DOM Z PAPIERU



niedziela, 9 września 2012

Hans z Czarnolasu

Ostro brzmi, ale to nie prowokacja. Zatem po kolei.
Naiwna byłam, gdy z nadzieją penetrowałam wiek dwudziesty, szukając w nim rozwiązania dzisiejszych kryzysów i zawirowań. Maciejewski cofnął się aż do XVI wieku! Jak to? - spytamy. Wszak to okres polskiej chwały, wielkość absolutna! Właśnie z tym mitem mierzy się autor w drugim tomie Baśni jak niedźwiedź. Uprzedzam, że czyta się trudniej. Wkracza tu gospodarka, bo Rzeczpospolita niemal pępkiem świata była. Mnożą się postacie, nazwiska, odzywa się historia naszych sąsiadów. Jednak oszołomienie nie z ich mnogości się bierze, a z wyciągnięcia wniosków. Zamilczane to dzieje. W szkołach przereklamowano potęgę humanizmu. Żadnego "złotego wieku" nie było! To epoka obskurantyzmu, w której roi się od alchemików, magicznych luster, seansów spirytystycznych, przesądów, które miały zatriumfować nad katolickimi uczonymi. Było to stulecie propagandy, której ostrze mierzyło głównie w katolicki kościół. Autor nie wymyśla żadnych teorii spiskowych, tylko znane nam fakty wyciąga na światło, nadając im rangę. Tu dowiedziałam się, że hołd pruski nie powinien być powodem do dumy (pobłogosławił nową dynastię, otworzył drogę na Węgry), a słynne powiedzenie kalwińskiego teologa, że "Polacy nie gęsi..." uderzało w łacinę, czyli pośrednio w kościół. Już Kopernik napisał, że są cztery sposoby niszczenia królestw. Wszystkie zastosowano wobec Węgier, a później do Polski. Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że z takiej potęgi staliśmy się tylko kąskiem dla sąsiadów? Dlaczego upadła Korona? A Węgrom mogliśmy pomóc pod Mohaczem. Nasz Zygmunt wystawił Ludwika na śmierć, a to przecież była rodzina! Ta bitwa miała przełomowe znaczenie w historii Europy, bo po niej nastąpiła likwidacja królestwa Węgier - ostatniego papieskiego królestwa na kontynencie! Czarny pijar Węgier trwa do dziś, bo tak działa propaganda niemiecka. Rodzina Hohenzollernów - trzej bracia - przewija się na kartach książki. To oni stworzyli cały projekt rewolucji religijnej jako narzędzia polityki i gospodarki. Nie istnieje w języku polskim biografia Albrechta, a był przecież siostrzeńcem Zygmunta Starego i założycielem protestanckich Prus. Zbliżam się do tytułu posta.
To tylko kilka myśli, które zjeżyły mi włosy, choć początkowo parsknęłam z niedowierzaniem, ale później zaczęłam sobie przypominać, co mi mówiono w szkole. Tej niższej i tej wyższej. Wszystko zaczęło do siebie pasować. Zostanę przy Kochanowskim. Zanim osiadł w Czarnolesie... Co się z nim działo? XVI wiek to czas marginalizacji znaczenia Krakowskiej Akademii. Rosną za to w siłę uniwersytety niemieckie. Ośrodki kultu protestantyzmu, dodajmy. Do dobrego tonu należy posyłanie doń szlacheckich synów. Najwybitniejszym studentem Akademii Królewieckiej był syn Reja. O Kochanowskim tamże wciąż mało! Mówi się tylko o jego czarnoleskiej poezji. Dlaczego? Co tam robił? Albertowi, założycielowi Albertyny (nazwa od imienia), potrzebni byli ludzie sprawnie władający piórem i popierający ruch reformacyjny w Polsce. W 1551 roku pojawił się w Królewcu nasz Jan.  Hanns Kochanowsky widniał na liście płac kolegium uczonych. Burgrabia wypłacał mu trzy razy po 50 grzywien, by służył Albrechtowi we dwa konie, czyli miał do dyspozycji dwóch pachołków. Albrecht finansował też pobyt poety na uniwersytecie w Padwie, a był tam Jan z Czarnolasu konsyliarzem nie tylko polskiej, ale i niemieckiej nacji. Znów pobyt w Królewcu i wykonywanie "prac intelektualnych" dla Albrechta. Nie cieszył się pruski książę popularnością wśród Polaków, więc Albert łożył na przedsięwzięcie (znane nam z powojennej rzeczywistości), zwane tworzeniem elit. Czy dlatego Kochanowski w Satyrze... każe nam brać przykład z gospodarnych Prusaków? Nigdy potem, czyli już we dworze, nie siedział wyłącznie pod lipą. Brał czynny udział w życiu politycznym i gospodarczym, pożyczał innym olbrzymie kwoty. Nie są znane dokładnie okoliczności śmierci poety. Bardzo dużo tych niejasności.
Muszę ochłonąć, bo lektura bogata, pozwalająca spojrzeć inaczej na historię sprzed pięciuset lat.
Wybieram się na spacer do kolebki polskiej poezji.
 Siedzibą Muzeum Kochanowskiego jest dwór Jabłonowskich. Domostwo poety spłonęło w 1720 roku.
Ekspozycja muzealna zajmuje sześć sal.  Zachwyciły mnie gobeliny. Robiłam zdjęcia naściennym cytatatom poety i jego następców, by przy wyjściu dowiedzieć się, że są zebrane i do kupienia w maleńkim tomiku.




Sercem dworu jest gabinet poety. Scenka jak żywa. Mogło tak być naprawdę.








Obok dworu stoi kaplica wzniesiona na fundamentach domu Kochanowskiego. Główną ekspozycję stanowi scenka tzw. "Mały Wawel'', upamiętniająca pobyt na dworze Zygmunta Augusta. Poeta stoi z boku i wręcza królowi swój rękopis. W krypcie jest kolejna scena - "Rzeczpospolita Babińska".
Na mnie ogromne wrażenie zrobiły muzyka i śpiew sączące się z głośników przed wejściem. To nagrania Pieśni  i Trenów w wykonaniu Warskiej. Rewelacyjne!


Wiele się zmieniło od czasu, gdy byłam tu ostatni raz. Dzięki unijnej dotacji "wyrósł" w parku amfiteatr. Myślę, że to podniesie atrakcyjność miejsca.  O pachnących toaletach przypominających dworek nie wspomnę, a przecież trzeba. W  końcu w Europie jesteśmy.





Będąc w Czarnolesie, warto wyruszyć w niedalekie miejsca związane z życiem poety. Sycyna oddalona jest o 20 km. Można tu zobaczyć miejsce, gdzie stał dwór - miejsce urodzenia Kochanowskiego.







I trzeci wierzchołek trójkąta Sycyna - Czarnolas - Zwoleń.
W krypcie - też pięknie odrestaurowanej - mieści się sarkofag ze szczątkami rodziny Kochanowskich. Chociaż nic nie jest tu pewne. Historia z wędrującą czaszką, która okazała się kobiecą, jest chyba znana.




Kończę spacer po czarnoleskim parku. Nie żegnam się jeszcze z tomem Baśni toczącej się jak niedźwiedź. Nie spodziewałam się, że historia wciąż aktualna i że wiek XVI będzie tak kluczowy dla nowoczesności. Czekam na kolejny tom, by zobaczyć, jak Polska radziła sobie z tym bagażem w kolejnym wieku.

19 komentarzy:

  1. Twój wpis zainspirował mnie do poszukiwania informacji na temat związków Kochanowskiego z Lublinem a propos jego śmierci i tu po raz kolejny niezawodne okazały się zbiory Teatru NN.
    Twoje zdjęcia z Czarnolasu natchnęły mnie nostalgią - przypomniała mi się wycieczka, którą odbyłam z klasą jako uczennica szkoły podstawowej. :) Pamiętam, że byliśmy też w Oblęgorku. Niestety, widzę, że takie literackie wycieczki cieszą się coraz mniejszym zainteresowaniem. :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Udar mózgu podawany jest często jako prawdopodobna przyczyna śmierci. Ale to mężczyzna w sile wieku był! (przecież nie napiszę o sobie, żem stara;)
      W Czarnolesie byłam przed laty z córcią i zmieniło się na korzyść. A że wycieczki literackie niemodne? Może to wpływ i tego, że nauczyciele książek nie kochają. Bo dlaczego zostałam na stare lata blogerką i siłuję się z techniką? Żeby zapalać, trzeba samemu płonąć. Ja na kajaki w szuwary na kilka dni dzieci nie wywiozę.
      Poszukam też związków Kochanowskiego z Sandomierzem, bo jakoś to miasto o nim milczy. O Iwaszkiewiczu raz po raz, a o Janie cicho. Dlaczego się nie chwalą?

      Usuń
  2. Niezwykle to wszystko interesujące.
    Smutny jednak wniosek, cała nasza wiedza do kąta.
    Dopiero teraz będziemy się uczyć historii - od nowa?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Moja wiedza sprzed lat szczególnie nieaktualna. Dobrze, że po drodze mądrzy ludzie się zdarzyli i kopniaka do myślenia dali. A pamiętam zachwyt nad "złotym wiekiem"! Jaka Rzeczpospolita tolerancyjna była i wszystkich pod swój dach przyjmowała, choć potem odbijali się czkawką.

      Usuń
  3. Widzę, że mocno się zmieniło czarnoleskie muzeum, od kiedy ja tam byłam... Warto by było odwiedzić je ponownie, jak nadarzy się okazje i wycieczka w tamtym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Ja też wróciłam po latach i byłam mile zaskoczona. Nie tylko o zewnętrzne zalety zadbano. Zmieniła się jakość obsługi. Można robić w dworze zdjęcia. W parku pojawiły się elementy, które przemawiają do małych - kapryśnych, np. miejsce do grillowania, zwierzątka do pogłaskania. Można odetchnąć:)

      Usuń
  4. Za czasów, kiedy ja uczyłam się historii hołd pruski już oceniano negatywnie. A co do nauki historii - uczy się pewnei tak, jak jest to na rękę aktualnie rządzącym. W każdej epoce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ A ja z hołdu byłam wiecznie dumna, tak jak we mnie wpojono. Historię zawsze pisali zwycięzcy. Gdy usłyszałam pierwszy raz o "Hansie z Czarnolasu", zastrzygłam uszami - to niemożliwe! Rzeczywiście na studiach usłyszałam tyle, że nie wiadomo było, co on na dworze pruskim robił. Przecież miał niższe święcenia kapłańskie!Miał probostwo! A tyle miejsca w jego sercu i życiu zajęli protestanci. Powtórzę to, co w poście, ale nie spodziewałam się, że historie sprzed pół tysiąca lat mają tak wiele wspólnego z dniem dzisiejszym.

      Usuń
  5. Oczywiście, że "Polacy nie gęsi..." godziło w łacinę. Ale dlaczego od razu w Kościół? Czy nie może być łacina językiem po prostu Kościoła (może, bo była całe wieki), a naród nie może się posługiwać własną mową? Nie widzę w tym nic złego (a ja akurat jestem bardzo pro-Kościelna).

    Swoją drogą, wyd. ISKRY wydało "Historie przecenione" i "Historie niedocenione". Jeden tom już do mnie idzie. Bardzo jestem ciekawa, co wyniknie z lektury :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ To nie chodzi o posługiwanie się łaciną przez naród, tylko przez elity. Pojęcie narodu nawet wtedy nie istniało. Zawsze w każdym czasie rządzący chcieli mieć wykształconych po swojej stronie. Pisanie po polsku było w pewnym sensie ujmą i rozumiał to sam Kochanowski. To był język niskich stanów. Poza tym cała edukacja była w rękach kościelnych. Dopiero potem KEN, kasacja zakonu jezuitów... Zresztą z pewnością wiesz. A zamówionych "Historii..." jestem ciekawa. Będę wyglądać opinii. Szczególnie o tych niedocenionych:)

      Usuń
    2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    4. ~ Fraszki natychmiast sprzedałam mężowi! Podobała mu się szczególnie jedna;)
      Moje liceum też przemianowało się z Gwardii Ludowej na Kochanowskiego. Poza tym nic się nie zmieniło.
      Po tych tomach Maciejewsiego zaczęłam wpisywać w wyszukiwarce różne hasła typu: hołd pruski krytycznie, kim był Kallimach itp. O hołdzie ruskim to już w ogóle mało kto słyszał. Wnioski są straszne. Historię trzeba napisać od nowa. Podręczniki dzisiejsze niewiele się różnią od tych powojennych. Tylko spotkanie uczciwego, rzetelnego wykładowcy na studiach może uchylić furtkę do własnych poszukiwań. Tak chciałabym sobie siedzieć i czytać, czytać, czytać... A kiełbasa emerycka na patyku coraz dalej, i dalej...

      Usuń
    5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  6. Kobieto, niesamowite szlaki przecierasz :)) Też tak chcę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Zapraszam do wspólnej lektury:)
      W drodze kolejne ciekawe - mam nadzieję, że też rewolucyjne - książki. Chociaż wrócę do dwudziestego wieku. Jedyne ograniczenie to czas. Ten dziś najcenniejszy. Ciepełko ślę:-D

      Usuń
  7. Ano właśnie- jak napisałaś wyżej- historię piszą zwycięzcy, a nie zwyciężeni i dowiemy się tyle, ile będą nam chcieli przekazać lub zaciemnić w głowach. A potem przychodzą kolejne ekipy, które wyciągają to co im na rękę, a przemilczają niewygodne fakty. Bo polityka manipuluje historią, dlatego tak nie lubię polityki, a do historii podchodzę z pewną dozą nieufności oraz założeniem, że nic nie jest tylko czarne, lub tylko białe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Tragiczne to zamazanie prawdy. Ja chciałabym wiedzieć - kim jestem, znać korzenie. Gdybym tak miała z dziesięć lat mniej, to jeszcze historię bym postudiowała. Wiem, że uniwersytety upolitycznione, ale zawsze znajdzie się paru mądrych wykładowców, co między wierszami szepną, czego sami się dowiedzieli. Każde studia dają warsztat, z którym można pracować dalej samemu. Oj, tak mi żal, że nie jest mi to dane:(

      Usuń
  8. Oj nie mów (nie pisz) tak, dopóty życia dopóty nadziei. Jeszcze odkryjesz nie jedną białą plamę w dziejach historii ludzkości, a przy twoim zacięciu detektywistycznym nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Słonecznej niedzieli od zakatarzonej Gosi.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze mile widziane.