SYBERIA – kraj od dawna przeklęty, napiętnowany katorgą i
zesłaniami, a zarazem najbogatszy kraj świata, gdzie wszystko jest możliwe...
Przekonałam się o tym po lekturze „Wzgórza Błękitnego Snu”. Przeniósł mnie do tego mroźnego świata Igor Newerly (o nim później, bo
zasłużył na słów parę). Nazajutrz po Zaduszkach jesienią 1981 roku znalazł się
na Powązkach. Chodząc po kwaterze sybiraków, czytał nazwiska tych, którym udało
się zza Uralu wrócić. Postanowił wtedy opisać ich losy poprzez pryzmat
jednostki. Padło na Bronisława Najdarowskiego...
Poznajemy go w wieku 27 lat, gdy po nieudanym zamachu na
cara i czteroletniej katordze, przybył z Akatuja, a miejscem wiecznego zesłania
mają być Stare Czumy. I wnika w nową rzeczywistość, próbuje ułożyć sobie życie,
zyskuje znajomych i przyjaciół. Jednym z nich staje się ksiądz Leonard, który
odgrywa poważniejszą rolę w syberyjskich spektaklach, a nie tylko księdza.
Spotykają się u niego zesłańcy, by po sutym obiedzie i szklance nalewki z
porzeczki snuć opowieści o straconych obrazach młodości, o losach własnych i
towarzyszy... Bo zaznaczyć trzeba, że Bronisław związany był z partią
„Proletariat”, a i jego współtowarzysze odgrywali znaczące role w rewolucyjnym
ruchu. Czasem dyskusje na temat dróg do socjalizmu czy ruchu kooperatywnego z
polską odmianą Abramowskiego przerywają katorżnicze pieśni rzewne i historie z serca
wydarte...
Niewielu Polaków jest jednak tuż obok. Bronek wspomina: Na katordze spotkałem pięknych Rosjan...
Do nich z pewnością należał Mikołaj, który uczył go czytać księgę tajgi, by
potem wspólnymi siłami wznieść dom na magicznym wzgórzu.
Młody mężczyzna przeżywa też miłości – jak różne! Najpierw
Jewka – harda, jasnoblond, kariatyda, która prosi: Pokochaj mnie ładnie, Bronku, pokochaj czule, jak potrafisz... Po
przaśnej Jewdokii przyjdzie czas na czyste uduchowienie kobiecości.
Wiera, Wierusia,
Wierusałka! W domu firanki, obrusy, chodniki, porozwieszane ręczniki, robótki,
na ławkach poduszki... Dom tchnie ciepłem, przytulnością, Wierą!
Książka zachwyca. Czym? Precyzyjnie odmalowaną
rzeczywistością syberyjską sprzed stu lat. To był czas kolonizacji tej części
Azji, a znaczącą rolę cywilizacyjną odegrali Polacy właśnie. Mnie urzekł język.
Widać tu pióro mistrza – pisarza sensualisty – i oderwać się od tekstu nie
sposób. Kto dziś tak pisze?!
Pośrodku pożółkłej
polanki na mszarach pod srebrzystym szronem polśniewały rubiny. Jak okiem
sięgnąć, rubinowym blaskiem mieniły się krzewy dorodnej żurawiny, była tego
niesamowita ilość, cała polana zdawała się krwawić żurawiną!
Ponadto strony okraszały liczne rusycyzmy i nie zawracałam
sobie głowy słownikiem, by sprawdzić, co znaczą małachaj czy unty.
Domyślałam się z kontekstu.
Zaciekawiało też, ale i niepokoiło tajemnicze Błękitne
Wzgórze, które okazało się miejscem modlitw Buriatów do bóstwa tajgi...
Cóż dodać o samym autorze? Skąd u mnie Igor Newerly - pisarz socjalistyczny? Ale dodam od razu - nietypowy. Bo w wieku dwudziestu paru lat
niemal nie używał polskiego języka (podobieństwo z Piaseckim?), a jednak osiągnął
mistrzostwo. Fundamentem jego powieści stały się wspomnienia z młodości
spędzonej na Wschodzie, co uwiarygodniło każdy detal! Być może powroty te stworzyły mu pisarski azyl, by schronić się
przed zaszufladkowaniem do konkretnego nurtu literackiego w Polsce? A
najważniejszą dla mnie okazała się wiara w naturalną dobroć człowieka. Nijak
nie przystaje ona do nurtu socrealizmu...
Książka znakomita. Niech mi się dalej przyśni coś błękitnego
ze snów starego wzgórza...
Ze swojej literackiej tropy zeszłam dzięki Panu Jacentemu i z pokorą przyznaję, że dobrze piszący
autorzy zasiadają w lożach nie tylko po prawej stronie. Jacku – dziękuję :)
W zeszłym roku czytałam pamiętniki zesłańców, a w tym jakoś nie dam rady, muszę trochę odpocząć od tych opisów nędzy, głodu, mrozu. Język Newerlego rzeczywiście nietypowy, niespotykany dzisiaj. "Polana zdawała się krwawić żurawiną" - ładne!
OdpowiedzUsuńPS. Małachaj to chyba jakiś rodzaj czapki?
~ Ta powieść różni się zdecydowanie klimatem - nie ma tu żadnych opisów cierpienia, śmierci... Po katordze Bronisław kupuje maść, żeby zaleczyć czarne ślady po kajdanach i to wszystko. A potem jego proces asymilacji w tajdze - budowa domu, polowania, rozmowy; do tego handel futerkami, poszukiwanie złota, miłości, a nawet chęć czytania i słuchania wierszy... I nieustająca chęć niesienia pomocy, ratowania innych (np. Buriatów), stąd moja główna myśl, że autor wierzy w dobroć człowieka. Gdy czytałam, to miałam skojarzenia z książkami Wilka: "Wołoka", "Dom nad Oniego"... Piękna powieść.
UsuńA to zdanie, w którym jest ów małachaj: "sobolowy małachaj z długimi, zwisającymi na pierś nausznikami".... - więc pewnie tak :)
Oglądałam ostatnio dwa filmy o takiej tematyce niemniej nie dotyczyła ona naszych rodaków lecz Rosjan.
UsuńWichry Kołymy - ten był biograficzny, bolesny...ale ten drugi był po prostu niesamowicie poruszający ...to był dokument oparty na wspomnieniach rosyjskich kobiet, ba ..radzieckich, które jako młode dziewczyny zostały skazane na wieloletnie pobyty w gułagach. Te wspomnienia poruszyłyby chyba nawet serce z kamienia....
Poszukam tej książki....zachęciłaś mnie ogromnie...tak piękny język w książce to już teraz rzadkość...chyba, że są to książki pisane przez takich mistrzów, jakim okazuje się być Newerly czego nie wiedziałam...
~ Aniu, ta pozycja opowiada o zesłaniach sprzed stu lat, więc i rzeczywistość wyglądała inaczej. To była jeszcze carska Rosja i prawo jakoś funkcjonowało, a Polacy mieli szanse, by odegrać ogromną rolę w cywilizowaniu azjatyckiej części kraju. W czasie ostatniego spotkania z miłośnikiem Kresów - Tomaszem Kubą Kozłowskim - usłyszałam o zajęciu Lwowa przez rosyjskie wojska w czasie Wielkiej Wojny. Oficerowie carscy po pół roku opuścili mieszkanie i zostawili list do prawowitych właścicieli z podziękowaniem, a przeprosili jedynie za opróżnienie piwniczki. Nie zginęło nic! Jakże to inny obraz niż zbliżająca się Armia Czerwona! O niej głównie pamiętamy. Ciekawe czasy, ciekawa książka...
UsuńCzytałam w latach 80. Bardzo dobra polska przygodówka. Taki dorosły Tomek Wilmowski na syberyjskim zesłaniu :))) Dobrze pokazuje, czym różniła się katorga od zesłania i pobyt na Syberii za cara i za Stalina.
OdpowiedzUsuńJeszcze "Leśne morze" jest podobne.
Wstyd sie przyznać, ale mnie podobał się nawet "Chłopiec z Salskich Stepów" Newerlego, choć to już dziś nieprawomyślne politycznie. To była za moich czasów lektura uzupełniająca, czytałam z własnej woli.
~ To mamy podobne refleksje! Do tej pory nazwisko autora też kojarzyłam wyłącznie z "Chłopcem..." Cóż za przyjemne oczarowanie :) A "Leśne morze" zapisane w kajeciku. Pozdrawiam :)
UsuńKomentowałam wpis, ale czyżby mój komentarz się nie wysłał?
OdpowiedzUsuń~ Anuś, miałam blokadę komentarzy. Teraz wysyłam z bloggera z folderu - inne... Nie mam pojęcia, co się dzieje. Ważne, że jesteś :)
UsuńUwielbiam tę książkę, czytałam już kilka razy. Podzielam ocenę http://www.czytampopolsku.pl/2015/02/wzgorze-bekitnego-snu.html :)
OdpowiedzUsuń~ "Czytam po polsku" już polubione. No bo jak tu nie lubić? :)
UsuńMnie ta książka też zachwyciła.
OdpowiedzUsuń~ Urocza proza. Gdzie dziś pisarzom do takiego poziomu!
Usuń