Od dawna już wciągały mnie Wiry Henryka Sienkiewicza i wołały Dzieci Bolesława Prusa. Czas o nich napisać, bo stanowią owe białe plamy polskiej klasyki. Do lektury tych zapomnianych powieści przywiodła mnie Faustyna Morzycka. Gdy tworzyłam post o Siłaczce, w drodze był już Płomień na wietrze. Czas podsumować i połączyć te tytuły.
Najpierw Krystyny Jabłońskiej opowieść biograficzna. Poznajemy Faustynę w momencie aresztowania, kiedy żandarmi lokują ją w więziennej budzie i transportują do lubelskiego Zamku. W celi więziennej wypełnionej wrzaskliwymi kobietami i gromadą dzieci (!) docieka powodów uwięzienia i musi przemyśleć wszystko od początku. Odgradza się od rzeczywistości wspomnieniami. Próbuję wybrać te, które ukształtowały bojową działaczkę PPS, biorącą udział w zamachu bombowym. Najwcześniejsze reminiscencje to pobyt z rodzicami na zesłaniu i brak normalnych dziecięcych kontaktów. Do tego niesnaski prowadzące w końcu do rozstania rodziców. Wcześniej jeszcze ciocia - również Faustyna - osoba bardzo niepospolita. Miała głowę pełną wolnych myśli, paliła długie papierosy, a suknie nosiła krótsze od przyjętej długości. Twierdziła, że małżeństwo otumania, odbiera kobiecie swobodę myśli i działania. Rozprawiała o konieczności niesienia kaganka oświaty między lud oraz upominała się o równouprawnienie kobiet. Mała Faustysia żałowała, że nie może natychmiast obciąć warkoczy i jawnie zaciągać się dymem. Gdy dziewczynka była już na pensji w Warszawie, poznała Narcyzę Żmichowską - objawienie nowych światów poezji, nauki, obowiązku obywatelskiego - która wywierała przemożny wpływ na uczennice. Zasadniczy wpływ na wybory życiowe Faustyny miała też Oktawia Chmielewska i atmosfera Nałęczowa, z którym to miejscem związała się na lata. W Płomieniu... są wspomniane nazwiska Prusa, Sienkiewicza (smaczna anegdota o odrzuconych zalotach pisarza!), Chełmońskiego, Kraszewskiego, Podkowińskiego, ale to goście salonów, rozmówcy. Główną postacią organizującą pod czerwonym sztandarem działalność propagandową jest Żeromski. W kręgach socjalistów ciągną się dysputy o polityce, stosunkach ekonomicznych, a wśród nich o nędzy chłopów i finansowym upośledzeniu klasy robotniczej. Co rusz złotousty prelegent przywozi ze Wschodu wieści o rodzącym się socjalizmie. Luda (Ludwik Waryński) - agitator urodzony - elektryzował, czarował umysły, a piękne panny marzyły już tylko o tym, żeby uczyć w jakiejś Pipidówce w szkole, którą urządzić trzeba sobie z niczego. No i mieszkać w izbie, którą byle deszcz zalewa. Tak rodziła się "siłaczka". Początkowo było jej obojętne, czy walczyć będzie w imię haseł narodowościowych, czy socjalistycznych, bo każda walka prowadzić będzie do wywalczenia lepszej przyszłości. Później nauczycielki tworzyły konspirację, pomagały więźniom politycznym, zawoziły ich bryczkami do granicy. W fałdach sukien łatwiej było ukryć ulotki albo materiał wybuchowy. Wiedziały, że prowadzenie nauki czytania i pisania w języku polskim prowadzi na Sybir. Faustyna przeszła zdecydowanie na pozycje lewicowe. "Szczytne cele Proletariatu nie podlegają dyskusji!" - woła. Jednak nie mogę nie napisać, że szczytne, wydawałoby się, hasła rzucone przez Żeromskiego, np.: nauka dla wszystkich, ochronka dla dzieci pozbawionych opieki, kursy dokształcające dla rzemieślników, nie budziły poklasku. Spora grupa nałęczowian nader krytycznie ustosunkowała się do działalności pisarza i socjalistów. Bojkotowano zebrania, przedstawienia. Grupę Żeromskiego w Nałęczowie zwano dosadnie "kliką Żeromskiego", a elita uzdrowiska wprost mówiła o wieczorach artystycznych, że na wasze cele chcemy jak najmniej dawać pieniędzy.
I tu dochodzę do punktu stycznego trzech sfotografowanych powieści. I Sienkiewicz, i Prus negatywnie wypowiadali się o działalności PPS. Gdy w szkole uczono mnie historii, obecna była tylko rewolucja w Rosji w 1905 roku, a na ziemiach polskich dochodziło jedynie do pojedynczych incydentów. To nieprawda. Ruchawki wywoływane przez socjalistyczne bojówki przynosiły krwawe żniwa. W ich działalność byli wciągani młodzi, nieświadomi ludzie, którzy ginęli na szafotach głupio i niepotrzebnie (tu: egzekucja opisana przez Prusa, wstrząsająca). W ulicznych zamachach tracili życie przypadkowi przechodnie, a rewolucjoniści kryli się bezpiecznie za ich plecami. Żeby zdobyć pieniądze na działalność, napadano na wagony pocztowe, z których kradziono pieniądze obywateli polskich, a nie Rosjan (poruczam napad w Bezdanach z udziałem naszego "drogiego wodza")... Byli postrzegani jako bandy!
Ustosunkowania się do tych wydarzeń społeczeństwo domagało się od ówczesnych autorytetów, jakimi byli Sienkiewicz i Prus. Oba przywołane utwory zdecydowanie potępiają rewolucję, czego w PRL komuniści nie mogli im darować, co wpłynęło na taką, a nie inną opinię o tych książkach i ich dostępność. Powieści są literackim i politycznym komentarzem wydarzeń. Ważnym, a jednocześnie nieobecnym w nurcie czytelniczym, w omówieniach. Po co czytać powieści, które uznano za "łabędzi śpiew" starzejących się, zgorzkniałych pisarzy? Powieści przemilczano, zepchnięto na margines. Rewolucja w Polsce do dziś minimalizowana przez komunistów, tylko dlaczego mówiło się, że w 1905 roku Młoda Polska w jedną noc posiwiała? Prus, Sienkiewicz - oni to widzieli na własne oczy i nie bali się nazwać rewolucji rewolucją. Wiedzieli, co przyniesie czerwona zaraza.
U nas są tylko wiry. I to nie wiry na toni wodnej, gdzie poniżej jest głębia spokojna, ale wiry z piasku. Teraz wicher dmie od Wschodu i jałowy piasek zasypuje naszą tradycję, naszą cywilizację, naszą kulturę - całą Polskę - i zmienia ją w pustynię, na której giną kwiaty, a żyć mogą tylko szakale. [s.279]
Oświata bez religii wychowuje tylko złodziei i bandytów. [tamże]
Obie książki polecam. Nie tylko o rewolucji. Wątki romansowe też będą. Klasyka nade wszystko.
Krystyna Jabłońska, Płomień na wietrze, Lublin 1964
Henryk Sienkiewicz, Wiry, Gdańsk 1990
Bolesław Prus, Dzieci, Wrocław 1999
Lubię Prusa, lubię Sienkiewicza, więc mam nadzieję, że i do tych pozycji kiedyś dotrę. To duża przyjemność odkrywać takie zapomniane książki. A twój wpis tylko utwierdza mnie w przekonaniu, jak wspaniałą miałam nauczycielkę historii w Liceum. Nauczycielkę, która nie tylko realizowała program i przygotowywała do matury (normalnej, tradycyjnej matury), ale i przekazywała nam historię niezakłamaną, pożyczała książki, a z chętnymi dzieliła się wiedzą z "drugiego obiegu". Można powiedzieć "siłaczka". :)
OdpowiedzUsuńUbolewasz, iż tak mało znane są te powieści, ja ubolewam, iż moja znajomość klasyki jest tak mizerna, bo choć ostatnio nieco się pogłębiła to i tak jest to kropla w morzu chęci. No, ale u nas są chęci i tylko ten czas, co ucieka...
~Guciamal, a ja historię wynosiłam z domu, czekając na prawdziwe lekcje, ale nie nadeszły. Za to polonistę miałam ponadprzeciętnego - taka perła rzucona przed wieprze. Z najlepszym dyplomem UJ zesłany na prowincję, bo nie miał odpowiedniej legitymacji. Gdyby nie On, byłabym kimś innym. A lekcje historii nadal przerabiam sama. Co do klasyki, to śledzę wyzwanie. Nie przystąpiłam z powodu braku czasu, ale mnie wciąga. A wiesz chyba, że w biblionetkowym rankingu wygrała "Lalka" Prusa? No i mam następny temat do studiowania. Czy jest coś, czego jeszcze o tej powieści nie wiemy? Podróżuj i wracaj szczęśliwie.:)
OdpowiedzUsuńNie wiedziałam o rankingu :). Do nauczycieli miałam szczęście (i historyczka i polonistka, choć ta była.. hmm skomplikowana, wielka pasjonatka, bardzo mądra osoba, ale .. potrafiła doprowadzić do płaczu- nie tyle złą oceną, co epitetami). Pogodnej niedzieli siłaczko ( u mnie właśnie zaświeciło słoneczko) :)
OdpowiedzUsuń"Wiry" mam w szeroko pojetych planach za to o "Dzieciach" nawet nie słyszałam! Ale to pewnie wynik mojego niedouczenia, a nie zmowy milczenia wydawców:).
OdpowiedzUsuń~Guciamal, słoneczka:)))
OdpowiedzUsuń~Izuś, jesteś ostatnią osobą w świecie blogerów, która może powiedzieć o sobie - niedouczona. Chylę czoła przed Twoją erudycją. Oby "Wiry" wciągnęły Cię szybciej, a "Dzieci" może nie zdążą dorosnąć. Nie jest to literatura kalibru "Lalki" czy "Trylogii", ale czyta się bardzo dobrze, z ciekawością. Nazywać je powieściami nieudanymi, to pomyłka albo zła wola. Pozdrawiam cieplutko:)))
OdpowiedzUsuńZestaw lektur u Ciebie wciąż zaskakuje, nie nadążam. Ja utopiona w zawieruchach wojennych, choć marzy mi się... czytadło :-)). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Monotemo, te książki czekały sto lat, to jeszcze poczekają. Jestem po prostu cięta na czerwoną zarazę i co tylko zwęszę, to jak mój foksterier pędzę z nosem po tropie.
OdpowiedzUsuńA wiesz, że też marzę o czytadle? Jak zerkam na blogi - a to kryminał, a to przewodnik po świecie, to znów romansik... - tęskno mi. Najlepiej, jakby był czas na wszystko. Marzenia.:)))
Warto jest odkurzać zapomniane książki. Przyjemnie jest potem do nich wracać.
OdpowiedzUsuń~ Moniko, uwielbiam starocie wszelakie, a książkowe w szczególności. Na klasyce się nie zawiodłam; na paru nowościach owszem. A jak przed emeryturą smakują szkolne lektury! Pozdrawiam :)))
OdpowiedzUsuńI znów kolejny tak bardzo mi bliski Twój wpis. Muszę jakoś zdobyć tę książkę o Faustynie, bo wydaje się ciekawa.
OdpowiedzUsuńJa tak jak i Ty największe lekcje historii wynosiłam z domu. Niestety w takich czasach przyszło nam mozolnie zdobywać wiedzę. Myślę jednak, że to właśnie te domowe lekcje dają młodym ludziom najwięcej. Staram się teraz przekazywać to wszystko moim dzieciom.
Obu powieści niestety nie znam. O "Wirach" gdzieś tam kiedyś słyszałam, ale o powieści Prusa - nie.
A co do wyniku biblionetkowego rankingu to jak zobaczyłam wyniki byłam trochę zdziwiona. Tyle ostatnio się wydziwia na kanon lektur, że niedzisiejsze, nudne, trudno zrozumieć. A tu proszę, okazało się, że jedna z tych "nudnych" lektur wygrała ranking najlepszych i najpopularniejszych polskich książek. I co tu o tym myśleć?
~ Balbinko, ja po tej lekturze nabrałam teraz ochoty na rozliczenia z Żeromskim. Razem z "Płomieniem..." przyszła mi tej samej autorki "Oktawia". Znów ten sam klimat, styl pisania, te same osoby, tylko z przesunięciem akcentu na p.p.Żeromskich. No i przy okazji "Chłopiec z Romanowa", bo i Kraszewski był związany z tymi postaciami. Chyba się nie wyplączę z tych łańcuszków, a właśnie wczoraj mi przyszło upomnienie z biblioteki, że przetrzymuję inną książkę. Dlatego wolę swoje, a bibliotek nie cierpię!
OdpowiedzUsuńCo do wyboru "Lalki" - sama byłam zaskoczona. Ale zmierzę się z tematem. Przed chwilą wyjęłam ze skrzynki "Lalkę i perłę" Tokarczuk. Może coś z tego się wykluje.
To udanych wyborów czytelniczych życzę i czasu na pochłonięcie wszystkiego, co smakuje.:)))
Dziękuję za przypomnienie "Dzieci" I "Wirów". Obydwu książek nie czytałam i bardzo chętnie braki uzupełnię.
OdpowiedzUsuńSmutno mi, że lubelski zamek wystąpił w takim kontekście w "Płomieniu na wietrze", ale tam się działy rzeczy straszne i warto o tym pamiętać.
~ Lirael, co do lubelskiego zamku, to nie było jeszcze tak źle jak w czasie II wojny albo za komuny; na przesłuchanie Faustynę Kozacy zawieźli do Warszawy i w gmachu X Cytadeli sypała (bez bicia). Dziwna postać, dlatego próbowałam ją zrozumieć. Zachował się zeszyt naszej bohaterki z tego okresu, w którym rysowała dzieci za kratami. To niebywałe, że one tam musiały być z matkami.
OdpowiedzUsuńGdy rozpędzę się w szkolnym maratonie, będę drążyć dalej. Ale jakieś czytadło po drodze - koniecznie! Słoneczka:)))