DOM Z PAPIERU



niedziela, 1 lipca 2018

Z widmem LEBENSBORNU w tle


Fotel, kawa i Piotr Adamczyk… Dałam się złowić, a haczykiem było nieobce mi, choć groźnie brzmiące, słowo LEBENSBORN. Przerobiłam Romana Hrabara wiele lat temu, a teraz zaciekawiona do ręki wzięłam powieść. Czytało się dobrze i pewnie dlatego w trakcie lektury nie zdążyłam zrobić notatek. Zatem uwagi emocjonalne, ku pamięci.
Troje głównych bohaterów. Charlotte – niemiecka dziewczyna, która dorasta wraz z potężniejącą III Rzeszą. Zakochany w niej Kristian, który okaże się typem „dobrego Niemca”. Trzymany w ciągłej niepewności, w nadziei, bo jego realnym rywalem okazał się  „narodowy malarz włosów łonowych”, a tak poważnie dojrzały profesor sztuk pięknych, protegowany Hitlera, czyli Adolf Ziegler. Losy tych trojga ukazane są na ciekawie utkanym tle Niemiec lat trzydziestych i to atut tej powieści. Autor wyszukał mnóstwo drobiazgów i ciekawostek, które uwiarygodniły czas. A to na obiad mamy zupę z chrząszczy majowych, a to dziewczyna dziwi się, że na opakowaniu szamponu Schwarzkopf widnieje Murzynek… Do tego po ulicy dziarsko maszeruje drużyna Hitlerjugend, śpiewając piosenkę, która dziś przywołana szokuje (ale kto zabroni dziennikarzowi GW):
Żydzi to grzesznicy,
mordują chrześcijańskie dzieci!
Podrzynają im gardła,
przeklęte żydowskie śmieci!
Jest ciekawie. I robi się coraz groźniej, bo na życie Charlotty pada cień Lebensbornu. To mroczna tajemnica III Rzeszy dotycząca miejsc nazywanych później fabryką dzieci esesmanów czy hodowlą ludzi czystych rasowo. Równolegle z oficjalnie zalecaną czystością moralną na ogromną skalę narastało rozpasanie seksualne. Konsekwencją było powstawanie ośrodków dla samotnych kobiet w ciąży, nazwanych w powieści fermami blond.  Obok nich legalnie działały obozy (burdele?), których celem była prokreacja niebieskookich dzieci. Jednak Himmlera nie zadowalała liczba urodzonych Aryjczyków (ok. 600 tys.), więc ośrodki zaczęły wypełniać osoby innych narodowości, w tym Polacy. Warunek był jeden – typ nordycki. Po porwaniu, badaniach i selekcji (w powieści ośrodek w Łodzi) młodych odsyłano do obozów, by służyły reprodukcji, a dzieci poddawano przenarodowieniu i trafiały do germańskich rodzin. W ten sposób Polska straciła ok. 200 tys. dzieci, z których zaledwie 30 tys. wróciło po wojnie do kraju. W tej niebezpiecznej sieci znajdą się nasi bohaterowie…
Jak oceniam książkę? Warto przeczytać. Ja wolę dokumenty i wspomnienia, ale może po lekturze powieści i inni nabiorą ochoty na poszerzenie tematu. Podobał mi się wątek miłosny, dojrzewanie Charlotty, pierwsze doświadczenia, ale z czasem zaczęły mnie drażnić zbyt wyeksponowane smaczki erotyczne, a choćby element z kolekcją wagin nie znajdował ugruntowania w temacie. Czy te sceny miały podkoloryzować, czy raczej rozmyć główny temat? Oceńcie sami.
Zainteresowanych tematem odsyłam do innej lektury – „Brunatna kołysanka” zawiera wspomnienia dzieci Lebensbornu, które przez lata poszukiwały swojej tożsamości. Jednak czy nie lepiej po prostu wznowić HRABARA?

Mój wcześniejszy opis rabunku polskich dzieci w ramach Lebensbornu: http://dom-z-papieru.blogspot.com/search?q=hrabar

4 komentarze:

  1. No, bym przeczytała tę ksiązkę!
    Jest na YT taki ciekawy film czeski "Lebensborn - źródło zycia". Polecam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Film obejrzałam, bo Lebensborn siedzi we mnie od lat. Roman Hrabar nieoceniony. Byłam nawet nad rzeką Inn w Bawarii, gdzie Amerykanie zatopili dokumenty. I tak los tysięcy polskich dzieci został "wyprany".

      Usuń
  2. Jestem z Zamojszczyzny. We wsi, w której mieszkam było kilkoro 'dzieci Zamojszczyzny' z emeryturami za to - już tylko jedna żyje. To ci, co zostali zawróceni. W ogóle to straszna sprawa z tym. Zamierzam przeczytać 'Brunatną kołysankę' i Adamczyka, choć tej książki nie kojarzę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Właśnie moje pierwsze spotkanie z tragicznymi losami polskich dzieci to opowieści koleżanki z Zamościa. Z "Brunatną kołysanką" miałam problem, kiedy przeczytałam, jak ciepłe i kochające były Mutti, a te Polki oziębłe... :( Mam mieszane uczucia. Obie książki łączy też Wydawnictwo "Agora" i dziennikarstwo m.in. w Gadule Wyrodnej. Stąd moje wołanie pod koniec posta, że Hrabar mimo wszystko.

      Usuń

Komentarze mile widziane.