści. Ale właśnie w tym tygodniu kupiłam sobie w końcu zegarek, bo ileż można!:)
OdpowiedzUsuń~ Monotemo, ja odwrotnie - bardziej cenię sobie jego twórczość z ostatniej dekady (tak mniej więcej). Nadęty? Dziś chyba trudno zaistnieć w świadomości czytelniczej czy medialnej bez wyrazistych poglądów. Nie ze wszystkim się z nim zgadzam, ale wiedzę ogromną ma. Podziwiam erudytów, uwielbiam inteligentnych starszych panów. No, wydało się:)
OdpowiedzUsuń~ Agnieszko, książka rzeczywiście stworzona dla wzrokowców. Ja do takiego wnętrza wprowadziłabym się już dziś! Przeczytaj też koniecznie, choć poglądy bardzo osobiste. Mnie akurat odpowiadają. Jest od lat konsekwentny, nie fruwa jak chorągiewka na wietrze od lewej do prawej strony. Pewności siebie mu nie brak, co dla mnie jest na plus. Oj, chciałabym choć trochę z tego uszczknąć. Przydałoby się jak nic.:)
OdpowiedzUsuńOch! dopiero dziś tu zajrzałam. Jak ja Ci zazdroszczę tej pozycji. Jak piszesz o zbiorach pana Łysiaka to aż mnie korci aby jak najszybciej zakupić tę książkę. Jak na razie myślę o wypożyczeniu, tylko muszę wybrać się do miasta Łodzi.
OdpowiedzUsuńŁysiaka znam li tylko z jego dawniejszej twórczości. Trzeba wiec nadrobić zaległości.
Coraz wyraźniej widzę jak negatywny wpływ na moje czytelnictwo miało ostatnie 6 lat. Tak się zatraciłam w pracy i w obowiązkach domowych, że nawet nie zauważyłam ile ważnych książek przeszło mi koło nosa.Patrząc na Was mam wrażenie, że ja dopiero raczkuję.
~ Balbinko, żadnych wyrzutów sumienia! Rodzina jest najważniejsza. Praca na drugim miejscu, bo trzeba zarobić na książki. A książki to nie sałata - nie zwiędną, nie zestarzeją się. Są cierpliwe i poczekają. Właśnie uratowałam z piwnicy sąsiada (miał oddać na makulaturę!) spory księgozbiorek. Jest tam tom Kasprowicza sprzed stu lat - wydany we Lwowie! Czyta się pięknie, bo dobre książki są zawsze smaczne. W tle mam lwowskie piosenki z niekochanej gazety, popijam martini (Łysiak też pije martini, gdy pisze!)i jest pięknie. Życzę spotkania z książkami Łysiaka, a "Empireum" na deser:)))
OdpowiedzUsuńNo no, nie jestem łysiakofilem, ale do książki z chęcią bym zajrzała.
OdpowiedzUsuńUwielbiam martini. Także piosenki lwowskie - zaraz na myśl mi przychodzi Szepcio i Tońcio.
OdpowiedzUsuńWiem, że masz rację co do tej pracy i rodziny i książek, ale ja wciąż czuję że czasu mało, a zaległości ogromne.
Tylko sobie westchnęłam. Nie osiągalna dla mnie ta pozycja, przynajmniej nie teraz. Ale mam na liście tych, do zdobycia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~ Agnes, książka nie tylko dla kochających Łysiaka. Nie oprze się jej żaden książkowy maniak. Szukaj, może gdzieś Cię woła z półki:)
OdpowiedzUsuń~ Balbinko, no to cenimy te same dobre rzeczy. Dziś niekochanej gazety ciąg dalszy i Lwów w tle - druga płyta.
OdpowiedzUsuńPoczucia kurczenia się czasu nie mogę opanować w żaden sposób. Ja już nawet mam sny, że nie zdążam! Zaczęłam po prostu sprawiać sobie więcej przyjemności i to mi sprawia radość, np. zaczęłam jeździć na wycieczki (te dalsze, bo bliskie zawsze uskuteczniałam). Zabudowuję dom książkami, żeby na stare lata nie tkwić w samotności. Dlatego nie martwię się specjalnie czytelniczymi zaległościami. Uśmiech, proszę:)
~ Kasiu, Twoje westchnienie przetoczyło się jak tsunami przez Bałtyk i dotarło na Podkarpacie. Czy pocieszy Cię fakt, że po Twojej recenzji kupiłam "Pokonanych" Gołowkiny za... cenę "Empireum" na allegro? I wcale mnie na to nie stać. Dlatego zgadzam się z Łysiakiem, że trzeba oszczędzać współmałżonków, bo gdyby dowiedzieli się, ile "ta makulatura" kosztuje, osiwieliby z rozpaczy. Życzę udanych łowów:)
OdpowiedzUsuńDzięki Tobie już się śmieję. I wyobrażam sobie jak zabudowujesz dom książkami. Zresztą ja też tak robię. I ja jak radzi Łysiak oszczędzam swojego męża nie mówiąc ile na książki wydaję. Tak jest lepiej. Przynajmniej nie musi się stresować, że do pierwszego nie wystarczy. To już tylko mój problem.
OdpowiedzUsuń~ Balbinko, i tak trzeba:)))
OdpowiedzUsuńJak nie oplatać domu półkami, jeśli dziś i jutro wojewódzka biblioteka organizuje wyprzedaż, gdzie każda książka kosztuje aż złotówkę! Grzech nie kupić. Takie okazje będę mężowi pod oczy podtykać, a na resztę spuśćmy zasłonę milczenia.:)
Wróciłam i mogę zacząć nadrabiać zaległości w komentowaniu. Jesteś pierwszą osobą, co do której obiecałam sobie napisać zaraz po powrocie. Otóż uwielbiam ludzi z pasją. Niby wszyscy piszący bloogi to pasjonaci, ale nie na każdym bloogu to wyczuwam. Pasje są różne i przecież nie wszystkie podzielam (a raczej podzielam niewielką ich część). Ty natomiast piszesz z takim entuzjazmem, że można się od ciebie zarazić. I byłoby to całkiem miłe zarażenie. Nie czytałam tej książki. Czytałam MW, gdzie jest namiastka tej pasji pana Waldemara pokazana. Podobało mi się bardzo. Stąd prosty wniosek, że i do Empireum prędzej czy później dotrę. Tymczasem ja miałam swoje Empireum i teraz mam co wspominać do następnego razu. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~ Guciamal, tak miło, że po zobaczeniu tylu paryskich wspaniałości został w kąciku serca dla mnie skrawek:))) Śledziłam na bieżąco, spacerowałam z Tobą po katedrach i muzeach. Wiesz jak to fajnie brzmi, że wstajesz rano, jesz śniadanie i idziesz sobie na mszę do katedry Notre Dame? Czarujące. Pochwalę się, że za miesiąc robię krótki wypad do Wiednia. Smutne, że krótki, ale nie byłam jeszcze, to dobry i weekend. Mam zamiar zwiedzić m.in. Bibliotekę Narodową - widok zapierający dech w piersiach. Pochwalę się. Co do Łysiaka, to "Empireum" jest kontynuacją "Wysp zaczarowanych", więc ten sam klimat. Na sztuce to się gość zna, niesamowity.
OdpowiedzUsuńJeszcze raz dziękuję za ciepłe słowa i chociażby dla Ciebie warto pisać. Wracam do tematu w kontekście moich rozterek, ale upewniam się, że żałowałabym, gdybym po drodze się zniechęciła. Sto uśmiechów na minutę przesyłam:)))
Kącik w moim sercu masz i to nie mały. Brzmi cudownie, a jest ...ech czasami brak słów. Jak oddać wrażenia tak jedyne i niepowtarzalne. Będę próbowała jeszcze przez jakiś czas, bo trochę się tego nazbierało. Polecam Katedrę Św.Stefana (Szczepana)- nie zajmie to wiele czasu, ale warto (moim skromnym zdaniem). Ja byłam w Wiedniu też króciutko i też z wycieczką. Samego Wiednia było ze dwa i pół dnia, resztę zajmowała podróż.
OdpowiedzUsuń~ Gosiu, mam trochę zdjęć z Wiednia (z katedrą też), bo kiedyś mąż za mnie pojechał. Moje najmłodsze dzieciątko tak płakało, że zostałam w domu, a mąż spakował siebie, paszport, moje kanapki i... wyręczył mnie w sesji zdjęciowej. Czas nadrobić straty. Już się cieszę przeogromnie, bo stare miasta mają magię szczególną. Właśnie ze zdjęć skojarzyłam, że Katedra św.Szczepana podobna do tej w Budapeszcie. Jeszcze tylko trzy tygodnie!!!:)
OdpowiedzUsuńMoże jeszcze zdążysz teraz, a może po powrocie- czytam teraz Stone Pasje utajone o Freudzie i odnajduję tam sporo Wiednia.
OdpowiedzUsuń~ Guciamal, no nie! Mam kilka, a tej akurat nie kupiłam. Jak mogłam. Biegnę na allegro. Dzięki:)
OdpowiedzUsuń