DOM Z PAPIERU



środa, 31 grudnia 2014

WIELKIEMU Stalinowi hura! hura! hura!

Zaczynamy Nowy Rok. Zastanawiałem się nad tym: czego ja bym sobie pragnął dla siebie w Nowym Roku? Otóż największym moim pragnieniem jest: umrzeć dla chwały świętej Rosji, w obecności jej genialnego wodza Stalina. 

Nie, jeszcze nie piłam szampana. Nie, jeszcze nie czas na zabawę. Po prostu wczorajszy wieczór spędziłam  z oficerem Armii Czerwonej, a teraz nie chcą opuścić mnie Kalinki, Swiaszczennaja wojna ani śpiewane w latach 80. po cichu w akademiku:
A gdy przekroczysz mauzoleum wielkie progi,
 to zatkaj nos, bo tutaj leży  Lenin drogi.

A ty maszeruj, maszeruj, głośno krzycz:
Niech żyje nam Wołodia  Ilicz!

A kiedy rano nie chce ci się podnieść dupska, 
to pomyśl o tym, jak walczyła Nadia Krupska!

 A ty maszeruj, maszeruj głośno krzycz:
Niech żyje nam Wołodia Ilicz!...

Wspomnienia wróciły z siłą fali uderzeniowej. Czytałam i oglądałam. Co najpierw? Może monodram. Rewelacyjny Marek Kępiński - aktor Teatru im.W.Siemaszkowej w Rzeszowie - zmierzył się z rolą młodszego lejtnanta  Michaiła Zubowa, który w 39. wkracza do polskiego Wilna na czele oddziału Armii Czerwonej. Zderzenie radzieckiego kiczu ideologicznego z burżuazyjną Polską wywołuje efekt tragikomiczny, bo Misza nie potrafi spać w pościeli ani użyć kurków nad wanną, nie odróżnia termosu od bomby, nie rozumie, dlaczego kobietom nie opadają pończochy i dlaczego kapitaliści mają chleba pod dostatkiem... Jednak śmiech na sali stopniowo zamiera, milką docinki z widowni (pa russki oczywiście), bo oto dzieje się historia. Wkraczają Niemcy i Misza musi się ukrywać. Schronienia udzieli mu polska rodzina. Usynowiony oficer poznaje życie polskiej wsi, uczy się pacierza, zaczyna rozumieć swoje dotychczasowe zniewolone i ogłupiające życie. Jednak towarzysze nie zapomną o nim... Tu rozjeżdżają się wizje reżysera Sławomira Gaudyna i Sergiusza Piaseckiego - autora książki będącej źródłem spektaklu. Z olbrzymim plusem dla teatru, bo zakończenie wzruszające (pacierz na kolanach!), choć tragiczne.

Przez kilka wieczorów zasypiałam z Zapiskami oficera Armii Czerwonej, wchodziłam w świat kresowej rzeczywistości, poznawałam obyczajowość i mentalność Rosjan... Kultowa książka zminimalizowanego autora. Bo kim jest dziś Sergiusz Piasecki? Mistrz literatury? Więzień-literat? Król granicy i bóg nocy, który stoczył się do poziomu literata polskiego? Wszystkie te określenia możemy znaleźć w znakomitej biografii Krzysztofa Polechońskiego Żywot człowieka uzbrojonego. 
 Piasecki do dziś jest zepchnięty na dalszy plan literatury emigracyjnej, bo został nieprzejednanym antykomunistą. Jego dorobek pozostaje w cieniu, wszak po 89. doceniono twórców z kręgu paryskiej "Kultury", ale głęboko etyczna i wolnościowa twórczość pisarzy i poetów londyńskich została zlekceważona i już dotrzeć do Polski legalnie nie mogła. A szkoda, bo za wybitną należałoby uznać twórczość Piaseckiego w nierodzinnym języku. Ten półkrwi Polak o zatartej narodowej tożsamości - pisze biograf - wychowany w rosyjskiej mowie i obyczaju, lecz nie zakorzenionym ani w polskim, ani w rosyjskim środowisku, przeszedł długi proces odnajdywania ojczyzny.
Dorastał w kręgu kultury rosyjskiej, na dodatek w domu, w którym mu było źle, bo matki brak, a ojciec obojętny. W szkole koledzy szydzą: Polaczok, Polacziszka, Lach. Eskalacja konfliktów w gimnazjum doprowadziła chłopca do więzienia, a po ucieczce kształcił się już wyłącznie z księgi życia.  Lata wojenne to awanturnicze życie wywiadowcy, przemytnika i bandyty. Potem został więźniem niepokornym. W sumie za kratami spędził 14 lat. W czasie kolejnej wojny włączył się do polskiego ruchu oporu, co przypłacił przymusową emigracją. Ostatnie lata spędził w Wielkiej Brytanii, trwając w stanie bezdomności - zagubiony, bez studiów i bez fachu, z manierami szpiega - cierpiał często niedostatek, imał się prac fizycznych. Nie lubił spotkań autorskich i w żadnym nie uczestniczył, mimo rosnącej sławy i poczytności. Celem jego życia stało się zwalczanie bolszewizmu i robił to jako partyzant, żołnierz, szpieg, konspirator i wreszcie pisarz. To zamknęło mu drogę do kraju, a gdy nastała odwilż, na przeszkodzie stanęły takie wypowiedzi, jak nazwanie Miłosza poputczikiem. Kto został pupilkiem kolejnej RP? Doczytajcie - Piaseckiego i o Piaseckim!

Czas podsumować ten rok. Życzyłabym sobie, żebym dalej miała szczęście do wyszukiwania dobrych autorów, zapomnianych książek i niezmiennie marzę o czasie, by pomóc przeznaczeniu w tych poszukiwaniach. A Wam? DO SIEGO ROKU!

piątek, 26 grudnia 2014

Dlaczego kochasz Polskę, a mieszkasz w Anglii?

- W moim domu nie ma Wigilii - mówi jeden z emigrantów. - Jest zastawiony stół, jest żona, troje dzieci, ale nie ma babci i dziadka.

W ilu polskich domach wpatrzeni w pusty talerz myśleliśmy o najbliższych, którzy dzielą się z nami opłatkiem przez skype'a? Święta spędzili poza Ojczyzną, bo ceny biletów przyprawiają o zawrót głowy. Zresztą w pracy bizi i w grudniu trudno dostać holideja. Żeby dochować tradycji, doładują ojsterki i pojadą na polską mszę. Ksiądz prawi kazanie po polsku, dzieci biegają lub w wózkach bawią się smoczkami, butelkami... Jest tak pięknie, ale coś dziwi... Nagle zdaję sobie sprawę - brakuje siwych głów! Kościół pełen młodych rodziców! Jakże odmienny od polskiego widok...
W świątecznym wydaniu "GP" dodatkiem był film Magdaleny Piejko Tam, gdzie da się żyć. Właśnie kadry z polskiej mszy (choć w filmie Wielkanoc) wycisnęły z oczu łzy. Kolęduję "Nie było miejsca dla Ciebie", a myślę, dlaczego dla kilku milionów Polaków zabrakło miejsca w Ojczyźnie? Dlaczego i przez kogo zostali  zmuszeni do emigracji? Bo nie wyjechali z własnej woli, bo nie są łowcami benefitów, bo wciąż marzą o powrocie...
Film jest prawdziwy i boli. Pokazuje zbiorowy portret ostatniej najliczniejszej emigracji. Wypowiadający się prezentują różne zawody, mają różne statusy społeczne, jednak myślą podobnie. Wyjechali, bo tam da się żyć. Tam, czyli na Wyspach. Żyją wśród Angoli i Irlandczyków, bo w Polsce nie znaleźli pracy, padły ich firmy, rodzące się dzieci musiały jeść, a za niezapłacony rachunek mogli wyłączyć im prąd lub wyrzucić z mieszkania.
Przyjechałem sześć lat temu na trzy miesiące... Miałem przyjechać na pół roku, siedzę tu dziewięć lat... Przyjechałam na wakacje... - mówią. Chcą godnie żyć, utrzymać rodziny, wykarmić dzieci. We wszystkich rozmowach powtarza się słowo normalność. Uciekli do normalnego życia. Bo tutaj założenie działalności trwa 15 minut, ubezpieczenie kosztuje 74 funty na pół roku, a żądana dokumentacja to zeszyt w kratkę z dochodami i rozchodami. Gdy nie zarabiasz, to nie płacisz! Są zaradni, nie żebrzą.  Zdają egzamin z danej i zadanej im wolności w napiętej atmosferze. Wielu Irlandczyków pamięta emigrację z Zielonej Wyspy, ale "celtycki tygrys" już się skończył. W czasach recesji łatwo o słowa, że Polacy kradną im pracę. Jednak mimo dotkliwej dyskryminacji zawsze tu lepiej niż w Polsce.
Pytają o siebie. Mają wciąż polską tożsamość, choć zgrzytają zrymowane słowa patriota-idiota. Jeśli coś się traci, to jednocześnie bardziej ceni.  Przychodzi czas na czytanie polskich książek, organizowanie akcji związanych z naszymi rocznicami historycznymi (Powstanie Warszawskie), wyjście z kościoła na ulicę (Droga Krzyżowa przez miasto)... Powrót do polskości, do historii, do kościoła - wszystko jest spójne!
Czas zapytać - czy wrócą do kraju?
Do czego wracać? Polska przestaje istnieć, bo państwo nie spełnia swojej podstawowej misji, jaką jest ochrona obywateli i troska o nich. Media zapychają ludziom oczy aferami, a rządzący to bestie bez narodowości.
- Nie wiedzą, kim są? Nie mają pradziadków? Jaka krew w nich płynie? - padają pytania.
- Żebym wrócił do Polski, musiałby się zmienić rząd. 
Praca i godna płaca - to podstawowe warunki. I dziwią się Polakom w kraju, że jeszcze nie wyszli na ulicę. To eutanazja narodu! Ukochanego narodu! Nie ma dnia, żeby nie tęsknili za Polską. Tragiczny sentymentalizm, bo dziecko powinno być przy dziadkach, a nie w internecie. A kiedy syn pyta: Tata, dlaczego kochasz Polskę, a mieszkasz w Anglii? - jak mu to wytłumaczyć?

środa, 24 grudnia 2014

Pochwalony po wsze czasy!

Wędrowali Trzej Królowie z za dalekich mórz.
Nie wiedzieli, że za nimi idą łany zbóż.
Nie wiedzieli, że do szopy wszystkie nasze walą chłopy
Na tę jasność zórz.
Słucha jeden, słucha drugi. Skąd ten cudny głos?
A to śpiewa nasz skowronek za pobrzękiem kos!
A to nasze łany, grzędy przyśpiewują im kolędy
Wskroś porannych ros!
Przyszli króle do Betleem, aż tu nowy cud!
Pyta Jezus: "A gdzież chłopy, co tu przyszły z bud? 
Gdzie Mazury, Krakowiaki, Kujawiaki, Łęczycaki,
Gdzie mój cały lud?"
Nie zawstydzi się przed królmi za swe dary chłop!
Nad kadzidło i nad myrrę pachnie żytni snop!
A pszenica się migota od szczerego cudniej złota
Pod niebieski strop.
I stanęli wszyscy kołem, tak jak wyszli z chat;
I huknęli: "Pochwalony!" na caluśki świat.
Odhuknęły góry, lasy: "Pochwalony po wsze czasy
Bóg nas i nasz brat!"

Ten piękny tekst Chłopców z gwiazdą trzejkrólową Marii Konopnickiej dedykuję wszystkim gościom "papierowego domu", życząc Wam tradycyjnych i czułych świąt Bożego Narodzenia.

wtorek, 23 grudnia 2014

A gdzie masz czerwony krawat?

- A gdzie masz czerwony krawat? - pyta studenta Kołakowski (tak, ten Kołakowski).
- Nie mam. Nie należę do ZMP.
Czerwona dwója w indeksie. Drugie podejście:
- Nie masz czerwonego krawata? - docieka egzaminator.
- Nie. Nie jestem zorganizowany - odpowiada kolejny raz student.
Druga dwója na egzaminie oznaczała relegowanie z uczelni. I tak się stało...

Byłam bardzo ciekawa, jak doszło do sytuacji, że taki "autorytet" był wykładowcą renomowanej uczelni. Kto, kiedy i w jakich okolicznościach podmienił nam elity?
Nadarzyła się okazja, bo właśnie rzeszowskie środowiska patriotyczne zorganizowały spotkanie. Musiałam stanąć oko w oko z tym "sympatycznym, łysym, w okularach" - jak określił Leszka Żebrowskiego Płużański.
I dostałam to, na co liczyłam - solidny, wartościowy wykład naszpikowany nazwiskami, przykładami, cytatami, ale też dygresjami dla złapania oddechu (a to pojawiał się Lech Bolesławowicz Wałęsa,  to znów chrabia "Bul" Komorowski, by wrócić do  nazwisk katolików w stanie łaski ubeckiej, jak chociażby do Mazowieckiego...). Niczym w karnym szeregu ustawiały się kolejne miażdżące fakty, budzące strach elity pookrągłostołowej.
Warto zacząć od 1939 roku, gdy Niemcy weszli z poszukiwawczymi listami, a na nich znalazło się  osiemdziesiąt tysięcy zewidencjonowanych działaczy politycznych, ludzi kultury i nauki przeznaczonych do eksterminacji. Egzekucje od pierwszego dnia wojny! Za chwilę obezhołowienie (oberwanie głowy społeczeństwu)  rozpoczęli Sowieci. Była to celowa eliminacja warstwy przywódczej, inteligenckiej, by zapanować nad niewolniczą masą. Spotkały się walka ras z walką klas, a czerwone bandy działały pod niemiecką opieką. Po 44. roku Polacy nadal stawiają opór - powstaje Zrzeszenie Wolność i Niezawisłość, Narodowe Zjednoczenie Wojskowe i inne lokalne antykomunistyczne organizacje. Podziemie trwa, działa mimo ponoszonych strat. Sowiecki okupant umacnia komunistyczne struktury, ale też w miejsce eksterminowanych elit podstawia intelektualistów nowego chowu. Przełomowy okazał się rok 48., kiedy eliminuje się resztki kadry naukowej i przywódczej, która przeżyła obie okupacje. Giną najbardziej wartościowi ludzie, bo nie przeżyją okrutnego śledztwa lub więziennych warunków. To m.in. prof. W.Lipiński, prof. M.Grzybowski, K.Pużak, W.Marszewski, gen.A.Fieldorf, A.Doboszyński, por. Jan Rodowicz "Anoda" (aresztowany w Wigilię)... Słabnie opór społeczeństwa...
Wszystko co stare - jest nieprzydatne. Polska zmienia się diametralnie.
Co robiły w tym czasie Kuronie, Michniki, Jaruzelskie, Mazowieckie tuzy? Dziś mają wybielone życiorysy, często zmienione nazwiska, a ich tfurczość z tego okresu trudno znaleźć na półkach (np. Wróg pozostał ten sam współautorstwa Mazowieckiego). Mamy też wyraźny komunikat, że nie wolno nam grzebać w życiorysach, bo to nieetyczne, podobnie jak nie można potomków obciążać za winy rodziców, więc brylują w mediach resortowe dzieci, bezkarne, pilnujące rodzicielskiego etosu. Wymienieni demokraci urodzili się i od razu działali w opozycji. Do dzisiaj są pod ochroną służb siłowych. Gdy jakiś uparty dziennikarzyna chce doprowadzić do przesłuchania prezydenta w sprawie WSI, media szczegółowo relacjonują konsumpcję sałatki na sejmowej sali. A przecież na Informacji Wojskowej opierał się i Jaruzelski, i Kiszczak. To nie było wojsko! To partia i bezpieka w wojsku. Kiszczak (dziś zbyt chory, by stanąć przed sądem) dwoma słowami niszczył ludzi. Jego słynne: Na kafelki! - na zawsze odmieniło życie Kucharskiego. A z kafelków łatwo spłukuje się krew szlauchem...
Jak Polska stała się nienormalna niech świadczy fakt, że Cimoszewicz - syn pułkownika WSI - uzyskał w wyborach prezydenckich  aż 10% głosów. Dlaczego nie publikuje się relacji ofiar?
 Warto też sięgnąć do dokumentacji wytworzonej przez Polskę Ludową. Wszystko się zgadza oprócz sprawców, a zbrodnie dokonane przez AL/GL przypisuje się Akowcom.
"Na bandy" jeździł ten przywołany na początku Kołakowski. Z kaburą i pistoletem paradował w czasie wykładów. Był aktywnym członkiem czerwonych bojówek, które obelgami i kijami przeganiały profesorów Ajdukiewicza, Kotarbińskiego, Tatarkiewicza, żeby zająć ich miejsca. Dziś to wielki autorytet i filozof, który szydził z Biblii i do dziś nie może opublikować swojej pracy doktorskiej o Spinozie. Podobnie jak Ba(ł)man, którego specyficzne metody pracy naukowej odkrył dopiero angielski student. Stefania Jabłońska, która zasiadła na fotelu uniwersyteckim po zamordowaniu przez ubeków poprzednika... Czy choć jeden z profesorów przyznał się,  przeprosił, że się ześwinił?
Dalej - pupilek salonu - Kapuściński, piszący na zamówienie wschodnich sąsiadów. Jego idole to Własow i Korczagin - sowieckie dzieci odznaczone za to, że swoich rodziców wydały w ręce NKWD. Jest dostępne podanie przyszłego mistrza reportażu, w którym przekonuje POP (dla młodych - podstawowa komórka partyjna), że jest znakomitym kandydatem do partii: urodził się w 1932 roku na Zachodniej Białorusi zagrabionej przez sanację (!); wstąpił do "Pioniera" jako siedmiolatek, kształtowały go takie lektury jak Matka Gorkiego i Ojczyzna Wandy Wasilewskiej. A rekomendacji do partii udziela mu sam Geremek!
Był też rok 68., nazwany przez Michnika "drugim Katyniem", wszak kraj został "pozbawiony elit"!  Ok. 11,5 tysiąca osób opuściło kraj, a decydowały o tym partia komunistyczna i gminy żydowskie. Dziś mówi się o wypędzeniu Żydów przez Polaków. Michnik w Szwecji i Wolińska w Wielkiej Brytanii stwierdzili, że do kraju pieców nie wrócą, a świat to kupuje. To propaganda bezkarna do dzisiaj. Trzeba wyraźnie powiedzieć, że wśród opuszczających nasz kraj byli ubecy, sędziowie, prokuratorzy, propagandyści wojskowi, zamieszani w katowanie Polaków, dziś przez  antypolskie ataki i oszczerstwa chcą wybielić siebie, a ofiary nazywają faszystami i antysemitami. Ich życiorysy są kluczowe dla ich poglądów. Kto za nimi stoi?
Tacy ludzie tworzą nam intelektualne zaplecze dla nowego ustroju!
Co możemy zrobić dzisiaj? Nie kłaniajmy się fałszywym autorytetom i nie idźmy jak owce za wilkiem. Nie dajmy sobie wciskać pedagogiki wstydu. Sięgajmy do przeszłości, by szukać fundamentów ideowych. Możemy być dumni z dokonań przodków, chociażby z wielkiego okresu rozbiorów. Uczmy polskiej kultury w domu. Upowszechniajmy wiedzę. Postawmy na samokształcenie. Nie kupujmy książek lansowanych autorów. Bojkotujmy media rażące propagandą, a rozwijajmy własne. Wykorzystajmy formy cyfrowe, nagrywajmy.  Brońmy się! Miejmy odwagę cywilną i obywatelską - nie bójmy się! Sfery myśli i idei zabić nam nie mogą. Wyjdźmy na zewnątrz. Twórzmy wspólnoty towarzyskie, rodzinne. Jesteśmy u siebie! I wytwarzajmy własne elity! Są dwie Polski, ale przyszłość należy do nas!
Jak pięknie POLSKA nas połączyła:)





niedziela, 14 grudnia 2014

Cierpliwości, proszę...

Biorę życiowy urlop. Nie martwcie się, bo aktualnie pochłaniają mnie ważne sprawy. Mój marsz przez tekstowy świat hamuje rozmowa z cieniami.
Właśnie odnalazłam tropy wiodące do przeszłości. Znam nazwisko historyka, który zajmował się m.in. organizacją, do której należał mój Ojciec. Żyje i może opowiedzieć mi o tym co ważne świadek - członkini "bandyckiej" grupy, która usiłowała przemocą zmienić obecny ustrój Państwa Polskiego. Jestem tak szczęśliwa, że mogę z nimi pisać, dowiadywać się... Czuję, jakby Tata stał obok mnie i się uśmiechał... Kto zna mój krąg światopoglądowy, nie powinien się dziwić. Moje marzenie? Utrwalić wspomnienia ofiar komuny. Daj Boże, żebym potrafiła! W świetle tego, co dzieje się w naszym kraju - pogrzeb z honorami gen. Jaruzelskiego, szopki z niemożnością skazania Kiszczaka i jemu podobnych, promowanie czerwonych gwiazd przez resortowe dzieci... - trzeba walczyć.

Jednocześnie uspokajam, że białe kruki nadal spływają na moje półki. Pierwszy raz od czterech lat podjęłam współpracę z wydawnictwem, które gwarantuje wysoki poziom, co dla mnie oznacza po prostu pisanie prawdziwej historii. Jedynie czasu nikt nie może dołączyć w pakiecie;)

Byłam, jestem i będę. Pozdrawiam przedświątecznie wszystkich potencjalnych czytelników:)

niedziela, 7 grudnia 2014

Czekały na wolność, nie na gwałty!

Dwadzieścia trzy nas było tego dnia, gdy pod naporem więźniarskich ramion pękła brama obozu w Neustadt-Glewe, ostatniego na drodze ku wolności. A dla niektórych ku śmierci, która - zdaniem mędrców - także jest wolnością.
Po lekturze Pasażerki i Wakacji nad Adriatykiem [tu czułam wewnętrzny przymus doczytania dalszych losów więźniarek kacetów. Długo trzeba było czekać, bo o ile Oświęcimianki po wojnie były traktowane z szacunkiem, pozwalano im działać w stowarzyszeniach, zapraszano je na uroczystości, nie łamano im karier, to jednak ich wspomnienia urywały się wraz z otwarciem bram lagru. Zofia Posmysz odważyła się napisać ciąg dalszy, a książeczkę zawdzięczamy Wydawnictwu "Von Borowiecky".
Do wolności, do śmierci, do życia to relacja z drogi do Polski. Więźniarki najpierw zobaczyły amerykańskich żołnierzy. Wygoleni, pachnący, uśmiechnięci. I niczego od nich nie chcieli! Wyzwolili obóz i odjechali, ale jeszcze przedtem doradzali, by wyruszyć za Łabę. Dla grupki kobiet to byłaby zdrada! Mimo przestróg wyruszyły w stronę słońca. Nie funkcjonowała kolej ani żaden transport. Krążyły niepokojące wieści o Armii Czerwonej. Co je pchało na wschód? Instynkt ptaków wracających do gniazd? Kilkuletnie marzenia, by wyjść za druty i iść przed siebie mieszały się z przerażeniem, bo kto teraz da pajdę chleba? Jednak to inny głód stanie się ich największym zagrożeniem.
- Nastroszyć kudły, zrobić się na staruchy! - komenderowała doświadczona Doktor P. Były niczym owce wśród stada żarłocznych wilków. Szły bocznymi traktami, w chustkach zasłaniających twarze, z opuszczonymi głowami, powłóczące nogami, utykały...
Sposób okazywał się skuteczny, często jednak były napastowane w czasie postojów. I tu imały się różnych form obrony przed gierojami, broniąc dostępu do przyjemności, które - ich zdaniem - należały im się za trud i znój przebytych bojów. Napady rozpasanego żołdactwa odpierały ruganiem lub metodą kapitolińskich gęsi. Wobec solidarnego oporu bywało, że napastnicy wszczynali walkę na słowa:
- Czego w ich złorzeczeniach nie było! I szyderstwa z pańskiej Polszy, którą ruski mużyk powalił na kolana w jeden dzień, i obietnice, że tak czy owak, znajdziemy się w kołchozach, gdzie baby są wspólne, i charakterystyka naszych mamuś, babć i prababć, i, rzecz jasna, nas samych, niemieckich "blati", sojuszniczek Hitlera. Czy hitlerowcy robią to lepiej? Inaczej? W mordu, w ucho, w oko? Oni też tak mogą, pożałujsta. Pocziemu - że Germaniec dla nas lepszy niż russki mołodiec?
- Ty nie russki mołodiec, ty russki cham - nie zdzierżyła Marysia. [s.49]

Jeszcze przed dotarciem do Odry dowiedziały się o przesunięciu granic. Zwątpiły w sens drogi te dziewczyny, których domy zostały za Bugiem. Tarnów czy Kołomyja to teraz bez różnicy, bo wszędzie, gdzie wejdzie ruski, jest tak samo...
Pierwsze spotkanie z polskim wojskiem i zdumienie na widok zdetronizowanego orzełka na czapkach! Słyszą nowe słowa: szabrownicy, kolaboranci... I brak reakcji "polskich" oficerów na próby gwałtów zadawanych przez krasnoarmiejców.
- Godziłyście się na Niemców, to co wam szkodzi raz jeszcze? [s.79]

Wśród wielkich znaków zapytania grupa powoli rozchodzi się w różnych kierunkach. Ostatnie rozstania na peronie i zdziwienie bezczuciem. To już? Myślały, że uwolniły się od przeszłości i zaczną nowe życie. Jeszcze nie przeczuwały, że nigdy z kacetu nie wyjdą.