s.37 - Za dytyramb Wiosna Tuwim został oskarżony o wyuzdanie, rozpustę, deprawację młodzieży i pornografię. (do wiersza jeszcze wrócę)
s. 68 - atakowany przez żydożerczą prawicę, dla której ważniejsze niż poezja były geny, spychani ku lewicy opisywanej krótko: żydokomuna. [...] Napaści w endeckich gazetach były codziennością, z którą musieli żyć, czasem jednak rzeczywistość okazywała się o wiele brutalniejsza niż najgorsze nawet słowa.
s. 69 - Stanisław Pieńkowski - jeden z najzagorzalszych i najbardziej wrogich Tuwimowi publicystów... Żyd pluje na polskich oficerów - rozpisuje się prasa - drwina z polskiego wojska i munduru (po publikacji wiersza Do generałów)
s. 81 - Z roku na rok, w miarę nasilania się w Polsce antysemityzmu, przybyło notek piętnujących ksenofobię prasy endeckiej.
s. 102 - 103 - po publikacji Wiersza do prostego człowieka opisana jest reakcja na ten utwór: zbrodniarz, zdrajca, wywrotowiec, wróg Polski, prosty człowiek o krzywym nosie... A Adolf Nowaczyński pisał o gałęzi, na której Tuwim powinien podyndać przez tydzień; najdelikatniej napisała Starowieyska-Morstin, że wystąpienie Tuwima traktuje jako coś wysoce niepatriotycznego.
s. 125 - nie szczędzono Tuwimowi żadnej obelgi i żadnego epitetu.
Po każdej przeczytanej stronie rosło we mnie zdziwienie. Dlaczego Polacy tak źle odbierali poetę? Przecież pozostali skamandryci też mieli to samo pochodzenie! Czy naprawdę chodziło tu o wygląd nosa? Może jednak o twórczość? Gdy Wierzyński pisał o wiośnie, że zielono mi w głowie i fiołki w niej kwitną, Tuwim ujął temat inaczej:
Suną tysiące rozwydrzonych par [...]
A!! będą później ze wstydu się wiły
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły,
Krzywych pędraków sromne nosicielki!
Gwałćcie! Poleci każda za kolację! [...]
A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy,
Gdy ci kto zacznie szeptać pokusę łajdaczną -
- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła...
Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę!
Zośki ze szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile!
I poczną samców częstować samice!
Wiosna!!! Hajda - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu! [...]
Wiersz Wiosna jest dostępny, więc nie będę przywoływać całości. Czy mogli ojcowie nie wołać głośno, gdy ich córki - studentki karmione były przez kolegę takimi wersami? Działo się to w ubiegłym wieku! A wstyd kobiecy to wielka zdobycz naszej cywilizacji, tak samo, jak poczucie honoru u mężczyzn - to słowa Romana Dmowskiego. Bo i honor mężczyzny poddany był w wątpliwość, gdy Tuwim nawoływał, by cisnąć karabinem o bruk w wierszu Do generałów.
Książę poetów odparowywał celnie, ironicznie:
s.79 - Co z majtek wyjmuję, to w "Panią" pakuję. ( tu "Pani" to nazwa czasopisma).
Innym razem ostro i agresywnie, jak we fraszce Na pewnego endeka, co na mnie szczeka:
Próżnoś repliki się spodziewał,
Nie dam ci prztyczka ani klapsa.
Nie powiem nawet: Pies cię j...ł!" -
Bo to mezalians byłby dla psa.
s.129 - Tuwim zwykle odpowiadał na ataki prasy endeckiej równie brutalnie, a po artykule "Szlachcic między Żydy" próbowano nawet protestować przeciwko drukowaniu wierszy Tuwima w podręcznikach.
Jaki był efekt tych słownych potyczek? Wylękniony Tuwim zamknął się w swoim mieszkaniu i opuszczał je bardzo niechętnie. To ataki endeków były przyczyną agorafobii! Nic to, że nawet Wikipedia podaje, że jedną z przyczyn problemów zdrowotnych była nadmierna skłonność do alkoholu. Autor biografii wie! I przywołuje dalej Goetla, Skiwskiego, Piaseckiego... Ten ostatni napisał m.in.: Żyd - Tuwim, powodowany atawistyczną nienawiścią do wszystkiego, co polskie ("Jadzia wdowa" - ośmiesza szlacheckie dwory) - trzeba strzec polską literaturę przed zaśmiecaniem.
Biografii ciąg dalszy:
5 września 1939 roku Tuwim przekracza granicę, a różne błazny, padalce, zasrańce i nienawistniki ginęli w obronie ojczyzny (s.165). Po ataku Niemiec na ZSRR Tuwim przystąpił do nowej Targowicy, czego nie mogli wybaczyć mu przyjaciele. Poeta zrywa kontakty z Wierzyńskim i Lechoniem. Patriotyzm i faszyzm stają się dla niego synonimami. Otóż ci narodowcy są to właśnie stuprocentowi faszyści polscy (s.208). Jak odpowiedział kolegom po piórze? Strofami oczywiście:
Na podstawie Martwej Wizy
Pozwolono im pijanym
Widmom sinym i rozchwianym,
Tułać się i straszyć ludy
Nad rzekami Babilonu...
I rzygają do Tamizy,
I rzygają do Sekwany,
I rzygają do Hudsonu.
Dorzygali się do żółci,
Do dziur w mózgach i krwotoku,
Wyjce w desperackiej chuci,
Kościotrupy sprzed potopu
wyciągają, węsząc krew,
Długą szyję...
Po powrocie do Polski publikuje jeszcze Bal w operze - zaatakowany za pornografię i bluźnierstwo; wycofany z powodu miejsc obrażających moralność publiczną i uczucia religijne większości społeczeństwa (s.225).
Za jasną stronę biografii zwykło się uważać odcięcie od stryczka Konarzewskiego. Rzeczywiście Tuwim zwrócił się do Bieruta o zmianę wyroku śmierci dla młodego poety, jednak inaczej potraktował prośbę innej kobiety! Gdy pani Helena zadzwoniła do poety z błaganiem o pomoc dla męża - mając na uwadze właśnie te dobre relacje poety z Bierutem - Tuwim wyzwał ją i odrzucił słuchawkę. Kim był Zbigniew Przybyszewski? Dowódcą baterii dział na Helu i to on strzelał, gdy Schleswig - Holstein atakował Westerplatte. Nie oddał Niemcom broni, a sam ciężko ranny dostał się do obozu jenieckiego. Nie mógł pogodzić się z rusyfikowaniem marynarki wojennej, więc został przez komunistów aresztowany i skazany na karę śmierci. Wyrok wykonano 16 grudnia 1952 roku katyńskim strzałem.
Ot, wrażliwość na krzywdę.
Inne to moje odczytanie Wylęknionego bluźniercy. Pewnie najlepiej przeczytać samemu. Wszystkie cytaty pochodzą z omawianej książki, oprócz słów Dmowskiego i przypadku Przybyszewskiego.
Wiele razy próbowałam "porozmawiać" z samym poetą, ale wciąż przed oczyma mam wers z wiersza, w którym autor stanowczo uprasza zastępy bliźnich: Całujcie mnie wszyscy w dupę. No i co na to mam odpowiedzieć, panie Tuwim?
Od "tej" strony Tuwima nie znałem, muszę sięgnąć po tę książkę :-)
OdpowiedzUsuń~ Ja myślę, że posłowie głosujący za przyjęciem uchwały o obchodach Roku Tuwima też wiele nie czytali. Znam wielu pisarzy bardziej zasłużonych dla Ojczyzny i to im mam zamiar oddać swój czas:) Chociażby Adolf Nowaczyński zaatakowany przez Urbanka! Od razu otworzyłam jego "Słowa, słowa, słowa". Cóż to za polszczyzna i inteligencja! To polecam:)
UsuńKsiążkowcu, przede wszystkim bardzo dziękuję za książkę (jeszcze ciągle czeka) i zakładki (co za miła niespodzianka) ale przechodząc do postu; nie zrozumiałem; czy masz za złe Tuwimowi wiersze które przytaczasz, czy Urbankowi to, że niepochlebnie pisze o ich krytykach?
OdpowiedzUsuń~ Tuwima można cenić za piękne operowanie polszczyzną w wybranych utworach i za dziecięce wiersze, ale za postawę już nie. Jednak w tej recenzji chodzi mi o Urbanka, że wylewa żółć na endecję, a ja spodziewałam się solidnej literackiej biografii. Dobry biograf powinien być przezroczysty i eksponować bohatera, a nie rozmywać go w swoich poglądach. Zrobił z Tuwima wystraszonego człowieczka zahukanego przez żydożerczych dziennikarzy. Czy to cała prawda o poecie? Nie sądzę (na podstawie innych źródeł).
UsuńMoja osobista opinia na temat przytoczonych wierszy? Potwierdzam, że próżno szukać w nich wartości, będących filarem cywilizacji, o które upominają się narodowcy. Polska literatura spokojnie obeszłaby się bez Tuwimowej "Wiosny" czy "Balu w operze".
Myślę, że kontrowersyjna opinia zmobilizuje cię do szybszego przeczytania;) Może i zakładka się nie przyda, bo czyta się dobrze, bez chęci odłożenia na później...
Po Twoich wyjaśnieniach nie tak znowu kontrowersyjna. Pamiętam jak ekscytowałem się "Balem w operze", zwłaszcza jego początkiem :-) w podstawówce, a dopiero na studiach odkryłem, że Tuwim jest również autorem "Chrystusie ..."
Usuń~ Był zmienny jak chorągiewka. Najpierw przez lata swojego Narodu się wypierał, dopiero po holokauście zaczął się z nim identyfikować. W chwili smutku i do Chrystusa mógł się zwrócić. Zresztą bardzo dobry wiersz. Jak pisałam wyżej - potrafił operować językiem polskim. Cenię Tuwima za bibliofilstwo, za miłość do szczurów... Trochę by się znalazło, ale wobec całości jestem nieprzejednana. Tak często piszę tu o integralności człowieka! Jednak chciałam zwrócić uwagę głównie na Urbanka, że nie podoba mi się jego biografia, bo o Tuwimie można długo...
Usuń"Broniewski" bardzo mi się podobał - "zużytego" na szkolnych akademiach w czasach peerelu poetę pokazał jako człowieka z krwi i kości, "Brzechwą" byłem rozczarowany bo odebrałem książkę jako w sumie zbiór anegdot, wierzchnią warstwę pod którą nie wiadomo co się kryje, a wyrobienie sobie zdania o "Tuwimie" dopiero przede mną - do trzech razy sztuka :-)
Usuń~ Moja kolejność i gradacja odczuć podobne. Zobaczymy, jaki będzie finał:)
UsuńCzuję się zaintrygowana... Teraz żałuję, że nie wzięłam tej książki do recenzji...:(
OdpowiedzUsuńBędę musiała to w przyszłości nadrobić... Choć przyznaję, że jestem jak na razie wytrącona z równowagi tą książką,..
~ Książka zbiera same dobre recenzje, dlatego zabrałam głos. Nie zdzierżyłam. Najlepiej przekonać się samemu, fakt. Jeśli przytoczone cytaty zmobilizują kogokolwiek do zwrócenia uwagi, że może tak było, to już dobrze.
UsuńDziękuję za wizytę i pozdrawiam:)
To kolejny dowód, że należy czytać teksty autorów, by ich poznać, a nie opracowania, interpretacje. Do źródeł, do źródeł...
OdpowiedzUsuń~ Staram się;)
UsuńSą ludzie, którzy za "Lokomotywę" czy "Ptasie radio" Nobla by mu dali. I pewnie za parę wersów z "Kwiatów polskich"...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń~ Czytałam takie wypowiedzi i ... wtedy głosu u takiej osoby nie zabieram. Przecież po to zaglądam tu i ówdzie, żeby znaleźć coś dobrego do czytania, a nie tylko żeby dyskutować na temat przeczytanych książek. To mnie też zabolało i może warto kiedyś wrócić do problemu. Stosiki są be, podanie linku be, wypowiedź na podstawie posta be... To co ja tutaj robię? I dla kogo?
UsuńWspomnianego artykułu Urbanka nie czytałam, ale zgadzam się!!! Po "Tuwimie. Wylęknionym bluźniercy" już wiem, jak obce są mu wartości moherów i z pewnością ich nie zrozumie. I sam się zaliczył do lemingów? No, no, a myślałam, że to obraźliwy epitet.
Zastanawiam się też, czy wpływ na odbiór dzieła ma sympatia dla bohatera. Broniewskiego lubię i może dlatego książkę o nim przeczytałam z przyjemnością...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Usuń~ Sejm uznał, że ma być czerwonym idolem i ludziom to wcale nie przeszkadza! I tak poetą wielkim był! Nawet podobno przejął pałeczkę po Mickiewiczu. Mylili się krytycy w Dwudziestoleciu, mylili się przyjaciele na emigracji, a i pozostawiona twórczość rozwiewa resztki wątpliwości.
UsuńKończy się Rok Tuwimowski i szumne obchody w bibliotekach, szkołach. Piękne tuwimowskie strofy ozdobiły gazetki.
OdpowiedzUsuń"Laurkowe" obchody to jedno, prawda o poecie to drugie.
Osobiście Tuwima nigdy nie darzyłam specjalnymi względami czytelniczymi. I pewnie tak już zostanie...
~ Szkoły pracują na dziecięcej liryce, a ta jest dobra. Jednak zastanawia mnie, kto zgłosił w Sejmie projekt ustawy, by Rok Tuwima obchodzić? Czy parlamentarzyści znali tylko wspomniane utwory? W uchwale można przeczytać o kształtowaniu wyobraźni i wrażliwości społecznej wielu pokoleń Polaków, a przecież poeta zmarł w czasie stalinowskiej nocy 60 lat temu. Ani słowa o komunistycznej działalności Tuwima i poparciu Związku Radzieckiego w czasie II wojny (czyli również udział w kłamstwie katyńskim!).
UsuńTeż nie darzyłam go czytelniczą sympatią, ale kompletowanie biografii to moja słabość. Coś o tym wiesz;)
Kompletowanie biografii... :))) Znam, znam i od lat tę moją słabość pielęgnuję. Mam nadzieję, że mi nie minie.
Usuń~ Ona nie mija z wiekiem, wręcz przeciwnie - nasila się:) Coś o tym wiem;)
UsuńDałaś Bogusiu czadu.Dostałam zawrotu głowy. Jak będzie w bibliotece to może kiedyś przeczytam. Wiedzy o nim nie mam w zasadzie żadnej.Wiersze znam głównie te dla dzieci a nie miałam pojęcia, że miał tak "ostry" język w poezji dla dorosłych.
OdpowiedzUsuńChrystusa... uwielbiam śpiewać, ale nie wiedziałam, że to on napisał. Gość był niesamowicie kontrowersyjny i nie tak znów bezbronny, bp ripostę miał ciętą i potrafił się jak czytam u Ciebie odgryzać.
~ Właśnie mam żal do autora, że pokazał poetę jako ofiarę, a tymczasem Tuwim miał się dobrze - żył wykwintnie, wygodnie, życie upływało mu w kawiarniach, w teatrach, bywał na salonach. Endecy w Dwudziestoleciu mieli ważniejsze sprawy na głowie - to oni budzili w Polakach poczucie narodowości, byśmy po latach trójzaborów stali się wszechpolakami. To im zawdzięczamy popularyzację malarstwa Matejki, dzieci Wrześni, wozu Drzymały... Jeśli zaistniały artykuły w prasie przytoczone przez Urbanka - w co nie wątpię - to nadał im niewłaściwą rangę. Jak wspomniałam, inni przedstawiciele Skamandra też byli Żydami, a ostrze ataku skierowane było w stronę Tuwima. Dlaczego? Tego w książce nie doczytałam.
OdpowiedzUsuńZjadło mi komentarz:(
OdpowiedzUsuń~ Znam to:(((
UsuńA tak jestem ciekawa twojej opinii o książce lub poecie! Buu...
No nic, jeszcze raz napiszę (ten blogger mnie czasem denerwuje).
OdpowiedzUsuńJesteś świeżo po lekturze tej książki. Ależ mnie rozczarowała! Fragmentami mnie bardzo irytowała. Więcej w niej publicystyki niż biografistyki. Miałam wrażenie, że wykoślawia autor niektóre fakty, że nadaje im nieodpowiedni wymiar, jedne fakty umniejsza, a inne wyjaskrawia (bo mnie zastanawia, tak jak Ciebie, czego tylko tego skamandrytę tak bardzo atakowała endecka prasa i czy nie przesadził Urbanek w opisie owych ataków). Przeszkadzało mi też zbytnio laurkowe, wybielające podejście Urbanka w przedstawianiu sylwetki Tuwima i jego powojennej postawy służalczej wobec komunistycznych oprawców. Podaje autor wiele ciekawych, nieznanych faktów, bo np. nie wiedziałam, że uratował stalinowskich więźniów, a to trochę, przyznam, rewiduje spojrzenie na poetę. Ale przedstawianie autora "Wiosny" jako ofiary i idola jest wielce niestosowne. Oj, głupio i źle kochał Polskę Tuwim, jak to mu wygarnął po jego śmierci Lechoń, bardzo głupio i źle.
~ Po pierwsze dzięki ogromne, że zechciałaś jeszcze raz napisać:) Po drugie raduje się me serce z podobnego oglądu lektury. Gdy czytam - jak blogerzy z szacunkiem i miłością odnoszą się do poety - to mam ochotę wykrzyczeć, czy znają coś oprócz "Lokomotywy"! Akurat blisko zestawiłam posty o Wierzyńskim i Tuwimie i widać, jak różnymi drogami poszli, choć obaj skamandrytami byli. Ten przykład z pomocą poecie to był jedyny (tak! obowiązuje liczba pojedyncza) przypadek, gdy Tuwim udzielił pomocy. A siedzi na zdjęciach uśmiechnięty obok Bieruta! Ich znajomość była bardzo bliska, kontakty częste. Do tego jeszcze Rok Tuwima... Może ktoś przeczyta nasze wypowiedzi, sięgnie po biografię i sam pomyśli. Oby.
UsuńI szkodliwie kochał, tak dodam. Szokujące są bowiem rozmiary komunistycznej aktywności Tuwima, a zaczęła się już w trakcie drugiej wojny światowej, w najstraszliwszym dla narodu polskiego momencie. Już wtedy porzucił ideę niepodległości Polski...
UsuńA o tym, jak Tuwim potraktował matkę Przybyszewskiego Urbanek też pisze? Chyba jednak to pominął (celowo?), bo wertuję teraz książkę ponownie i nie widzę wzmianki o tym, a w indeksie nazwisk jest Przybyszewski, ale Stanisław. Chyba że jakoś mi to umknęło w trakcie lektury...
Usuń~ O Przybyszewskim wyczytałam w sieci. Ktoś zatroskany wystosował list do pani marszałek Kopacz w sprawie uchwały o Roku Tuwima. Pyta m.in., dlaczego pominięto komunistyczną działalność poety w czasie wojny i związany z tym konflikt z przyjaciółmi. Wspomina o ujawnionych dokumentach amerykańskiej operacji o kryptonimie "Venona" i Lidze Kościuszkowskiej... Nie bez przyczyny przyjaciele oburzyli się na publikacje i powrót Tuwima do kraju. A my świętujmy:(
UsuńA dlaczego tak endecy atakowali skamandrytów? Głównie z powodów politycznych (np. Wierzyński był politycznie bierny i mało się nim interesowali
Usuńpolityczni publicyści). Za to Słonimski sam zaczepiał, prowokował i obrażał endeków - więc trwała między nimi ciągła wojna już od wczesnych lat 20.
Niemałą rolę odgrywał też fakt, że "Wiadomości Literackie" były w Warszawie czymś specjalnym. Najpopularniejszym tygodnikiem
społeczno-politycznym, finansowo wspieranym przez sanacyjny reżim. Są fotki, gdzie na rautach i benefisach Beck i inni ludzie władzy fotografują się
ze skamandratami. Poza tym Skamandryci i środowisko "Wiadomości" odznaczali się wyjątkową butą, dumą, wyższośćią nad innymi grupami literackimi.
Wyszła 2 lata temu książka o "Wiadomościach Literackich" p. Szpakowskiej. Owszem ciekawa, ale za "chuda", zbyt "ugładzona",
stanowczo za mało polemiczna. Studium raczej kulturoznawcze, niż stricte historyczne. A przecież polityka odgrywała ogromną rolę w tym piśmie.
Taka książka pisana z tezą, że ludzie "Wiadomości" to jednak byli "naj" w II RP.
~ Tuwim działał podobnie jak Słonimski, stąd ta zajadłość publicystyczna. Wcale nie myślę - jak wprost sugeruje Urbanek - że chodziło wyłącznie o bycie Żydem. Wręcz przeciwnie. Wszak sam Piasecki - redaktor "Prosto z mostu"- był tej samej narodowości (co mu oczywiście natychmiast wytknięto). Chcą nam wmówić antysemityzm, a walkę o narodowość zrównać z faszyzmem.
UsuńMało kto wie, że Nowaczyński był jednym z pierwszych piewców Skamandrytów. W 1921 roku na łamach "Skamandryta"
OdpowiedzUsuńnapisał bardzo długi entuzjastyczny tekst o młodych poetach. Dostał za to cięgi we własnym obozie.
Grzymała-Siedlecki napisał potem aż 3 teksty (jeden artykuł, w 3 wydaniach "Rzeczpospolitej") przeciwko tej apologii.
Potem jednak bardzo szybko Nowaczyński i poeci pochodzenia żydowskiego "się pożarli" o politykę. Nowaczyński zwalczał Piłsudskiego a
Skamandryci "kadzili" i tak już zostało. Historia ich "docinków" prasowych jest niezwykle bogata, obejmuje wiele pism,
prawdopodobnie niesposób tego wszystkiego ogarnąć. Co nie zmienia faktu, że skamandryci byli "politycznymi daltonistami", a wybitnym nieukiem politycznym - był Tuwim piszący po sprawie Brześćia w rządowej "Gazecie Polskiej", w wierszu, że kilku panom "obtłuczono pośladki". A wówczas pisanie w "Gazecie Polskiej" było uznawane za hańbę. Jeden z pisarzy, będących od początku w ekipie "Wiadomosci Literackich" - Stanisław Baliński pisał w jednym z numerów pamiątkowych na 50 lecie "Wiad. Liter", że wolność słowa w II RP skonczyła się w roku 1930. Kto zna realia prasy II RP może tylko "przyklasnąć" temu stwierdzeniu. Niestety na ogół panuje mit wpaniałej II RP, w istocie państwa policyjnego. Panowie z IPN zajmują się propagowaniem tzw. żołnierzy wyklętych, a całe zło zaczęło się nawet nie z chwilą zabójstwa Narutawicza w 1922, a z chwilą mianowania Naczelnikiem Piłsudskiego - tego największego patrioty i największego grabarza II RP.
~ Witaj w papierowym domu:)
UsuńW końcu rzetelny wpis i prosto z mostu o tym, czego ja subtelnie dotykam, choć dojrzewam do merytorycznej dyskusji. Mam zamiar wytoczyć batalię o narodowców w Dwudziestoleciu. Wierzyńskiego cenię za powojenną twórczość, ale zrozumieć jego zachwytów nad Piłsudskim nie mogę. Wciąż mam ochotę na post antysanacyjny i czas go stworzyć. Piszesz o IPN. Właśnie dziś przytargałam kilka książek z rzeszowskiego oddziału i oderwać się nie mogę. Jest rzecz K.Kaczmarskiego "Studia i szkice z dziejów obozu narodowego". Właśnie czytam drugą - też współautorstwo Kaczmarskiego - "Adam Doboszyński 1904-1949". Wspaniale przedstawiona postać narodowca oddanego sprawie, piszącego wprost o czwartym zaborcy Polski i przedstawiającego sytuację w latach trzydziestych jako tragiczną. System policyjny, rządy oplecione masonerią... Wyprawa myślenicka też zasługuje na odrębny wpis. Zatem nie tylko o Żołnierzach Wyklętych traktuje IPN. Choć wspomnę tu - jestem "za" jako córka bandyty i zaplutego karła reakcji. O nich nigdy dość. Przychylam się do opinii, że państwo policyjne umocniło się po zamachu majowym (nie żadnym tam przewrocie!) i trwa...
Nowaczyńskiego kupiłam dziś "Tylko dla kobiet", wcześniej przeczytałam "Słowa, słowa, słowa" i mam zamiar o tym napisać w majowy weekend, choć tu najbardziej miarodajna byłaby esencja wyciągnięta z prasy, np. "Prosto z mostu". Wciąż mi czasu brak...
Nowaczyński dopiero zostanie na nowo... przybliżony. W 2012 wyszedł tom "Z Bojów Adolfa Nowaczyńskiego Tom I" i będą kolejne książki-tomy (więcej niż kilka) źródłowe razem z bardziej szczegółową analizą publicystyki i biografii Nowaczyńskiego. Będą to o tyle ciekawe rzeczy, bo wyposażone w "morze przypisów", których zwykle w tego typu niechlujnych wydawnictwach brakuje (lub są robione "po łepkach") przez co tracą bardzo wiele na wartośći.
Usuń~ Znalazłam! I jakie zacne wydawnictwo! Dziękuję za podpowiedź. Intuicja mi podpowiada, że to wiadomość z pierwszej ręki. A Nowaczyńskiemu przypomnienie należy się jak mało komu.
Usuń"Z bojów..." to wydawnictwo skrajnie "polityczne". A wiadomo, że polityka na ogół gardzi literaturą i odwrotnie. Nowaczyński był także wzorem wieszczów - politycznym jasnowidzem. W marcu 1933 przewidział terrorystyczne próby hitlerowców zmierzajace do wykonania Anschlussu. Dopiero w rok później napisze o nich Studnicki w "Słowie" wileńskim. Przewidział również, na podstawie analizy twórczośći literackiej polskich pisarzy międzywojennych - ich totalną, łatwą przyswajalność do zmiennych "opcji" politycznych, czyli przyjęcia komunizmu "za dobrą monetę". I to podkreślał nie raz i nie dwa. Ale czy mogło być inaczej? Sowieckie książki i cała beletrystyka od razu była wówczas dostępna w robotniczej Warszawie, Działo się tak z prostego powodu. Otóż autorzy sowieccy byli za swoje "produkcje" marnie opłacani, albo wcale, a tłumaczono ich od razu, prawie jak "swoich", gdyż ZSRR nie należał do organizacji dbających o prawa autorskie. I był istny najazd sowieckiej książki na miasto z 20% analfabetów, ulice niesamowitej biedy, gdzie zakup książki, czy gazety był czymś - ekstra. Raczej maniakalnie pożyczano, czekano cierpliwie "w kolejce". Nawet taki redaktor poważnego dziennika ("Gazety Warszawskiej"), senator RP, Stanisław Kozicki pisał, że on nie może sobie pozwolić na kupno nowej książki prof. Konopczyńskiego, bo go nie stać.
OdpowiedzUsuń~ Dziękuję za dużą dawkę informacji. Przyda się, to rzecz oczywista. Choć polityka pogardza literaturą jako źródłem poznania, ja przy każdej okazji wspominam, że poznaję naszą historię głównie przez literaturę właśnie. Więcej dowiem się z powieści Weyssenhoffa, Grzymały-Siedleckiego czy nawet Dołęgi-Mostowicza niż ze współczesnych mediów. Jakże ta inteligencja zanurzona była w Dwudziestoleciu! Wiem, że to droga na skróty dla laików, nie był mi dany warsztat pracy historyka. Zostaje mi zazdrościć i słuchać, szukać, czytać...
UsuńFajnie jest tak napisać, co się wie:) A wiem dosyć dużo... W książce "Słowa, słowa, słowa" jest artykuł o Wadowicach, taki nieco romantyczny, wspomnienie z
Usuńdzieciństwa Nowaczyńskiego. Ale znacznie ciekawsze są "szkolne wspomnienia" Nowaczyńskiego, którego w tym
tomie Nowaczyński nie zamieścił. Jest to oczywiście kolejna świetna gawęda. Warto dodać, że Nowaczyński był
tzw. "uczniem wędrownym", powtarzał kilka klas, i 2 lata spędził w Gimnazjum Rzeszowskim, w latach 90. XIX wieku.
Podobnych wspomnień "szkolnych" jest trochę z okresu Międzywojnia. Coś takiego napisał Juliusz Kaden-Bandrowski ("Miasto mojej matki"),
jego brat pisarz - Jerzy Bandrowski (on był z innej matki, Kaden był Piłsudczykiem, Jerzy endekiem, potem coś jakby konserwtystą, co ciekawe obaj z powodów z pewnością politycznych (ale nie tylko) nie utrzymywali relacji)
i np. Zygmunt Nowakowski ("Rubikon", Przylądek Dobrej Nadziei"). Nowakowski - jedna z najciekawszych i mało znanych, zbadanych postaci międzywojnia, aktor, dyrektor teatru, radiowiec, felietonista i dr. filozofii UJ (wszelkie artykuły o nim to - marna, ogólnikowa płycizna). Nowakowski napisał
w 1962 (na rok przed śmiercią) przezabawną gawędę o swojej tułaczce po wybuchu wojny w 1939 i o tym jak naakłaniał gen. Sikorskiego do zamachu stanu. Coś niebywałego! Pokazuje tam jaką katastrofą była ta nieszczęsna
"kampania wrześniowa" (Zob. "Wiadomości" nr 861 z 30.9.1962, s. 1, dostępne w necie). Nowakowski był "duchowym" Piłsudczykiem, kilkakrotnie pisał na emigracji o
samym pogrzebie Ziuka. Ale z taką pasją i talentem, jak chyba nikt inny (np. "Wiadomości" 1946.5.19 nr 7; "Wiadomości" 1951.6.24 nr 273). Co łączy tych dwóch pisarzy Nowaczyńskiego i Nowakowskiego? Obaj byli "za młodu"
rozrabiakami, wyrzucani ze szkół, obaj to byli ludzie teatru, oraz zjadliwego felietonu, osobistości-"dziwadła", niezwykle oryginalne, Nowaczyńskiego wciągnęła
polityka w roku 1914, zaś Nowakowskiego "na dobre i złe" w 1939. Gdyby nie ich poityczne zaangażowanie, pewnie ich nazwiska dziś już nie mówiłyby współczesnym kompletnie nic. Pani tam wspomina J. Weyssenhoffa, który był bardzo blisko endecji i w latach 1918-1920 pod pseudo "Jan bez Ziemi" pisywał patriotyczne artykuły do "Tygodnika Ilustrowanego", który był wówczas bardzo ciekawym pismem, ze względu na wojnę zaangażowanym politycznie i po stronie endecji. A Weyssenhoff był prawdopodobnie... ważnym masonem, co starannie ukrywano. W jednym z artykułów pisał o tym Jan Emil Skiwski, który zanim zaczął wspierać sanację zaczynał w Poznaniu jako endek. On właśnie w jednym z artykułów z 1934 napisał o zmarłym, bardzo szanowanym przez endeków pisarzu (nie wymienił nazwiska), ale zmarły w r. 1932 Weyssenhoff był po I wojnie największym "endeckim" pisarzem obok K. H. Rostworowskiego, który ze względu na to, że był jak pozostali endecy skrajnym antysemitą kulturowym, oczywiści nie ma swojej biografii. Jest tylko mała książka Tadeusza Dworaka z 1996 r. ("Karol Hubert Rostworowski. Ludzie Narodowej Demokracji"), ale głównie dotyczy teatru, a nie polityki w którą ten największy dramaturg i świetny mówca też był "zamieszany".
~ Bardzo zainteresował mnie rzeszowski epizod Nowaczyńskiego! Szkoda, że te wspomnienia nie zmieściły się w "Słowach...".
UsuńNowakowskiego znam - a jakże! Prężą się na półce oba "Lajkoniki" - ten krakowski i londyński. Czekają wciąż na wpis.
Przygnębiła mnie wiadomość o przynależności Weyssenhoffa do masonerii. A ja tak skrzętnie kompletuję jego powieści z Dwudziestolecia! Romans "Jan bez Ziemi" również posiadam, a jakże:(
Także Skiwski mi nieobcy. Podążam literacką tropą za Maciejem Urbanowskim i to dzięki niemu trafiłam na "Człowieka z głębszego podziemia". Pisałam na blogu o tej biografii.
Rostworowski nie ma szans trafić dziś do czytelników. "Tendencyjnie przemilczany" - jak pisał o nim Jan Paweł II. Wystarczyłby chyba sam "Antychryst", żeby przypiąć mu etykietkę antysemity.
Tak sobie czytam te nasze wypowiedzi i myślę, że wcale nie jest taka nijaka eksploracja historii przez literaturę;)
Rzeszowski epizod Nowaczyńskiego? Bardzo proszę. Tak opisywał go pisarz w styczniu 1936 w katowickiej "Polonii" Korfantego:
UsuńZ gimnazjum rzeszowskiego też same reminiscencje jasnego koloru. Dyrektor Lerur, katecheta Karakulski, zacny prof. Cetnarowski, miłe dziwadło Świstun! Szykowny Geciow! Znów z polskiego, z „historii” – celujący, w „prywatnej lekturze” - prymus, polskie „zadania” - czytane, jako wzory, a w naukach ścisłych – tuman, kaleka. Na majówce w Tyczynie gramy Zemstę o mur graniczny (Cześnika). W ósmej klasie – pierwszy „Wieczorek Słowackiego”, a na pauzach kabarety, wiersze i piosenki na kolegów, kujonów i lizusów, na profesorów, na dyrekcję, na osoby w mieście (schwarzgelberów i serwilistów), na Galicję, na Austerię, na żydków. I znów zespół profesorski wiedział o tych gimnazjalnych „kabaretach” w ósmej klasie (1892!), ale patrzył przez palce i tolerował i odnosił się do nas z wyrozumiałością. Choć rzeszowskie, prowincjonalne gimnazjum (popijarskie) było bardzo surowe i rygorystyczne, można powiedzieć klerykalne (o siódmej co dzień całe gimnazjum na Mszy św.), a jednak, a jednak i... Słowacki i Fredro i - kabarety i satyry, a dla talentów - respekt i laissez-faire, laisser-passer! Niech się wyszumią, wykrzyczą i wybawią, to im i nauka pójdzie lepiej!
Oczywiście jest to tylko fragment, bo dosyć długie wspomnienie dotyczy aż 4 gimnazjów i było pisane w stylu "gawędy", gdzie
to co było, niestety i prawie na pewno mieszało się z "legendami", czyli faktami bądz nieprawdziwymi, bądz dopasowanymi do pewnych bardziej znanych
wydarzeń, tak by wyszły na "młodość ciekawą" wspominaną jakby nie było ponad 40 latach. Dokładne wytknięcie takich przeinaczeń jest ciężkie, niełatwe.
Ale są różne "tropy". I tak np. gdy Nowaczyński dostaje nagrode literacką "Prosto z mostu" w 1939 r. i tam
znów pojawia się próba biograficznego szkicu o młodych latach Nowaczyńskiego (miała powstać biografia, i chyba nie powstała, bo wybuchła wojna) z Rzeszowa ktoś
się pofatygował, napisał list do "Prosto z mostu" i kategorycznie zaprzeczył "rewelacjom" o wieczorkach ku czci Słowackiego.
A Skiwski? Mimo, że literat nie był bezkrytyczny wobec Sanacji. Pisał też kilka razy ciekawie o Nowaczyńskim. Niewątpliwie Skiwski był jednym
z najciekawszych felietonistów II RP i oczywiśćie książka Urbanka jest pewnie tomem przede wszystkim krytycznoliterackim, a w mniejszym stopniu traktującym o zagadnieniach społecznych i
politycznych. Wiadomo, że katolicyzm Skiwskiego był taki "sanacyjny", a on sam był dosyć mocno faszyzujący, podziwiał też pod pewnym względem sukcesy modernizacyjne Hitlera (to samo robił Cat-Mackiewicz). Zdaje się, że w czasie wojny
pisał w jakiejś gadzinówce hitlerowskiej a potem wyemigrował do Ameryki Południowej (chyba do Chile, o ile pamiętam). W każdym
razie mocno go zwalczała wybitna katolicka publicystka i "agresywna" w polemikach - bardzo wtedy młoda Maria Winowska. "Eksploracja historii przez literaturę" jest obecna w każdej epoce. Nowaczyński często pisał, że jego pomysły społeczne czy polityczne były traktowane jako "literackie gadanie". A Rostworowski? W różnych pismach endeckich jest dosyć dużo jego ciekawych tekstów i wywiadów z nim. Facet był w "Cyruliku Warszawskim" przedstawiany jako mędrzec kościotrup-chudzinka. Filozof, mówca, cięty felietonista i krytyk bogatszego mieszczaństwa polskiego, polskich tych hrabiów trwoniących fortuny (Radziwiłłów, Potockich itp.) w czym był bardzo bliski narodowym-radykałom typu Mosdorfa i grupie "Prosto z mostu", a daleki do konserwatystów takich jak Adolf Bocheński. Po tym jak w r. 1937 zrezygnował z członkowstwa w Polskiej Akademii Literatury ironicznie w liście do Władysława Noskowskiego (krytyk literacki, zamordowany przez hitlerowców) pisał, że na jego miejsce mogą sobie teraz wybrać właśnie... Tuwima.
~ "Z gimnazjum rzeszowskiego też same reminiscencje jasnego koloru." - proszę, jak to ładnie brzmi. Prowincja dowartościowana;)
UsuńCo do Skiwskiego pozwolę sobie uszczegółowić. Nie Urbanek - na tego pana mam alergię - a Maciej Urbanowski. To historyk literatury na UJ i redaktor dwumiesięcznika "Arcana". Dziesięć lat śledztwa w sprawie Skiwskiego, który był kontrowersyjną postacią, to fakt. Jednak po wojnie kolaborację z okupantem sowieckim wybaczano łatwo (do dziś usprawiedliwia się inżynierów dusz), ale współpracy z prohitlerowskim "Przełomem" nie wybaczono Skiwskiemu nigdy! Z ciążącym wyrokiem śmierci dogorywał w Wenezueli. Dostawał po głowie z każdej strony. Bardzo ciekawa monografia dotycząca życia i twórczości. Trochę tła społeczno-politycznego jest. Gdy czytałam tę książkę, wciąż przychodził mi na myśl Szklarski. Sytuacja z czasów okupacji podobna, a los powojenny jakże inny. Czyli można było w gadzinówkach zamieszczać pornusy, a martwić się o los ojczyzny i szukać dla niej ratunku - choćby po niewłaściwej stronie - już nie?
"Prosto z mostu" podczytuję w e-bibliotece Uniwersytetu Warszawskiego, ale trochę wody upłynie, zanim dotrę do ostatnich numerów z 39 roku. Arcyciekawa lektura. Zaczęłam drukować, bo wolę papier niż ekran, jednak to wciąż trwa.
Czytam, czytam te Pańskie wypowiedzi i w głowę zachodzę, jakie szanse ma szary człowiek, by usłyszeć te nazwiska, zakodować, przeanalizować... Podziwiam i zazdroszczę.
Dzięki za ciekawą wypowiedz. Widziałem tom o Skiwskim, który Pani wspomina w necie, "opasły", więc musiał był ciekawy. A takich pism ciekawych jest sporo. Np. na wbc (wielkopolska biblioteka cyfrowa) jest jakby klon "Prosto z mostu" tygodnik Akcji Katolickiej "Kultura" z lat 1936-1939 i ciekawy tygodnik a później miesięcznik pro-endecki "Tęcza" (1927-1939). Ale wszystkie te pisma "bije na głowę" tygodnik londyński "Wiadomości" Grydzewskiego (na toruńskiej bibliotece cyfrowej) z lat 1946-1981. Istna kopalnia tekstów o Międzywojniu. Pismo w którym pisali ludzie wszystkich opcji od endeków (Giertych, Bielatowicz) przez Studnickiego, Cata, bracia Zbyszewscy (Karol i Wacław), Nowakowskiego, Jantę-Połczyńskiego, Łobodowskiego. Tysiące ciekawych wspomnień z II RP. Najciekawszym z nich wydaje się dziś również zapomniany, nie posiadający biografii, Wacław Zbyszewski, autor najciekawszych chyba tekstów o II RP, ani endek ani liberał, raczej konserwatysta klasyczny, pro-francuski. W setkach tekstów opisuje nie tylko anegdotycznie wszystkich ludzi II RP, ale także politykę innych nacji, np. międzywojenną Francję. Przy tym katolik. A fakt, że był czynnym dziennikarzem w latach około 1923-1981 sprawia, że tylko bardzo małe zainteresowanie badaczy II RP jest przyczyną, że nikt nie opracował, nie spopularyzował tego bez wątpienia jednego z największych publicystów polskich XX wieku. Zaczynał w krakowskim "Czasie" przed zamachem majowym jako młodzik z rodziny bogaczy, burżujów, ostatnich tych polskich hrabiów kresowych (oni bardzo nie lubili tego modnego dziś określenia "Kresy Wschodnie", dla nich te "kresy" to był ten ponad milion Polaków w granicach ZSRR), którzy każdego lata jeździli sobie na francuskie plaże itd. Potem razem z bratem, gdy "Czas" finansowo podupada przenoszą się do "Słowa" wileńskiego. Jego wspomniany brat, Karol Zbyszewski - niezrównany kpiarz. Ilość tekstów-felietonów historycznych, ale takich z kpiącą ironią nawiązujących do lat 30. i sprytnie omijających "szalonych cenzorów" jest ogromna. Pisał je w "Czasie", "Słowie" i w "Prosto z mostu". Dziś zna się go tylko z przedruku książki o Niemcewiczu z 1938, która wtedy była skandalem, atakiem na świętości szlacheckie.
UsuńOprócz tego Karol Zbyszewski pisał o sporcie, głównie o piłce nożnej. Ale pisał z takimi porównaniami, że ze śmiechu można spaść z krzesła. Oczywiście były to też porównania polityczne np. fraza o tym, że gra warszawskiej Legii przypominała "ciemności z jędrzejowskiego liceum". Jędrzejewicz był ministrem oświaty i "oświecenia" publicznego, autorem fatalnej ustawy o reformie szkolnej, w ogóle ówczesny Związek Nauczycielstwa Polskiego - był jedną wielką komunistyczną jaczejką Żydów na których nie było mocnych. Z ZNP walczyła prasa narodowa i konserwatywna, katolicka - oczywiście bezskutecznie. Nawet premier-generał Składkowski twierdził, że to organizacja komunistyczna, ale żadnych "czystek" nie było. A więc wydaje się, że coś takiego jak komunizm, w Europie środkowej - to był coś nieuchronnego, widocznego już bardzo wyraźnie w latach 30. I tym podobnych fraz u Zbyszewskiego - cała masa, codziennie pod koniec lat 30. w wileńskim "Słowie" (na bibliotece cyfrowej UJ). A na emigracji w Anglii pisał też o sporcie. Co roku w jednym z dzienników szlagierem były jego codzienne komentarze z Wimbledonu, co musiało być trudne. Bo jak, bez powtórzeń, codziennie przez ponad dwa tygodnie pisać o tym jak dwoje ludzi odbija piłkę rakietami! Zbyszewski potrafił. Oprócz tego bawił się słowami. W nekrologu Hemara, wspominał, nie tylko o jego... skąpstwie, świetnych przyjęciach, które organizował dosyć rzadko, o złośliwym pieniactwie jego publicystyki, o pociągu do hazardu, ale i o drugiej światówce, czyli wojnie światowej. Bo Hemar walczył w Afryce przeciwko Rommlowi. A z tekstów w latach 30. młodego komunizującego socjalisty (miał kilka procesów, uznawano go za komunistę o czym Wikipedia nic nie pisze), z których to sympatii wyleczyła go wojna można się dowiedzieć bardzo dużo o Hiszpanii, gdzie mieszkał i oczywiście jest tam w jego felietonach z lat 70. (pisał w "Wiadomościach" od lat 40) cała masa wspomnień o II RP, o tym, gdy jak poeta-młodzik walczył z endekami na łamach "Wiadomości Literackich". I są to cenne relacje już doświadczonego człowieka, pozbawione tej młodzieńczej namiętności. Ciekawe są też teksty Władysława Studnickiego z tychże "Wiadomości", z końca lat 40. Studnicki opisuje tam swoje proroctwa, co do wojny, które mu się spełniły, swoją skonfiskowaną przez Sanację broszurę z lipca 1939, proces, bezsenne noce, palpitacje serca, sny o dramacie wojny, której wybuch był pewny i o mordach, które przewyższą wszystko co znała historia.
UsuńI niestety jak się po lekturze takiej prasy przedwojennej, czy tej emigracyjnej przeskakuje do współczesnej, to jest to jakieś dziwne uczucie. Tam była jakaś miara, proporcja, choć i megalomaństwo nieprawdopodobne (np. "Słowo" wileńskie, przytaczało opinię Piłsudskiego o różnych ludziach - jako świętość, i "wyrocznię" na 1 stronie), informowanie na bieżąco i dokładnie o wydarzeniach głównie z najważniejszych stolic Europy. Sensacje i plotki też były, ale w znacznie ograniczonej ilości.
"A z tekstów w latach 30. młodego komunizującego socjalisty" - mowa o poecie Józefie Łobodowskim.
UsuńKim był Tuwim? Poetą? Szczęściarzem? Satyrykiem? Pupilkiem kółka wzajemnej adoracji kilkudziesięciu osób skupionych wokół liberalno-postępowych „Wiadomości Literackich”, nowoczesnego szklanego pałacu redakcji tygodnika, i stolika w „Ziemiańskiej” do którego przysiadał się Wieniawa-Długoszowski? Ale także był autorem dziwnych tekstów o wierszach, gdzie prowadził jakieś mało interesujące rozważania i twórcą nieregularnej (u poetów to norma) rubryki Camera Obscura w tychże „Wiadomościach”. Korzystał tam często z działu ogłoszeń matrymonialnych (ekstremalnych w formie, autorstwa często miejscowych „krakauerskich” Żydów) brukowego „Ilustrowanego Kuriera Codziennego” (nazywanego „Ikacem”, lub „Kurierkiem”) kontrowersyjnego posła na sejm M. Dąbrowskiego, na co dzień zwalczanego przez duchowieństwo, Nowaczyńskiego (liczne procesy, również zwycięskie dla Neuwerta), oraz konserwatystę Kazimierza Mariana Morawskiego (współpracownik „Prosto z mostu”, „Tęczy”, „Głosu Narodu”, „Gazety Warszawskiej”, „Kuriera Poznańskiego” - pierwszy znawca masonerii w II RP). Tuwim nienawidził endeków (których programu politycznego nie znał), układał zjadliwe wierszyki na Nowaczyńskiego (obaj świetnie i blisko się znali), i „Gazetę Warszawską”, które to pismo po „przełomie hitlerowskim” w Niemczech atakował za antysemityzm w stylu rzekomo „brunatnym”. Owe zabawno-złośliwe strofy, bardzo przypominające słynne rymowane, niemal zapomniane meandry Nowaczyńskiego, przewijały się potem przez setki tytułów prasowych całego kraju. Ta kampania oczywiście nie miała w sobie nic - poza ironicznym liryzmem – oryginalnego. Stanowiła powielenie tego, co pisała liberalna prasa niemiecka o endecji i już jesienią 1931 roku fałszywie oskarżająca polskich nacjonalistów (Strońskiego, Rybarskiego i Nowaczyńskiego) o bezkrytyczne peany na cześć Hitlera. W Warszawie w ten deseń „działał” korespondent liberalno-żydowskiego „Berliner Tageblattu” (odpowiednik pod względem wpływów - „Gazety Wyb.” w Polsce z lat 90.), a jak się później okazało – komunistyczny agent Rudolf Herrnstadt. Zresztą „Berliner Tageblatt”, który w roku 1932 wydał ponad 100 stronicowy numer na cześć ZSRR miał w „sanacyjnej” Polsce godnych odpowiedników.
OdpowiedzUsuń~ Kim był Tuwim - jak się okazuje - wiedzą nieliczni. A reszta fetuje to Rok Tuwima, to Rok Żeromskiego... Czy doczekamy obchodów poświęconych Nowaczyńskiemu, Doboszyńskiemu, Krakowieckiemu, Krakowieckiemu, Piaseckiemu...? Wyliczanka bez końca. Zawiśli w pamięci...
UsuńWspomniane „Wiadomości Literackie” też wydały swój numer „sowiecki” w roku 1933, a ilość tekstów i zachwytów (sprytnie pisanych) nad Rosją i ówczesnymi Sowietami była w tym piśmie szokująca. To samo uczynił „Tygodnik Ilustrowany”. W roku 1934 w rządowej „Gazecie Polskiej” błyszczał, jako nadzwyczajny współpracownik „bolszewicki Goebbels” - Karol Radek. Redaktor „Gazety” Miedziński pisał zaś o „wiecznym pokoju na Wschodzie” („Oriente Pax”). Stalin w sensacyjnym wywiadzie dla pisarza o żydowskim pochodzeniu, Emila Ludwiga, przypominał w r. 1932 o „płynnej granicy” z... Polską). Ta lekkomyślność nie podobała się nie tylko endekom, ale także redakcji katolickiego, krakowskiego „Głosu Narodu”. W tym kontekście nie może dziwić, że we wrześniu 1939 r. do Sowietów strzelać polskim żołnierzom odgórnie zabroniono. W istocie „sanacja” szykowała przez całe lata „ciepłą kąpiel” dla komunizmu w Polsce. Ale i wcześniej też było z tym kiepsko. Już w r. 1921 młody publicysta Stanisław Strzetelski (później redaktor „ABC”) na łamach „Rzeczypospolitej” Strońskiego domagał się specjalnej ustawy antykomunistycznej. Wszystko na próżno, Naczelnik był wówczas bardzo zajęty... walką z endecją. W roku 1922 wywołał „historycznie wymazane” 58 dniowe „przesilenie”, gdy latem, tuż przed kampanią do sejmu Polska nie miała premiera, bo sejm zgłosił kandydaturę silnego człowieka - Korfantego. Przez 58 dni „burza polityczna” z winy mieszkańca Belwederu. I jak można się nie rozumieć choć w części czynu Niewiadomskiego z 16 grudnia tego samego roku? Ten nacjonalista i patriota, oraz wybitny znawca sztuki, był sfrustrowany tym, co działo się od listopada r. 1918. Już wtedy, w roku 1922, Ziuk jawnie dążył do dyktatury, a jego „naczelnikowstwo” po ponad 3 latach, po karuzeli „przejściowych” premierów-pionków rodziło przeważnie katastrofalne skutki gospodarcze i polityczne (przeszkodził mu w planach właśnie szaleńczy czyn Niewiadomskiego).
OdpowiedzUsuńW r. 1934 wyszła drukiem komunizująca książka „Kwaśniacy” (chwalona przez „Wiad. Liter., zwalczana przez Nowaczyńskiego w „ABC Literacko-Artystycznym”). Autor jej po zabiciu przez Ukraińców ministra Pierackiego i powołaniu „do życia” obozu odosobnienia w Berezie przez ledwo już żywego (co skrzętnie maskowano), już nie mogącego normalnie chodzić - Ziuka (sądzącego, że to sprawka młodych endeków) – trafił właśnie tam, co skrzętnie odnotowało warszawskie „ABC”. Niemal od razu znalazło się tam około 500 osób. Prasa codziennie donosiła o nowych, osobowych „nabytkach” Berezy. Mniej więcej w tym samym czasie, w Anglii, będący w opozycji Churchill alarmował, że wobec groźby wybuchu nowej wojny światowej, Londyn w przypadku niemieckich nalotów lotniczych będzie całkiem bezbronny... A było dopiero bardzo upalne lato AD 1934. W Nowym Jorku dzieciaki zachwycały się... natryskami ulicznymi.
Oczywiście dostęp do Berezy miała tylko prasa sanacyjna (ukazywały się specjalnie stonowane reportaże), a endecka była skazana na marne przedruki. „Wiadomości” grzmiały wtedy nad upadkiem moralności i kultury w Niemczech. Wielołamowe artykuły nadsyłał Antoni Sobański, dziwak-hrabia, humanista w stylu XIX wieku, „kumpel” redaktora „Grydzewskiego” vel Grycendlera, który był samotnikiem, spotykanym na ulicach Warszawy z dwoma psami z rasy ariedarów (brytyjskich), w czarnym prochowcu i mało stylowym kapeluszu. Jego kamienica na Złotej (nr 8), tak samo jak Nowaczyńskiego (Złota 61) doszczętnie spłonęła w czasie wojny.
OdpowiedzUsuńA jaką prasę miał Tuwim w obozie narodowym? Fatalną. Pornograf. Wielbiciel ulegania temu, co w człowieku „najniższe”, co kiedyś nazywaną tzw. „chucią”. Tak pisał o nim w latach 30. red. „Myśli Narodowej” - Zygmunt Wasilewski, przyjaciel Kasprowicza z lat „szczenięcych” lwowskiego, endeckiego „Słowa Polskiego” z pierwszej dekady XX wieku. Wspomniany tekst (dosyć obszerna rozprawa) nie był jakąś złośliwą tyradą, lecz dogłębną analizą, momentami bardzo celną, wnikającą w psychikę Tuwima – wówczas piszącego rzeczy skandaliczne dla typu „oficjalnej” moralności jaki panował w polskim mieszczaństwie. Dziś nie budzą tych samych emocji, lecz nie jest to lektura dla dzieci, lub jakoś specjalnie wartościowa. O Tuwimie wielokrotnie i także krytycznie pisał Grydzewski w emigracyjnych „Wiadomościach” w rubryce „Silva Rerum”. W jednym z odcinków „Silvy” (wydanie książkowe z 1994) wspominał też o tym, jak Nowaczyński skutecznie przekonał Tuwima do niepublikowania w „Wiadomościach Literackich”, ze względu na cenzurę prasową i obyczajową - „Balu w Operze”. Ponadto Grydzewski polemizował z powojennymi tezami Iwaszkiewicza, dowodzącego, że Tuwim w latach 30., był przytłoczony psychicznie polskim antysemityzmem, jak to Tuwim i skamandryci byli zachwyceni wsią, kwestiami społecznymi, oraz obroną demokracji. Były redaktor „Wiad. Liter.” wręcz zaprzeczał tym wszystkim stwierdzeniom Iwaszkiewicza, pisząc, że w całej historii polskiej poezji nigdy nie było grupy twórców tak skrajnie oderwanych od tego czym żyli zwykli Polacy. A „żydożerstwo prasowe” w żaden sposób nie mogło podważać renomy Tuwima, absolutnej „klasy światowej”, jeśli chodzi o polskich międzywojennych poetów, uznawanych nawet w „okopach św. Dmowskiego” - w Poznaniu (Zob. „Wiadomości” nr 982 z 1965, s. 6). I istotnie było to prawdą, gdyż przychylne wobec Tuwima teksty drukował wychodzący w Poznaniu organ Akcji Katolickiej „Kultura”, najeżony tekstami współpracowników... „Prosto z mostu” - Dobraczyńskiego, Frycza, Jesionowskiego, oraz nieustannie atakujący katolicyzm i podejście do katolicyzmu tego samego... „Prosto z mostu”. „Niepełny” katolicyzm Nowaczyńskiego bardzo się nie podobał redaktorowi - ks. Brossowi, którego redakcja często zohydzała czytelnikom również Stanisława Piaseckiego i Doboszyńskiego. A to samo robiła wówczas prasa żydowska, syjonistów-nacjonalistów, którzy oprócz uwielbienia dla Zuika pasjami próbowali podważać katolicyzm endeków, w tym m.in. Doboszyńskiego, uznawanego za antypaństwowca i niebezpiecznego fantastę. Pierwsza i jedyna powieść „myślenickiego buntownika” za nieco śmielsze wątki erotyczne, była wtedy określana jako pornograficzna. Ale co powiedzieć o katolicyzmie Tuwima? Czy w ogóle istniał?