Niespodziewanie dla samej siebie sięgnęłam po "półkownika". Gdy Beata napisała o Oficerach i koniach, zastanawiałyśmy się nad relacją oficer - kobieta, bo o koniach wiemy już wszystko. Stąd odkurzony kolejny Jaźwiński.
Kawaleria zawsze zajmowała uprzywilejowane stanowisko w polskim wojsku. Cóż takiego szczególnego było w kawalerii II RP, że do jej zwyczajów i tradycji ciągle wracają kolejne pokolenia Polaków? Autor pokazuje tradycje - tę historyczną i kulturową - ale i szarą, codzienną służbę, wymagającą wiele wysiłku i wyrzeczeń. Umiejętność bycia pierwszym w boju i pierwszym w salonie to kawaleryjski fason. Nie ułański! - jak często mawiamy. Zamiennie używane pojęcia po lekturze znalazły właściwe miejsca. Zatem uwaga! Kawaleria to ułani, szwoleżerowie i strzelcy konni. Niewielkie różnice w ubiorze i w wyposażeniu, ale w ich mniemaniu różnili się ogromnie. A rajtaria i dragonia to już jazda cudzoziemskiego autoramentu. Z ciekawością przedzieram się przez nazewnictwo, poznaję składy dywizji, polskie odznaki wojskowe, święta pułków... Autor garściami czerpie ze wspomnień kawalerzystów i suto krasi tekst cytatami. To najbarwniejsze strony! Galopują przed oczami kawalerzyści, chłopcy jak spod igły, którzy dopiero co zeszli z obrazów Kossaka. Dużo by pisać o dyskusji, po co ułanom lanca, kiedy zażyć "polską ostrygę", co oznacza tradycja "spadania z konia", wszak:
Kto tradycji nie szanuje,
niech nas w dupę pocałuje.
Żurawiejki to odrębny temat. Często śpiewane w kasynach, czyli zamkniętych męskich enklawach. Zwyczaj przeniesiony z kawalerii rosyjskiej, dosadnie charakteryzujący każdy pułk. Najczęściej autorami tych dwuwierszy z refrenem byli oficerowie innego pułku, a potem następował rewanż. Oj, dopiekali sobie oficery! Jedni uważali się za bitnych:
Kto przykładem w boju świeci?
Szwoleżerów to pułk trzeci.
Inni za uwodzicieli:
Łeb jak ceber, chuj jak wałek,
To szwoleżer ze Suwałek.
Wszyscy jednak się zgadzali, że:
Prawda to od wieków znana,
Nie masz pana nad ułana.
Jednak parę zdań o kobietach. Niełatwo było zostać żoną oficera. Ślub mógł odbyć się za zezwoleniem władz zwierzchnich, a narzeczona musiała spełnić trzy warunki: pod względem moralnym, umysłowym i towarzyskim winna była odpowiadać stanowisku oficera. Nie musiała być urodziwa, ale posażna już tak. Bardzo podobały mi się bale! W jednym z pułków oficerowie, jako gospodarze, pili minimalnie, ponieważ zaproszone panie musiały się dobrze bawić, a więc tańczyć. Nie do pomyślenia było, aby któryś z oficerów był wstawiony. W Pułku Wileńskim twardo przestrzegano zasady: do godziny dwudziestej czwartej porucznicy i podporucznicy tańczyli tylko ze starszymi paniami. Dopiero po północy młodzież oficerska miała czas, aby emablować młodsze. Ponadto zakaz tańczenia z jedną panią więcej niż dwa razy pozwalał świetnie się bawić i tym mniej powabnym. Ech, to były bale.
Zainteresowanych życiem kawalerzystów odsyłam do obu wspomnianych tomów, a ja prywatnie - na prośbę Beatki - zamieszczam kilka zdjęć. Wszak największe szczęście na świecie to siedzieć na końskim grzbiecie. Moja córcia w wersji sportowej i romantycznej.
Czytałam także post Beaty i od razu miałam jedno skojarzenie. Ułan i Kossak.
OdpowiedzUsuńPiękne to ostatnie zdjęcie - Córka niczym panna z białego dworku podczas porannej przejażdżki po swych włościach. Takie skojarzenie się samo nasunęło:)
~ Dziękuję za miłe słowa:) Podziwiam córcię za wersję sportową, ale romantyczna jest bliższa sercu:)
UsuńA mam tą ksiązkę u siebie, ale jak do tej pory nie było okazji przeczytać (podobnie jak wiele innych stojących na półce). Czas to zacząć zmieniać.
OdpowiedzUsuń~ Czyli stoi jak u mnie, aż się doczekała;)
UsuńJa już ten stan zmieniam, bo zapisuję kupowane tytuły i zauważyłam tendencję malejącą. Oby tak dalej:)
Moja mama mieszkała przed wojną w Tarnowie i opowiadała o ślubach oficerów przedwojennych. Jak para wchodziła do kościoła przyjaciele pana młodego krzyżowali w górze nad ich głowami szable tworząc szpaler. Mówiła o tym również, że żoną oficera nie mogła być ot taka sobie dziewczyna.
OdpowiedzUsuńBiedni oficerowie musieli czasem rezygnować ze swoich uczuć. Konwenanse brały górę. Może to jednak było i dobre, gdyż o morale wojska należało dbać, a przykład musieli dawać oficerowie.)
~ Sporo tu było o ślubach. Oficer zarabiał niewiele, musiał płacić za mundur, wyposażenie, siodła, a trzeba było odpowiedni standard życia zapewnić. Władze wojskowe niechętnie patrzyły na wczesną żeniaczkę, bo wartość oficera malała wtedy o 50%. Ale się żenili:) Podobała mi się nienaruszalna zasada: "żona przełożonego to obowiązek, kolegi to świętość, a podwładnego to kryminał".
UsuńUłani od razu kojarzą mi się z jedną postacią - Ostatnim Ułanem II RP - generałem Bolesławem Wieniawą-Długoszowskim, byłym pułkownikiem (jak to sam kazał sobie wydrukować na wizytówce). Ciężko było być żoną, ale podziwiać z dala tych rozszalałych chłopców, zdecydowanie musiało być miło. Zresztą do dziś krążą legendy o ich dobrych manierach, ale i wyczynach ;) A książkę muszę koniecznie mieć (tylko, żeby jeszcze tańsza była...). Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń~ Było i tu sporo o Wieniawie-Długoszowskim. Wyczyn z koniem wdrapującym się do kawiarni po schodach prawdą nie był, ale np. ułani - pędząc na skróty - skakali nad hamakami, na których odpoczywały panny. Ile wrzasków było! A książka może już tańsza, bo postarzała się o dwa lata? Słoneczne pozdrowienie dla ciebie;)
UsuńDziękuję ślicznie za urocze fotki i świetną recenzję! Gdzie Twoja córka uczyła się jeździć, jeśli mogę nieśmiało spytać? Czy na moim Podkarpaciu może? Cieszę się, że przyczyniłam się do sięgnięcia po "pułkownika":) Bardzo mnie ta tematyka interesuje i chętnie bym przeczytałam również tę książkę o kawalerzystach. Może mi kiedyś wpadnie w łapy? Tymczasem czeka na mnie stos innych "półkowników";) Proszę podziękować córce za zdjęcia i przekazać pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPS. Czy ja dobrze widzę? Książkę prezentujesz obok figurki nielubianego przez siebie Piłsudskiego?:)
~ Proszę bardzo:) Jula zaczęła jazdę w Zabajce - od krążenia na kucyku do kilku obozów jeździeckich. Później była też w Czarnej koło Łańcuta. Dziś jeździ okazjonalnie, ale ta miłość nie mija:) Dzięki za inspirację:-D
Usuń~ Ale masz oko! To nasz "drogi wódz "całą gębą;) Trudno go było pominąć, mówiąc o ułanach. Miałam pisać o jego miłości do kawalerii - gdy po I wojnie wszystkie państwa inwestowały w dywizje zmechanizowane i samoloty, my dalej ćwiczyliśmy woltyżerkę i kłóciliśmy się o lance. Samolotów Piłsudski bał się jak ognia, a przecież musiał wiedzieć, że ledwie dwa samoloty wywołały popłoch w armii konnej Budionnego w 1920. Również po Wielkiej Wojnie mogliśmy kupić olbrzymie zapasy broni od Czechów (Skoda), nie zgodził się Piłsudski, a najbardziej prawdopodobny powód to ten, że kontrakt wynegocjował jego wróg Dmowski. Nie napisałam, bo jednak cały czas myślę o odrębnym poście. W końcu kiedyś...
A popiersie kupiłam w zamierzchłych czasach w Warszawie i zastanawiam się, co z nim zrobić. Może wyślę Łysiakowi;)
Zabajka!:) Czasy dzieciństwa mi się przypominają...
UsuńPopiersie Piłsudskiego Łysiak pewnie już ma;) Podobno znów była dyskusja między Ziemkiewiczem a Łysiakiem na łamach prasy. Nie czytałam tych felietonów, bo kupuję tylko "Sieci":)
~ Nasiedziałam się tam na werandzie, czekając na dziecię, aż się wyhasa i stajni nawącha:)
UsuńPiłsudczana Łysiakowe są znane, ale kto nie kupi kolejnej miłości do kolekcji? Ja też mam już parę książek, a następne i tak są mile widziane. Gdyby tak np. wszyscy niekochający endecji zaczęli mi przysyłać publikacje narodowców... Rozmarzyłam się:)
~ Łysiak i Ziemkiewicz stukają się cały czas;)
Ciekawa pozycja, często na nią się napotykam. Zdjęcia córki - wspaniałe:)
OdpowiedzUsuń~ Głównie dla kochających Dwudziestolecie:)
UsuńCórcia ma chwilową przerwę, ale marzenia czekają.
Przepraszam za opóźnioną odpowiedź - realizuję wakacyjny plan i dopiero wróciłam. Pewnie coś wkleję, gdy ogarnę domowisko;)
No popatrz, to ja nie wiedziałam, że Ty też pisałaś niedawno o ułanach i żurawiejkach. Bardzo mi się podoba ten tekst o szwoleżerach ze Suwałek:)
OdpowiedzUsuńZdjęcia córci - przepiękne. Widać, ze odważna dziewczyna i dobrze skacze. Ja jednak wolę wersję sportową. Do takiej romantycznej to każdy może zapozować, siedząc na koniu, ale by skakać przez przeszkody, to już trzeba wiele umieć.
Specjalnie dla córci z dedykacją - link do filmiku na YT pokazujący jak wyglądał trening w szkole wyszkolenia kawaleryjskiego w Grudziądzu, taka staroć, ale dech zapiera. To jest to:
Szkolenie kawaleryjskie CWK Grudziądz 1938 - YouTube
~ Cieszę się, że aż tu dotarłaś:) Córci z wiekiem hippika nie przechodzi. Przerzuca też końską miłość na córki - mają już skaczące koniki, bujane, na bluzkach... Z pewnością poogląda filmiki.
UsuńW prowadzeniu koni jej serce jest przy metodach stosowanych przez zaklinaczy koni, a nie przy palcatach i munsztukach. Teraz angażuje się w obronę Służewca, bo tor - nasza duma - zagrożony! O co chodzi? Jak zwykle o pieniądze:(
A szwoleżerów w Suwałkach dziś chyba ze świecą szukać;) A może się odezwą:)
A, to są te nowe metody ujeżdżania koni by Monty Roberts. Nie widziałam czegoś takiego na żywo, ale czytałam jego książkę i widziałam o nim film (zagrał go sam Robert Redford).
UsuńTeż myślę, że na dłuższą metę łagodny trening jest skuteczniejszy, bo koń robi coś z miłości do człowieka (aczkolwiek bywają konie humorzaste), poza tym, taka metoda jest bardziej kompatybilna z tym, że obecnie konno jeżdżą w większości panie. Teraz w stajniach pracują raczej kobiety. Ułani odeszli już do wieczności...
Nic nie wiem o tym Służewcu, ale sprawdzę, w czym rzecz. Nie przepadam za wyścigami konnymi, lubię za to popatrzeć na zawody ze skokami i pokazy ujeżdżania.
~ Pod postem z 12 października Kołysanka podała adres bloga: http://ratujmywysciginasluzewcu.blogspot.com/
UsuńWygląda na to, że jedyny polski tor ma być zagospodarowany inaczej, niż życzyliby sobie ludzie związani z końmi.
Film oczywiście kiedyś tam oglądałam, ale córcia mówi, że teraz jest moda na zaklinaczy i prowadzą nawet szkolenia, jak rozumieć zwierzę i podążać za nim. Zresztą o koniach mogłaby godzinami... Cóż tam ja, laik, skoro przekonałam się jedynie do przytulenia aksamitnych chrap:)