O! Już kwiecień? A ja myślałam, że jeszcze marzec. I to z Marią.
Maria Kuncewiczowa Fantomy
W trakcie czytania cały czas myślałam, co napiszę o tej książce. Bo streścić się nie da. Można tak: autobiograficzna proza o charakterze eseistycznym. Ale co dalej? Proza rozedrgana. Każde zdanie przykuwa, ale prowadzi w innym kierunku. Fascynujące odpryski świata ze wszystkimi smakami życia i wśród nich najważniejsza ONA. U schyłku życia szkoda jej czasu na stwarzanie iluzji, więc zapisuje fakty, wcale ich nie tłumacząc. Siedzi sobie w kazimierzowskim domu, wśród zasuszonych bukietów, zamyka oczy...
Jeżeli w roku 1970 zamknie się oczy, można zobaczyć czyjś kapelusz w roku 1913.
I szatkuje nam wspomnienia, widoki, poglądy, spotkania... Nie referuje historycznie. Czas miniony musi czytelnik odtwarzać z benedyktyńską cierpliwością, ale też z pietyzmem. Bo to perełki, bo to miraże minionego, wielkiego świata, który rozpływa się niczym zjawa. Ukochany niebyt. Życie czasami nudne (!), ale alternatywy nie ma. Dajemy się unieść i wchodzimy w świat fantomów-miejsc. Błądzimy po stworzonej mapie dzieciństwa i młodości, wielokrotnie powracając. Płock - zapadł się na dno pamięci - tu pierwsza przyjaźń, pierwsza wiosna, pierwsza miłość, pierwsza śmierć. Szał wszechobecności. Tu miały miejsce spacery niemieckie i spacery francuskie z konwersacjonalistkami. Tu panował terror pięciopalcówek, a fortepian stał się wrogiem. Mimo wszystko próbowała latać (również dosłownie, na kołobiegu). Włocławek, gdzie rozkwitała, aż odkryła nastrój erotyczny, zmaterializowany dopiero w Sopotach. To Włocławek zakończył dzieciństwo. Kraków - tam kwitła, a w Warszawie wychowywała dziecko i pięknie różniła się od innych. Czas zagranicznych wojaży - z własnej woli i wymuszonych wydarzeniami. W Weronie liczyła łzy nieba nad grobem Julietty. W Nicei pomieszały się jej wszystkie smaki życia. Virginia po latach to polowania i siedzenie przed telewizją snów. A Londyn? - podtrzymywała polską tęczę nad Tamizą. Każde miejsce to również ludzie - starszy brat Oleś, syn Witold, ojciec Józef Dionizy, matka Róża, która zasłużyła na odrębną opowieść, babcia od przesiadywania w oknie i w końcu wieloletni towarzysz życia - Jerzy.
No, Jerzemu należy się odrębny akapit. Bo Maria nie przystawała do roli żony i matki. Kochała wolność, swój płynny niebyt, ale bycie starą panną też nie było jej w smak.
Jerzy myślał, że podbił mnie siłą inteligencji, nie siłą obcości. Że zwalczył innych mężczyzn, nie że ja schodząc w małżeństwo zwalczyłam siebie. I to fortunnie, jak widać, nieporozumienie przetrwało pół wieku.
W ciążę zaszła po roku.
Z coraz większym obrzydzeniem oglądałam swój brzuch. Na kilka dni przed datą ogarnęła mnie rozpacz: nie było takiego miejsca na ziemi, dokąd mogłabym uciec przed czymś takim, co chciało się ze mnie wyłamać.
Tak ulotne fantomy związały się nierozerwalnie z życiem. [...] w łóżku czekał mąż, w dziecinnym pokoju - termometr. Nieraz w nocy wychodziłam na balkon w nadziei, że może jestem lunatyczką i odejdę po dachach.
Biedziłam się nad tytułowymi fantomami. Raz były to mieszkania, domy, innym razem przeobrażały się w rodzinne zjawy, by stać się znów tylko wspomnieniem. Stają się też obywatelami świata. Te oswojone i obce, wyrywajace się niczym demony przeszłości, jak zgwałcona i zamordowana przez żołnierzy Mao. Fantom to też ból po stracie, tuż po wojnie.
Poza tym szczególnie każdemu brakowało jakichś osób, spraw albo słów, albo rzeczy, które zostały amputowane i został ból po utracie.
Sama autorka do fantomów zalicza siebie samą!
Płyną lata francuskie, angielskie i amerykańskie. Maria czuje się wyobcowana.
Zapadam w ciasto ludzkie, które rośnie na samouwielbieniu i opada za podmuchem z obcego podwórka. Nie zapisana do lokalnej bandy, nie określona politycznie, skazana - z zawieszeniem - na dożywotni karcer, zjawiam się z obcego podwórza.
Może dlatego pisarstwo staje się ucieczką w wewnętrzny świat? Może stąd czerpie samowiedzę?
[...] za swoje życie uważam przede wszystkim to, co się dzieje w stanie nieprzytomności - zawrót głowy, utratę oddechu, ślepotę, lot, zapomnienie. [...] Piszę, żeby siebie uziemić, żeby zatrzymać siebie w ruchu nadanym sobie przez siebie: żeby oprzytomnieć z niebytu. Bo takie jest prawo: należy myśleć, należy być sobą.
Książka przebogata w przemyślenia. Każdy wyłowi tu swoje odczucia. Czytanie zajęło mi sporo czasu, ale pociągnęło za sobą kolejne lektury. Sięgnę z pewnością po Cudzoziemkę. Pamiętam jak przez mgłę (fantom?) generalnie nielubianą Różę, która mnie kiedyś oczarowała! Kocham kobiety wadzące się z życiem, niepogodzone...
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania Lirael.
Tę i inne książki autorki kupiłam dawno temu, gdy zwiedzałam kazimierzowską "Kuncewiczówkę". Zamiast biletu wstępu można było nabyć dowolne egzemplarze z kolekcji MK. Byłam też na pięterku! Zatem oprócz huculskiego pieca zobaczyłam również biurko, przy którym materializowały się fantomy.:)
Mam tę książkę więc może kiedyś też przeczytam.))
OdpowiedzUsuńSą książki,które czyta się z dużym zainteresowaniem, ale potem trudno o nich się pisze. Ty poradziłaś sobie z tą bogatą w treści i przemyślenie książką znakomicie:)
OdpowiedzUsuń~ Nutto, dokładnie tak. Dłuuugo czytałam i bardzo tej opinii się bałam. Gdy przeczytałam recenzję w "Notatniku bibliofilki", to już w ogóle myślałam, że nie mam o czym pisać. Jednak tak bogata książka każdemu da coś innego. Ja zobaczyłam wyobcowanie bohaterki, jej rozterki, umykające życie. Chociaż światopogląd mam inny o 180 stopni, ujęła mnie jej samoświadomość, oboczność.:)
UsuńAle jak to z tym swiatopogladem innym o 180 stypni...czy Kuncywiczowa nie była patriotka...a moze i nie byla bo czemu opuscila kraj jako jedna z pierszych ? To daje do myslenia ....jedni walczyli i gineli za ojczyzne drudzy wygrzewali sie na lazurowych plazach i w Kornwalii ....takie zycie ....
UsuńPzdr Wierny Czytelnik
~ Pozdrawiam Wiernego Czytelnika, miło mi.:)
UsuńCo do poglądów, to nie chciałabym upolityczniać mojego bloga, ale w komentarzach wspomnę - w poglądach bardziej skręcam w prawo niż w lewo. W międzywojniu moje serce biłoby dla narodowców. Po wojnie - wspominałam we wpisach o moim Tacie - więźniu politycznym PRL-u. W spadku dostałam twarde zasady moralne. Dlatego mi nie po drodze ze światopoglądem MK i jej środowiskiem. Jej książkę cenię ze względu na piękny język, a także za drobinki faktów z życia kulturalnego, obyczajowego epoki. Podziwiam inteligencję, obycie, erudycję. To tak różniście, ale w największym skrócie. Miłego dnia:)
Kolejna recenzja zachęcająca do sięgnięcia po lekturę. Ja nadal poszukuję w książkach Kuncewiczowej tej, która by mnie urzekła tak do końca i bezwarunkowo. Dotychczasowe spotkania (Twarz mężczyzny a tam Przymierze z dzieckiem - nieco męczące nadmiarem metafor oraz Tristan 1946, który podobał mi się, aczkolwiek, to jeszcze nie to, czego w prozie MK poszukiwałam). Wczoraj przytargałam z biblioteki Cudzoziemkę, a na półeczce oczekują nadesłane przez Lirael Przezrocza, którym chciałabym poświęci więcej czasu, aby je właśnie nie tyle pochłaniać, co smakować. A twoja recenzja sugeruje, że to mogłoby być właśnie to, czego szukam. Lirael napisała, że marzec trwa bezterminowo, więc zapewne jeszcze zdążę zapoznać się z Fantomami, do których gdyby nie blogowe recenzje nie sięgnęłabym (z powodu tytułu). Słonecznej niedzieli życzę
OdpowiedzUsuń~ Gosiu, czytałam długo i nie dało się popędzić, bo to nie powieść. Brak linearnej fabuły, zdania powplatane jak w sałatce, też nieco manieryzmu... To coś jak w "Jaszczurze", o którym napisałam z entuzjazmem, a czytało mi się piekielnie trudno. Zacytowane zdania i wytłuszczenia są mi bliskie, ale całość odległa światopoglądowo. Lubię strzępy historii, spotkania z ciekawymi jej współczesnymi ludźmi, obraz epoki, ale nastaw się, że to wszystko napisane wspomnieniowo, jak w imresji - dopiero oddalenie daje dobre widzenie całości. Miłej niedzieli:)
Usuń~ Natanno, pojawił mi się Twój komentarz na poczcie, a tu nie. Nie wiem, bo z techniką jestem na bakier, ale to pierwszy raz tak się zdarza.
OdpowiedzUsuńJeśli książka już stoi grzecznie na półce, to przyjdzie na nią czas. Serdeczności:)
Lubię niektóre książki Kuncewiczowej ale "Cudzoziemkę" niekoniecznie.
OdpowiedzUsuń~ Widzisz, Aviolu, a u mnie odwrotnie. "Fantomy" bogate w treść, ale czytało mi się bardzo długo, z poślizgiem, choć zaczęłam grzecznie w marcu. Przez "Cudzoziemkę" przeskoczyłam w ciągu dnia - jak opisany dzień Róży. I tkwi w mojej pamięci, aż woła o powtórkę.:)
UsuńPiękna recenzja i zachęcająca. Muszę poszukać tej książki, chociaż w mojej bibliotece jej nie ma.
OdpowiedzUsuń~ Patrycjo, książka daje dużo materiału do przemyśleń. Lubię taki swobodny tok myśli, ale szybko się nie da.
UsuńNajwiększym plusem książek MK jest ich groszowa cena i to podoba mi się - bez zarzutu. Więcej takich "wynalazków" - Lirael.
Pozdrawiam:)
Pięknie to ujęłaś.
OdpowiedzUsuńTeraz troszkę odpoczywam od MK, ale mam na półce 3 kolejne, "Marzec..." trwa bezterminowo, spokojnie zdążymy poczytać, posmakować, przemyśleć...
~ Agnesto, aż mi wstyd się zrobiło, gdy weszłam do Lirael, żeby podać link, a tam multum recenzji, a ja z moją w ogonku:(
UsuńWięcej czasu pewnie dopiero w majowy weekend, a i teraz nowości parę zamówiłam. Chciałoby się wszystko. Póki co, wchłonęła mnie historia. Z lawendowym ukłonem:)
"Bo to perełki, bo to miraże minionego, wielkiego świata, który rozpływa się niczym zjawa. Ukochany niebyt". - to Ty jesteś mistrzynią w tworzeniu perełek :)) cudeńko :)
OdpowiedzUsuń~ Bibliofilko:)))
UsuńJaka książka, takie perełki. A w tym przypadku jeszcze tytuł tajemniczy i pojemny!Fascynuje mnie minione, ot i wszystko.
Miłego tygodnia:)
Miło poznać pisarza nie tylko od tej literackiej, ale i zyciowej strony, zobaczyć biurko przy którym spędził wiele godzin pracując nad książkami. Czytałam "Cudzoziemkę" i uważam, że to bardzo ciekawa lektura, a styl pisania Marii Kuncewiczowej bardzo przypadł mi do gustu.
OdpowiedzUsuń~ Anetko, autobiografizm wyziera z każdej książki MK. A deptanie po piętach autorom to moja specjalność:)
UsuńDawno nie czytałam nic tej autorki. Ostatnia książka pani Marii, którą miałam w dłoniach to bodajże "Cudzoziemka" i pamiętam, że bardzo mnie zasmuciła. Zasmuciła tak bardzo, że więcej nie ciągnęło mnie do niej, ale podkreślam, to tylko moje subiektywne odczucie. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuń~ Basiu, postać Róży smutna, ale bardzo kobieca i prawdziwa. Wiesz, że w "Fantomach" pada na końcu zdanie, że Maria jednak żałuje, że nie poświęciła się muzyce. A cała "Cudzoziemka" o tym właśnie, jak matka ją krzywdziła. Serdeczności:)
Usuń