DOM Z PAPIERU



wtorek, 5 maja 2015

Ten drogi Lwów, to miasto snów...



Tęskniłam do tego miasta od zawsze. Czytałam...
Są na świecie miasta - słońca i miasta - planety. Te pierwsze świecą blaskiem własnym (Rzym, Florencja, Paryż), te drugie blaskiem odbitym. Pośród miast – planet Lwów świeci najjaśniej, bo wszystkie blaski odbija naraz. (Roberto Salvadori)

Parandowski wspomina:
Chyba nigdy nie spieszyłem się w tym mieście – każda droga była spacerem. Jest to miasto wielkiego umiaru, którego nie umiem sobie objaśnić...

Dotarłam i do Hemara:
Ja rodem z Polski
Z pewnego miasta, które
Było polską Florencją
Przez swą architekturę
Świetnego renesansu
Wspaniałego baroku
Wież, katedr i kamienic.

Wreszcie ukochany Herbert:
Na samym rogu tej starej mapy jest kraj, do którego tęsknię. Jest to ojczyzna jabłek, pagórków, leniwych rzek, cierpkiego wina i miłości. Niestety, wielki pająk rozsnuł nad nim swą sieć i lepką śliną zamknął rogatki marzenia. Tak jest zawsze: anioł z ognistym mieczem, pająk, sumienie...

Dałam się unieść marzeniom... Po przekroczeniu granicy przyglądam się ciekawie maleńkim domkom z bezkwietnym obejściem, za to z gromadkami kaczek i gęsi drepcących wokół stawików. Czas się zatrzymał... Dalej wzdłuż drogi chaszcze, czasem przeplatane zagonami zapełnionymi krępymi postaciami wymachującymi motykami...
Wjazd do miasta anonsuje turkot kół podskakujących na bazaltowej kostce pamiętającej czasy Franciszka Józefa. Postanawiam niczemu się nie dziwić... Przestawiam zegarek i zanurzam się w tutejszym czasie... A właściwie bezczasie...

Rzędy kamienic, do niedawna pozbawionych numerów, bo we Lwowie nie było dwóch takich samych! Między nimi przemykają trolejbusy, tramwaje, a samochody jeżdżą według tylko sobie znanych zasad. Zaułki przetykane soczystą zielenią, a nad całością górują kopuły kościołów i cerkwi. Urokliwie. Zaglądam tu i tam. Zaliczam obowiązkowe punkty turystycznego grafiku, a więc Rynek, gdzie jedna pierzeja ciekawsza od drugiej, a rogi ozdobione pomnikami. Sprawdzam, czy pod ratuszem stoją lwy, te polskie lwy. Stoją. Później idę pokłonić się wieszczowi, by wreszcie zachwycić się oblepionym  złotem budynkiem Opery Lwowskiej. Czas na przekąskę. Najlepiej smakuje w Zbrojowni wśród toporów i mieczy. Chłonę śpiewny język, z trudem, ale i z przyjemnością przypominam sobie zakopane w niepamięci słowa. Szukam Polaków, zagaduję – w sklepie, przed kościołem... Wchodzę na polską majówkę i zachwycam się cudnym śpiewem! Klęcząca obok dziewczyna wyglądająca niczym anioł, kornie chwali Polską Królową... Dziękuję jej przy wyjściu, wzruszenie ściska...

Atrakcje dawnych wieków mieszają się ze współczesnością. Ale miałam się nie dziwić! Trudno nie zatrzymać się przy grajkach, których poziom wskazuje przynajmniej na konserwatorium muzyczne! Z sacrum spadam do profanum, bo oto stragan z papierem toaletowym z nadrukiem Putina... Wśród pamiątek kłują w oczy banderowskie flagi, ale podoba mi się  promowanie folkloru. Nawet dziecięce body z tradycyjnym haftem krzyżykowym, a zgrabne dziewczęta przyodziane w dżinsy dumnie zadzierają głowy przyozdobione ludowymi wiankami! Nie do pomyślenia u nas! Ale przecież miałam się nie dziwić... Niespodziewanie zapada mrok, więc kryję się w kawiarence, gdzie onegdaj Marysieńka czekała na lubego Sobieskiego... Sączę grzaniec... Czas wracać do hotelu...

I tak oto nastał dzień drugi... Siąpi... Nic to, bo najważniejsza jest pogoda ducha! Zakupy i pamiątki, wśród których nie może zabraknąć matrioszek i wódki. Bo we Lwowie są dwa rodzaje alkoholu – dobry i bardzo dobry. Pół litra to wydatek rzędu 6 zł. Zachęta dla Polaków – by przyjechać – jest ;) Koniecznie zaliczam książkowy bazarek, z żalem zostawiając przedwojenne pocztówki (zakaz wywożenia antyków, czyli przedmiotów sprzed 45 roku)... Ruszam w poszukiwaniu polskich korzeni, czyli na Łyczaków... ale o tym następnym razem.

18 komentarzy:

  1. Mogę tylko powiedzieć ach!
    Miło mi się z Tobą wędrowało.
    Dlaczego ten Lwów został po tamtej stronie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Aniu, rewizje granic są możliwe! Co zrobił Putin? Da się! Jugosławia się rozpadła, Niemcy połączyły... A Lwów jest nasz :)

      Usuń
    2. Teoretycznie tak, a praktycznie?.....nikt tych naszych roszczeń nie wesprze.

      Usuń
    3. ~ Nie w takich opałach była Polska i dawaliśmy sobie radę;) Moja młodość galicyjska to ciągłe wspominanie Lwowa... Nie pisałam tutaj o smutnych chwilach, gdy staruszki, dziadkowie - elegancko ubrani w paltociki - podchodzili do polskich autokarów i o kanapki prosili. O kanapki, nie o pieniądze. Dla nich warto marzyć, bo to ich miasto...

      Usuń
    4. Warto marzyć. Może jeszcze przyjdzie taki czas, że będzie można otwarcie walczyć o jego powrót do macierzy.
      Jak czytałam Nurowskiej "Imię Twoje", w której to powieści opisywała Lwów zamarzyłam, by tam pojechać, ale ja już pewno nigdzie nie pojadę a tam tym bardziej, gdyż to wymaga zachodu i pieniędzy .......chyba, że kiedyś będzie wycieczka ale tylko do Lwowa...

      Usuń
    5. ~ Wycieczka jest "życzliwa" dla kieszeni. Czas też dobry, bo Polacy wystraszeni przez media wypadkami na Ukrainie wycofali się z wyjazdów, a tam na nas czekają! Czułam się o niebo lepiej niż we Włoszech czy w Chorwacji. Polecam :)

      Usuń
  2. Przeczytałam, obejrzałam, a teraz jeszcze raz na spokojnie powróciłam i ponownie chłonę Lwów Twoimi oczami, notując Twoje wrażenia.
    Pierwsze zdanie tej pięknej relacji mogłabym i ja wypowiedzieć. Tylko ja tęsknię, bo jeszcze nie znam...
    Czekam na ciąg dalszy!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Też wracam myślami, słucham lwowskich batiarów... Żałuję, że tak długo zwlekałam, bo mogłam tam być wcześniej i to wiele razy. Mam tak blisko! "Posyłam serce moi..." :)

      Usuń
  3. Jakieś 10 lat temu byłam z moją nieżyjącą już babcią we Lwowie. Tam urodziła się moja babcia i mama. Gdy wyjeżdżali na ziemie odzyskane w 1945 roku pozostawili tam dom i sad (1000 jabłoni). Niestety Ukraińcy, którzy zajęli dom wycięli sad...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Masz piękne korzenie! Tylko wracać, żeby ukoić żal, bo pamięci nie da się wymazać. Tyle polskich śladów we Lwowie...

      Usuń
  4. Piękna relacja :) Nie wiedziałem o tym, że nie można wywozić przedmiotów sprzed 45 roku. A jeśli ktoś chce zabrać np. pamiątki rodzinne, które jakimś cudem odnalazły się?
    Rozumiem, że pocztówki, o których wspominasz to polskie przedwojenne pocztówki? Wychodzi na to, że Polacy nie mogą zabrać do siebie polskich rzeczy z polskiego terytorium znajdującego się, miejmy nadzieję, przejściowo poza granicami państwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Dziękuję:) Gdy trafiłam na mały ryneczek (zdjęcie z rzeźbą), oprócz książek było tam mnóstwo odznak, drobnego szkła, a pocztówki przedwojenne - grafika, pokolorowane... Przepiękne, niedrogie i żal czułam okrutny. Chociaż przyznaję, że na granicy Ukraińcy byli życzliwi i uprzejmi, a to polska strona przetrzymała nas kilka godzin i zajrzała do każdej torby... Może się uda następnym razem? Tak statystycznie ;)

      Usuń
  5. Piękne masz wspomnienia ze Lwowa...Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Potwierdzam - piękne. Życzę takich każdemu. Chętnie bym poszerzyła teren penetracji, zeszła z wycieczkowych szlaków... Może kiedyś się uda. Serdeczności :)

      Usuń
  6. Byłam we Lwowie pół roku temu. Miło z Tobą powspominać...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Zaraz biegnę do Twojej galerii! Lwowa nigdy dość. Jestem oczarowana i próbuję walczyć z żalem, dlaczego tak późno... Serdeczności na ten piękny majowy weekend :)

      Usuń
  7. Piękna relacja! Byłam 15 lat temu... Chciałabym wrócić:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ~ Chcieć - to móc! Pojedziemy jeszcze:) Też tęsknię. Pozdrawiam słonecznie w ten deszczowy dzień majowy:)

      Usuń

Komentarze mile widziane.