Dane mi było uczestniczyć w czymś wyjątkowym. W ramach projektu "Pielgrzymowanie teatralne - od drzewa do drzewa" Scena Polna Fundacji Kresy 2000 wystawiła sztukę "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego. Na magię wieczoru złożyły się: miejsce ( znów mój ukochany Sandomierz!), pora (spektakl nocny), plejada wspaniałych artystów, a przede wszystkim wielowarstwowy tekst niosący ważkie przesłania. Osią dramatu jest spór o drzewo, na które to wdrapał się stary Marcin Duda i broni go przed wycinką. Jako pierwsi nadchodzą budowniczowie autostrady wraz z inżynierem. Ale to nie traktat o ekologii. Zaraz potem pojawia się korowód barwnych postaci i zjaw tworzących swoiste misterium pamięci. Budzi się refleksja nad teraźniejszością i historią, nad dwoistością świata i udziale w nim żywych i umarłych, nad stanem naszej pamięci. Bo drzewo pamięta - było, jest i będzie, tkwi niczym symbol trwania i przemijania. Każdy ma tam swoją gałązkę, która zatrzymuje nasze głosy. Siłę - z jaką przemawia tekst - potęguje unieważnienie teatralnej sceny. To spektakl plenerowy. Widzowie siedzą wokół monumentalnego dębu, a akcja dzieje się na i pod drzewem. Nastrój budują też odgłosy, gra świateł, snujące się mgły, a myśli wędrują do innych wielkich, chociażby Wyspiańskiego - gdy rozkołysze się dzwon i pojawi się słomiany snop, serce drży niczym wytrącone z chocholego tańca dźwiękiem złotego rogu.
Teatralna pielgrzymka z wysokości starych drzew trwa i też możecie w niej uczestniczyć. Najbliższe przedstawienie w okolicach Poznania.
Oryginalną pamiątką pozostawioną przez teatralną trupę jest kapliczka z Jezusem Frasobliwym mocowana po spektaklu do drzewa "grającego" tytułową rolę. Tylko leciutko mi żal, że nie pojawił się w takim momencie sam autor dramatu. Wszak Sandomierszczyzna to jego mała ojczyzna. W ostatniej chwili dowiedział się, że w tym samym dniu ma odebrać bardzo ważną nagrodę, która jedzie prosto z Paryża i być może otworzy jego prozie drogę do Europy, a może i świata. I niech się tak stanie.
Zazdroszczę Ci takich spotkań, w mojej mieścinie, nawet w okolicach, nic nigdy się nie dzieje. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Bibliofilko, ja spać nie mogę po tym spektaklu! Piękny! Jeżdżą w różne miejsca, nawet nieznane mi miejscowości. Warto ich szukać w sieci. A miałam zrezygnować, bo tuż przed przetaczały się burze. Ale magia to magia.:)))
OdpowiedzUsuńOch zazdroszczę! Uwielbiam takie magiczne wydarzenia kulturalne, choć u mnie rzeczywiście jest ich niewiele... W wakacje odbył się jedynie festiwal filmowy, na którym w dodatku mnie nie było :(
OdpowiedzUsuń~Kasiu, karmię się namiastkami na youtube, żeby choć chwilę poczuć ten klimat, ale to nijak się ma do wczorajszego bycia pod drzewem na "Drzewie". Nie przegap, jeśli zjawią się gdzieś w pobliżu!:)))
OdpowiedzUsuńOryginalna scenografia. Aż zazdroszczę uczestnictwa:)
OdpowiedzUsuń~Nutto, sama sobie zazdroszczę. Sam Myśliwski powiedział, że to nie spektakl, tylko "kawał usymbolizowanego życia ludzkiego". Polecam:)))
OdpowiedzUsuńCzyli sztuka teatralna jeszcze nie zginęła. Wielce nieoryginalnie napiszę, że również zazdroszczę; dobrego przedstawienia, scenerii, klimatu, tradycji i braku tej "nowoczesności" o której ostatnio pisałyśmy. Z recenzjami prozy Myśliwskiego spotykam się tu i tam i myślę, że czas najwyższy aby do nie sięgnąć.
OdpowiedzUsuńCo do teatru i nawiązania do chochoła to też mam takie najdawniejsze i najmilsze wspomnienie. Byłam wówczas w podstawówce, kiedy wujostwo zabrali mnie po raz pierwszy na Wesele do Teatru Wybrzeże. Do dziś pamiętam ten klimat i magię, które sprawiły, że pokochałam teatr. Pokochałam ten tradycyjny, z jego klimatem, świętością, dobrą literaturą na deskach teatru. Wizyty były dla mnie świętem. Szkoda, że teraz to tylko przeszłość. A może nie... może i w okolice Gdańska zawita prawdziwy teatr.
~Guciamal, nie miałaś wczoraj czkawki? Bo właśnie o Tobie myślałam w kontekście naszych teatralnych dyskusji. I doszłam dokładnie do tej samej konkluzji - jest jeszcze miejsce na dobry teatr, gdzie nie trzeba schodzić do profanum, żeby zgromadzić publiczność. Też będę nieoryginalna, gdy po raz kolejny napiszę, że czar tego spektaklu trwa. Co gorsza - na allegro uciekł mi egzemplarz Myśliwskiego. Będę miała na co polować. Super, że myślimy podobnie. Może ten dobry teatr zawita też w Twoje strony, czego życzę baaaardzo.:)))
OdpowiedzUsuńCzkawki nie miałam, ale miałam inne objawy które za chorobowe wzięłam, a być może były one oznaką intensywnego o mnie myślenia :)
OdpowiedzUsuńJa tak do końca nie straciłam nadziei na dobry teatr. Nadzieja .. umiera ostatnia
~Guciamal, myślę, że objawy nie były dokuczliwe, a wręcz przeciwnie:)
OdpowiedzUsuńTrzeba się z tym pogodzić, że dzisiaj po prostu coraz trudniej o dobrą sztukę, dobrą książkę... Ale są i to jest piękne.:)
No, mi niestety nie było dane oglądać spektaklu, ale może kiedyś... ps. za kilka dni będę w Sandomierzu i zobaczę chociaż tę kapliczkę.
OdpowiedzUsuńps. zapraszam na www.mojesandomierskie.pl
~PK, warto było! Ja tylko żałuję, że sąsiadujące ze sobą województwa - mam na myśli podkarpackie, bo tu mieszkam - nie wymieniają informacji, zaproszeń itp. Sandomierz zasługuje na większą promocję, bo dzieje się, oj, dzieje. Pozdrawiam:)))
OdpowiedzUsuńZazdroszczę też chętnie bym udała się na taki spektakl. Mam nadzieje,że mi się uda :)
OdpowiedzUsuń~Agnieszko, ten teatr jeździ na ogół do małych miejscowości, np. będzie w Zaborku, Wągrowcu. Inspiracją do projektu były przedwojenne objazdy teatralne przybliżające mieszkańcom małych miasteczek najważniejsze osiągnięcia kultury. Z jednej strony wszyscy mają szansę obejrzeć, ale z drugiej - gorzej z promocją. Dla mnie to był kawał dobrego teatru, bo - jak pisałam sobie z Guciamal - jadąc do dużego miasta też odwiedzam teatr, ale on często "skażony", z kulturą na poziomie profanum. Jednym słowem - nie dla mnie. Życzę, by ten dobry spektakl zawitał w Twoje strony.:)))
OdpowiedzUsuńCiekawe miejsce na odegranie sztuki, chciałabym w takim wydarzeniu uczestniczyć. Pana Myśliwskiego muszę w końcu poznać w jednej z jego książek, bo tak się złożyło iż do tej pory haniebnie nie czytalam żadnej. Muszę i chcę te zaległości nadrobić.
OdpowiedzUsuń~Anetko, wydarzenie duchowe niepospolite.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o zaległości czytelnicze, to mam kilka "haniebnych" półek. Ze wstydem się dowiaduję, że powinnam dawno znać "Wilka stepowego" czy "Wahadło Foucaulta". Co ja robiłam tyle lat? Chyba wychowywałam dzieci i walczyłam o pracę. Tyle mam na usprawiedliwienie. Co do Myśliwskiego, to minuty się nie zastanawiaj! "Widnokrąg" jest świetny i to najbardziej autobiograficzna powieść. Dla mnie "Traktat o łuskaniu fasoli" jest bodaj najpiękniejszą książką, jaką przeczytałam. Może musiałam dojrzeć, żeby tak patrzeć na życie. Pochwal się, jak coś przeczytasz.:)))
To z pewnością niezapomniane wrażenia :-)
OdpowiedzUsuń~Piotrze, witaj po długiej przerwie. Podkarpacie Ci czytać nie dało. Ja też na wakacje dużo sobie obiecałam, a tu koniec tuż, tuż. Co do przedstawienia - tak było. I czar trwa. Dziś znowu odwiedziłam Sandomierz.:)
OdpowiedzUsuńNa pewno się pochwalę, ten Myśliwski i jego "Traktat o łuskaniu fasoli" kusi już od trzeciego roku studiów czyli kilka lat temu,ale jakoś nam było nie po drodze. Muszę poszperać w bibliotece.
OdpowiedzUsuń~Anetko, wydaje mi się, że mamy podobny poziom wrażliwości na lekturę, więc satysfakcja gwarantowana. Zbliżają się długie, jesienne wieczory, więc komplet w postaci kanapy,koca, kota, herbatki/kawki i książki jest w sam raz! O! Zauważyłam dopiero, że herbata tu nie pasuje! Przy moim umiłowaniu porządku i harmonii tylko kawa. Polecam.:)))
OdpowiedzUsuń